Gietrzwałd tour...
No, i co mi cienkie Bolesławy powiecie? Właśnie wróciłam z Gietrzwałdu. Nogi wchodza mi w pewną istotna część ciała, a patrzałki samoistnie zamykają się. Zacznijmy jednak od poczatku. Była 3:00, gdy Alicja K. z pomoca budzika otworzyła oczy. Z oknem panowała ciemna noc, a co wtyrwalsze osobniki dopiero kładły się spać. Wstała niczym nie przymuszona, najzwyczajniej z własnej woli. Nie musiała wstawać akurat o trzeciej, równie dobrze mogła to zrobić o 4:20, lecz niestety nie zdążyłaby wtedy umyć i wysuszyć głowy. Państwo chyba sami widzą, że to już jest stan głęboko maniakalny. W tym wypadku było i tak wszystko jedno, o której by wstała, bowiem czynność ta ograniczałaby się jedynie do wystawienia nogi spod kołdry, jej umysł nie zdołał zapaśc w sen, funkcjonował tak już od godziny 7 dnia poprzedniego. Zwlokła się z łóżka, ni to szczególnie zła na ten fakt, poszła umyć nieszczęsną głowę, przebrała się, spakowała, zjadła śniadanie, które niektórzy ze względu na porę nazwaliby raczej kolacją i czekała aż mama się obudzi. Mama zwykła bowiem wstawać o porach rozsądniejszych. Leżała na kanapie wpatrując się w telewizor, a czasami w obiektyw Nikona ;)
Nie trwało to jednak długo, czas tykał, mama się zebrała, a na zegarze była godzina 4:43. Wyszłysmy z domu.
W krótko po tym znlazłyśmy się pod kościołem i wraz z wyjątkowo nieliczną grupą ruszyłyśmy w dalszą drogę. Już po pierwszych kilku krokach w umysle małej Alutki zaczynały się tlić najróżniejsze sposoby na wyeliminowanie grupy. Nie odpowiadało jej ani tempo, ani sąsiedztwo innych pielgrzymów, ani tym bardziej sapiący przez megafon ksiądz. Postanowiła wyprzedzać. Predzej czy później można sie tego było spodziewać, lecz w tym roku podjeła taką decyzję wyjatkowo wcześnie. Nie mogła jednak dojśc do porozumienia w tej kwestii z mamą. Ta nie miała zamiaru wyłączać się z grupy. Doszło więc do pewnego spiecia. Alutka wrzuciła wyższy bieg i tylko patrzeć reszta mogła na jej oddalajacą się posturę. W końcu jednak sumienie ją ruszyło, postanowiła się poświęcić i nie zostawiać mamy samej. Pierwszy konflikt został sposobem tym zażegnanym, a i do pewnego kompromisu się doszło. Choć kompromisem to nazwać ciężko, bowiem Ala znów dopięła swego i razem z mamą odłączyły się od grupy. A pielgrzymka szła, powoli powiekszając się za sprawą dołączających ludzi. (Na tym zdjeciu pragnę zwrócić państwa uwagę na śmiercionosny chodnik, który jest tutaj w stanie ostatecznego rozkładu)
Natomiast grupa degeneratów powoli oddalała sie w swojej prywatnej wędrówce. (no i kto rozpoznaje dzieffcynkę ze zdjecia?;))
Porządku, jak zwykle w takich sytuacjach pilnowali dzielni panowie policjanci, przemierzajacy kolejne odcinki krajowej 16 na swoich motocyklach niczym samotni easy riderzy.
I tak było lepiej. Bez tłoku, ze świezym powietrzem i mozliwoscią samodzielnego gospodarowania swoim czasem. Właściwie dotąd zastanawiam się dlaczego od początku same nie szłysmy. Wkrótce zaczęlo się wyprzedzanie kolejnych pielgrzymek i jak się zaczęło to już szło hurtem. Najsampierw nasza rodzima.
Następnie Mragowo
A dalej to już nawet wymieniać w stanie nie jestem.
Nie wszyscy jak widać byli szczęśliwi z faktu, że robię im zdjęcia, ale nie używali perswazji siłowej, więc pozwoliłam sobie na swawolę. Swoją droga ileż to władzy człowiek zyskuje dzierżąc w ręku takiego Nikona. I z drogi człowiekowi schodzą i usmiechają się, no no...Wracając do opowowieści, choc opowiescią ciężko to nazwać. Nie klei mi się , lecz za wszelką cenę, jak widzicie chce zaprezentować swój dorobek. Zdjęcia małe bo serwera nie chce obciązać, a zapoznać was z jedną z moich tras rowerowych omieszkać nie mogę. No, bo i widoki ładne. Tutaj dzieci drogie Naglady.
A po Nagladach, to już rzut beretem do Gietrzwałdu.
I otóż to.
Cel osiągnięty został i błogi odpoczynek. (Oczywiscie Alutka musiała zrobić ta swoją durnowata mine do zdjęcia:P)
I tak to się skończyło. Wiem, wiem, odwaliłam chałe, ale jak Boga kocham z sił opadam a tu jeszcze szanowna pani polonistka zażyczyła sobie interpretację wiersza Szymborskiej. Oj pani profesor, my się nie polubimy.
Kto idzie za rok?
Dodaj komentarz