• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum styczeń 2007


Szczere postanowienie poprawy...

Tak się zbieram do napisania tej notki już kilka dni i nic mi z głowy wyjść nie chce...Właściwie to już tydzień temu miałam jakiś ogólny zamysł, ba nawet nakreśliłam już kilka słów, lecz akurat musiałam ustąpic miejsca przy komputerze. W poniedziałek z kolei tacie udało się wysledzić jedno z moich przestępstw , ku jego ukrywanej radości. Przez cały tydzień widać było po nim,że całą tą rodzinną sielanką jest już zmęczony. Szukał, więc szukał, coraz bardziej sfrustrowany niemożnością znalezienia. Gotów byłby jeszcze sam sfałszować jakiś powód do kłótni, ale oto zasięgnął do swej pamięci i znalazł! Mam Cię! Znowu myjesz codzień głowę?! Tak, tato i póki nie wywieziesz mnie do jakiejś chatki oddalonej od ludzi w odległości conajmniej 20 kilometrów. Wierzę jednak ,że byłbyś do tego zdolny, dlatego tfu, odpukać. Ale...w sumie takie odosobnienie oprócz tego,że jedynie bardziej bym zdziwaczała, mogłoby być źródłem wielu innych korzyści. Wszystko zależy od tego z jakimi przedmiotami zostałabym zamknięta. Jeśli z biblioteczką, na pewno wzbogaciłabym się intelektualnie, pod warunkiem, że nie byłyby to Harlequiny, wtedy zaczęłabym opracowywać proces technologiczny pozyskiwania papieru toaletowego. Z kolei zamknięta z zeszytem i długopisem, coś bym napisała. Zastanawiam się jedynie czy byłby to pamiętnik, czy książka. Książka wymaga lepszego warsztatu. Inna rzecz, że w innych warunkach książki nigdy nie napiszę, bo ciągle coś mnie odrywa. A to program w telewizji, a to kusząca możliwość wyczekiwania aż ktoś do mnie na gg napisze, Alutka jest bardzo słaba na takie bodźce i zawsze się oderwie od jakiegoś pożytecznego zajęcia na rzecz zupełnie nic nie wnoszącego czekania aż odezwie się jakiś Romeo. Ogólnie dzień, czy dwa temu miałam taki pomysł, aby usunąć telewizor z salonu, lecz niestety pomysł został wysmiany. Jak wszystko co wychodzi z moich ust. Wiecie,że to niesamowicie może na człowieka szkodliwie działać, gdy ma tą świadomość, że wszystko co mówi to głupoty...To niesamowicie frustrujące...Wśród moich pomysłów znalazła się także myśl, aby zabandażować sobie usta na dwa miesiące (wakacji) i odżywiać się rurką. Zapewne myślicie, że żartuję. Nie, mówię poważnie. Taki eksperyment. Same korzyści. Niemożnośc odzywania się powodowałaby,że swoje słowa musiałabym wylewać na papier, zapewne w jakichś długich wywodach. Dodatkowo podczas tego doświadczenia nie zaszkodziłabym sobie ani jednym słowem, znaczy się nie mogłabym w chwili kompletnie podłego nastroju powiedzieć komus co na prawdę o nim myślę , tym samym burząc ancient regime, który dajmy na to był bardziej korzystny. Następnie z niepraktyczności sposobu odżywiania musiałabym tą czynność ograniczyć do minimum ergo możliwe, że zaczęłabym bardziej akceptować siebie w mniejszej wadze. Następnie zaprzestałabym także tego ohydnego procederu obgryzania paznokci. Ale jest i minus. Ta okropna świadomość, że może przez to milczenie straciłabym okazję poznania mojego księcia. Poza tym nie wiem czy z medycznego punktu widzenia nieodzywanie się przez 2 miesiące nie poczyniłoby jakiś zmian w moim aparacie mowy. Ale żem odbiegła od tematu. Zasiadając tutaj miałam napisać po części o koncercie. Tyle,że jakoś nie za jest o czym pisać. Kazik i reszta zespołu jak zwykle świetni. Trochę rozczarowałam się jeśli chodzi o atmosferę klubową. Pełno dymu i tłum spoconych nachlanych ludzi. W tym pewien procent zboczeńców, który to niestety miałam nieprzyjemność poznać. Co prawda niegroźny, ale jakże mi się to nie spodobało(uhm,Alutka nie kłam :P). Przy piosence "Łączmy się w pary, kochajmy się" taki drobny blondynek lat 18-19 zaczął mnie obejmować. Obróciłam się, nie wiedząc jak wygląda ten zuchwalec, a że ciekawy nie był, rzuciłam tekst "nie musisz mnie obejmować" heheh śmiesznie brzmi,ale chłopak zrozumiał...W czasie koncertu znalazł sie jeszcze jeden śmiałek w wieku około 30 lat, chcąc mi wcisnąć piwo, ale my znamy takie numery ,zresztą mama mówiła żeby nie brać cukierków od obcych ludzi, to odmówiłam. Co tam jeszcze? Gdy koncert się skończył wszyscy cisnęli się na schodach wyjściowych. Niestety cisnęli się bardzo dosłownie. Jako że stał za mną jakiś chłopak na mojej nodze wyraźnie (od)cisnął się jego ekhm. Ale oszczędze wam dalszych wrażeń:P. Hmm...czy ja coś jeszcze chciałam zawrzeć w tej notce? Nic mi na myśl nie przychodzi....Aaaaaa miałam wam opisać moją wczorajszą furię z powodu tragicznie niskiego wyniku na konkursie j.polskiego jednak szczerze mi sie nie chce, a za chwilę muszę lecieć do kościoła...Napiszę jutro albo pojutrze, za tydzień, albo za miesiąc , bo w moim magicznym domu...

