Gdzie jest moja gdzina snu?!
W sekrecie powiem, że na chatroulette połączyłam się z Jonas Brothers (taki zespół młodzieżowy, głównie znany z prawictwa członków - czytałam pudelka to wiem) podczas próby. Nie wiedziałam zbytnio co powiedzieć, raczej nie należę do ich targetu, ale było też w tym coś ze zdumienia, że oto ja smiertelnik staję oko w oko z celebrytami, że to moja wielka chwila, 5 minut w ich świadomości. Napisałam zatem cos w stylu "oh my gosh! Jonas Brothers! Am I right?" i po uzyskaniu odpowiedzi pozytywnej nacisnęłam przycisk "next". Nie wiem co na to ich celebrycka duma, ja z pewnością czułam pewien niedosyt, bo przecież jakby człowiek dobrze zagadał, to może by się nawet skypem wymienił, później wakacje w Hollywood czy gdzie oni tam urzędują, wiadomo czysty pieniądz, ale zupelnie nie mialam pojęcia o czym się teraz rozmawia z nastolatkami (:>), a oni sami wygladali jakby tylko czekali na wyrazy uwielbienia. Innym razem siedząc na ruletce, chyba połączyłam się z Jessicą Albą, chociaż w tym przypadku nie mam pewności, bo z rozpędu wcisnęłam wspomnianego już "nexta" i tyle było tego mojego obcowania z nią, ale głowy sobie nie dam uciąć czy to nie był fake, bo puścić nagranie z Albą to też żaden problem. Warto jednak zaznaczyć, że żeby natrafić na takie rodzynki, trzeba się przedrzeć przez morze męskich genitaliów i z pewnością nie jest to sport, który polecałabym normalnym ludziom.
Jeśli chodzi o wczorajszą rozmowę, to myślę, że udało mi się sprawić dobre wrażenie, chociaż niemało wysiłku kosztowało mnie to by w ogóle się odezwać i nie uciec z krzykiem do łazienki (do ostatniej chwili miałam taki zamiar), no i przede wszystkim by usunąć w cień świadomość, że całą tę rozmowę będzie słyszeć moje współlokatorstwo, a że takie rozmowy zazwyczaj opierają się na pytaniach typu: "wymień swoje wady i zalety" albo "jak byś się zachowała gdyby ktoś nie odebrał cię z lotniska/dworca", a zatem odbiegają od standardowej rozmowy z mamą przez telefon ("uczysz się? - tak, uczę się. masz co jeść? - tak, ugotowałam kaszę"...) to z pewnością, nie znając kontekstu, mieliby prawo później krzywo na mnie patrzeć i podejrzewać, że gadam sama do siebie.
W każdym razie sprawy nabierają tempa. Jeśli pomyślnie przejdę test językowy (a ponoć nie ma szans bym go nie przeszła), to Rosja będzie mnie witać z otwartymi rękoma. Uczucia mam skrajne, raz wyobrażam sobie jak poznaję ludzi z czterech stron świata, piję, bawię się z nimi, a później wszystko ciemnieje i widzę jak zabawa trwa, tylko ja tradycyjnie stoję w kącie, albo zawalam jakiś projekt, który został mi powierzony i wszyscy mnie obgadują. Poza tym boję się, że za dużo uwagi poświęcę temu wyjazdowi i przypadkiem zawalę studia. W końcu już teraz jestem tak jakby na wylocie i szczerze nie widzę światełka w tunelu, a co to będzie po sesji letniej?
Zasadniczą kwestią są też pieniądze. Zgodnie z umową organizatorzy wolontariatu pokrywają koszty zakwaterowania oraz wyżywienia, lecz takie rzeczy jak transport, wiza czy wydatki na rozrywki, trzeba pokrywać już z własnej kiesy... Ponoć pociag do Moskwy w obie strony to +/- 500 zł (samolot jakie > 1000zł, więc odpada), do tego wiza ok.150 zł. Zakładając, że będę tam jakieś 6-8 tygodni trzeba by doliczyć jakiś 600-800 zł(jak nie więcej) na owe niekontrolowane wydatki. W ten sposób z z pozoru wakacji za darmochę, robią się wczasy All Inclusive w Egipcie. Myślę jednak, że żaden egipski kurort nie dostarczy mi takiego dreszczyku emocji jak nasza tajemnicza siostra Rosja. Może jakaś przejażdżka czarną Wołgą?
W każdym razie idę spać. Czy to dziś jest ta słynna noc, gdy jacyś idioci odgórnymi uregulowaniami odbierają ludziom godzinę snu? Matko, matko... konstytucyjne nie ruszone.
Dodaj komentarz