Przepraszam, nie potrafię...
Wiem, że większość z was smętnej i marudzącej Alutce mówi zdecydowane "nie", ale nie poradzę nic na to, że najwyraźniej coś się zmieniło we mnie. Może w końcu coś zrozumiałam, może popadłam w trwałą depresję. Przez dłuższy czas nie mogłam dojść do tego, co sprawia, że nie czuję potrzeby budzenia się, mycia, wychodzenia z domu. Ostatnio miałam jednak trochę wiecej czasu na to, by w końcu to odkryć. Niektórzy mówią, że połową sukcesu w rozwiązaniu jakiegoś problemu jest znalezienie przyczyn zaistniałej sytuacji - ja znalazwszy przyczynę widzę to wszystko w równie nieciekawych barwach. Diagnoza? Głębokie poczucie osamotnienia połączone z równie gruntownym przekonaniem o swojej nieprzydatności. Mogłabym sczeznąć na salonowej kanapie a nikt by tego nie zauważył, może gdyby przyszły już krasnoludki z pełnym pretensji "śmierdzi! śmierdzi! strasznie śmierdzi!"(nawiązanie do pewnej reklamy TV), ktoś zaszedłby w głowę, co tak śmierdzi. Wszyscy mają mnie w głębokim poważaniu i skądinąd nie mam prawa się temu dziwić. Lecz nie to jest najgorsze, że się ze mną nie chcą bawić, znacznie bardziej przykre jest to, że nic ode mnie nie chcą, o nic nie proszą. Nie jestem im do niczego potrzeba. Prosty wniosek - jestem do niczego. Sam fakt, że jedynym miejscem, gdzie mogę wylać swoje żale jest biurko zdaje się świadczyć o mojej żałosności. Gdyby chociaż ktoś poprosił mnie o zrobienie mu szklanki herbaty, gdyby ktoś poprosił mnie o rozmowę. Lecz nie z litości. Nikt? No właśnie, nikt, nie potrzebujesz mnie Ty, nie potrzebuje Pani, ani Pan, jestem bezużyteczna. Nie potrafię nic, co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Jestem pozerem, kabotynem, niegodnym pożałowania. Inni coś w życiu robią. Ja zajmuję się matactwami, udawaniem. Nie będę jednak z tego względu skakać z mostu choć wielu twierdzi, że to jedyna pożyteczna rzecz jaką mogę uczynić. Zresztą obecnie chcąc popełnić samobójstwo w sposób spektakularny trzeba się postarać, trzeba przede wszystkim znaleźć wolny termin. Tyle się teraz w końcu mówi o tych dzieciakach, które w imię "wyższych racji" korzystają ze sznurów i tabletek nasennych, tyle, że dziennikarze nie są w stanie wszystkich uwiecznić na pierwszej stronie. Jeśli już miałabym umierać to tak żeby wszystkim zrobić na złość, jak na dobrego kawalarza przystało. Wielu czytając to zapewne pomyśli, że jestem w bardzo opłakanym stanie. Rzeczywiście, obecnie mam czerwone oczy, ale to nie oznacza, że wiażę właśnie krawat i ostatnia kropkę stawiam w pożegnalnym liście. Nie jestem osobą skłonną do odebrania sobie życia i nigdy tego nie uczynię. Żyję po to, by robić innym na złość. 17 lat w tym robię, 17 lat to zbyt dużo pracy, chwilowych rozterek, wydanych na siebie pieniędzy, bym miała z tego łez padołu zejść. Rzeczą jednak wyraźnie mnie niepokojacą jest moja ostatnio nabyta depresyjność. Być może mam zbyt dużo czasu, w którym przyglądam się innym ludziom. Widzę bowiem, że oni żyją w sposób zupełnie odmienny, że spotykają się z innymi ludźmi, że żyją, po prostu żyją - nie wegetują na kanapie w salonie cały dzień czekając aż ktoś się do nich odezwie. Są dni, gdy nikt się nie odzywa. Gdy całymi dniami zastanawiam się dlaczego tak jak inni nie chodzę na plażę ani do kina, kiedy właściwie przestałam to robić, bo przecież kiedyś to mi się zdarzało. Zawsze byłam człowiekiem konfliktowym, ale mimo wszystko zawsze miałam z kim wyjść na podwórko. Myślę o tym i walczę z własnym lękiem, boję się, że jestem psychopatą. Osoba w moim wieku nie powinna tak żyć. Przecież na mur - beton jeśli teraz nic się w moim życiu nie zmieni, nie poradzę sobie w życiu, nie znajdę pracy, nie założę rodziny, bo będę psychopatą. Budowanie relacji to sztuka trudna, własnie teraz jest czas na jej naukę. Później pozostanie mi już tylko domek w lesie...
2. To możliwe, rzeczywiście rzadko tam przesiadywałem.
Ale jak? Spotkać? Tak w realu?:P
Z radością, ale przez jakiś czas jeszcze nie ma mnie w Olsztynie...
Takie myślenie, oczywiście jakkolwiek niepoprawne na pewno pomaga zwalczyć depresje i podwyższyć nieco swoją samoocenę. Ja również często nie odczuwam potrzeby budzenia się rano i wychodzenia z domu, a to, że piszę o tym w komentarzu do Twojego teks
Dodaj komentarz