Gdzie to się chodzi...
I lepiej już naszej Alutce małej. Zgrzeszyłam, świadomie, z rozmysłem nie poszłam do kościoła. Myslę, że to klasyczny przypadek lenistwa, sęk w tym, że już dawno niespotykany. Z moją wiarą nie jest ok, ale to już każde dziecko wie, nie w tym rzecz. To, że co niedzielę, z polecenia mamy tracę godzinę z życia juz dawno przebolałam, przestałam przesiadywać wtenczas na przystankach i grzecznie udawałam, że słucham kazania, ale dzisiaj najzwyczajniej, jak za starych dobrych lat skręciłam ze ścieżki do kościoła. Może nawet na nią nie wkroczyłam. Poszłam na swoją ukochaną betonówkę. Stwierdzam, że to była najlepsza decyzja tego dnia. Wszystko w rozkwicie, zielono, cicho i ciepło, czego może chciec człowiek do zycia wiecej. Szkoda tylko, że tego zielonego coraz mniej, a bloków coraz wiecej. Za dziesięć lat wybywam stąd, kupię jakiś kawałek ziemi, na płaszczyźnie oddalonej od osrodków miejskich o kilkadziesiąt kilometrów i będę tam zyła. Taaaak, odseparowana od tej dziczy, której główną rozrywka są niedzielne rodzinne zakupy w hipermarkecie. Wooooolna jak hipisi:P Będę nago chodzić po moim wielkim ogrodzie, a wieczorem przesiadywać na ganku...może jakiś fotel bujany...eh, marzenia, marzenia. A tymczasem, przysiadłam sobie pod drzewem i rozwiązywałam krzyżówki, no cóż nie nazbyt ambitne to zajęcie, ale co samotnie można robic pod drzewem? Nawet potrzeby wyrycia inicjałów w pojedynkę nie ma. Wkrótce zresztą i tak zrobiło mi się zimno w tyłek, zwinęłam swoje manatki i spacerkiem szłam posród kniei. Każdy metr tej drogi miał przypisany swój fragment mojego pierwszego spotkania z panem G., że też to własnie tędy, o ironio losu musiałam z nim iść. Ale smęty...Dobra, a teraz coś z zupełnie innej beczki(kto ma Monty Pythona na płytach i chce się podzielić?), teraz nastąpi ogłoszenie naboru;) Co by nie było, że tak na ostatni gwizdek. We wrzesniu, jak co roku szykuje się pielgrzymka piesza do Gietrzwałdu. Wybieram się, nie wiem co mną powoduje, raczej nie jest to chęć odbycia pokutnej pielgrzmki, może czysta ambicja, próba udowodnienia sobie, że tak jak rok temu, przebycie 26 kilometrów pieszo nie jest dla mnie mision impossible. W każdym razie, nie chodzi tu o mnie, choć po częsci chodzi:P Chodzi o to, że ja się ino pytam, kto jest taki odważny i chciałby mi towarzyszyć:P Cienkie Bolki jesteście, pewno nikt się nie odważy;)
Ps. Zdjecie na górze poczęło mnie irytować, tylko co tam wstawić?!
Dodaj komentarz