Obcość
Jesteś bowiem prymitywny jak gotycka wieża. I dlatego żaden głos wewnętrzny cię nie porusza.
W porównaniu z postmodernizmem gotyckie wieże wcale nie wydają się byc prymitywne jednak..
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Jesteś bowiem prymitywny jak gotycka wieża. I dlatego żaden głos wewnętrzny cię nie porusza.
W porównaniu z postmodernizmem gotyckie wieże wcale nie wydają się byc prymitywne jednak..
Ja wam powiem co to jest otyłość: otyłość to jest proszę państwa, choroba psychiczna! Kolejna już w mojej kolekcji. W ramach kuracji poszłam dzisiaj nawet na spacer. Ponoć spaliłam w ten sposób 400 kalorii, ale i tak to wszystko na nic biorąc pod uwagę, że w środę znów pojadę do Meucina i przez 6 dni w obawie przed spotkaniem kogokolwiek nie wystawię nosa z jego pokoju, a pocieszać się będę przy tym pysznymi aczkolwiek całkiem niedietetycznymi potrawami przyrządzonymi przez jego mamę. No i tak się to toczy już ponad rok. Cokolwiek zaczynam robić w sprawie odchudzania, to przychodzi czas odwiedzin u mojego menszczyzny i wszystkie plany idą się... przejść. Oczywiście Myszek nie rozumie i myśli, że po prostu mi nie zależy, ale tak to już jest, tylko grubas zrozumie grubasa, choć jeszcze częściej grubas grubasowi wilkiem. To sobie pośmieszkowałam.
Kurde, nie tak dawno (no dobra dawno, powiedzmy 5 lat temu) ważyłam jakie 7 kg mniej i strasznie mi było źle w tym stanie, wydawało mi się, że wyglądam potwornie, odpychająco i aseksualnie, a to jednak straszne złudzenie było. Ja to w sumie aktualnie nie czuję do siebie obrzydzenia, ale ludzie wmawiają mi, że powinnam czuć, więc tak też czynię i jestem nieszczęśliwa i zajadając smutki to nieszczęście pogłębiam. W każdym razie, no kurde, jakbym wtedy wiedziała jaka atrakcyjna jestem, to kurde... nie wiem, ale podejrzewam, że byłabym teraz gdzies w lepszym miejscu. Ot, takie gdybanie i refleksja, że często niedoceniamy naszej sytuacji życiowej. Oczywiście dzisiaj, ważąc te ... 7 kilo więcej, mogę stwierdzić, że nie jest źle i są ludzie, którzy ważą dużo więcej ode mnie, ale jakoś mię to nie pociesza i ten brak pociechy właśnie zasponsorował dzisiejszy spacer. 22 lata to już nie 17 i jeśli chcę choć trochę uszczknąć młodości muszę się pozbyć mojego kilkudziesięciokilogramowego balastu. Inna sprawa to jędrność skóry po schudnięciu - jesli nie załatwię tego w ciągu najbliższego roku to po schudnięciu będę przypominała nietoperza, bo wraz z biegiem lat nadmiaru skóry przy takim schudnięciu nie da się pozbyć inaczej jak chirurgicznie.
Polsat w ogóle w jesiennej ramówce dopisał dwoma pozycjami dotyczącymi mojego problemu, więc mam nadzieję, że kolejne odcinki "2XL' i "Fat killers. Zabójców tłuszczu" zapewnią stały poziom motywacji. Jak znam życie to jednak polecą z ramówki po pierwszym sezonie, bo takie rzeczy interesują tylko grubasów, a to raczej nie jest zbyt szeroka widownia... w przenośni. Jak nic trzeba się brać do roboty.