Ps. właśnie sobie przypomniałam, że wczoraj w ramach tej furii chciałam diametralnie zmienić swoje życie. Postanowiłam nie kłamać....śmieszne

28 stycznia 2007   Dodaj komentarz

O rany!

Żyję już tak sobie od tych 15 lat na świecie i od jakichś 2 miesięcy myślałam, że juz nic w stanie zadziwić mnie nie jest. Otóż jakże wielce się w tym stwierdzeniu myliłam! Moja rodzina, to chyba materiał na dobrą książkę ;) Dzisiejszego dnia w Olsztynie odbywa się koncert Kultu. Jeszcze dwa lata temu nie przepuściłabym takiej okazji. Krzyczałabym, kopałabym, a nawet zrezygnowała z racji żywnościowych, gdybym nie mogła na takowy iść, mimo to na pewno bym nie poszła. Na szczęście Pan Kazimierz S. jednak nie raczył przyjeżdzać do mojego rodzimego miasta, więc i nie byłam zmuszona do takich reakcji. Az tu nagle, pewnego pięknego szarego, ciemnego, poniedziałkowego poranka dowiaduję się, że ten oto jegomość będzie miał koncert w naszym mieście. Pierwsza myśl, eeeee gdzie tam, kultomania już mi minęła, Kazik się zestarzał, więcej recytuje niż śpiewa, a rodzice w życiu mnie nie puszczą. Słowem nawet nie powiedziałam o tym koncercie organowi wyższemu(czyt. rodzicom) i normalnie z tym faktem żyłam jakoś bez większego żalu. Sytuacja natomiast zmieniła się, gdy dowiedziałam się, że Bartek (patrzaj notka poprzednia) tam będzie,ale ten fakt jedynie przyczynił się do jakiegoś cichego przebąknięcia mamie, że jest taka impreza.Na co mama znacząco popukała się w głowę. A skoro mama nie jest przychylna, to ojciec dyrektor z pewnością tym bardziej. Była środa, gdy klasowe "koleżanki" były rozgorączkowane, chwaliły się biletami i głośno snuły swoje koncertowe plany, wtem Alutka na prawdę zadziwiona tym,że one mogą,a ona nie postanowiła się zapytać, jak to jest? Okazało się,że obie nawzajem wcisnęły kit, że idą z ojcem tej drugiej koleżanki. Przebłysnęła mi myśl, w sumie, czemu ja nie miałabym zastaosować takiego patentu i jeszcze tego samego dnia niestety haniebnie chciałam okłamać rodziców. Tym razem zaczęłam jednak od taty, który o sprawie całego koncertu nic nie wiedział. I tu szok, jedno tylko pytanie," a z kim idziesz?" i ZGODA! Powiedziałam jedynie, że z koleżankami, nie musiałam kłamać. Proszę państwa, to jest dopiero szok! Okazuje się,że mój ojciec jest bardziej liberalny niż mama. Wstrząsające! Szczerze, gdybym ja miała decydować o tym czy moje dziecko może iść na taki koncert, w tym wieku w życiu bym nie pozwoliła. A tu takie coś! No i dzisiaj idę na owy koncert. Kilka spostrzeżeń na temat przygotowań koncertowych. Niewątpliwie trzeba się wyspać- spałam do 11:00. Trzeba się wykąpać, wypachnić, wymalować(niepotrzebne skreslić). Peelingu do ciała nie stosować na twarz-mozna sobie za dużo skóry zetrzeć :P. Nie pić kawy,a przynajmniej w mniejszej ilości-przemiana materii drastycznie się polepsza...No, to na razie tyle...Aaaaaa dzisiaj miało być spotkanie z panem Sławkiem. Niestety, a raczej stety ,bo nie wyrobiłabym się z przygotowaniem, zostało przełożone na "za tydzień". Jeszcze,a propos zaskakiwania. Wczoraj sąsiad zastawił nam garaż swoim samochodem. Mama, jak to ma w swoim zwyczaju zaczęła jęczeć,że nie może wstawić swojego samochodu, ale żeby pójśc, zadzwonić do niego i powiedzieć żeby przestawił samochód to już nie mogła. Wieść o tym dotarła do taty, tyle ,że w godzinie 23:30,a ten wspaniałomyślnie poszedł do sąsiada, pewnie obudził pół domu i zwrócił mu uwagę. W życiu bym nie przypuszczała ,że jest do tego zdolny. W gruncie rzeczy miał racje. to zaskakujące,że po 15 latach można być jeszcze czymś zaskoczonym....Swoją drogą to kolejny dowód, że z tatem się nie zadziera :P Pamiętam jak kiedyś miałam z nim na pieńku i bodajże nie wyrzuciłam kartonu po soku i właśnie też gdzieś tak w okolicach godziny 23 zostałam zbudzona ochrzanem i koniecznością wyrzucenia owego soku. Powiem wam,że szczerze to mi się podoba....

