Integracja części ciężko integralnej...
Z wycieczki wróciłam, nikogo nie zabiłam, a nawet wbrew temu, nastrój miałam dobry. Co nie oznacza, że 24 godziny później bilans ofiar śmiertelnych by się nie zmienił. Zmienił się natomiast wyraz mojej twarzy, gdy już włączyłam komputer, GG odpaliłam, a moim uczom ukazał się komunikat, że jestem żeńskim narządem rozrodczym. Nadawcą była przeszłość. Koleżanka Justyna H. I nazwanie mnie tym mianem, widać nie wystarczało naszej Justynie, gdyż po pewnym czasie wysłała mi linka do strony http://tinyurl.com/2pavxt. Jako, że wiedziałam iż koleżanka nie jest biegła w generowaniu wirusów, weszłam. Zaskoczenia nie było, bo wcześniej podobny link Justyna wstawiła do opisu i jedynie wtedy, gdy otworzyłam stronę, w pierwszych kilku linijkach zaczęłam się bać. Swoją drogą fajna zabawa;) Tak i na tym na razie Justysia nam spoczęła, choć jej opis do niedawna przestrzegał, abym się miała na baczności. Natomiast zmusiła mnie bym zaczęła myśleć. Przez dwa dni mnie nie było, wyjatkowo, przez dwa dni z nikogo nie szydziłam, a tu na powitanie taki epitet. Cóż ja, człowiek bez skazy, dziewica czysta(gdy od święta nogi umyję), mogłam jej zrobić, że nagle, po 3 miesiącach znów pojawiłam się w jej świadomości, wiecej, moja osoba sprawiła, że wysiliła się ona, by mnie poinformować, że jestem, cytuję: "pizda". Niestety, musiałam nad ta kwestią pomyśleć. To prawda, kiedyś zakwalifikowałam ją jako "emo", ale czy emo mogło być powodem do takiej fatygi? Dziwne, za czasów gimnazjum Justyna była całkiem spokojną osobą, bardzo utalentowaną w dziedzinie rysunku, lecz co tu ma rysunek do rzeczy...naprawdę, nie spodziewałam się z jej strony takiego ataku, aczkolwiek prawdopodobnie są jakies okoliczności, o których ja nie wiem, a które mogą ją tłumaczyć, choć braku kultury niewiele rzeczy w stanie jest usprawiedliwić. Justysia, nie martw się, wszyscy jesteśmy emo:>
A tak między nami, tymi, którzy są przekonani, że przypominam coś więcej niż narząd rodny, powiem, że wycieczka była kapitalna, w pełnym tego słowa znaczeniu. Dawno się tak nie bawiłam, dawno tyle osób nie miało sposbnosci zobaczyć moich żółtych zębisk wyszczerzonych w tak szerokim uśmiechu. Co prawda bruderszaftów z opiekunami nie było, ale liczę, że to kwestia czasu:P Ogólnie z tego, co moje tajne źródła informacji mówią, to tych bruderszaftów było niewiele i wszystkie poza naszą klasą. No proszę, jak dyscyplina. Za 9 miesięcy równiez nikt nie spotka się na porodówce, więc można mówić o sukcesie wychowawców:P A właśnie, wychowawcy...choć okazało się, że nie będzie ich 8, lecz o trzech mniej, to ten niedomiar z pewnością został mi wynagrodzony, tym, że jednym z nich był nie kto inny jak mój najnowszy obiekt westchnień, ten sam, którego bezczelnym spojrzeniem molestowałam na kazdej przerwie. Jakaż to radośc dla mych oczu była. A jakaż radość nieopisana, gdy grał mecz z męską częścia wycieczki. Jak zwykle niezawodny okazał się Nikoś, choć może mieć pretensje, że na tej wycieczce był rzecza najbardziej przechodnią, to spełnił się w swej roli idealnie. Własciwie zrobiłam własnymi rękoma może 0,01, nie wiecej, ze wszystkich tych zdjęć, które przyniosłam, ale nie fotograf