An der schonen blauen Donau...
Wróciłam, żyję i nadal jestem tak samo wredna, nieposłuszna i nieodpowiedzialna jak byłam przed tygodniem, z tą jednak różnicą, że dowiedziałam się iż mój
stan zdrowia jest bardzo zły. Tak, to jest chwila na wstrzymanie oddechu. Drodzy czytelnicy, otwarcie przyznaję się przed wami i przed samą sobą, jestem
zboczona. Co prawda wasze zwierzaczki mogą spać spokojnie, wasze dzieci również, ale... wasi ojcowie już nie. Zboczyłam gdzieś dawno, dawno temu, jednak
wtedy wydawało się to jedynie niegroźną, chwilami zabawną przywarą, która minąć miała wraz z moim wyjściem z wieku dojrzewania. Tymczasem okazuje się, że
z Alą jest coraz gorzej. Nie zakochuje się ona już bowiem w studentach, nie śnią jej się po nocach świeżo upieczeni magistrzy, ona wzrokiem pełnym pożądania
błądzi za panami w wieku srednim. To jest chore! I to jak... Nie poruszam tej kwestii jednak by kogos tu szokować, jest to o tyle niesmaczne, że pisząc o tym
mogę jedynie odebrać komuś przyjemnośc ze spożywania obiadu. Jest to wstep do relacji z wyjazdu na obczyznę i jednocześnie ostrzeżenie dla młodziezy poniżej
16 roku zycia, że sceny zawarte w tym opisie mogą wpłynąć źle na ich dalszy rozwój. Czytacie to państwo drodzy na własną odpowiedzialność i sumienie.
O godzinie 5 zadzwonił budzik. Spałam tego dnia nie więcej niż 5 godzin. 5 godzin było dawką snu zdecydowania za małą bym miała tryskać energia przez całą
kilkunastogodzinną podróż do przygranicznej Wisły. Czekać jednak na coś musiałam tego dnia, może myślałam, że autobus, którym bede jechać przeładowany
będzie wygłodzonymi mężczyznami, to coś pomogło mi wstać, zorientować się czy wszystko jest spakowane i dojechać na miejsce, gdzie podstawiony miał być
autokar. Jako, że była to wycieczka z zakładu pracy mojej mamy, nie mogłam jednak snuć długo marzeń co do płci pasażerów, własciwie bezpieczniej dla mnie
samej było pogodzić się, że miast potencjalnych OW zobaczę tam stado bab, urzędniczek, które na codzien zajmują się piciem kawy i uprzykrzaniem życia
petentom. I rzeczywiscie tak było, a było nawet gorzej, bo tam, gdzie wsiadałam wraz z mamą wszystkie już sadowiły się na swych miejscach i okazało się, że
moje miejsce i miejsce mojej mamy są rozstrzelone w dwóch częściach autobusu. Mama siadła przy jednej ze swych koleżanek, ja nie mając wyboru zajęłam
miejsce na samym końcu obok dwóch dziewczyn w moim wieku, które na pierwszy rzut alutkowego oka zdawały się być wrednymi "es" i w sąsiedztwie
przysadzistego pana o imieniu Marian. Pan Marian był duszą towarzystwa, z wielkim trudem przychodziło mu milczenie. Szybko jednak zrozumiał, że Aluta nie
jest osobą, z którą będzie rozmawiać przez następne kilkanaście godzin. Miała bowiem ona sposób na dusze towarzystwa. Sposób miał 160 stron i nazywał się
"Konstanty, syn Konstantego" autorstwa Kiry Gałczyńskiej. Co prawda po 4 godzinach sposób się skończył, lecz Marian pan dziwnie zamilkł. Dziwnie żal mi nie
było. Zaczęłam się jednak nudzić, właściwie w plecaku miałam jeszcze dwie książki o mistrzu Konstantym, ale limit przeczytanych książek na najbliższe pół roku
najwidoczniej mi się wyczerpał. Udawałam zatem, że śpię, przypatrywałam się mijanym domom, kątem ucha słuchałam przewodnika... z minuty na minutę co raz
gorliwiej. Osoba przewodnika była jedną z niewielu osób, która mnie ucieszyła, tego roku bowiem w przeciwieństwie do lat poprzednich, przewodnik był
mężczyzną. Wsiadając niestety nie zwróciłam uwagi na to jak wyglada, nie miałam zatem pojęcia czy jest gruby, wąsaty, czy łysy, ale głos jego wskazywał na to,
że będzie na co popatrzeć. Na tamtą chwilę delektowałam się samym słuchaniem. Facet w przeciwieństwie do pań przewodniczek godoł z sensem - więcej - miał
potwornie cyniczną manierę i niebywałe poczucie humoru. Wystarczało to w zupełności by Alutka zainteresowała się panem przewodnikiem. Zanim jednak
zaczęła bacznie śledzić kazdy jego gest, minęło jeszcze trochę czasu. Naprawdę zainteresowała się nim, w Austrii, czyli trochę za późno, jeśli na coś liczyła;) Do
Austrii z Wisły droga była bowiem daleka. Faktem jednak było, że tak jak w poprzednich latach jakiś czort straszliwy wstąpił w naszą małą bohaterkę. Czort