Źle to wszystko przedstawiam, po prostu źle. W moim życiu jest jedna niezaprzeczalnie cudowna osoba. Mi jako grubasowi strasznie imponuje ( w sensie, że imponujźnię sama sobie?), że on jest taki przystojny. To jakoś łechce mi podniebienie, że kobiety szczupłe, powabne, o lśniących włosach i zadbanych paznokciach, wkładające tyle trudu w zwabienie samca swoim wyglądem muszą obejść się smakiem widząc Myszka, a ja jakimś dziwnym trafem mam go na wyciągnięcie ręki, mogę go przytulać i smakować, a zdarza się, że jestem przezeń adorowana jakbym rzeczywiście była jedną z tych kobiet, które odbierają mężczyznom rozum. Dopiero później przypominam sobie, że większość mężczyzn ma zwyczajnie pragmatyczne podejście do życia i często przy niskiej samoocenie biorą co się nawinie. Co innego kobiety, te nawet ważąc 150 kg potrafią śnić o Bradach Pittach zza oceanu i jednocześnie gardzić sobie podobnymi mężczyznami. No, ale powiedzmy, że to wina tych wszystkich bajek o księciach z lat dziecinnych, które nawet we mnie pozostawiły okropne piętno księżniczki. Tak na marginesie w ostatnią niedzielę byliśmy z Myszkiem w podlubelskiej Kozłówce, gdzie znajduje się pałac Zamoyskich. Pałac jak pałac, na pewno jakaś to atrakcja jest, ale ja oczywiście miast podziwiać arystokartyczne pozostałości skupiłam się na pogłębianiu moich kompleksów związanych z najprawdopodobniej chłopskim pochodzeniem i niewiele z tej wycieczki wyniosłam. Strasznie mnie boli, że moi przodkowie byli tak bardzo 'no name' i że nie mogę budować na historii mojego rodu swojej tożsamości. Czuję się wybrakowana i gorsza. Ja wiem, że XXI wiek, nowy podział klasowy i tylko własne osiągnięcia coś znaczą, ale mam wrażenie, że mimo wszystko potomkowie szlachty wciąż stanowią zamkniętą grupę ludzi, pielęgnujących znamienite tradycje i posiadających pulę wyśmienitych genów, do której ja nigdy nie będę miała dostępu : < Ot takie to kompleksy ciemnego luda. Wracając jednak do pragmatycznych mężczyzn, to wydaje mi się, że Myszek jest jednym z nich. Przede wszystkim ma jednak niewiarygodne kompleksy jak na człowieka z jego warunkami. I czasem właśnie mnie ta myśl nachodzi, że on jest ze mną jedynie dlatego, że jestem płci żeńskiej i wyraziłam chęć bycia z nim. To kim jestem, jaki mam charakter czy gust już nie jest dla niego tak ważne jeśli w ogóle, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mam wrażenie, że jestem jedynie 'przykrywką' dla niego żeby ludzie w końcu przestali gadać dlaczego 26 letni chłopak wciąż nie ma dziewczyny. No tak, miałam pisać dlaczego go kocham, a zrobiłam coś absolutnie odwrotnego. Może to kawa przestała działać. Może sama nie jestem pewna swoich wyborów, ale bez niego jest jakby gorzej niż z nim, więc może... Nie chcę tutaj wyzywać na pojedynek ironii losu, ale na dzień dzisiejszy, na jutrzejszy i każdy kolejny nie wyobrażam sobie kogoś innego przy mnie. Banalne.
Powinnam coś napisać, ale co ja mogę... Próbowałam jeździć na rowerze nic to nie dało, byłam tak samo rozżalona jeżdżąc jak i leżąc śmierdzącą w łóżku, więc nie rozumiem po co podejmowałam się tego wysiłku. Co prawda jeżdżąc zrzuciłam prawie kilogram, ale wróciwszy z lubelszczyzny okazało się, że przytyłam 1,8 kg. Ciężko jest mi zrozumieć jak w ciągu 5 dni można tyle przytyć, tym bardziej, że nie oddawałam się tam jakoś szczególnie rozpuście. Mam wrażenie, że już zawsze będę tym pierdolonym grubasem, którego najłatwiej się opluwa. Bezpłciowym tworem, który nie może liczyć na nic poza ludzkim politowaniem. Nie wiem czy język polski dysponuje w ogóle określeniem, które objęłoby stan moich uczuć. To coś dużo większego niż nienawiść, żal, rozpacz. Zostałam pogrzebana żywcem przez wszystkie znane mi osoby. Nie potrafię pisać inaczej, nie potrafię pisać o niczym innym jak o tym, że zostałam zdradzona przez cały ludzki rodzaj i że cały ludzki rodzaj to śmieci.
