Myślisz i masz...
No, kto ma rację dzieci kochane, kto ma rację? Ciocia Ala of course! I gdy wam mówi, byscie nie ślęczeli przed monitorem cały dzień, również ma rację. Trzeba wyjść na ulice i się usmiechać, przyrost naturalny nam sie poprawi. Rzecz działa się dnia wczorajszego. By oddać nastrój w jakim byłam o poranku, pragnę powiedzieć, że się nie wyspałam. Choć spać poszłam o godzinie, uwaga, 21:00, kiedy to słońce ledwo co z nieboskłonu zeszło. No był, to krok nierozsądny, niestety, bo przyszło mi się obudzić gdzieś w okolicach godziny 3:00. Po trzeciej jak zwykle nastapiło turlanie i tak aż do godziny 7. Poczucie zmęczenia wiekszego niż wtedy, gdy kładłam się spać, potegowało moje złe samopoczucie. Już o 8:00 wiedziałam, że na żaden rower nie pojadę, bo najzwyczajniej siły nie bedę miała, a przed telewizorem siedzieć, przy wakacyjnej ramówce to katusze jeszcze większe niżli pedałować w tym stanie 30 kilometrów. Najlepszym byłoby się położyć spać, ale to tworzyło by z kolei błedne koło, gdyż połozyłabym sie dajmy na to o 16, a wstała o 23, więc mija się to z celem w wieku 16 lat, gdy prowadzenie nocnego zycia jest skutecznie uniemozliwiane przez rodziców. Dałam jednak rade, jakos przewegetowałam 6 godzin w pracy i swoim obyczajem usiadłam przed komputerem. Poczta, gadu-gadu, blog. Wszędzie zero odezwu od kogokolwiek, ale robić nie było co, to siedziałam i czekałam, jak ten pies, a nuż się ktos - przystojny, inteligentny, czarujacy, zaskakujący, książe z bajki - odezwie. Na szczęście przyszło wybawienie, mama już od dłuzszego czasu komunikowała, że zamierza kupić sobie nowy rower. Postanowiła zabrać ze sobą sztab doradczy w postaci mnie i mojego brata. No własciwie ja się trochę wcisnęła, bo dla mnie nawet wyjście do warzywniaka jest atrakcją, a co dopiero zakup roweru:P Zresztą zaoferowałam się, żeby mniej zachodu z rozkładaniem siedzeń w samochodzie było, że nowym zakupem bezkolizyjnie dojadę do domu. Tym sposobem w okolicy godziny 17 znalazłam się w salonie rowerowym pana Ciućkowskiego. Taa, no trochę zajęło zanim doszlismy do kompromisu, ale w końcu dostalismy się do kasy z naszą zdobyczą, po czym nie zostawało już nic innego, jak dotarcie nim do domu. Koszmar z ulicy Wiązów! Rower model a'la "wyjazd na rynek po ogórki", rama niemęska, niewiadomo po co amortyzatory(a raczej coś co jedynie z wygladu przypomina amortyzatory, bo ich skutecznosci wole nawet nie sprawdzać) na przedzie, niebieski. Dobra, przyzwyczajona do mojego roweru wsiadłam "z pół obrotu" i jadę...Dziwne uczucie, nad kierownicą zapanować ciężko, przezutka wrzucona jakaś lekka, a ja zawsze mam konfigurację "3x7", ale jadę, nie przezucam, bo nie wiem jak. Po pierwszym kilometrze, zaczynam "czuć" ten rower, między drugim a trzecim dochodzę w końcu do tego, na jakiej zasadzie działaja przezutki, na kilometrze kolejnym zaczynam eksperymentować z nietrzymaniem kierownicy, a 500 metrów dalej, o mały włos nie zapoznaję się bliżej z latarnią. Rower zdecydowanie nie przeznaczony dla mnie. Piekielnie niewygodny, wręcz do tego stopnia, że na kazdym przejsciu chce się posłusznie z niego zsiadać...ale mamie pasuje i o to chodzi, nie bądźmy wredni. Swoją drogą, jeśli mu się coś stanie, ja