Zwykły dzień w Krainie Czarów...odc.2
Mamy dzisiaj piatek ,dla panny Alicji ten dzień nie znaczy więcej niż dzień w którym ma lekcje religii ,a na religii boskiego księdza.Zaczynając jednak od początku.Poranek całkiem znośny ,jakoś się zebrałam bez wiekszych rewolucji do szkoły.Później pierwsza lekcja-godzina wychowawcza,czyli 45 minut spędzonych na odkrywaniu "Kim chcę zostać w przyszłości"-horror...Druga godzina lekcyjna-wychowanie fizyczne.Absencja naszej nauczycielki ,co oznaczało tyle ,że mamy mieć wf wspólnie z chłopakami.Jak to zwykle bywa żadna dziewczyna z klasy w takich okolicznościach nie ćwiczyła,za to urządziliśmy sobie godzinkę wspomnień...g łównie moich wybryków...ehh kiedys to były czasy...Pamietam ,jak po raz pierwszy umówiłam się z pewnym studentem i poprosiłam o przypilnowanie całej sytuacji przez moje dwie koleżanki.Znaczyło to tyle ,że miały mnie śledzić ,jak sie z nim przemieszczam.Ale od początku...Tomek miał bodajże 23 lata znałam go jak zwykle z internetu lecz w końcu trzeba się było spotkać(gdy dostałam jego zdjecie myślałam ,że spadnę z krzesła ,był brzydki jak noc ,ale zaryzykowałam ,co się okazało ,chłopak był poprostu tragicznie niefotogeniczny).Umówiliśmy się pod Mc.Donalds'em między 10,a 11 juz nie pamietam dokładnie...(dziewczyny w tym czasie siedziały w środku).Czekałam jakies dobre 10 minut ,no ,ale w końcu się zjawił ,był nawet przystojny i ruszyliśmy w drogę (dziewczyny również z tym ,że szły druga strona ulicy).Z racji wczesnej pory trudno było nam znaleźć jakiś otwarty pub,wiec zanim znaleźlismy sobie "gniazdko" obeszlismy chyba z 3 puby. (a dziewczyny za nami,co gorsza Tomek chyba dostrzegł je,no ,ale w kazdym bądź razie nic nie mówił)Wkońcu znaleźlismy coś na starym mieście ,Tomek zamówił 2 piwa(przy informacji ,że mam 17 lat)no i tak sobie rozmawialiśmy,atmosfera sie rozluźniała...(tym bardziej ,ze mam słaba głowę) ,a dziewczyny poszły znowy do Mac'a.W między czasie dzwoniły do mnie kilka razy z pytaniem "co robię" ,więc wyłączyłam telefon.Wszystko ładnie pieknie ,ale trzeba było wracać do domu.Tomek odprowadził mnie do przystanku ,a ja poczułam konsekwencje konsumpcji piwa i mojej słabej główki.Wyjęłam telefon ,chciałam napisać smsa do dziewczyn ,ale niestety klawisze mi się mieszały ,postanowiłam ,wiec zadzwonić hehhe podobno gadałam jakieś bzdury no ,ale w końcu umówiłyśmy się przy ratuszu.Ruszyłam autobusem cały czas uśmiechając sie do nieznajomych ludzi ,gdy już dojechałam ,prawie ,że wytoczyłam sie z autobusu i zaczęłam poszukiwanie dziewczyn ,co chwila tracąc równowagę.Na szczęście szybko mnie znalzły i pojechałyśmy autobusem z powrotem do Mac'a.(Z relacji swiadków wynika ,że ponoć przez cały czas w autobusie mówiłam ,że chce mi się siusiu)No ,ale ok dojechałyśmy dziewczyny zamówiły zestawy i poszłysmy do parku (gdybysmy miały jeść w Mac'u za bardzo bym się darła:P).Długo ,by opisywać co ja w tym parku wyprawiałam...do historii przeszło moje pytanie skierowane w kierunku gołębii "A co one takie agresywne?" I rozmowa z jakims zaczepionym pijakiem o polityce.Przyznam szczerze ,że z perspektywy czasu jest to bardzo zabawne ,ale i tez bardzo tragiczne,bo pokazuje skutki tego ,jak zachowuje sie upite dziecko...
Po wfie była lekcja muzyki ,czyli odśpiewywanie piosenek w tonacji w którą nikt nie mógł trafić ,bo nasza nauczycielka nierozumie ,że nie każdy ma słowiczy sopran jak ona.Następnie był angielski nic istotnego z tym ,że chłopacy przede mną zaczęli się chlapać atramentem i mnie sie oczywiscie dostało.Później był Polski ,baba przyszła niesamowicie czymś rozjuszona ,wiec na wejściu zrobiła nam kartkówkę,jak sądzę połowa klasy dostanie pały.No i wkońcu upragniony przedmiot-religia.Temat był związany z namaszczeniem chorych ,ale przyznam szczerze ,że nie słuchałam ,tylko cały czas sie w niego wpatrywałam ,jak i reszta żeńskiej części klasy.Zastanawia mnie jedna rzecz ,dlaczego najprzystojniejsi i najinteligentniejsi męzczyźni zawsze zostają kapłanami?No cóż ,to najwidoczniej jakiś nieodgadniony plan Boga...Ostatnią lekcją była matematyka ,oczywiscie wszyscy robili co chcieli ,a sama matematyczka nie miała juz iły ,a raczej nie chciało jej się nas upilnować.Na tym skończyłam swój dzień szkolny i tymczasem sajonara,bo ta notka jakaś taka długa i co gorsza nudna mi wyszła...