20 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Żeby życie miało smaczek, raz mężczyzna,...

Niektórzy lubią zbierać znaczki, niektórzy lubią robić zdjęcia, ja lubię mężczyzn. Tyle, że osoby o takim hobby nazywane są zazwyczaj pustymi. I nawet nie będe tego negować. Wiem, że jestem ograniczona i lubię swoje ograniczenie. To instynkt. Koncert był i ja również na owym koncercie byłam. Zagrałam, jak zwykle spartoliłam, ale jakoś niespecjalnie zadecydowało to o moim wczorajszym humorze, który wczoraj był wybitny. Punkt 16 stałam w wejściu V LO czekając na swoje "koleżanki". Z pobliskiej sali, gdzie miał się odbyć nasz koncert już docierały dźwięki gitar elektrycznych, perkusji i pojedyńczych jęków wokalistki. Wkrótce zjawiły się dziewczyny i poszłyśmy do sali prób. Nie czułam się stremowana, lecz jak wiadomo w moim przypadku to wcale nie jest dobry objaw. W każdym bądź razie wkroczyliśmy, ustawiliśmy się ze sprzętem i...to jedyne co zdołałysmy zrobić, bowiem jacyś dżentelmeni oświadczyli nam, że obecnie oni mają czas na próbę. No to tyle sobie pograłyśmy :P Oj panowie... Troche poirytowane usiadłyśmy na zapleczu sceny i ćwiczyłyśmy na "sucho". Szło nawet dobrze, toteż żeby ten stan nam sie utrzymał i instrumenty się nie rozstroiły skończyliśmy "próbę" i rozpoczęła się litania ,jakie to my jestesmy zestresowane. I tak, w pewnym momencie na zaplecze wkracza pewien gitarzysta. Tak, ja chyba skądś znam tę twarz, gorzej ta twarz mi się podoba, owa twarz wzraca swój wzrok w moją stronę, nastepuje pewna konsternacja z obu stron, "powiedzieć cześć, czy nie powiedzieć". Ponoć to kobieta ma wysyłać te jakoweś sygnały, aby mężczyzna mógł wkroczyć do akcji, więc Alutka szybciuteńko się uśmiecha. Znaczy się daje znak, że rozpoznaje osobnika i chce w jakiś sposób to zaznaczyć. Osobnik mówi cześć, Ala odpowiada, osobnik podchodzi i zaczyna rozmowę. Jes! Jes! Jes! Więc to się nazywa podryw? Hihihi...ależ wybaczcie, zapomniałam go wam przedstawić;) Zowie się Bartek, tak jak ja pobiera nauki u Kowalskiego, tyle, że na git. elektrycznej. W sumie nigdy byśmy się nie poznali gdyby nie próby przed koncertem (tym wcześniejszym). Zostałyśmy bowiem z Anetą przydzielone do dwóch różnych zespołów na czas koncertu. Ja niestety trafiłam do tego drugiego, ale mimo wszystko miałam okazje się z nim widywać,gdyż miał zajęcia przed moimi i mijaliśmy się w drzwiach. Wydawało mi się jakoby nie patrzył na mnie obojętnie, ale rozsądek o czywiście przyganiał mnie, że to moja wybujała wyobraźnia. Hihi, a teraz wracając do opowieści, Bartek, jak juz napisałam, podchodzi i zaczyna rozmowę (z własnej nie przymuszonej woli!) o koncercie, standardowo o stresie i o utworach jakie gramy, z kim gramy etc. Niestety nie trwa to długo ,Bartka w krótkim czasie wołają koledzy i odchodzi. Swoją drogą, jakie ja idiotyzmy w jego obecności mówiłam, w ogóle słów nie mogłam dobrać, ale chłopak najwyraźniej się nie zraził, przyszedł bowiem jeszcze na chwilę porozmawiać, tyle ,że tym razem ja i moje współtowarzyszki musiałysmy wyjść na scenę. Założyłam nawet okulary, które rzekomo miały mi pomóc pokonać stres, ale owe okulary niewidki niewiele mi pomogły,nawet mogłyby mnie kompletnie skompromitować, gdybym przezornie nie przyczepiła ich na sznurek. Ale pal sześć występ, żywnością nie rzucali, na zapleczu nie zabili, więc było ok, ja i tak w tamtej chwili żyłam czym innym. Dobrze się domyślacie :P. Bartek jednak niespodziewanie zniknął na jakąś godzinę ,co było robić , trochę zrezygnowana słuchałam dalej koncertu. Wrażenia? Fatalne nagłośnienie, mikrofon to była wprost rzeź. Publiczność beznadziejna, pełno jakiś oszołomów, którzy przyszli jedynie po to by się wyśmiewać. Stałam sobie tak konstatując, gdy ku mojej radości na scenę