zwany chucią, w terminologii biologicznej hormonami. Oczy moje nabrały dziwnego blasku i cała męska populacja Wisły, łącznie z niejakim Adamem Małyszem
była zagrożona. Inna zupełnie sprawa, że z zewnętrznych objawów tej niewyobrażalnej chcicy widoczne było jedynie moje spojrzenie, które niestety przez
wszystkich poczytywane jest jako spojrzenie mordercy, zatem nie było szansy by jakikolwiek mężczyzna odważył się do mnie podejść. A to wszystko i tak przy
hipotetycznym założeniu, że znalazł by się taki co to by w hipopotamach gustował. Przyjechalismy tam, to jest do Wisły, gdzie zakwaterowano nas w domu
wczasowym o rozpustnej nazwie "Izabella", w okolicach godziny 19, za oknami słońce już właściwie zachodziło, lecz moja mama jako wielki pasjonat gór
postanowiła razem ze znajomymi pójść samopas na spacer. Skorzystała z tego i Alutka, również samopas udała się na spacer, lecz w kierunku, gdzie mogłaby
ochłonąć lub ... Zostańmy przy lub;) Jako, że owy dom wczasowy oddalony był znacznie od centrum Wisły, było to dośc ryzykowne, jak wiadomo bowiem Ala
nie należała do osób z wysoko rozwinietą orientacją przestrzenną (no przecież, że nie seksualną!). Lecz kto nie ryzykuje, ten dzieci nie płodzi. Aluta z pewną
niesmiałoscia kolejne kroki stawiała, bo w sumie tak bardzo nie zależało jej by spać na wiślańskim dworcu czy w ogóle zakończyć na Wiśle całą tą wycieczkę,
jednak wszystko się dobrze skończyło, nie dość, że znalazła centrum Wisły, to jeszcze bez większych trudności wróciła tam skąd przyszła. I duma ją rozpierała, na
tyle, że nawet chuc się uciszyła. Tego dnia i nocy tej nic więcej się nie zdarzyło, podobnie jak pierwszego dnia w Austrii. Przyznam się bez bicia, całe to
zwiedzanie interesowało mnie jak zeszłoroczny śnieg. Oczywiście, podobało mi się, lecz nie oszukujmy się, nie jechałam tam, by po latach wyciągać przed
wnukami album i mówić "tu wasza babcia była", a to po części ze względu na to, że po Wiedniu oprowadzała nas jakaś kobita. Proszę mi wybaczyć, ale ja kobit nie
słucham i jak dotąd dobrze na tym wychodzę. Czym zatem się zajmowałam? Nooo, patrzyłam...podziwiałam ten tygiel kulturowy i powoli zaczynałam dokładniej
przypatrywać się osobie przewodnika. Widziałam teraz, że jest to mężczyzna w wieku średnim, że sylwetka jego nie jest już naturalnie wyprostowana, że włosy
jego straciły już swój kolor, a na jego dłoniach nie ma obrączki. Nie ma - zapaliło się zielone światło w głowie Alutki. Jasne, że jego wiek mi przeszkadzał, lecz był
to szczegół nieistotny. Od pierwszego czulszego spojrzenia na tego człowieka wiedziałam, że cały ten flirt nie wyjdzie poza moją głowę... w pewnym jednak
momencie zorientowałam się, że fantazja miesza się z rzeczywistością. To co wymyślone nabiera kształtów. I mogę jedynie domniemać, czy coś miało by
miejsce, gdybym od pierwszych dni, po ostatnie nie uparła się by udawać dzieciucha, który wszędzie chodzi pod rączkę z mamą. O tym jednak za słów kilkadziesiąt. Drugi nocleg miał miejsce w Bratysławie ze względu na to, że w Wiedniu koszt miejsca w hotelu przekroczyłby penwie koszt całej wycieczki. Warunki może niekoniecznie były zadowalajace, ale to nie była noc, w ciągu której miałam zamiar spać, przebywac w hotelu. Chuć nadal dawała o sobie znać i nastrój miałam imprezowy. Niejako byłam jednak przywiązana (w sensie uwięzienia, a nie głębokiej więzi) do mamy, nie zgadzała się ona bym gdziekolwiek ruszała się o tej porze. Sama jednak również miała ochotę wyjść z hotelu, właściwie nie tylko ona, lecz cała wycieczka. Zmiłował się zatem pan przewodnik i zorganizował nocne zwiedzanie Bratysławy. Tego mi było trzeba, lecz bym mogła się znaleźć w niebie siódmym brakowało mi jeszcze osoby przewodnika i zacisznego pokoju. Całe to zwiedzanie nie trwało jednak nawet godziny, towarzystwo zechciało iść do jakiegoś pubu, co w moim przypadku mogło oznaczać jedynie obserwowanie jak reszta weseleje z kazdym łykiem procentowego trunku. Przewodnik uznawszy, że sami trafimy do hotelu ulotnił się niespodziewanie, a ja widząc, że już nawet popatrzeć nie ma na co, szepnęłam mamie tonem zdecydowanym, że nie bedę się tutaj