a nie, przepraszam, zapomniałam, że niektórzy piszą ładne piosenki
Olaboga, z jaką łatwością przychodzi mi pisanie smutnych notek! Nic tylko bym siedziała i pisała ileż to przykrości mnie spotyka w tym życiu nędznym. Na szczęście od czasu do czasu zdarza mi się wypić kawkie i ulec kofeinowej euforii, w czasie której zdaje mi się, że jeszcze nic nie jest stracone, a do wysnucia wniosku o urodzie życia wystarczy jedno spojrzenie na ulicznych przechodniów płci męskiej. Taka już niestety jestem, że ja ich wszystkich bezgranicznie podziwiam i kocham. Oni mnie wyzywają od wielorybów, oni mnie wykorzystują, się śmieją ze mnie bezczelnie, ale ja nie potrafię inaczej jak pożądać ich wszystkich. Jednak mylił się Heraklit, są w życiu rzeczy niezmienne. Bardzo mię to cieszy. Trochę przesadziłam z tym niewychodzeniem z pokoju. Z tego co się orientuję, to właśnie siedzę w autobusie i z prędkością 80 km/h zmierzam w stronę Lublina. Tysięczny już raz łamiąc daną sobie obietnicę zmierzam do mojego ukochanego. Cóż poradzę, wbrew temu co sobie myślę, nie mam serca z kamienia! Podejrzewam, że ogólnie kręci mnie przemieszczanie się, obawiam się wręcz, że kręci mnie życie i jego przejawy. No dobra, ale to takie pitu-pitu. Jeśli miałabym zdawać sprawozdanie z tego co robiłam przez ostatni tydzień, to myślę, że na szczególną uwagę zasługuje fakt, że w końcu udało mi się wyjść na rower i to nie tylko wyjść (a w moim stanie już samo fizyczne przekroczenie progu domu jest "wow"), ale przejechać 45 km jednego dnia. Z jednej strony bardzo mię to podbudowało, ale z drugiej speszyło i zapętało w sidła oczekiwań stawianych samej sobie. Zaczęły się urojenia, że jakbym spięła tyłek to bym mogła codziennie robić te 45 km, to z kolei zaowocowałoby błyskawicznym zrzuceniem nadwagi i co za tym idzie znów stałabym się częścią zdrowej tkanki społeczeństwa. Niestety dzień później ból tyłka był na tyle nieznośny, że na rower nie poszłam wcale, dopiero trzeciego dnia trauma zmniejszyła się na tyle, że zrobiłam 30 km. Ciężko u mnie z logicznym myśleniem, gdybym codziennie robiła 15 km, efekty byłyby zdecydowanie lepsze, a o bólu czegokolwiek nie byłoby mowy. Niestety taka już jestem kompulsywno-obsesyjna i potrzebuję mocnych wrażeń w życiu. Naturalnie słyszałam o tym, żę... kurde wszędzie mężczyźni mi uwagę odwracają... au! au! au! DObra pitu-pitu, chciałam tylko dać znać, że żyję i to trochę mniej podle niż można myśleć po moich wpisach. Myślę, że napiszę coś więcej jutro, także na shledanou! Verka Serduchka jest absolutnie zjawiskowa! może dlatego, że to tak naprawdę mężczyzna : > au! au! au! muj borze! jak ja się męczę...