weszła w końcu zguba, wraz z zespołem. I muszę przyznać, że całkiem fajnie grali (nie to żebym była stronnicza :P), chyba najbardziej profesjonalnie ze wszystkich dotychczasowych. Wokalistka naprawdę ciekawa barwa i tylko nasz Bartus jakby trochę się gubił...Mimo wszystko było ok, po nich jeszcze grało kilka grup. Nie chciało mi się tam stać, wyszłam na korytarz i udawałam, że piszę smsa. Oczywiscie liczyłam na to, że może mój najnowszy obiekt westchnień będzie przechodzić, może zagada czy cuś. Tak, tak łudź się Alutka łudź. Bartosz rzeczywiście przechodził, ale w grupie kolegów i ledwo tylko na mnie spojrzał. Zrezygnowana znowu weszłam do auli i wsłuchiwałam się w dalsze występy. Właściwie straciłam juz nadzieję, że pan Bartek będzie chciał porozmawiać i moim jedynym strapieniem było to, jak odzyskać swój piecyk ze sceny. Na szczeście nie byłam w swoim strapieniu odosobniona, na scenie stało bowiem tyle różniastych piecyków, które czekały na swoich właścicieli, że nie musiałam się głowić, że nie będę umiała go odzyskać. W końcu występy się skończyły i ruszyłam na scenę, a za mną nie kto inny jak Bartosz! Hihihi! I cóże tam dalej. No wszyscy zbierali się do domów, ja również i wyżej wspomniany pan również. Musiałam jednak czekać aż łaskawie ktoś po mnie przyjedzie stąd też ustawiłam się przed wejściem i czekałam. Rozmawiałam z Magdą i czekałam. A za plecami czekał on. Wkrótce przedwejście się wyludniło i wyszło na to, że stoję już tam tylko ja, Magda, on i jakaś dziewczyna. Nieurodziwa :>. Cicho więc rzeczę do Magdy, że własciwie juz może iść. Ona znając mnie na wylot skojarzyła o co gra się toczy i bez urazy poszła do domu, a ja zostałam sama. Oh cóż to za przypadek, że tamta nieurodziwa dziewczyna również szybko się zmyła:P Hihihih! I zostalismy sami >:D Nie trzeba było długo czekać żeby rozmowa się wywiązała. Na pierwszy ogień poszedł temat - ciężkość naszych piecyków. Oczywiście jego był większy xD. Później szkoła, do jakich szkół chodzimy, jak to jest ciężko. Przy okazji dowiedzieliśmy się ile kto ma lat. Ha! Powiedziałam prawdę:P I teraz uwaga. Wiecie ile lat ma pan Bartosz? Hę? Hihihi! Alutka was zaskoczy! Pan Bartosz ma lat 16! No, no no,od 11 roku życia nie kombinowałam z 16 latkiem :P Tzn. kombinować,to chyba za duże słowo jak na tą znajomość ,ale coś na pewno jest na rzeczy. I dobrze, może się nawróce na dobry tor. Ci studenci mi na dobre nie wyszli. Bartek nie jest taki zły, tylko...no ten teges...on dopiero zaczyna przeżywać bunt, noszenie naszywek ulubionych zespołów na plecakach i głoszenie haseł "pie*** system",a mnie już to nie bawi...Ważne za to, jest wysoki :D Tak, to lubię...No,ale zobaczymy jak tam ta znajomość sie rozwinie. AAAAAaaaale! Nie powiedziałam wam najważniejszego. Wkrótce na horyzoncie pojawił się mój brat, który miał po mnie przyjechać. Ok, powiedziałam "cześć" do Bartka, wręczyłam bratu piecyk, sama chwyciłam gitarę i juz wyrwałam do przodu, gdy patrzę, za moimi plecami...mój ukochany brat przedstawia się Bartkowie. Eeee myślę sobie co mu do łba strzeliło, nigdy wcześniej nie zwykł się przedstawiać moim znajomym. Myslę sobie "zięcia szuka czy co?". I tak nagle przebiega mi przez myśl...Cholera, Bartek mógł sobie pomyśleć, że Bernard to mój chłopak! Wiecie, że to takie przedstawienie a'la "cześć, Bernard-to moja laska", no właśnie Bartek mógł tak sobie pomyśleć ,a ja głupia biernie szłam do samochodu, zamiast zrobić tył w zwrot i walnąć tekścik "Bartek-mój kolega, Bernard-mój brat". Jeśli ten incydent zaważy na tej znajomości to zachlastam siebie i przy okazji mojego pomysłowego braciszka. Ale zobaczymy, nastepna konfrontacja z Bartkiem we wtorek, za tydzień. A już w tą sobotę spotkanie z 29 letnim Sławkiem...popaprało mnie zupełnie.

