Bim - bom, bim - bom - taką melodię wybił mój dzwon. Było to jednak do przewidzenia. Oszczędzę was, nie przepiszę tego, co z wypiekami na twarzy wyrzucałam z siebie na ostatnie kartki jednego z zeszytów, można to bowiem subtelnie streszcić zdaniem zawartym w tytule. Spotkanie z czytelnikiem, które przebiegło wyjatkowo bezboleśnie. Dreikopel, pan profesor Dreikopel, sala 101, krzesło w krzesło. Czaicie bazę? Dreikopel, pan profesor Dreikopel, sala 101, krzesło w krzesło, zadrukowana kartka, a na kartce nagłówek "Zatem nie jestem sama...". Czy w momencie zobaczenia tej kartki akcja mojego serca się zatrzymała? Nie, miałam ten konfort, że zdołałam pogodzić się już ze świadomością mojej coraz mniejszej anonimowosci. Powiedziałabym wręcz, że z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, reakcji, gdy ktoś ostentacyjnie zacznie deklamować kolejne wersy moich wpisów. Nie oznacza to jednak, że tego rzeczywiscie chciałam, gdyby tak było, nie miałabym oporów, by podzielić się radosną nowiną "mam bloga, na którym wytykam wszystkim wesoło ich przywary", by następnie publicznie pokutować. Wystarczyło mi już doświadczenie z poprzedniej szkoły. Jak zatem doszło do tego, że mój wychowawca wszedł w posiadanie tego adresu. "Lecz ludzi dobrej woli, jest więcej", jak to śpiewał Niemen i rzeczywiście, znalazł się jeden człowiek woli wyjątkowo dobrej i lojalnej w następstwie czego poczuł się do obowiązku, by poinformować pana Dreikopla, jako jednego z nieświadomych bohaterów. Taka jest wersja wychowawcy, co prawda nie było czasu, a i ja głowy nie miałam w tamtym momencie, by go wypytywać (zresztą program ochrony świadków by mu na to nie pozwalał), ale moja wersja, w przeciwieństwie do tej dreikoplowej, jest bardziej dokładna. W mojej wersji "dobry człowiek" jest dokładnie określony, być może zupełnie krzywdzaco, a ja popełniam elementarny błąd, co roku do znudzenia przerabiany przez wszystkich nowicjuszy. Otóż, na pierwszy rok nauki w 1LO przypadają 2 godziny lekcji informatyki. Na tychże lekcjach uczymy się wieeelu pożytecznych rzeczy, lecz bywa i tak, że wykazując się niedopuszczalnym nieposłuszeństwem, wchodzimy na strony porno i swoje blogi. Jak się można domyślić, ja popełniłam przypadek drugi. W błogiej nieświadomości wchodziłam na kazdych zajęciach na swojego bloga, by w zachwycie nad samą sobą czytac swoje notki, majac w poważaniu głębokim, że historia na szkolnym komputerze się nie wykasowuje. Widac przyszedł taki dzień, gdy pan informatyk chciał poznać uczniów klasy 1A bliżej i trafił na moje stanowisko pracy Dalszego biegu wydarzeń, możecie już się domyślić. Oczywiście, to jest tylko hipoteza, albowiem "ludzi dobrej woli" jest dużo, a ja im nawet za złe nie mam tego donosicielstwa. Gdyby tak zaszaleć z interpretacją ich zachowania, można by powiedzieć, że się o mnie najzwyczajniej zatroszczyli. Tak tez jest myślę, w przypadku wychowawcy, rozmawiając ze mną, wcale nie miał na celu atakowanie mnie, lecz najzwyczajniej, rzeczywiscie lojalnie, starał się mnie uświadmomić, że wiele świrów po świecie chodzi. Nie wiem jedynie, czy miał na mysli posczególnych uczniów, nauczycieli, a może o szerokopojety ogół ludzkości. Szczerze zdziwiło mnie, to, że podjął się tego tematu, zdawało mi się, że w tej klasie wszystko będzie takie bezosobowe. Coraz bardziej upewniam się, że wybrałam najlepszą szkołę i co więcej profil. To jest oczywiscie potworna wazelina, żeby nie było, że tu się podlizuję komukolwiek, Dreikopel wspomniał, że więcej odwiedzać mnie w tym miejscu nie będzie i ja w to wierzę, wierze również w tych dobrych ludzi, ale nie z tego względu piszę, jak piszę. Cały ten przypadek, oprócz kompletnego odlotu na reszcie lekcji po tej pamiętnej 20-sto minutówce, otworzył przede mną nową perspektywę. Dreikopel niestety, zamiast pojechać po mnie jak po łysej kobyle, użyć rzeczownika "gówniarz" we wszystkich przypadkach, powiedział, że mam talent. Mówię niestety, bo sprawił, że nadęłam się jak balon i teraz nie wiem co zrobić, żaden espumisan nie pomaga;) A jak to jeszcze potrwa, to nabiorę burackiej maniery. Słuchanie o tym, że mam predyspozycje do pisania jest właściwie dla mnie rzeczą przykrą. Budzi we mnie lęk, że nie jest to żaden talent, lecz rzecz nabyta dzięki czytaniu książek, a przecież każda rzecz nabyta, ma tą właściwośc, że równie dobrze może być stracona. Boję się tego, że za dzień dwa zejdę na psy, schamieję, nie mając czasu wziąć książki do ręki, dlatego wolę nie wiązać z tym przyszłości. Mówię natomiast stety, bo dzięki poziomowi jaki obecnie prezentuję, Dreikopel zaproponował mi jakieś zajęcia organizowane przez Uniwersytet Warmińsko - Mazurski. Zgodziłam się. Dziwne, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Słabość mojej pozycji polaga na tym, że nie wiem ile wpisów zdołał przeczytać, a z jego wypowiedzi wynikałoby, że zdecydowanie więcej niż jedną. Gdy pomyślę, co może o mnie wiedzieć, czuję się potwornie naga, a moja merytoryczna nagość nie jest przecież piękna....
Pan Informatyk
09 października 2007 o 00:23
"Lecz ludzi dobrej woli jest więcej"? A może coraz więcej jest ludzi, którzy szukają wytłumaczenia rzeczy prostych w teorii spisku? Dziwny jest ten świat, gdzie światem rządzą google. Pan Informatyk (wolę wielką literę w "Informatyk", bo brzmi groźniej, a jednocześnie tajemniczo, choć bardziej odpowiada mi tytuł Władca Pierścieni), ma w głębokim poważaniu przeglądanie historii odwiedzin swoich uczniów na mniej lub bardziej podejrzanych stronach. Ma o wiele ciekawsze zajęcia, a poznawanie uczniów klasy 1a po historii z przeglądarki uważa za żałosny pomysł. To nie jego wina, że wszelacy mniej lub bardziej twórcy blogów nie czekają na lekcje o wyszukiwarkach, nie zadają pytań, tylko sadzą babolce na stronach. Władca Pierścieni (pozostańmy przy tej formie) jak większość użytkowników potrafi zadać pytanie wyszukiwarce i otrzymać odpowiedź. To samo potrafi (bez pomocy Władcy, Twój wychowawca i wielu innych ludzi. Nie ma się co spieszyć z rzu
Dodaj komentarz