się liczy, lecz obiekty fotografowane...Teraz mam co powiesić nad łóżkiem:P Szczerze, odpowiadał mi ten stan rzeczy, że no mówiąc dosłownie znalazłam sobie murzynów, którzy chcieli robić zdjęcia, bo ja to leń jestem i nieśmiała do tego, to bym miała co najwyżej całą serię zdjęć krajobrazu, jak bym zaszalała to i ludzi, ale z najbliższej odległości 300 metrów. Jako, że czuję wyścig z czasem, kiedy to już stanie się ta upragniona chwila zdemaskowania przez osoby, z którymi spędze najbliższe 3 lata, o swojej klasie powinnam mówić jak o zmarłych, aut bene, aut nihil, ale powstrzymywanie mojego języka sprawić może, że jeszcze się uduszę. Bardzo polubiłam wiekszośc z tych osób, ale zdania, że są oni w przewadze niepoważni, nie zmieniłam. Niestety musiałam się także przekonać, że jest również osoba o bardzo niskim ilorazie inteligencji. To nie złośliwość, to najzwyczajniejsze zdumienie, że można być aż tak niekumatym. Pech chciał, że pan niekumaty się do mnie przyczepił, pech pragnął, że ja nie umiem mówić "odwal się". Chodził za mną, za rękę mnie chwytał, po plecach klepał, a ja myślałam, że zwariuję, że otwarte okno wyda się w tej sytuacji niezwykle funkcjonalne. I nie to było straszne, że były to dla mnie męki, chodziło o to, że jemu coś się umyśliło, a ja nie potrafiłam wybić mu tego, że jestem cudowną istotą z głowy. I nadal nie potrafię, a on ma mój numer GG, litości!!! Przecież go nie zablokuję, bo wtedy musiałabym się zdobywac na jeszcze wiekszą ilość wyjaśnień. Ogólne jakoś tak wzrok na sobie innych ludzi czułam. Będąc pewną, że nie mam nic na czole wypisane, musiałam przyjąć hipotezę, że prawdopodobnie im się podobam. Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Dlaczego teraz?! Dlaczego im?! Mam dosyć całego męskiego urodzaju, czy oni nie rozumieją, że ja ledwo co z piaskownicy wyszłam? Halo, jestem dzieckiem! Proszę mnie nie dotykac, proszę na mnie nie patrzeć, proszę do mnie nie mówić. Jeszcze się na dodatek nieźle wpakowałam w oczach matematyka, polonisty i Obiektu Westchnień. Otóż, była dyskoteka, jak wiadomo, ja jestem człowiek nieimprezowy, a przynajmniej tak sądze, bo gdy weszłam do tego zatłoczonego pomieszczenia, gdzie ludzie wyginali się w dziwnych kopulacyjnych ruchach, ze światłem, które nawet zdrowego człowieka wpedziłoby w epilepsję i hałasem, który również groził utratą zdrowia, odruchem bezwarunkowym - wyszłam. Trochę postałam w sąsiadującej kawiarni, gdzie urzedowało równiez kilka osób z klasy, ale po kilku minutach, pomimo obecności w tymże miejscu wysokiego bruneta, bardziej znanego tu jako OW, poszłam do Filipa, który samotnie koczował w swoim pokoju. Siedział zamknięty, bo co chwila ktoś wpadał żeby go wyciągnąć na tą "wyśmienitą zabawę", gdy już weszłam, również drzwi zamknął. I był spokoj, siedzieliśmy sobie, sprzeczajac sie na temat poziomu kultury afroamerykańskiej. Ja próbowałam mu uświadomić, że raperzy na teledyskach skaczą i gestykulują jak małpy - on temu zaprzeczał. Trwało to czas jakiś, on siedział na łóżko, na przeciwko mnie, ja byłam w pozie siadu zsunietego, gdy wtem ktoś zapukał do drzwi. Nastąpiła chwila konsternacji, po czym mój towarzysz podszedł by otworzyć. Zza drzwi