17 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Eeeeee kochankowie w ciemnościach?

Cóże ja wam mogę tu napisać, czy właściwie powinnam coś pisać? Zawsze, gdy zasiadam przed monitorem w mojej głowie panuje pustka, w przeciwieństwie do czasu, gdy siedzę na lekcjach i tak bardzo chciałabym znaleźć się w tym miejscu by siedziec z nadzieją, że za chwilę na gg odezwie się przykładowo Olo, bądź też inny równie wartościowy osobnik płci męskiej, wieku studenckiego. Zwykle nikt się jednak nie odzywa, a ja w swojej nadzieji spędzam bezczynnie kilka godzin, które równie dobrze mogłabym wykorzystać na naukę (hhehe kto mi uwierzy:P). Zresztą rzecz pewnie polega na tym,że oni odzywaliby się cześciej, gdybym i ja czasami sama do nich zagadywała,lecz co ja poradzę,że wyznaję zasadę rodem ze średniowiecza jakoby kobiety sie pierwsze nieodzywały. Domyślacie się pewnie, że nie chodzi tu o jakiś hiperkonserwatyzm, lecz o moje zahukanie. Znaczy się "nie odezwę się, bo może mu w czymś akurat przeszkadzam".Postawa a'la "przepraszam, że żyję". Jest jednak w tym i pewna strona praktyczna, osoba zaczynająca rozmowę zwykle musi ją podtrzymywać,a w tej dziedzinie to leżę kompletnie. No właśnie, tak jak teraz...Przed chwilą odezwał się do mnie jeden z moich ideałów, Paweł alias architekt. Z początku rozmowa jakoś szła. "Cześć-cześć", opowiedziałam o mojej "tragedii" w filharmonii, on z kolei pocieszał mnie, że nie było tak źle, a jako przykład podał jakiś koncert kolęd, gdzie trzy chórzystki zemdlały przy czym jedna spadła na klarnecistkę wybijając jej zęba. Teraz zagaja, że będzie przejeżdżał przez Olsztyn...ja na to,że jeśliby mu się tak strasznie nudziło to mogłabym mu potowarzyszyć...a teraz to już nie rozumiem tego dialogu...

heh jeśliby ci się tak strasznie nudziło to w sumie chętnie bym ci potowarzyszyła

16:08:07 Dziki czlowiek z buszu
a-ha
16:08:16 Dziki czlowiek z buszu
a potem bedzie, ze pedofil?
16:08:47 Ja (1165456)
hehe o przepraszam,ja tego nigdy nie powiedziałam
16:09:26 Ja (1165456)
pedofil jak zwykle wcieli się w rolę koleżanki, do której się wybiorę
16:10:26 Dziki czlowiek z buszu
ha ha ha
 
i zamilkł...
Eh...dobra,chyba kończę tę notkę, bo zaraz wpada do mnie Magdalena M. wraz z Sylwią o bliżej nieznanym mi nazwisku i będziemy ćwiczyć przed naszym jutrzejszym występem. Nie zdziwcie się jeśli znowu przeczytacie, jak to mi fatalnie poszło. Ja wprost ubóstwiam się linczować. Tym razem spróbuję opcji z okularami przeciwsłonecznymi, może uda mi się wmówić sobie,że to takie okulary niewidki i sie będę mniej stresować. Kurcze, niech on się jeszcze odezwiieeeeee! Odezwał się ;)
15 stycznia 2007   Komentarze (1)

Poległam...

