Sprawy pingwinów ciag dalszy...
Zabiję kiedyś tego człowieka! Własnie wróciłam po ciężkim dniu w szkole do domu. Zmęczona, lecz szczęśliwa, bo nie dość, że deklaracja fizyczki okazała się jedynie pogróżkami i do żadnej tablicy wzięta nie zostałam, to zakończyłam dzisiejszy dzień z kontem czystym, a pewna byłam, że powiększy się ono o conajmniej dwa ndst. Właściwie ta obawa była tak realna i strach przed tym tak potężny, że nie zważając na okoliczności chciałam nawiać ze szkoły. Co tu się tłumaczyć, zwykły instynkt samozachowawczy. Musiałam jednak postawić sobie pytanie, co będzie gorsze: 3 pały, czy może konieczność spania pod mostem, gdy mama wróci z wywiadówki. Uznałam, że nie posiadam dostatecznie ocieplonego kartonu, dlatego postanowiłam zacisnąć zęby i dzielnie przyjmować do świadomości kolejne gole, które tym razem z rękawa miały sypać: pani polonistka za brak pracy domowej, pani anglistka za brak podobny i wyżej wspomniana pani od fizyki. Oczywiście to i tak było założenie optymistyczne, bo nikt przecież w stanie przewidziec nie jest, czy aby pan Informatyk (dobra, Władca Pierścieni niech będzie) nie zapragnie, w najmniej spodziewanym momencie odpalić muzykę z "Powrotu Króla", która jest jednoznaczna z koniecznością wyciągniecia wirtualnego długopisu i przelaniem swojej wiedzy lub jej braku w specjalnym mejlu do straszliwego Władcy, która to wiedza bedzie oczywiście sprawiedliwie oceniona. Nikt także nie jest w stanie przewidzieć, czy aby pani od historii nie uzna pewnego szarego listopadowego dnia, że warto by zrobić kartkówkę. Tego nie wie i prawdopodobnie nigdy wiedzieć nie będzie nikt, dlatego rokowania na ten dzień naprawdę pozostawiały wiele do życzenia. I byłam gotowa, byłam gotowa w ułamku sekundy chwycić swój płaszcz i w tempie nadwyraz szybkim ewakuować się z miejsca mojej być może przyszłej klęski. Miejsce, w które bym się w tamtej chwili udała, myślę, że dla nikogo nie byłoby zaskoczeniem. Oczywiście dworzec i mało znaczyło to, że miałam w portfelu jedynie 10 złotych, gdyby pojawił się jeden mały impuls gotowa byłabym i nawet się zapożyczyć, ale mały impuls spał... Gdzie Ala wybrałaby się mając 20 złotych? Do Orzysza. Zapewne wiele ta nazwa państwu nie mówi i ja nie mam tego za złe, w swojej wspaniałomyślności. Orzysz to maleńkie miasto(?)położone gdzies w północnej Polsce, jedyne co wyróżnia je spośród reszty maleńkich miast położonych w północnej Polsce, to fakt, że było to miejsce zamieszkania mojego taty, dziadka, prababci, pradziadka i rzecz najważniejsza...sam Bach w nim obecnie przebywa. W całej swej desperacji napisałam nawet smsa do niego, prosząc by od wyżej wymienionego pomysłu mnie odwiódł...i zrobił to całkiem skutecznie, bowiem nie odpowaiadał na tegoż smsa do godziny 11, gdzie już cała sprawa była rozstrzygnięta (a jak się okazało spał do tegoż czasu). Zatem Ala grzecznie w szkółce siedziała i dzieki Bogu nie poniosła żadnych konsekwencji swojego braku pomyślunku, który przejawiła wczoraj nie zaglądając do żadnego zeszytu, prócz tego od fizyki, z którego zresztą niewiele rozumiała i wydawac by się mogło, że 3 godziny, które sam Ojciec Dyrektor poświęcił jej na tłumaczenie, na niewiele się zdały. Jedno było pewne, wiedziałam już, że miony(czy ktos zresztą wie, co to jest?) nie są składnikami budulcowymi wymion. Gdy jednak skonfrontowałam moją wiedzę z wiedzą innych osób, uznałam, że nie tylko ja nie jestem w tej dziedzinie szczególnie biegła i towarzyszyło temu niesłychanie głębokie uczucie ulgi. Jak się zresztą okazało pani profesor zrobiła mi psikusa(rozkoszne słowo) i do żadnej tablicy mnie nie brała. Uff. I wyobraźcie sobie drodzy moi, wracam po dniu tak pełnym emocji do domu, jedyne o czym myślę, to kolejny odcinek Mody na Sukces, gdy nagle słyszę dźwięk mojej komórki. Nawet się ucieszyłam, bo to się często nie zdarza a i nie spotkałam się jeszcze by spam był przekazywany w rozmowach telefonicznych i już myślałam, że może jakiś książe z bajki próbuje się do mnie dodzwonić, gdy usłyszałam głos. Młody i to całkiem dobrze rokowało, lecz głos przedstawił się jako "Andrzej", a czy ktokolwiek zna księcia o imieniu Andrzej? Pełno ich było, ale żadnego Andrzeja nigdy historia w ich szeregach nie odnotowała. Andrzej gitarzysta, z którym mam grać w sobotę koncert w spichlerzu MOK - u, radośnie zakomunikował mi, że mamy próbę dziś na godzinę 20. O jak miło, jak wesoło, tylko dlaczego nikt nie raczył mnie uprzedzić? Dlaczego ten głupi NIKT nie powiedział, że nie ma mojego numeru, gdy specjalnie się o to dopytywałam? Panie Kowalski, pan sobie tak grabi u mnie...
http://www.mok.olsztyn.pl/Archiwum/2007/imprezy/yamaha.html
Matko, znowu się zbłaźnię...
Dodaj komentarz