Widzisz Pan, dobrze żeś mię ponaglił, bo już traciłam motywację do odpisania. To oczywiście nic osobistego, po prostu wciąż uwikłana jestem w sidła prokrastynacji i wszystko odkładam na bliżej nieznany termin do czasu, gdy rzecz owa nie przepadnie w otchłani mojej niepamięci. Z naszym pisaniem jednak dochodzi problem innej natury. Wyraźnie waćpan dajesz mi znać, że chciałbyś aby nasza znajomość nabrała rumieńców co jest całkiem przyjemne, ale też kłopotliwe. Nie lubię się wikłać w sytuacje kłopotliwe. Nie chcę nikogo krzywdzić, ani dawać fałszywej nadziei. Co prawda zrozumiałam już, że Krzysztof nie jest osobą, z którą chcę spędzić resztę życia i, że wiązanie się z jego rodziną to byłby jakiś koszmar, ale jak wspominałam, sezon jesień - zima 2013 nie sprzyja w miarę przyjaznym i bezbolesnym rozstaniom. Jestem nieco przytłoczona tą sytuacją, bo z jednej strony nie toleruję kłamstwa i chyba sama wolałabym dowiedzieć się od razu, że muszę zacząć budować przyszłość z kimś innym, a z drugiej strony wiem, że od tego jaki moment wybiorę może zależeć jego kolejne kilka miesięcy czy może lat życia. A co jeśli przez te kilka miesięcy sztucznie podtrzymując nasz związek odbiorę mu szansę na znalezienie tej jedynej, wyjątkowej i przede wszystkim dopasowanej doń dziewczyny? Tak się mówi, że tego kwiatu pół światu, ale Krzysztof to nie jest jakiś zawadiaka, a jego świat raczej ogranicza się do rodzinnej wsi, gdzie dziewczyny nie są najlepszego sortu. Zawsze pozostają portale randkowe, ale musiałabym być hipokrytką żeby stwierdzić, że to miejsce, gdzie można spotkać kogoś rozsądnego. Martwię się o tego mojego (wciąż) Krzysztofa i biję z myślami, w głowie wciąż przebija mi się cytat z "Małego Księcia", zgodnie z którym jest się odpowiedzialnym za to co się oswoiło. Bardzo to romantyczne, ale czy właściwe? Ostatnio, po 2 latach mojego milczenia, nawiązałam kontakt z dawnym kolegą/przyjacielem/obiektem dawnych westchnień, który całkiem przekonująco wyłożył mi dlaczego mój związek nie będzie źródłem szczęścia ani mojego, ani Krzysztofa. Wszystko rozchodzi się o geny, ale nie te decydujące o kolorze oczu czy wzroście, lecz możliwościach intelektualnych. Do niedawna byłam przekonana, że różnice między ludźmi jeśli chodzi o inteligencję nie są na tyle znaczne i ważne by się nimi szczególnie przejmować przy wyborze partnera. Oczywiście wiedziałam, że istnieją ludzie głupi, ale wydawało mi się, że są w mniejszości i co ważne są głupi na własne życzenie, z lenistwa, które jednak można siłą woli pokonać, więc też można z głupiego stać się mądrym. Tego przynajmniej uczyła mnie szkoła, że wszyscy ludzie są równi, wszyscy mają takie same szanse. A jeśli nawet niedomagają intelektualnie z przyczyn innych niż lenistwo, to z pewnością mają inne cechy, które rekompensują ich ograniczenie. Nikt jednak nie mówił, że wśród tych równych i wspaniałych ludzi istnieje podział dokonany już z chwilą narodzenia na "gatunki", które determinują czy dwoje ludzi będzie do siebie pasować i stworzy w przyszłości dobrze funkcjonującą rodzinę. Tak też wpadłam w sidła Krzysztofa. Trzeba przyznać, że zbytnio starać się nie musiał, bo w 90 procentach wpisywał się w obraz mojego ideału piękna. Czy ktoś tak oniemiająco przystojny mógł być głupi, zły, niedojrzały, chamski? Nawet mi przez myśl to nie