Kaplica, mogiła, klapa to jedyne słowa, które cisną mi się na usta określając mój występ. Dobrze, że nie potraktowaliście mojego zaproszenia poważnie ;). Nie zapowiadało się źle. Co prawda do budynku filharmonii weszłam cała rozhisteryzowana, lecz powoli emocje mi opadały, żartowałam z gitarzysktką, rozglądałam się za jakimiś przystojnymi obiektami przyszłych westchnień i wręcz wyrywałam się na scenę. Jednak między pierwszym uderzeniem perkusji a pierwszym szarpnięciem struny mojego basu cos we mnie drgnęło. Drgnęło i spłynęło po całym ciele. Drżałam cała, byłam pewna, że ze strony publiki zapewne wygląda to jak atak epilepsji, ale z relacji mojej mamy wynika, że nic nie było widać, oby! Co tam jeszcze, oprócz strony wizualnej, strona rytmiczna była w stanie identycznym. Chwilami zupełnie jakbym grała zupełnie co innego niż gitarzystka. Jak relacjonuje mama- nic nie było słychać. Z tej wypowiedzi możemy wnioskować, że mama jest świadkiem niewiarygodnym. Trzecia sprawa, podczas wszystkich występów była wyświetlana prezentacja, której zawartością były fotografie uczniów i kilka słów przez nich nakreślonych. Zdjęcia były robione przez nauczycieli podczas zajęć stąd na wielu z pewnością były jakies dziwne grymasy, swojego zdjecia nie widziałam(byłam zajęta ratowaniem swojego występu),ale mogę się założyć, że  minę miałam tragiczną, coś z typu "cosiestao?",ale pal sześć zdjęcie. Gorszy był z pewnością opis wymyślany w ostatniej chwili. Co gorsza przekształcony, gdyż organizatorzy jak zwykle okazali się nie rozumieć co poeta miał na myśli i drastycznie skroili mój opis. Ogólnie kiła mogiła i kiełbasa... Rany boskie niech mnie ktoś przytuli, dlaczego ja zawsze wszystko psuję, może trzeba było złamać swoje zasady...kompromis, to takie ładne słowo...Dobrze,ale nie o tym chciałam pisać, w piątek wkręciłam się do kolejnego projektu muzycznego, mianowicie jakiegoś koncertu młodych talentów w LO V. Znaczy się wraz z moja klasową "koleżanką" mam akompaniować pewnej uczennicy tejże szkoły w piosence Pidżamy Porno- "Do nieba wzięci". W sumie nie brzmi to źle, jedynie głos tej dziewczyny jest nieszczególny, ale śpiewa równo, nie fałszuje, więc jakoś to będzie o ile znów nie dostanę drgawicy stresowej. A owy koncert już we wtorek...

14 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Postępująca geriofilia...