Ja mam racje jeśli chodzi o to, że masz zupełnie wyjebane jak się czuję siedząc u ciebie; że całymi dniami wstrzymuję mocz i kał żeby tylko nie spotkać nikogo z twojej rodziny, że żeby mniej sikać staram się nie pić, więc jestem wiecznie odwodniona przez co źle się czuję, że siedzę cały dzień modląc się żeby twoja mama nie przychodziła ze śniadaniem, bo tak bardzo jestem brudna, niewysrana i niewyspana, już pomijając to, że po prostu płonę ze wstydu, że starsza kobieta czuje się w obowiązku mi coś przynosić. Może masz rację, tak, masz rację na pewno, mój stan się pogorszył, ale zastanów się czy przypadkiem te okoliczności nie miały na to wpływu. Czy to, że za każdym razem, kiedy zaczynam tą litanię ty jedynie ironizujesz albo radzisz mi żebym poszła się leczyć. No bo co innego zrobić, przecież się nie dostosujesz, przecież to ty masz prężnie rozwijającą się karierę, a ja nic nie robię, więc czemu bym nie miała być na każde zawołanie Maciusia. Zupełnie do ciebie nie dociera jakie katusze przeżywam siedząc w tym zasranym pokoju i słysząc jak Zośka chichra się z Piotrkiem. Nawet jeśli akurat nie śmieją się ze mnie, a dobrze wiem, że się śmieją i mnie przedrzeźniają, to i tak jest to dla mnie torturą, powinieneś to rozumieć jeśli rzeczywiście masz nerwicę. Poza tym źle się czuję wiedząc o tym co pisali o mnie na gg, i chociaż wiem, że nie mogę i nie chcę żebyś wchodził w konflikt z nimi, to czuję się pokrzywdzona i w jakiś tam sposób chciałabym żeby odczuli, że zachowują się potwornie. Oczywiście ty to bagatelizujesz, starasz się wykazać, że to po części moja wina, ale to wcale nie zmniejsza mojego smutku i nie ułatwia pogodzenia się z tym co mnie spotkało.
Kiedy zaczynaliśmy się ze sobą spotykać, za pierwszym, za drugim razem kiedy u ciebie nocowałam, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego jak bardzo twoja rodzina/otoczenie różni się od środowiska, z którego pochodzę. Brzmi to jakbym się wywyższała, ale ja wcale nie czuję się lepsza i nie mam na myśli tego, że ktoś jest głupszy czy mądrzejszy. Po prostu na wsi mam wrażenie, że ludzie są bardziej ciekawscy i zżyci ze sobą, bliżsi sobie, więc każda nowość jest tematem do rozmów. Ja nigdy nie przepadałam za byciem tematem rozmów, a w mojej kondycji już szczególnie chciałam tego uniknąć. Dlatego też postanowiłam się schować nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że to wzbudzi jeszcze większe kontrowersje. No, ale stało się i każdy już zdążył przypiąć mi łatkę dziwaczki złodziejki zapychającej kible.
Czy wiesz, że przedwczoraj leżąc w łóżku słyszałam jak twoja siostra wychodząc zamyka drzwi od swojego pokoju na klucz a twoja mama jej przytakuje 'zamykaj, zamykaj"? Wiesz jak się poczułam? Pewnie i tak to sobie zbagatelizujesz, ale ja już niewiele mogę wytrzymać, mam poszarpane nerwy. Umieram w środku za każdym razem, gdy to sobie przypominam. Ja tylko chciałam nie wchodzić nikomu w drogę, usunąć się w cień żeby nikt nie twierdził, że moja obecność jest uciążliwa. Nikomu nie robiłam krzywdy, nikogo nie wyśmiewałam, nikogo nie okradałam i nic od nikogo nie chciałam. Przyjeżdzałam jedynie do ciebie, żeby być z tobą, bo jesteś jedyną osobą, z którą chciałam mieć kontakt. Nie byłam gotowa na poznawanie twojej rodziny.
Mówiłeś, że to nie potrwa długo, w zeszłym roku przecież mieliśmy zamieszkać w Toruniu, w tym roku było coś o Łęcznej, więc sypianie u ciebie traktowałam jako sprawę prowizoryczną, no, ale to się jakoś rozmyło, a moja obecność u ciebie zaczęła być coraz bardziej niezręczna dla wszystkich. JA CIĘ NIE OBWINIAM, próbuję się jedynie wytłumaczyć. To nie jest tak, że cały rok grzecznie przyjeżdżałam do ciebie, a teraz nagle mi odbiło. Po prostu jedyne co pozwalało mi wciąż i wciąż do ciebie jeździć to było przekonanie, że trochę muszę pocierpieć, ale później będzie nam dobrze razem.
