nnnn
Zabawnie to by było, gdyby okazało się, że M. wygooglał mój nr gg i wpadł na tego bloga, a odkrycie to i lektura wszystkich tych notek o moim emocjonalnym rozchwianiu były bezpośrednią przyczyną dzisiejszej jego wiadomości. Oczywiście jest to mało prawdopodobne jak reszta teorii, które wymyślam sobie właśnie nie mogąc się pogodzić z tym, że zwyczajnie nie jestem na tyle wyjątkowa, by chcieć być ze mną "na poważnie".
Jeśli jednak czytasz to M., musisz wiedzieć, że pomimo tego, że wszędzie staram się tutaj pozować na taką chłodną kurewkę, co to w pogardzie ma wszelkie więzi i wyżej stawia zaspokojenie chuci nad porozumienie dusz (rany, jak to brzmi...), to jest to tylko i wyłącznie kamuflaż, stworzony w celu zamaskowania tych moich rozległych pokładów naiwności, z których ludzie okrutnie szydzą. Tak naprawdę od początku traktowałam tą "wakacyjną przygodę" jako stan pośredni, byłam pewna, że Cię do siebie przekonam i zostaniemy razem na dłużej (a jeśli mam być szczera - na zawsze). Jednocześnie jednak starałam się nie pokazywać mojego zaangażowania, bojąc się, że uciekniesz. Podobnie drżałam, gdy przychodziło mi rozmawiać z Tobą przez gadu. Wiedziałam, że nie mam dystansu podczas, gdy pod dostatkiem mam desperacji. Bałam się mówić o sobie, o moim patologiczym lenistwie, braku ambicji i zainteresowań. Nie chciałam marudzić. Dlatego też unikałam tych rozmów, może przez to odniosłeś wrażenie, że nie interesujesz mnie jako człowiek? Może wydaje Ci się, że poleciałabym za każdym byle tylko był odpowiednio owłosiony... Jeśli to właśnie stało za Twoimi słowami, to bardzo Cię proszę, porozmawiajmy. Jesteś dla mnie kimś ważnym i chciałabym móc Cię poznać lepiej. Jeśli jednak skorzystałeś jedynie z oferty "wakacyjnej przygody" i naprawdę nie widzisz sensu kontynuowania tej imprezy, to nic strasznego. Znam zasady. Cieszę się, że mogłam Cię poznać, to były najlepsze wakacje w moim życiu. Jednocześnie przepraszam, że musiałeś to czytać.
Dodaj komentarz