przeszło. Wręcz przeciwnie przez pierwsze miesiące naszej znajomości czułam się przy nim niewystarczająco szlachetna i drżałam na myśl, że ktoś mi może go sprzątnąć sprzed nosa. Dopiero później okazało się, że Krzysztof miał skłonność do zabarwiania swojej przeszłości i teraźniejszości, a spędzanie wieczorów na zasadzie pół litra na dwoje niekoniecznie było dla niego rozrywką, lecz stawało się fizjologiczną potrzebą. Kamieniem milowym w naszej znajomości okazał się moment poznania jego rodziny. Całkowicie ociężałego intelektualnie ojca, który nie bacząc na konieczność utrzymania rodziny (w szczególności uczącej się córki i żony z wykształcenia gospodyni domowej) całkiem pochłonięty był swoją hodowlą gołębi, bystrą i zatroskaną aczkolwiek raczej nieracjonalną i histeryczną matkę, starszą siostrę, pracowitą, lecz o mentalności "zastaw się a postaw się" i nieufnym stosunku do wynalazków współczesności typu konta bankowego oraz całkowicie zepsutą, głupią, leniwą blacharą, czyli najmłodszą przedstawicielką rodu Z. Na tym tle co prawda Krzysztof prezentował się wybitnie, jednak w świetle niedawnych odkryć o puli genowej, którą miałyby otrzymać moje potencjalne dzieci oblał mnie zimny pot. Pal licho ja, moje poczucie niezrozumienia przez Krzysztofa, pal sześć to, że ostatnio, gdy puściłam moją ukochaną Kalinę Jędrusik w jego towarzystwie stwierdził, że to "gówno"(poczułam się tak bardzo urażona jakby mnie osobiście tak nazwał. Tak mi wstyd Kalino Jędrusik, że przed takim chamem cię zaprezentowałam), że jego siostra wyzywa mnie w swoich rozmowach na GG od grubych loch, pal to wszystko gdyby chodziło tylko o mnie, ale tu rzecz cała rozchodzi się o niewinne dzieci, które za moją przyczyną mogą mieć ojca alkoholika o bardzo wąskich horyzontach. To wszystko rozwiewa moje wątpliwości, jedyną zagadką jest czas, kiedy zbiorę się w sobie by powiedzieć Krzysztofowi, że to koniec. Trochę też czekam na jakiś grubszy (w jego oczach) pretekst do rozstania, a jeśli to nie nastąpi, to kluczowym momentem będzie 10 listopada, kiedy to ma zapaść decyzja o tym czy nadal będzie miał tę pracę co dotychczas, a tym samym czy cała rodzina, której właściwie jest jedynym żywicielem, nie umrze z głodu. Ostatnio łaskawie mi się zwierzył, że gdyby okazało się, że będzie musiał szukać nowej pracy, to ma zamiar wyjechać za granicę, także możliwe, że wszystko rozwieje się samo. Nie chodzi o to, że mam problemy z wiernością, po prostu mając już jako tako doświadczenie w związkach na odległość, wiem, że życie toczy się zbyt dynamicznie (nawet spędzając je całymi dniami w łóżku) by jedno krótkie spotkanie na miesiąc czy kilka mogło zapobiec rozluźnieniu się więzi i zrekompensować wielotygodniowy brak obustronnego wsparcia. Niezależnie od tego jakbyś się starał związki na odległość to "parazwiązki' i zazwyczaj mają krótką datę przydatności.
Jeśli to przeczytałeś, mam zaszczyt uroczyście powitać Cię we friendzone xD
Z rzeczy niepowiązanych z moim burzliwym życiem uczuciowym mogę podzielić się z Tobą radosną nowiną, że w ciągu ostatnich 5 miesięcy zgubiłam już 8 kg z czego 4 w ostatni miesiąc także sytuacja robi się dynamiczna i jeśli tylko na powrót nie wtrącę się w depresję i marazm, to do końca roku powinnam zacząć przypominać człowieka. Coś czuję, że rok 2014 będzie moim rokiem : >
Dodaj komentarz