Topinambur kontra marchewka z jabłkiem......
No dobra, jeden kęs- powiedziała Ala i zjadła porcję babcinych pierogów z kapusta i grzybami. Jak widzicie wyłamała się w dość szybkim tempie, tłumacząc, że takie diety odchudzą jej jedynie mózg, którego i tak nie ma za wiele. Pierwszy dzień, był nawet nawet, zrobiła sobie "sałatkę" z marchewki i jabłka(tak, była z siebie potwornie dumna, że własnoręcznie potrafi coś przyrządzić) i postanowiła żywić się jedynie tym oto przysmakiem. Sałatka nie była zła, toteż Ala konsumowała ją wytrwale przez dwa dni, choć nie tak mówił dodatek z gazeta dla Pań Oświeconych. Bo i Alutka checi miała szczere żeby działać zgodnie z rozpisanym planem, lecz, gdy przeczytała zym ma się żywić, postukała się jedynie w głowę, chwilę pomyślała i rzuciła cudowną książeczkę w kąt. Bo i takich rzeczy jak "topinambur" to ona na oczy nie widziała, a co dopiero, gdyby miała szukać ich w sklepie. Panie, ja z dziada pradziada chłopka jestem i takich rarytasów nieznaju! W każdym badź razie, jak już wspomniałam postawiłam na rodzime warzywa, owoce i wodę mineralną z polskich źródeł. Trzymałam się twardo, lecz jak to bywa do czasu...Swoim starym odruchem po przyjściu ze szkoły, szukając czegoś na obiad (sałatka wychodziła mi uszami wiec postanowiłam wynaleźć sobie jakiś substytut) zajrzałam do zamrażalnika. Ah jaki dobrobyt tam panował! Frytki, zamrożone gołąbki, pierogi ruskie (eeee,sklepowe) i najlepsze na świecie pierogi babci Krysi...No co, masochistką nie jestem...ah jak dawno w mych ustach nie gościł ten smak, tej lekko kwaśnej kapusty z grzybami i tego rozpływającego się w ustach ciasta! Z myślą, o reszcie rodziny ugotowałam znaczną część pierogów, co by wyjatkowo jakiś dobry uczynek spełnić (tak, czasami pojawiają się we mnie takie dziwne odruchy)...ogólnie zakładałam, że sama zjem 2 góra 3 pierogi żeby diety szlag nie trafił, ale w rezultacie zatrzymałam się na 7...Masakra. Alutka cięższa o 7 pierogów, ale z uśmiechem na ustach, wytoczyła się z kuchni...dochodzac do wniosku, że wcale nie jest gruba, a pierogi warte są mszy(taka parafraza:P)...Wnioski? Brak, biernie odchudzam się dalej...To tyle z moich traumatycznych przeżyć, szczerze, gdybym miała się trzymać tych wszystkich zasad rzekomo prowadzacych mnie do figury idealnej, tak naprawdę nie myślałabym o niczym innym jak o jedzeniu. A to, że posiłki muszą być co 3 godziny, że tyle, a tyle kalorii powinnam spożyć, dajcież wy spokój...Dobra, to teraz powinnam się wziąść za pisanie wypracowania na temat globalizacji. Ranyyyy jak mi się nie chce! Mnie tam to ani ziębi, ani grzeje, jak chcą niech się globalizują, jak nie chcą to nie, dopóki nikt nie ingeruję w to jak żyję jest mi to obojetne...ale napisać i tak muszę, bo pani polonistka będzie bardzo zwiedziona moją postawą:P Zauważam w sobie kompletny brak asertywności, który jest zresztą bezlitośnie wykorzystywany przy każdej okazji...bo wiadomo, że ludzie lubią wchodzić innym na głowę...co za życie...co mnie ta globalizacja obchodzi....dobra nie stę kam już dłużej, idę zobaczyć co o tym piszą ludzie bardziej oświeceni...
Dodaj komentarz