Nieźle mnie (za przeproszeniem) popieprzyło. Pamiętacie aferę taśmową i korzystanie z pożyczonego telefonu? Podczas, gdy byłam zupełnie odcięta od świata wirtualnego, nudziło mi się do tego stopnia, że zaczęłam wysyłać smsy do przypadkowych numerów. Wysłałam ich kilkanaście, jak zwykle z nadzieją, że trafię na jakiegoś studenta :P Być może i trafiłam jednak z tych kilkunastu smsów odzew był w liczbie jednej odpowiedzi. Nie pamiętma już dokładnie cóże ja tam takiego napisałam, podejrzewam, że to było coś w stylu "jaki ten świat jest zły, niesprawiedliwy etc." w każdym bądź razie odpisał jakiś ktoś i zaczął rozmowę. Powyżalałam się, opowiedziałam całą historię moich miłosnych zawodów, a przy tym przedstawiłam połowę drzewa genealogicznego mojej rodziny. Gość się nie zniechęcił, ba nawet coś tam pocieszał, czy doradzał. I już myślałam, że szczęśliwie trafiłam na jakiegoś cudownego żaka, gdy dowiedziałam się, że owy osobnik ma tych lat 29. Od razu znajomość zdyskwalifikowałam, lecz kontaktu nie zerwałam. Na moje nieszczęście. Minęły bodajrze 2 miesiące z przerwą na Grzegorza, a ja nadal z nim piszę. Co gorsza ostatnio rozmowa zeszła na temat spotkania. I prawdopodobnie dojdzie ono do skutku. Nasz 29 letni kawaler (chyba) myśli, że mam lat 17, ale nawet w tej wersji wydaje mi się ,że normalny facet w tym wieku nie powinien zawierać znajomości. Znaczy się pytanie, znajomości w jakim celu? Właśnie tu mamy niewiadomą. Nie sądzę, aby na stopie koleżeńskiej mogło go coś we mnie interesować. Nie sądzę, aby uznał, że mogłby poczuc do mnie mięte. Obawiam się ,że zbyt dużo o mnie wie, i to wykorzystuje. Obawiam się tez, że może nie zakreśliłam żadnych granic i jeśli on....eeee co ja właściwie chciałam powiedzieć. Pomińmy :P A jednak może z ciekawości, może z desperacji, na pewno z głupoty chcę się z nim spotkać. Kompletnie mnie popaprało. Przecież on jest 14 lat starszy! Ekstremalnie mógłby być moim ojcem. Czy wy też tak macie, że jedna wasza strona przywołuje was do porządku,a druga ma baaaardzo niegrzeczne myśli? Jak bym nie zrobiła jest źle...Inna sprawa, a w niedziele jak co roku mam koncert organizowany przez moją szkołę muzyczną w filharmonii. Znaczy się koncert, to tak dumnie brzmi,a chodzi o to, że kazdy ma przydzielony po jednej piosence i przy publicznosci w składzie mamy,ojcowie,babcie,dziadkowie,ciocie i co tam jeszcze się zmiesci musi ją wykonać. Ale okazuje się ,że są równi i równiejsi! Stoję sobie wczoraj na szkolnym korytarzu,rozmawiam z Anetą, a ona nagle komunikuje mi, że gra jeszcze dwa numery. Co to ma być przepraszam!? Niemiłe to uczcucie, bo wiadomo o czym takie wyróżnienie świadczy. Kochana Anetka gra lepiej. Z początku chciałam Kowalskiemu wyrzucić, co to ma być,ale znacie Alutkę w życiu by się nie odważyła. Fakt, faktem zaniedbałam ostatnimi czasy tę naukę...trzeba wziąźć się w garść...Wszyscy chętni proszeni są na 12:00 do budynku olsztyńskiej filharmonii...wstep wolny

12 stycznia 2007   Komentarze (1)

Ot, taka to wyjałowiona z głębszych treści...

Umiłowani! Potrzebuję kontaktu z drugim człowiekiem. Z Adamem nie wyszło, choć może to i dobrze. Grzegorz puścił sygnała, a ja jak skończona idiotka, w swoim zdesperowaniu mu tego sygnała odpuściłam. Spięłam sobie warkocze niczym Helga z "Allo,allo!" i czekam na mężczyznę swojego życia. No to sobie poczekam. A propos w moim domu wybuchła afera obyczajowa. Dzisiejszego poranka, jak zwykle brutalnie jestem wyrywana ze snu przez moją mamę, zmierzam z zamkniętymi oczami do łazienki, podczas, gdy do moich uszu dobiega głos brat. Myślę sobie, coś jest nie tak, Bernard zwykł sypiać do południa. Nagle pojawia się głos damski, który upewnia mnie, że doczekałam się w końcu tajemniczego"słyszenia głosów". Stałam sobie tak, przy zlewie trzymając szczoteczkę w zębach, wpatrując się w swoją nieumalowaną facjatę i wsłuchiwałam się w głosy, nie wiele rozumiałam, lecz takie objawienia zwykle są niezrozumiałe. Wkrótce zeszłam do salonu i od progu drzwi kuchennych słyszę oburzony głos mamy. Czyli jednak, niestety nie dorobiłam się nowych paranormalnych zdolności. Fakt, faktem w naszym domu nocowała niezydentyfikowana kobieta! A żebym to ja tak mogła jakiegoś studenta przenocować, to juz mowy nie ma!I tak, najsampierw musiałabym sobie takiego znaleźć. tak ,więc panowie, jeśli moja głupota wam nie przeszkadza i macie powyżej 180 cm wzrostu, a przy tym macie większe ambicje życiowe niż "fajna dupa" przy boku i volkswagen III sprowadzany z niemiec, uprzejmie proszę o kontakt. A no i ten teges jeszcze żebyście tak wiekem mojego ojca nie przewyższali to byłabym w siódmym niebie.

05 stycznia 2007   Dodaj komentarz

"Ha, ha"- zaśmiał się hrabia po francusku,...