demoralizować i wracam do hotelu. Mama nieświadoma mojego rzeczywistego stanu demoralizacji oczywiście w tempie natychmiastowym lokal opusciła. Do hotelu jednak nie wróciliśmy tak szybko, trochę jeszcze pospacerowałyśmy, zdjęć nacykałyśmy i dopiero, gdy poczułyśmy, że po ulicach Bratysławy grasują grupki młodych upitych mężczyzn wróciłysmy do hotelu. Nowy dzień się zaczynał, gdy ja wtulałam swoją głowę w poduszkę. O 7 mieliśmy wyjechać ponownie do Austrii, czy był zatem jakiś sens by sie kłaść? I tak nie miałam wyboru, a rano... rano spotkało mnie zaskoczenie. Pewna uciążliwa dolegliwość natury gastrycznej mnie spotkała. Proszę docenić, jaka dyplomatyczność;) To było najpotężniejsze i najdłuższe katharsis jakie doświadczyłam w całym swoim życiu. Dalsze zwiedzanie miałam z głowy. Co prawda postanowiłam nie być więźniem porcelany, ale jak się okazało trochę ojro, a przede wszystkim czasu za to zapłaciłam. Było to o tyle niefajne, że był to dzień, gdy łaskawie został nam dany czas wolny, który ja w połowie poświęciłam na szukanie toalet i załatwianie pilnej potrzeby. Tym sposobem pamiatek z Wiednia nie ma... Dopiero po kilkunastu tabletkach węgla i trzech saszetkach Smecty, kryzys został zażegnany... i znów skupić się mogłam na cudownej osobie przewodnika;) Był to dzień zwiedzania letniej rezydencji Habsburgów. Nie powiem, ładnie się urządzili, ale nie to zdominowało ten dzień. Aluta jak to Aluta, roztrzepana, chcąc trochę ojro wydać i odżałować to, że zamiast sklepów zwiedzała wiedeńskie toalety, zagapiła się trochę na pocztówki, trochę na torby i nie spostrzegła jak reszta grupy się od niej oddala. Nagle podniosła swój wzrok znad czytanego przewodnika i zorientowała się, ze jest sama wśród dziesiątek koreańczyków, niemców, angoli, że gdzieś z oczu zniknęło jej średniowieczne kochanie. Wystraszyła sie pożądnie, bo z tych Habsburgów to byli jacyś megalomani i miejsc, gdzie mogła być reszta grupy było dużo. Kierując się jednak swoją szwankująca kobieca intuicją zbiegła po schodach prowadzących do głównego wyjścia i otechnęła. Była tam mamusia, był pan przewodnik i reszta była. Zagadką jednak było to, gdzie jest mój plecak, który musiałam oddać na przechowanie. Może nie to, gdzie on jest było zagadką, lecz to jak go odbiorę. Nie miałam bowiem do niego numerka, bo miała go pani przewodnik, ta jednak gdzieś wsiąkła. Zaczęłam się zatem oglądac dookoła siebie i znalazłam. Wisiał sobie swobodnie... na plecach przewodnika. Momentalnie struktura moich nóg zamieniła się w watę i pytanie, podchodzić - nie podchodzić? Mamusia widać odpowiedzialności mnie uczyć postanowiła i mówi, że ona go btrać nie będzie. No dobrze, postawiłam zatem krok do przodu, krok kolejny i czułam jakby tempreatura powietrza zaczęła wzrastać, natychmiastowo z każdym krokiem. Podeszłam do niego, właściwie już na granicy między omdleniem i cichym głosem mówię "mogę plecak?" - on brak reakcji. W ogóle mnie nie dostrzegł! Reszta grupy widząc moje zmieszanie, postanowiła mnie wyręczyć i chórem niemal "znalazła się zguba"krzyknęli. Obróciło się moje kochanie, zmierzyło mnie wzrokiem i z uśmiechem odparło - piwo proszę za tą przysługę - Nooo tego Alutka się nie spodziewała, niesmiało zatem rzekła to co jej do głowy przyszło - ale ja jestem nieletnia, piwa mi nie sprzedadzą - siląc się przy tym na uśmiech. On na to westchnął i dobrotliwie odparł - no dobrze, załatwimy to inaczej. - Błyskawicznie mi cisnienie skoczyło, lecz że rzecz działa się w gronie szerszym owo "inaczej" nie mogło niestety oznaczać tego, o czym państwo właśnie pomyśleli. Nastawił zatem policzek, sugerując tym samym, że oczekuje buziaka. I tutaj nie miałam pojecia co snem jest, co jawą, dlatego nie chcąc, by przypadkiem okazało się, że z tego buziaka zrobił się namiętny pocałunek w usta, najszybciej jak mogłam owego buziaka w policzek mu dałam i czerwona jak burak wróciłam do mamy. Wiem, żadne to halo, ale gdy poczułam jego szorstką twarz... mmm. Proszę mnie usprawiedliwic, ja mężczyzny nie dotykałam od półtora roku! Od tego czasu w stosunku do niego myśli wyłącznie miałam nieskromne, a sny grzeszące....
Dobra, dalsza część niebawem...
Dodaj komentarz