nie mam nic przeciwko kolejnej wizycie w serwisie....Ahhh, az chce się wracać. Pracuje tam taki jeden młody, z kreconymi włosami, znajacy się na rowerach pan...uroczy. Ale dość, rozmarzylismy się:P Tymczasem zdążyłam wrócić cała, zdrowa i czerwona do domu, a że mama usilnie chciała przetestować swój zakup, to rzuciłam rekawicę, proponując rajd na Ruś. Trasa raczej prosta, choć, kilka lat temu gdy jechałam tam za pierwszym razem, kończyłam ten odcinek w stanie agonalnym. Wierzyłam jednak w mamine siły i ruszyłyśmy. Oj wolno...a miedzy nami mimo to kilkusetmetrowa przerwa...małą to frajda bylo, w rezultacie 1,5 godznny odcinek zrobiłysmy w czasie 3 godzin, aaaaale jakaż była nagroda za ten trud! Wyobraźcie sobie, na jednym już z końcowych odcinków, przy wjeździe na Bartążek, jadę sobie drogą piaszczysta, co chwila spoglądając się za siebie, czy mama nadal zyje, gdy wtem na horyzoncie jawi mi się postać młodego mężczyzny. Ala nie robi sobie jednak z tego faktu nic, bowiem przestała już reagować na każdego mężczyznę. W jej głowie jednak w pewnej chwili pojawia się myśl, że to mógłby być Bartosz, w końcu zamieszkuje on te okolice. Bartosz, ano państwo chyba już zapomnieli, któż to taki. Przypomnę, jedyny 17 latek budzacy moje zainteresowanie, bliżej poznany na koncercie w LO V. Ala juz tak ma, że co pomysli, to najczęściej się sprawdza i rzeczywiście postać młodego mężczyzny z kazdym metrem zaczyna coraz bardziej cieszyć jej oko. Błyskawicznie jednak pojawia się myśl, jeśli to Bartosz to "Boże, jak ja wyglądam?!". No, Ala wyglądała wtedy fatalnie i nawet gdyby pojawiła się możliwośc spotkania w tym czasie boskiego Aleksandra, odpusciłaby sobie, a tu sam Bartek we własnej osobie. Trudno, jego wzrok trafia na mnie, chwila konsternacji i....no, jak zwykle, to Ala mówi pierwsza "cześć". Na szczęście nasz bohater odpowiada, a później to już śmiga w siną dal. Jednak to dopiero pierwsza część, otóż...po kilku minutach wraca. Ha! Zawsze wracają:P Pyta się, czy nadal gram, czy gdzieś gram, czy mam ochotę grać i czy bym chciała z nim grać. A co Bartoszku, rodzicom już nie przeszkadza hałas?:P Dla mnie to wsioryba, byleby gdzieś grać, to na ostatnie pytanie przytaknęłam, a on mówi żebym się odezwała do niego na GG. No smieszny chłopcze jesteś, nawet Twojego nr GG nie mam. Co mu zresztą zdążyłam zakomunikować, fajną miał minę na tą wiadomość:P Z pewnością wiedział, że się w nim podkochiwałam, miałam tak maslany wzrok na jego widok, że trudno byłoby się nie domyslić co jest grane. Ale było minęło, Ala zakochuje się bardzo łatwo i szybko, lecz tak samo jej przechodzi. Za młody jest żebym miała za nim po nocach płakać:P W kazdym razie odparł, że ma gdzieś mój nr i do mnie napisze co i jak. Napisał i na dzień dzisiejszy jestem zaproszona na próbę. Wiedziałam, że go kiedys spotkam na tej trasie i dlatego przez Bartążek starałam się jechać jak najszybciej. Myślałam bowiem, że takie spotkanie będzie bardziej niezręczne, ale widać się myliłam. Dobrze, że znów angażuje się w nowy projekt, obawiam się jednak, że znów ulegnę czarowi oczek naszego Bartoszka...
A skoro Bartoszek ma takie ładne te oczka, czemu masz nie ulec czarowi ;) A nóż cos z tego wyjdzie :D
Dodaj komentarz