Ora et labora w punkcie promocyjnym...
Rusza czasami sumienie nieroba i chce on wziąć życie w swoje ręce, a przynajmniej mieć więcej piniędzy. Wyjścia ma dwa, iść do pracy lub wplątać się w światek przestępczy i wyczekiwać aż poranka pewnego zobaczy 5 luf wymierzonych w jego głowę. Chociaż 5 luf brzmi zachęcająca perwresją, Ala wybrała opcję pierwszą. Nie było to jednak poprzedzone żadnymi głębszymi refleksjami nad życiem, ani chęcią odciążenia finansowego rodziców. Złożyło się, że koleżanka z klasy głośno komentowała znalezienie sobie pracy w promocji, podchwyciła to Ala, trochę pomęczyła koleżankę i voila. Dostałam numer jakiejś pani kierowniczki i po obgryzieniu wszystkich paznokci, przełamałam sie i zadzwoniłam tym samym umawiając się na sobotę, godzinę 14 pod jednym z olsztyńskich hipermarketów. Odpicowałam się jak stróż w Boże Ciało i wyszłam z domu, trochę przed czasem co by wypytać koleżankę o ewentualne szczegóły i niebezpieczeństwa ze strony klientów. Gdy przyszłam na miejsce okazało się, że za zadanie będę miała z uśmiechem na ustach mówić "Dzień dobry, zapraszam do zakupu soków Hortex, przy zakupie 2 opakowań kosmetyczka gratis!"(z wyraźnym akcentem na słowo gratis). To nic, że ja się praktycznie nigdy nie uśmiecham, że zazwyczaj przybieram minę mordercy. Nic także, że te kosmetyczki wyglądały jak z odpustu i ludzie patrząc na nie uśmiechali się znacząco. To wszystko nic, gdy pomyślę, o panu od ciągania palet ze zgrzewkami wody mineralnej i o studentach, którzy licznie przybywali, by kupować piwo w promocji... Ogólnie rzec mogę jednak, że robota to ciężka, przynajmniej dla mnie. Przez pierwszą godzinę przełamywałam się, bo zagadywanie obcych, a nawet bliskich mi ludzi nie jest dla mnie chlebem powszednim, poprzedza to zazwyczaj głęboka analiza wszelkich czynników wpływających na końcowy rozrachunek, czy przypadkiem mnie nie wyśmieją. Niestety w tamtej sytuacji za jakąkolwiek analizę mi nie płacono, musiałam się zatem wziąć w garść, przykleić uśmiech na twarz moją pochmurną i niczym automat telefoniczny powtarzać "Dzień dobry, zapraszam do zakupu soków Hortex, przy zakupie 2 opakowań kosmetyczka gratis!". Nijak mi to jednak nie szło, bo wiedziałam z autopsji, że żadnego rezultatu to nie przynosi, a wręcz ludzie specjalnie omijają półki przy których napotkać pieprzącą o dupie Maryni hostessę. Z kazdym kolejnym powtórzeniem słów wyżej wymienionych rosło jednak moje przerażenie, wizja tej "darmowej" kosmetyczki naprawdę skłaniała niektórych ludzi do odłożenia soku innej marki na rzecz Hortexu. A może to Twój urok osobisty Aluta? No ba... W pierwszej godzinie udało mi się "opchnąć" jakieś 20 opakowań, wynik ten wydawał mi się całkiem niezłym, ale że zbliżała się pora obiadowa, a właściwie poobiedniej siesty, ruch w sklepie zmalał, w kolejnej godzinie poszła mniej więcej połowa tego, co do tej pory, więc morale mi trochę opadły i nogi zaczynały dawać o sobie znać (cały ten czas albo stałam, albo chodziłam poprawiajac soki na półkach), w godzinie trzeciej było już tylko gorzej, choć pod jej koniec ludzie znów się pojawili, więc w jakiś sposób mnie to mobilizowało, ale poczucie bezsensu tego zajęcia dawało o sobie znać. Czwarta godzina to już był czas, w którym zaczynałam ludziom opowiadać, że bardzo ułatwają mi życie biorąc sok "Hortex", a mężczyznom wciskałam kosmetyczki mówiąc, że odblaskowy pomarańcz i zielony (w jakich były one zrobione)to kolory niezwykle twarzowe. Cały ten pomysł zresztą z kosmetyczkami był poroniony (nie wiem kto to wymyslił) bo co ma kosmetyczka do soku? Myślę jednak, że w żaden sposób mnie to nie obchodzi, ja mam swoje 6 złotych za godzinę i to mi wystarcza. Po odstaniu 4 godzin, w szczególności tych ostatnich z pewnoscią zbliżyłam się do Boga. Nikt nie modlił się w myslach tak żarliwie, co ja, by czas mijał szybko, a klienci wyciągając rekę do półki brali właśnie soki Hortex. Ora et labora. Wnioski z całej tej przygody? Soki Leon nie mają wzięcia...
A wy wiecie co dzisiaj jest, wiecie, wiecie... a-je-a-je-a-o! KORTOWIADA. I wiecie kto gra, wiecie - wyjechaali na wakacje wszyscy nasi podopieczni!...KULT. A ja nie idę, z rozmysłem, świadomie, z dumą wręcz. Dlaczego? Kochani moi, a kto mądry z drewnem do lasu chadza? Skoro ma tam być 3/4 mojej szkoły, to nie widzę ani cienia powodu bym ja tam miała iść... Jeszcze bym pomyliła studenta z licealista, gorzej z gimnazjalistą bo te dzieci już tak się rozzuchwaliły i co to by było? Pedofilia zwyczajna, nie można ryzykować.
Dodaj komentarz