Jednak trochę rzeczy się nagromadziło, trochę wyszło na jaw i już nie jest tak łatwo wstać o 3 nad ranem żeby po 10 godzinach być u ciebie. Żeby przyjechać i zobaczyć, że jedyne co możemy robić razem to uprawianie seksu, picie alkoholu, jedzenie niezdrowych rzeczy i oglądanie filmów, które zawsze jednemu z nas nie pasują, a i to rzadko, bo zazwyczaj siedzimy osobno przy komputerach.
Mówisz, że byłoby inaczej gdybym wychodziła z tobą do znajomych, ale sam znasz już moją argumentację, że się boję, że mam już przyprawioną gębę i że nie wiem o czym się rozmawia z ludźmi. Poza tym i tak to 'wychodzenie" ograniczałoby się do wspólnego picia alkoholu, a tego mam już jakby dosyć. Inna sprawa, że nie czuję się przy tobie bezpiecznie, nie mam pewności czy gdyby ktoś ze mnie żartował to ty byś się do niego nie dołączył, bo 'alusia taka głupiutka, taka śmieszna".
Przy tym wszystkim twoje niepowodzenie jeśli chodzi o szkołę naprawdę nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie mam ci za złe, że tym razem się nie udało, nic się nie zmieniło w moich uczuciach do ciebie, ani nie pomyślałam sobie, że jesteś gorszy, ale nie każ mi mówić, że dałeś z siebie 100% żeby się dostać. Wiem, że po pogrzebie twojej babci sytuacja z tym kuzynem dyrektorem się mocno skomplikowała, ale jeśli naprawdę ci zależało, jeśli naprawdę wierzysz, że możesz się dostać jedynie przez znajomości, to trzeba było schować dumę do kieszeni i przypomnieć mu się czy wręcz nachalnie pilnować żeby dotrzymał danego słowa. Nie traktuj tego jako przytyków, po prostu jestem pewna, że masz warunki żeby się dostać do tej szkoły, ale musisz się postarać bardziej, pomyśleć nad tym co zrobić żeby następnym razem się udało.
Nie jestem pewna o co dokładnie pytałeś w smsie. Jeśli chodzi o to jak się zachowałam wobec ciebie, gdy wróciłeś z pracy i powiedziałeś, że tym razem jeszcze się nie uda z tym technikum, to masz rację powinnam schować na tę chwilę swoje niepotrzebne komentarze i po prostu cię przytulić, bo istotnie nic się nie stało, a ty poczułbyś się dużo lepiej nie słysząc, że gdybyś się więcej uczył to byś się dostał. No, ale tak się stało, że odebrałeś moje słowa jako atak i przystąpiłeś do kontrataku, a ja już tego dnia miałam tak bardzo dość wszystkiego, że poczułam się bardziej niż powinnam urażona. Później już poszło jak domino. I wali się do dziś.
Przed chwilą ojciec rozmawiał ze mną o okradaniu matki. Wszystko jest moją winą, ja jestem wszystkiemu winna, mojej samotności, moich życiowych niepowodzeń, dla wszystkich jestem balastem, pasożytem. To pewnie prawda, ale miałam nadzieję, że jest na tym świcie chociaż jedna osoba, która zrozumie dlaczego taka jestem, która będzie chciała dowiedzieć się co się takiego stało, że taka się zrobiłam, że uzna i uszanuje mój ból i rozgoryczenie, ale niestety nie ma takiej osoby. Wszytko w końcu jest wynikiem mojej złej woli, wszystko jest wynikiem tego, że zwyczajnie jestem złym człowiekiem. Ale najgorsze jest to, że ta moja wola życia wciąż jest zbyt silna by przynieść innym ulgę.