wychyliła się twarz polonisty, która widząc mnie przybrała jakiś dziwny grymas uśmiechu, a z ust tej twarzy wyszło jakże znaczące "o, razem tutaj siedzicie...a po co się zamykacie?". O tym, że pan polonista nie jest sam, musiałam się przekonac chwilę później, gdy usłyszałam rechot reszty jego towarzyszy wymienionych wyżej. Dzięki Bogu poszli sobie, lecz to nie był koniec tej historii. Uznali, że powinni nas dyskretnie skontrolować później (tak pewnie, gdy już ubrania bedą porozrzucane:P). W krótkim czasie zresztą po ich odejściu wróciła reszta lokatorów, a z nimi jeszcze kilka osób i zaczęliśmy grać w pokera. Inaczej, kto umiał, ten grał, ja w dalszym ciagu leżałam oparta o ścianę na łóżku. Ta sielanka długo jednak nie trwała, gdyz do pokoju wparował, dosłownie - nie w przenośni, mając w zakamarku ciemnym sztukę pukania do drzwi, pan matematyk. Niestety, musieliśmy go rozczarować, nadal siedzieliśmy ubrani, a oprócz nas w pomieszczeniu było jeszcze kilka innych osób. Ukrywając rozgoryczenie, uśmiechnął się swoim firmowym wykrzywieniem ust w kształcie litery "v" i zniknął. Filip spojrzał na mnie, ja spojrzałam na Filipa i dopiero w tym czasie dotarło do mnie, że Ci ludzie, naprawdę uznali, że moglibyśmy robić coś niewłaściwego najdelikatniej mówiąc. Matko, toż ja tego człowieka od 9 lat znam, on dla mnie niemalże jak brat, a oni mnie śmieli posądzić o rzecz tak niewiarygodną! Cóż za troska...to jednak nie był jedyny jej przejaw. Jeszcze godzinę wczesniej było ognisko, gdy już wstepnie pierwsze kiełbasy zostały usmażone, niektórzy stali patrząc na łabędzie, niektórzy pochłonieci byli rozmową, a ja tak jakby nie wiedziałam co z sobą zrobić. Spostrzegłam wolną łąwkę z widokiem na ognisko i usiadłam. Nic nadzwyczajnego, to prawda, ale w mojej wyobraźni już tkałam dalszy bieg wydarzeń. Miałam nadzieję ogromną, że OW dostrzeże moją zadumę, poczuje pewien smutek płynący z mojego spojrzenia i postanowi się dosiąść, niestety za bardzo był zajety swoją kiełbasą. Dosiadł się natomiast pan wychowawca, pytając się, czego się tak zamyśliłam. Ja oczywiscie nie potrafiłam nic odpowiedzieć, bo aby się zamysleć trzeba mieć pewien istotny organ, dlatego też on zauważył w tym smutek i chciał coś zagaić. Głupio wyszło, jakbym go ignorowała, bo nie potrafiłam z nim rozmawiać, jak zresztą z większością ludzi, dlatego w końcu najwyraźniej musiał poczuć, że powinien odejść. Jakaż domyślnośc:> Podszedł natomiast do mnie mój dręczyciel i znowu zaczął mnie słownie molestować, dlatego wstałam z ławki, poszłam udawać, że podziwiam łabędzie, a w czasie krótkim zmyłam się już całkowicie. Ogólnie było naprawdę fajnie, co prawda nie zintegrowałam się z całą grupą(bo takie rzeczy to tylko w erze), ale po pierwsze świetnie się bawiłam, po drugie napatrzyłam się na OW i po trzecie mam zdjęcie matematyka od przodu:P Jako, że wyżej wymieniony w pewien sposób stwarza wokół siebie jakąś aurę, której wszyscy się boją, pewna część osób z mojej klasy założyła się o to, komu się uda zrobić mu frontowe zdjęcie...moim aparatem:P Nawet bym wam je pokazała, ale ja nie chcę umierac tak młodo! Moje życie zaczyna mi się niesłychanie podobać.
I dużo, dużo więcej...
Dodaj komentarz