Nie wiem czy mam ochote pisać tę notkę, wiem jedynie, że mój humor powrócił do normy w związku z tym znowu mogę pisać o moim mrożącym krew w żyłach życiu. Wczorajszego dnia, zapewne spostrzegliście, że zakończył się rok 2006, dla jednych hucznie, dla innych mniej, dla niektórych nadal on trwa (nie pytajcie co poeta miał na mysli). W każdym bądź razie podmiot spędził go na bardzo klimatycznej imprezie w swoim domu, sącząc soczek pomarańczowy, gdzie w tle leciały takie gwiazdy jak Karel Gott, Drupi(mój kompletny faworyt) i Marylka Rodowicz. Co więcej dzisiaj nie odczuwam żadnych skutków tej jakże szalonej zabawy! Czego więc chcieć więcej?Może jakiegoś osobnika płci męskiej? Nie martw się Alu, na to tez jest sposób! Cudowne GG przychodzi z pomocą! Mianowicie kombinowałam jak by tu wznowić kontakty z Pawłem, chciałam wysłać jakieś życzenia, lecz nie potrafiłam napisać nic sensowniejszego niż "Szczęśliwego Nowego Roku!". W internecie były jedynie jakieś idiotyczne rymowanki, więc wkrótce odeszłam od pomysłu wysyłania życzeń i postanowiłam wysłać moje nieudane próby życzeń do przypadkowych akurat dostępnych osób w wieku studenckim (of course, ja się chyba nigdy nie zmienię ;). I tym sposobem treść "Wszystkiego najlepszego w Nowym  2007 Roku, ciągle pamiętam, że mieliśmy dokończyć test ;)" trafiła do bodajże 12 studentów, którzy w danej chwili przebywali w sieci. Odpowiedzi zwykle były podobne "dzięki za życzenia,ale to chyba pomyłka, o jakim teście mowa" ja im wtedy odpisywałam "więc nie siedzieliśmy razem na torach?" na co oni zaprzeczali i rozmowa się kończyła. Doszłam więc do wniosku, że muszę sama coś więcej zagaić i tym sposobem poznałam niejakiego Adama lat 23, studenta informatyki....jak zwykle niemiłosiernie niskiego. To jest chyba jakieś przekleństwo, jedynie Grzegorz liczył sobie 195cm...ehhh musiałam stawać na palcach by go pocałować...ehhh...w sumie chyba to ja rozwaliłam tą znajomość...nie,stop! Przyznam wam, że ciągle siebie zaskakuję. Nie dość, że ten typ wyraźnie nie liczył się z moim zasadami, teraz udaje obrażoną królewnę, to ja jeszcze mówię, że to moja wina. Eh...ale mimo wszystko mam do niego taki sentyment i chyba już zawsze będe miała...mój maestro...stop! Wracając do Adama, umówiliśmy się na dzisiaj, na spacer, ale jak można zauważyć pogoda dziś wyjątkowo nie spacerowa tak też z tego zrezygnowaliśmy na rzecz wyjścia do kina. Znaczy się Adam zaproponował wyjście do kina ,a ja ino się waham. Primo jak wytłumaczyć rodzicom, że chcę iść sama do kina i secundo czy kinowa sala jest pomieszczeniem odpowiednim do zawierania znajomości. Zresztą cuś wydaje mi się, że nie będzie żadnego kina, bo pan Adam nawet na gg nie odpowiada, więc sprawa chyba zamknięta. Ogólnie wydaje mi się, że był trochę z gatunku Kazika, takie chuchrowate i szukające drugiej mamy. Ale stop! Nie powinnam go obrażać. W każdym bądź razie na fali tematu jaka to ja jestem beznadziejna dochodzę do wniosku, że gdy przychodzi co do czego, gdy okazuje się, że mam możliwość być z kimś w bliższych relacjach ja najzwyczajniej się tego boję, reagując agresją(?). Tu chyba chodzi o strach przed odrzuceniem czy jakieś tam innie psychologiczne zjawisko. Tym oto pozytywnym akcentem chyba kończę tę notkę. Mając nadzieję, że jutro nie ma żadnej pracy klasowej...

AAAAAAAAAAA! Zapomniałabym, po prostu musicie wsłuchać się w piosenkę "Alleine zu zweit"! Rany, ten wokal,to jest wprost nie do opisania! Teledysk jest równie genialny(youtube.com)...Tanz mein Leben tanz! Wydaje mi się być tym bardziej szczególna, że to właśnie dzięki Olu(dziwnie się to odmienia),cudownym Aleksandrze poznałam ten zespół. Brzmi śmiesznie, ale czuję się zupełnie, jakbym znalazła małą furtkę do jego myśli...

O rany, a teraz dobija się do mnie Adam na komórce, a ja nie potrafię odbierać telefonów od nowopoznanych osób, to chyba mój jakiś kolejny schiz...

01 stycznia 2007   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi