• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum kwiecień 2007


Będąc na wycieczce do Czech można robić:...

Będąc na wycieczce do Czech można robić:

a) zwiedzać okolice

b) odpoczywać w hotelowym pokoju

c) podrywać młodych i jurnych junaków

Co robi panna Ala? Siedzi w kafejce internetowej i jest z tego autentycznie szczęśliwa. Już wam mówie jak przedstawia się sytuacja. Wycieczka osób 47, czy tez jakas pobliska liczba, wiekszość towarzystwa w wieku srednim. Młodzi w liczbie 4 - trzy studentki, jeden dresiarz, aaaaaa no i oczywiście Ala. Program wycieczki na dziś: 12 godzin trasa, godzina 19 dancing połączony z kolacją. Cóż za szalona zabawa! Miejscowe obiekty pożądania - brak. Choć może to i lepiej, bo od tej wolności i całej anonimowości Alutce mogłoby do główki coś uderzyć i w najgorszym wypadku grono dzieci niekochanych powiększyło by się za 9 miesięcy. Mój plan na dziś: uroczy wieczór w kawiarence internetowej. Zapewne spędzony na jakimś czeskim portalu randkowym, bądź też na GG, więc jeśli tylko jestescie PISZCIE ! A bo jeszcze nie wyjasniłam, że na teren Czeskiej Republiki przedostane się dopiero w dniu jutrzejszym, na czas teraźniejszy przebywam w miejscowosci zwanej "Kudowa Słona"(?) coś takiego, okolica oczywiscie malownicza, dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza, jako para kochanków, prawy staw miał wody...o przepraszam udzielił mi się nastrój..tajemniczy nazwijmy to. Rany boskie, co ja mam tu własciwie robić?! Cała noc przede mną... 

28 kwietnia 2007   Komentarze (1)

Ach jo! Czyli Krecik i tranzystor...

I było to tak straszyć? Rany boskie, śmiać się chce, gdy odtwarza się te wszystkie komentarze przed egzaminem. Bułka z masłem rzec by się chciało, nie warta tych dwóch nieprzespanych nocy...Na dzień dzisiejszy wiem, że z części matematycznej jestem jakieś 6-7 pkt. w plecy, jak dla mnie, nie jest to tragedia, powiedziałabym nawet, że powód do dumy ;) Choć szczerze, gdy tak teraz mam okazję słuchać niektórych opinii na temat stopnia trudności, to tak ta cała duma mi zanika, bo okazuje się, że połowa Polski będzie miała wynik podobny, a w rezultacie ten rzekomy "wysoki" wynik wiele mi nie da. Byłam dzisiaj w LO I, mojej szkole pierwszego wybioru, żeby się dowiedzieć co nie co o rekrutacji...i moja wiedza niewiele się zmieniła. Pani sekretarka podała mi żółty informator, napisała na nim adres strony internetowej na której można dokonywać rejestracji w danej szkole, uśmiechnęla się i tyle...No, ale cóż, gdybym to ja miała codzień klepać n- razy regułkę, że formularz trzeba wypełnić tak, a tak, to zapewne nie byłabym tą sytuacją szczęśliwa, tym bardziej, że całą instrukcję można bez problemu znaleźć w internecie...ale ja jestem tępa, proszę pani! Ogólnie jakoś ta zmiana po 9 latach szkoły zdecydowanie mnie przeraża. Dobra, ale póki co czeka mnie napisanie arcyważnej rozprawki pt. "Czy emigracja zarobkowa jest dobrą propozycją dla młodych Polaków? ". Tylko co mię to obchodzi? Ja tam się nigdzie nie wybieram, mamy wolny rynek, przepływ ludzi to chyba nie zbrodnia, a że zawczasu nikt im trochę patriotycznego pomyślunku nie wbił do głowy, to już sprawa nie moja, polska nauka raczej nie ucierpi, gdy stracimy kilku hydraulików/murarzy/fryzjerek. Gorzej, gdy autentycznie wybitne umysły nam uciekają, boli to tym bardziej, że coraz żadziej czują oni jakiś obowiązek wobec kraju rodzimego, lecz jak tu czuć obowiązek, gdy przez pół wieku ludzie byli pozbawiani jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje państwo, gdy byli uczeni niechęci do władz i robili wszystko by ograbiać te władze? Dobrze, ale nie bedę się tutaj rozwodzić nad tym, moje przekonania są naiwne, więc nie bedę się z nimi obnosić. Hmm..o czym to ja miałam napisać? A! Wiem. Cudowna nowina dotarła do uszu moich wczoraj, po skończonym egzaminie, kiedy to odebrałam telefon od mamy. W terminie 28 IV - 03 V 2007r. Alutka będzie przebywać na terenie Czeskiej Republiki. Bomba! Kocham ten kraj, kocham ich język, a jeszcze bardziej kocham ich muzykę ludową! Raj, raj na ziemii! I ja tam będę, i ja będę rozmawiać z czechami, jak szczęście dopisze, to z przystojnymi czechami:P O rrrrrrrrrrany! Lepszej niespodzianki mi sprawić nie można było. Ogólnie nie wiem, jakoś tak chyba w końcu poczułam tą wiosenną atmosferę. Czuję, że coś się święci, że zaraz zza rogu wyskoczy jakiś student i zadeklaruje miłość do mnie:P Niet, ale coś się święci, czuję....nie, no raczej się nie zakochałam, bo niby w kim:P Pierwszym lepszym mężczyźnie na ulicy, ha, już mi przeszło...no dobra, trochę...A jaki dzisiaj miałam sen! Oj Alutka, ty to się nie zmienisz...Właściwie, to doszłam do wniosku, że potrafię sterować tym co mi się śni, hi hi:P Ahhh...kocham śnić, szkoda, że tak rzadko mi się to zdarza...Już zaczynam pleść, dobra, idę zabrać się za rozprawkę...Do zgarnięcia 3000 złotych :P

26 kwietnia 2007   Komentarze (1)

To się nazywa face to face...

Take it eeeeeeeasssssssssssy Alice! Nie wiem z powodu jakiego, ale właśnie udziela mi się głupawka. Nastrój mam wręcz wyśmienity. Jutro zapewne mi się odmieni, lecz póki co carpe diem, że tak sobie zaszpanuję. Swoje dzisiejsze wypociny z godzin 9:04-10:32 oceniam dość pozytywnie. Oczywiście do czasu, gdy wyszukam klucz odpowiedzi, ale jak już wspomniałam, na razie na ten temat cicho sza! Ala jest uśmiechnięta i tak ma trzymać, więc proszę jej nie przeszkadzać. Ma nawet czelność myśleć, że cały arkusz wypełniła poprawnie, dlatego też teraz deklaruję, jeśli tak jest w rzeczywistości, jeśli dostanę 49-50 punktów idę pod ratusz śpiewać Bogarodzicę! Ale sza, nie dobrze jest myśleć, że się wszystko dobrze napisało, później przychodzi gorycz porażki i ni zdziwię się, gdybym wylądowała w rejestrach 30-40 pkt, ale sza...Taaa, powiedziałabym nawet, że takie przeczucie nie wróżny nic dobrego, jeśliby to kojarzyć z podobną pewnością, jaką miałam po olimpiadzie z języka polskiego, gdzie po ogłoszeniu wyników najodpowiedniejszym było zapaść się pod ziemię. Bądzmy jednak myśli dobrej. Jak powszechnie wiadomo, jutro społeczność trzecioklasistów pisze egzamin z części matematyczno-fizycznej (czy jak ja tam zwą). Ala właściwie uważała tą część za łatwiejszą, zaopatrzyła się w ściągi i tak trwała w przekonaniu, że jakoś to będzie, lecz co się okazuje dzisiaj? Ano dzisiaj okazuje się, że jej miejsce, czyli ławka, przy której ma pisać egzamin stoi metr od biurka komsji. Trafiłam do pierwszego szeregu, rządu środkowego, czytaj na wprost wzroku szanownej komisji. Co za życie, trzeba się będzie obkuć tych wszystkich wzorów...Ale co tam, pikuś...Jest dobrze. W ogóle wprost nie jestem w stanie zrozumieć tego całego patosu z jaką nam wpajają czym jest ten egzamin. Zresztą, po co to rozumieć, skoro można sobie tym humor poprawić, sytuacja wręcz ocieka śmiesznością (i już Alutka, minus jeden punkcik za bład językowy, czyli tworzenie jakichś niezrozumiałych związków wyrazowych "ociekać śmiesznością", to żeś wymyśliła). Najzwyczajniej w świecie przychodzę dzisiaj na ustaloną godzinę do szkoły, dołączam do grona obradującego nad tym czym jest przydawka i w którym roku był II rozbiór Polski, obracam dłoń i wyjaśniam ich wątpliwości, a oni wielki wytrzeszcz na mnie i od razu formułka "ty chyba głupia jesteś, na egzamin ściągi?!". A co...głupia jestem, ale ściągać umiem ;) Z tychże pomocy szkolnych jednak nie korzystałam, primo, że rozwiązania większości zadań można się było doszukać w tekstach źródłowych, a secundo, że jak już mówiłam, siedziałam ławka w biurko przy komisji. Oj, ale coś czuję, że jeszcze beknę za ta całą pewność siebie, oj już widzę, jak leżę i kwilę...Ale właściwie, co by to dało, że przez tydzień siedziałabym z nosem w książkach i zakuwała terminy? Niet, w przypadku części humanistycznej w większości liczą się umiejętności i inteligencja (no to Alutka leżysz:P), a nie wiedza. A jaki durnowaty temat na rozprawkę dali, no, aż myślałam, że jakiś konwulsji dostanę! "Świat bez ogrodów byłby uboższy", czy jakoś tak, nie potrafię ścierpieć, gdy ktoś mi narzuca zdanie i gdyby nie to, że ten cały nastrój uwagi i mnie się udzielił, to na pewno napisałabym rozprawkę o tych co układają te egzaminy. Właściwie był i taki zamiar, żeby w brudnopisie strzelić jakiś mały poemacik, ale i tak wiadomo, że nikt tego nie czyta, więc co ja się będę wysilać, wolałam wcześniej do domu wrócić...No to co, to idę zakuwać, bo niestety ściąganie w moim wypadku już w grę nie wchodzi. Ktoś tu się nadmiernie o moje sumienie troszczy...

24 kwietnia 2007   Dodaj komentarz

Dużo hałasu o nic?

I tylko niech mi ktoś wspomni, jaki jutro mamy dzień - uduszę gołymi rękoma, bez skrupułów. Nie podoba mi się ta cała nagonka. I właściwie dzisiaj miałabyć notka, o zupełnie innych sprawach, lecz nie mogę ciągle udawać ignorantki. Spanikowałam. Tak sobie od poprzedniego tygodnia powtarzałam, że usiądę nad książkami, pouczę się, a tu mówiąc brzydko dupa. Tysiąc pomysłów na minutę, a realizowany tylko jeden, czyli lenienie się i powtarzanie "jeszcze zdążę". I co? Egzamin jutro, a ja jestem w polu, dzikim polu, nawet ambon nie ma(żarcik taki). No niby ten cały egzamin, to nic takiego, lecz, gdy dookoła wszyscy mi trajkoczą, że teraz się będą ważyć moje losy, to się ino trochę przestraszyłam. Aż mam ręce zimne, no kto to widział! I się nie wyspałam. A ostatnio już tak mi się dobrze spało, już nawet śniły mi się różne rzeczy. Aaaaah i to jakie:P Dobra, ale ja nie o tym dzisiaj chciałam z państwem gawędzić. O egzaminie of course dzisiaj będzie. Arkuszów wykraść- nie wykradłam i nie wykradnę, te moje rozważania, to była czysta fikcja, ale, ale, moi drodzy, jeśli ta koncepcja, którą dzisiaj wynalazłam na lekcji fizyki się sprawdzi, to ja jak nic, żądam przyjęcia mnie do Mensy. Nie zdradzam jednak o co chodzi i nie wiem czy zdradzę, bo jak życie mnie już nauczyć zdołało, moje pomysły nieżadko okazują się być kompletną kompromitacją, lecz jeśli już pomysł się uda, to również nie bedzie się czym chwalić, bo byłoby to mało roztropne przy obecnej sytuacji geopolitycznej w Krainie Czarów;). Fakty są takie, że jutro, o godzinie 9:00, Ala pisze egzamin gimnazjalny z części humanistycznej. Na pewno się wyłoży na interpunkcji, na wszelkich interpretacjach wierszy i rozkładzie części zdania. Tak więc życzcie jej szczęścia.

23 kwietnia 2007   Dodaj komentarz

Frustracja rodzi agresję Sensacja goni sensację...

Frustracja rodzi agresję Sensacja goni sensację Akcja na wakacjach Totalna stabilizacja Kolejna męki stacja Nowa święta racja Mózgów masturbacja Totalna stabilizacja Uczuć naszych inflacja Słowami manipulacja Znowu alienacja Totalna stabilizacja...

Ała! Ała! Ała! Kochane czytelniczki, jeśli już chcecie mnie obrażać, to proszę was, róbcie to w sposób umiejętny, a nie jedynie po to, by sie popisać swoją erudycją. Na prawdę nie rusza mnie, gdy zostanę nazwana "ku***", "su***", czy też dla urozmaicenia "szmatą". Nie wiem również dlaczego mnie atakujecie, ale nie bedę się tutaj bawić w jakąś niepokalaną, swoje zrobiłam, ale akurat chyba nie wobec was. Komentarz podpisany "ja" nie pochodzi ode mnie, jeśli to jest przyczyną waszej złości, choć w większości mogłabym się z nim zgodzić. Chciałabym natomiast wystosować do was apel, abyście zapoznały się trochę lepiej ze słownikiem języka polskiego i znalazły jakieś ciekawsze okreslenie na mnie i moją twórczość niż "żałosne" i "żenujące" rozumiem, że te dwa słowa mogą w kimś budzić fascynacje, lecz ta wasza monosłowność jest nużąca. Jeśli chcecie mnie obrazić na prawdę, musicie się trochę wysilić. Możecie do mnie mówić macioro, koczkodanie, czy też kaszalocie, ale nie wywoła to we mnie żadnych głębszych refleksji, co najwyżej uśmiech, więc skoro chcecie dbać o to żeby nie schodził on z mojego lica, to ja nie mam nic przeciwko. Mówię wam jedynie, że to mija się z celem. Martwi mnie za to (jakbym innych zmartwień nie miała) wasza kultura słowa. Czy wam na prawdę odpowiada fakt, jak iście rynsztokowego języka używacie? Czy nie przeszkadza wam fakt, że podobny stopień oczytania i wysławiania się posiadają panowie spod sklepu mówiący "szefowo, daj 50 gr. na piwo"? Bo mi to swego czasu zaczęło przeszkadzać...ale co tam ja, mi przeszkadza wiele rzeczy, a mój język również nie świeci przykładem...Dobra, to tyle o was. Jeśli wam i waszemu otoczeniu nie przeszkadza taki poziom komunikacji, to ja nie mam nic przeciwko. Ja tam lubię mieć taki lekko snobistyczny styl wypowiedzi. Nie chcę miedzy wami prowadzić wojny...ja mam swój świat, wy macie swój i najlepiej będzie, gdy w tych światach pozostaniemy...Dziękuję, to wszystko na dzisiaj, publicznie zastrzegam, że nie będę już komentować wpisów o podobnej treści. Wszystkich rzekomo poszkodowanych moim zachowaniem zapraszam na GG, którego to numer został podany w kilku notkach wstecz.

21 kwietnia 2007   Komentarze (2)

Czyli w Lidzbarku Warmińskim mam się nie...

3 dni temu...

Ależ mi w czachę przygrzało...Słońce świeci, wydawać by się mogło, że Ala się z tego cieszy, lecz jakże by mogła? Przeciez ona musi wciąż trwać z tą swoja pozą wielkiej cierpietnicy...Więc cóże znowu wymyśli żeby wykazać jak to świat jest zły? Właśnie jej się odechciało pisać, ale niech i będzie. Będzie bezskaładnie. Odmieniam życie po raz n-ty do potegi. Rozpoczynam akcję pod kryptonimem "Czerwona Sukienka". Inteligentni i wierni czytelnicy chyba dość łatwo domyślą się, o co chodzi. Ala kole... "Ala koleguje sie ze studentami którzy udają że nie są pedofilami." To z kolei wypowiedź kolegi sasiadujacego ze mną na lekcji informatyki, na której to mam własnie przyjemność i zaszczyt przesiadywać. Kolega pilnie komentuje każde słowo wystukane z klawiatury."(jest napakowany i przystojny)" Tak, to kolejnmy komentarz naszego małego przyjaciela, ma chłopak wyobraźnię, trzeba przyznać. Na czym to skończyłam? A tak, Ala po raz kolejny chce się wcisnąć w mniejszy rozmiar ubrań. W tym oto celu, od poczatku tego miesiąca jeździła do szkoły rowerem, jednak, że wysiłek ten nie wydawał się być wystarczającym, wczoraj postanowiła do szkoły chodzić na piechotę. To nic, że musi wstawać o 5:30, to nic, że musi chodzić spać o 21:00, żeby później nie chcieć zabijać niewinnych ludzi, męczyć zwierzątek i pisać rzewnych notek. Ala powiedziała by nawet, że taki stan napawa ją pewnego rodzaju dumą. Heh, dumą, dziecko, czy ty wiesz co to znaczy, no dobrze, użyjmy sforułowania, że ten stan, najzwyczajniej jej się podoba. Wschodzace słońce i eteryczny smak powietrza, nieskażony, jak w przypadku godziny 7, dymem tanich papierosów robotników zmierzających na budowy betonowych eliminatorów zielonej przestrzeni. Olsztyn o godzinie 6:00 jest piekny. Myśli pojawiające się podczas wedrówki po pięknym Olsztnie są klarowne, są szczere, pozbawione wszelkiej fałszywości jakiej nabierają po 8 godzinach w szkole. No to się nam Alutka zapędziła. Za dużo poezji ostatnimi czasy czyta, na siłę chce przywrócić sobie delikatność i czystość, lecz procesu schamiania odwrócić się nie da. Wczoraj znalazła na siebie fajne określenie. Ala jest wszystkim tym co szkaluje na swoim blogu. Jest esencją kobiecości i charakterystycznej dla niej głupoty. Jest najbardziej wredną, fałszywą i pozbawioną skrupułów osoba, jaka kiedykolwiek była opisywana na tym blogu.  Przykro mi droga panno, taka jest prawda. Ostatnio przemierzając nieskończone przestrzenie internetu, trafiłam na pewien blogowy zapis o mojej osobie. Ah jakżeś byłam dumną, gdy ją znalazłam. Cała notka o mojej skromnej osobie! Calutka i to napisana przez dziewczynę, która miała ze mną do czynienia raz w zyciu!
 
I pójscie na łatwiznę, czyli kontynuacja myśli, której niestety podczas lekcji dokończyć nie zdążyłam...
 
Spytacie się w takim razie, co ona może mieć do mnie? Spytajcie się lepiej kim jest dla Magdy. Emilia, o której tu mowa, jest siostra cioteczną Magdy i zważając na bliskie więzi zapewne bardzo szybko dowiedziała się o moim niecnym występku, co więcej odnotowała swoje oburzenie na blogu. (http://landryynaa.bloog.pl/id,1556359,index.html#komentarze)I ok, nie mam nic przeciwko, dziewczyna miała do tego prawo, lecz żeby tak nieładnie się wyrażać? Ah jak to świadczy o człowieku. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że gimnazjalistki to najbardziej agresywna grupa społeczna! Jestem święcie przekonana, że gdybym nie uczęszcazła do takiej małej i dość porządnej szkoły zapewne za taką moja blogową szczerość moja twarzyczka została by pokieraszowana, przez głodne zemsty koleżanki. Dzięki Bogu tak nie jest, dzięki Bogu, mam spacyfikowane, mądre koleżanki...Ale inną kwestię chciałabym poruszyć...Emila użyła wobec mnie zwrotu "dupodajka", nie przejmowałabym się tym zbytnio, lecz autorka w swoim wpisie, tak przekonująco argumentowała, że nią jeste, że aż zaczęłam się zastanawiać. Wiem, że może to jedynie epitet zaczerpnięty w odruchu poczucia wielkiej krzywdy, lecz co jeśli reszta ludzi również tak mnie odbiera? Suma sumarum jeśli wy myślicie, że te moje spotkania kończą się szybkimi numerkami? Nigdy mi do głowy nie przychodziło, że moje wpisy moga być tak zinterpretowane. I bardzo bym nie chciała by tak było. Czy mam umieścić w tytule "Alicja w Krainie Traw..." i zależnie od tego jak moje życie się potoczy "...ciagle dziewica", albo "...była w akademiku na herbatce"?! Bo jeśli to stanowi dla państwa ułatwienie, jeśli nie orientujecie się ciągle w sytuacji, że panna Ala to tak na prawdę taka szara mysz, która pozna pierwszego chłopaka (aj, pierwszy chłopak juz był:P) w 30 roku życia, to ja oczywiście mogę bez problemu dla państwa taki napis umiescić. Amen. Czy to już koniec tego wpisu? Tak, to już koniec. Nadal nie wymyśliłam sposobu przechwycenia testów gimnazjalnych, ale gdyby ktoś miał jakiś pomysł, to oczywiście chetnie bym go poznała (pomysł, choć autora, w przypadku, gdyby był przystojnym studentem również:P).
19 kwietnia 2007   Komentarze (3)

Kipisz...

Ludzie trzymajta mnie, bo nie wytrzymię! Kipię złością, proszę do mnie nie podchodzić, bo bedę wulgarna! Wyobrażacie to sobie?! Naczynia mi kazali zmywać! Mi księżniczce Alicji! Kipię! I gdybym nie miała świadomości komizmu tej całej złości wypowiedziałabym się co nieco niegrzecznie o swoich rodzicielach. Jednak prawda jest taka, że jak by nie było szacunek im się należy, że te naczynia powinnam myć z pocałowaniem ręki (i nie kpię sobie), lecz jestem zła, bo po części to ich winna, że zrobili ze mnie taką niepełnosprawną królewnę. Za późno zaczęli ode mnie wymagać pewnych rzeczy, toteż w dniu dzisiejszym, gdy jestem proszona o wykonanie pewnych prac domow reaguję szalonym buntem i gotowa jestem jakimś niewybrednym zwrotem poczęstować. Najbardziej jednak w tym wszystkim jestem zła na siebie, bo coraz bardziej z wiekiem uświadamiam sobie, że jestem samolubnym potworem. I boję się jeszcze bardziej, gdy nawiedza mnie myśl, że stan ten stał się moim stanem charakterystycznym, że odwrotu nie ma. Jednak ja łudzić się lubię, lubię myśleć, że kiedyś będę dobrym człowiekiem, że kiedyś będę czysta. Prawda niestety jest taka, że dopóki bedę mówić "kiedyś.." ten stan nigdy nie nadejdzie, "kiedyś" zawsze pozostanie słowem dalekiej nieodgadnionej przyszłości. Muszę powiedzieć "teraz, tak od dzisiaj jestem dobrym człowiekiem". No, to przynajmniej mam poczucie humoru. Zastanawiacie się czasem, dlaczego piszę o sobie, jako o Alutce? Czasami moje zachowanie tak mnie irytuje, że dystans jaki się pojawia sprawia, że samoistnie wychodzę z siebie, muszę mówić o sobie, jako o obcej osobie. Teraz czuję tą irytację. Mamo, przepraszam, wszystkiego najlepszego...i łzy zapełniły oczy Alutki. Będzie tak trwała przez minutę, może dwie, jeśli akurat przypomni jej się jeszcze jakieś podłe zachowanie będzie ryczeć przez 30 minut, później uzna to za śmieszne, w następstwie czego zanuży twarz w zlewie i powie "od dzisiaj jestem dobrym człowiekiem". ten stan jednak również uzna za śmieszy, w duchu cynicznie się zaśmieje i pod wieczór znów będzie miała w głębokim poważaniu los innych ludzi i to co czują. Jeśli przejawia czasami w stosunku do kogoś troskę, to nie bójcie się, jest to troska jedynie o swoje interesy, zawsze jest niezawodna, zepsuta do szpiku kości. Eeee znudziło mi się...Ale nam Ala się strasssssna zrobiła, normalnie niedługo będzie napadać na kioski...Ooooo! A propos napadów;) Jak wiecie egzaminy gimnazjalne, dokładnie za tydzień. Ze wszystkich stron nacisk. Na godzinie wychowawczej dokładnie zostaliśmy zapoznani z procedurą, przy okazji Alutka dowiedziała się, że po napisaniu prac są one eskortowane przez wynajęte do tego firmy ochroniarskie. Tak, tak, nie dziwcie się, panowie w czarnych kominiarkach z wycięciem na oczy i otwór gębowy bedą przewozić te nasze wypociny w specjalnych metalowych walizeczkach. Jak dla mnie bomba. Przy okazji, gdy byłam z tym zapoznawana, tak pozwoliłam sobie odpłynąć z myślą, "a gdyby mój genialny umysł wymyslił jakiś sposób przechytrzenia panów w kominiarkach?!". Rozmarzyłam się na dobre 10 minut. Ah, gdyby tak być Makgajwerem! Albo, gdyby tak, wykraść arkusz w dniu kiedy byłyby one przywiezione do szkoły (czyli dzień przed egzaminem), ah, to by było coś! I później wieczorami byłoby co wnukom opowiadać. Ah marzy mi się to! Ale póki co, zostaję przy szukaniu jakiś przecieków w sieci. No i zakładając, że jednak nikt przedwcześnie się nie pochwali zadaniami na egzamin, muszę uzupełniać swoją wiedzę...

18 kwietnia 2007   Dodaj komentarz

Spotkań studenckich ciąg dalszy...

Hej kochanie, mam Ciebie dzisiaj w planie uło ło ło ło je. Ponoć disco polo na polskim rynku fonograficznym znów przeżywa swój renesans, tak przynajmniej obwieściła mądra pani z telewizji. Ala zawsze lubi być na czasie, to i podpasowuje swój nastrój do poszczególnych fraz utworów tego nurtu. Ah ileż to wspomnień. Disco polo to właściwie muzyka jej młodości. Pamięta dobrze, gdy w wieku 6 lat, każdej niedzieli, wstawała wczesnym rankiem, by włączyć teleekran, gdzie witały ją radosne i nieskomplikowane, a o jakże ważnych sprawach traktujące piosenki z programu Disco relax. I kto by pomyślał, że na takich fundamentach wyrośnie z niej coś takiego. Coś takiego, bo autorka nawet nie wie, do czego mogłaby się porównać. Ala osiągnęła swój cel, jest nieporównywalna. Chooooolera!(za przeproszeniem, swoją drogą, jeszcze w roku 2006 używałam tego słowa dość namiętnie, nie widząc zupełnie nic złego, jednak w końcu ktoś wziął mnie na stronę i srogim palcem pokiwał "nu, nu, gdzież to tak, żeby panna takim słownictwem szarżowała!" Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, o co tym ludziom chodzi, bo słowo to moim zdaniem, jest urocze niezwykle) Nie o tym miało być dzisiaj i wy jesteście świadomi o czym. Szymon, tak. 21 lat. Oh pozwólcie mi wyrazić swoje prymitywne odruchy skromną onomatopeją. Mrrrr! mrrrrr! mrrrrrr! W sumie nie wiem, co tak mnie w nim pociagnęło, ale przyznam się bez bicia, bezczelnie i prostacko: chciałam zbadać jego jamę ustną. Lecz chyba nie spodziewcie się, aby do czegoś doszło? Nie, tym razem was niczym nie zaskoczę, ale po kolei. Umówiliśmy się na godzinę 13:30 pod Wysoką Bramą. Mamie powiedziałam, że idę na starówkę pochodzić po sklepach, w co oczywiście nie uwierzyła, lecz nie miała powodów, by mnie zatrzymywać, tata po prostu przyjął do wiadomości, że wychodzę, spytał się jedynie, o której wracam. Godzinę powrotu określiłam, jako "okolice 16" i zalana patologicznymi ilościami wszelkich pachnideł wyszłam z domu. 10 minut później byłam na przystanku, uciekła mi 15, lecz czasu miałam sporo, toteż zbytnio mnie nie zmartwiło, że nastęony autobus jest za kolejnych minut 10. W międzyczasie, gdy tak stałam między wiatą przystanku, a rozkładem jazdy, podjechał do mnie na rowerze jakiś szalenie miły staruszek z zapytaniem, czy gdzieś w okolicy jest "Biedronka". Co miałam panu nie pomóc, grzecznie wytłumaczyłam, że trzeba jechać na wprost i ku mojemu zaskoczeniu zostałam wręcz pobłogosławiona m.in. słowami "życzę szczęścia, gdyby wieczorem się pani wybierała na jakąś randkę". Sobie myślę, co jest? Czy mam coś na czole wypisane, czy też tak się skropiłam tymi perfumami, że zdradzam całe swoje zdesperowanie? Pogrążona w takiej zadumie wsiadłam do 15 i jechałam bez większych przygód. Pięć minut przed czasem, pięć kroków od wysokiej bramy, wysiadłam z autobusu. Za kioskiem wniosłam ostatnie poprawki i śmiałym krokiem, ruszyłam w stronę chłopaka stojącego w umówionym miejscu. Taki jakiś chuchrowaty był, na zdjęciach wydawał się być tęższy, ale, że zdjęciom ufać nie należy już się nauczyłam. Podeszłam, powiedziałam "A na kogóż to klawy Szymon czeka?". Wiem, wiem, trochę tragikomiczne, ale nic mi innego do głowy nie przychodziło. Szymon zareagował entuzjastycznym "A, cześć" i zaczął się spacer połączony z dialogiem. Sczerze, spodziewałam się rozmowy, która poruszała by jakieś ważniejsze aspekty życia niżli libacje alkohlowe, nie wiem, może coś o dziurze ozonowej:P Fakt, temat ten jest dość łatwy i zabawny, ba! Z językowym kunsztem Szymona nawet intrygujący, lecz...lecz to nie to. Doszliśmy do parkowej ławki, ja siadam on stoi. Myślę sobie "co jest kolo, masz jakiż kompleks wyższości?". Nie skomentowałam tego jednak, a przynajmniej nie tak bezpośrednio, jak tego, gdy wyciągnął papierosa. Niemal go opieprzyłam, ale co tam, jakoś trzeba wywiązać rozmowę:P I tak zostało na jego i stał nade mną zionąc tą tytoniową zarazą. W końcu udało mi się go nawet namówić, aby usiadł, bo wpatrywanie się w jego facjatę, za którą raziło mnie słońce nie było przyjemnością, a ja uwielbiam obserwować mimikę, więc trochę mijało się to z celem. Zresztą, w rezultacie wyladowaliśmy w jakieś knajpie na starym mieście. On pił piwo, ja dostałam cole, zresztą nawet nie protestowałam. Opowiadał, opowiadal, opowiadał, ja słuchałam czasami wtrącając "no coś ty?!", "żartujesz?!", albo też dla urozmaicenia "jak to?!". Nawet ciekawy eksperyment, który po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że nie trzeba mieć jakiś ekstremalnych historii ze swojego życia, trzeba po prostu słuchać swojego rozmówcy. W każdym tkwi egocentryk i tak na prawdę każdy uważa, że jego opowieści są najbardziej frapujące i mrożące krew w żyłach, wiec po co wyprowadzać go z tej błogiej nieświadomości? W każdym bądź razie, a właśnie! Ze spotkania wyniosłam również pożyteczną naukę, że sformułownie zawrte w zdaniu poprzednim jest błedne. Mówi się "w każdym razie". Tylko mi to jakoś nie brzmi, no, ale skoro chcemy być "mondrzy", to kulturę języka kształcić trzeba. Dobra, po knajpie, trzeba było odprowadzić naszego towarzysza na pociąg, gdyż w Olsztynie jedynie studiuje. To też uczyniłam, pożegnałam się i poszłam rozkoszować się wiosenną aurą w pobliskim parku, w ręku dzierżąc "Pigmaliona". Wnioski ze spotkania. 1)Straszliwie kreci mnie, gdy mężczyzna jest stanowczy. 2)Straszliwie kręcił mnie widok Szymona z papierosem. 3)Zostałam zaproszona na imprezę. Ad.3. Impreza odbywa się w domu Szymona, zaproszone jest szerokopojęte grono studenckie. Impreza jest całonocna. Schlani studenci i schlana Alutka, to nie jest dobre połączenie. Oczywiście (lecz z każdą chwilą coraz mniej oczywiste) się nie wybieram. Fakt, mogłabym wymyślić jakiś wkręt, że koncert czy coś, ale pozostały mi resztki rozsądku i zdewociałego podejścia do pewnych spraw. Nie wybieram się i mam nadzieję, że nic mi w tej sparwie już do głowy nie przyjdzie.

15 kwietnia 2007   Komentarze (1)

Nawet nagłówka mi się nie chce wymyślać......

Średniowieczni mówili "Diem perdidi", Alutka mówi "zmarnowałam dzień". Zmarnowałam go do granic możliwości i przyzwoitości. Co prawda obudziłam się o godzinie szóstej, lecz do dziewiątej nie zmieniłam pozycji, jaką przybrałam przed godzinami trzema. Nie byłam pewna czy spałam tej nocy, byłąm pewna, że wstanę lewą nogą. Ubrałam się w szlafrok, zeszłam do salonu.  Standardowo, od 3 dni, wyjęłam sałatkę warzywną, 2 kromki chleba, masło i kawałek soczystej karkówki na kanapki. Pochłonęłam to jak zwykle w tempie za szybkim i w towarzystwie telewizora. Później poszłam pod prysznic i tak do 11:23 koczowałam przed wyżej wspomnianym, wiernym towarzyszem, odbiornikiem TV. Nawet nie pamiętam co oglądałam...Coraz bardziej zaczynam przypominać kobietę w ciąży, nie tylko fizycznie:P Mam takie zachcianki, że hej, a humor zmienia mi się jak widzicie z godziny na godzinę. Na szczęście posiadam już ta tajemną wiedzę i wiem, że z powietrzem w ciążę nie zajdę. Obecnie gnębi mnie to, że umówiłam sie z tym chłopakiem. Zaprosił mnie do jakiejś knajpy, a ja przecież nie cierpię takich spotkań, w takich miejscach! W sytuacji face to face trzeba uważać na każdy grymas. Nie cierpię takich spotkań, a nie sądzę żeby pogoda się poprawiła i można to było zastąpić jakimś spacerem. Sytuacja do dupy! Przepraszam, ale inaczej tego nie potrafię określić. Jeszcze całą twarz mi wysyfiło, cholera, jakby nie miało kiedy...Dobra, ale jest też i wiadomość dobra, pod wpływem bardzo niedelikatnych sugestii postanowiłam zlikwidować profile na tych wszystkich randkach, fotkach, i ilovach. Że to był obciach wiedziałam już przy zakładaniu, ale, że ja ogólnie do obciachu jestem przyzwyczajona i, że czasami rzeczywiście zagadywał ktoś sensowny, to ciagle te konta trzymałam. Prawda jest taka, mężczyźni znajdujący się na takich portalach to albo kompletni nieudacznicy, kastraci,eunuchy i koprofile(mój najnowszy słownikowy wynalazek:P) albo wręcz przeciwnie, maczo z nieokiełznanym libido. Z żadnej z tych grup męża mieć nie chciałam i nie chce. Dnia 9 IV pożegnałam się z wyżej wspomnianymi kontami. Możecie to traktować jako swoiste fin de siècle, że Alutka teraz podlega jakimś tajemiczym procesom, do sekty wstapiła czy cuś, a możecie też obstawiać, że za dwa dni mi się odmieni i będę znów zakładać anonse na tych portalach dla desperatów. Choć drugi przypadek można wykluczyć ze względu na wyjatkowe lenistwo Ali. Z pewnościa nie chciało by jej się znów wypełniać tych wszystkich arcyważnych rubryk typu "Twój stosunek do wojny w Czeczenii"....Przy okazji, gdy juz ostetcznie mówiła tym portalom papa, gdy już miała wcisnąć linka "usuń profil" zauważyła, gdzieś w wciśniętej tabelce "użytkownicy online" swojego starego znajomego, Kazimierza (notki sierpień-wrzesień). I się zdziwiła. No, no, Kaziu nam zmężniał, włosy miał tak romantycznie rozwiane...gdybym go nie znała, kto wie, pewnie bym na niego poleciała...No, ale to niestety nie mój typ mężczyzny...

10 kwietnia 2007   Dodaj komentarz

Misz i masz - zrób imaż...

Wszystkie kobiety miały kiedyś, będąc małymi dziewczynkami, jakieś idolki, jakieś wzory kobiecości, do których chciały się w dorosłości upodobnić. Królewnę Śnieżkę, Kopciuszka, Davida Haselhoffa etc. Wydawać by się mogło, że Ala nie miała takiej postaci, że zawsze chciała być oryginalna, i gdy koleżanki bawiły się w dom, ona twardo stała na bramce grając w piłkę nożną, czy też urządzała osiedlowe bójki w kategorii wiekowej "do lat 8", a jednak...i ona znalazła taką osobę, do której chciałaby się upodobnić, była to wojownicza księżniczka Xena (nie mylić z Xenną na zaparcia:P). Tak, do dziś pamietam jak latałam z takim wyciętym z kartonu dyskiem, a później przyszły ciężkie czasy, bo rzucałam się z motyką na wiatr, jakiś uprzejmy kolega mi pewnie dysk podarł w demonstracji siły, przyszedł czas na pokemony i skończyła się moja przygoda z arystokracją. W międzyczasie bawiłam się jeszcze w Strażnika Teksasu, ale to też nie trwało długo, cudowne stwory wymyślone przez japońców zawładnęły także i moim niby niepokornym umysłem. Później był Harry Potter, no i przyszło mi się zacząć interesować płcią przeciwną. Tak, tak wcześnie zaczynałam:P Do dzisiaj kręci mi się łezka w oku, gdy sobie przypomnę pierwsze spotkanie z internetu. Maćku, może nie uwierzysz, ale ten chłopak nosił Twoje imię:P Hmm...to były chyba ferie zimowe, lat miałam chyba z 11, on tych lat miał jakoś 15. Umówiliśmy się pod Empikiem, w celu? Hmm...nie powiem, że było to zupełnie pozbawione myśli, że "a nuż zostaniemy parą" (patologia, wiem:P), ale ogólnie spotkanie było takie bardziej koleżeńskie, a no i przede wszystkim pierwsza znajomość, gdzie kłamałam jeśli chodzi o wiek. Same początki. W każdym badź razie to był jeszcze czas, gdy ubierałam się na czarno i byłam obwieszona różnymi czaszkami, miało wyglądać groźnie, wyglądało komicznie, ale co robić, człowiek jeszcze młody był i głupi. On był z podobnego typu, choć jak mówił, dopiero zaczyna być metalem:P Raaaaany, jak teraz sobie przypomnę, te nasze wielce mroczną rozmowę, to samoistnie spadam z krzesła;) Dobra, ale nie o tym dzisiaj chciałam pisać...Jeszcze a propo's wieku, to właśnie dochodzę do wniosku, że wszyscy na mojej liście konatktów(GG) znają już mój prawdziwy wiek. No proszę, do czego to doszło...Wczoraj oświeciłam ostatnią osobę, taki lekki zakwas się zrobił, ale nie zablokował mnie, więc może jeszcze coś z tego będzie...Ogólnie taki mały głupol ze mnie, bo bodajże w sobotę na kolanach w kościele rozprawiałam o pewnych sprawach, coś tam chciałam już deklarować, że jeśli coś, to coś, że żaden inny mężczyzna, że się nie będę umawiać przez internet etc. :P A wczorajszego wieczoru zagadał do mnie jakiś koleś z Islandii, lat 21 i.....i umówiłam się z nim na środę. Normalnie nie da się wytrzymać z tą Alutką, w niej jakaś ukryta nimfomania drzemie...To znaczy to nie było tak, że on się przedstawia, mówi "jestem studentem", a ja od razu wyskakuję z pytaniem"wyskoczymy na małe barabara?" To było tak:

19:02:52 Szymon
czesc
19:02:42 mementomori1 (GG #11654)
cześć
19:03:12 Szymon
nie przeszkadzam ?
19:03:06 mementomori1 (GG #11654)
no wiesz, w sumie zależy w czym...
19:04:02 Szymon
precyzyjniej - czy jak troche poabsorbuje Twoja uwage ,to nie wplynie to na Twoje aktualne zajecia
19:04:06 mementomori1 (GG #11654)
jeśli w bezmyslnym wpatrywaniu się w monitor, to i owszem przeszkadzasz mi bardzo, bo nie dośc, że muszę odrywać wzrok, to jeszcze muszę się wysilić, by wystukać, tą oto formułkę na klawiaturze...
19:04:22 mementomori1 (GG #11654)
jak widzisz jestem pogrążona w bardzo frapujących zajęciach...
19:04:52 Szymon
;]
19:04:58 Szymon
srogi sarkazm ;]
19:04:46 mementomori1 (GG #11654)
wiec proszę Cię bardzo, absorbuj moją uwagę ile wlezie
19:05:18 mementomori1 (GG #11654)
z czym do mnie szanowny nieznajomy przybywa?
19:05:58 Szymon
slecze w tej chwili w islandii ,cale towarzystwo jest w tej chwili na absolutnym rauszu. Po prostu potrzebuje jakiejs interesujacej dyskusji dla zabicia czasu i poczucia samotnosci
19:06:21 Szymon
i moze z perespektywy zagajacego dyskusje zabrzmi to troche absurdalnie - ale kim jestes ?
19:06:14 mementomori1 (GG #11654)
twoim przeznaczeniem :P
19:06:57 Szymon
powialo patosem ;]
 
A, że tak ciekawie się zaczęło, Alutka postanowiła walnąć z grubej rury, czyli w jednym zdaniu streścić całe swoje życie.
 
19:06:46 mementomori1 (GG #11654)
kim jestem? 16 letnim dzieckiem, którego hobby jest polowanie na studentów...
 
I rozmowa potoczyła się całkiem ciekawie, całość dialogu dostępna po wysłaniu smsa na nr 7943 o treści "Kabanosy". A co tam, jeszcze wkleję wam fragment, który mnie ujął, chociaż nie zrozumiecie, bo zbytnio byłoby z kontekstu wyrwane. No cóż przykro mi, żyjcie w błogiej nieświadomości;) Cholera! Że tak sobie pozwolę brzydko wyrazić moje emocje. Zboczyłam kompletnie z tematu, o którym miałam pisać. I jak zwykle pewnie teraz "głowny temat" streszczę w jednym zdaniu, które z kolei będzie przedostatnią frazą zawartą w tej notce, ale i tak lepsze to niż nic. Otóż chciałam zakomunikować, że szukam właśnie autorytetów, takich kobiecych i jak widzicie pułkownik Heldbaum się nie kwalifikuje, a dysku już nie posiadam (ten z komputera się chyba nie nada?), więc i Xena odpada. Jak na razie mam trzy kandydatki na idolki wieku dojrzewania. Mata Hari (luksusowa prostytutka, autorytet na 102:P), Marylin Monroe (taka słodka idiotka,samobójczyni, poza tym chyba za popularna) i Marlena Dietrich, przy czym właśnie ku tej ostatniej kandydaturze bym się najbardziej skłaniała, bo miała całkiem przyzwoite cytaty dla przykładu:
 
"Fast jede Frau wre gern treu. Schwierig ist es blo, den Mann zu finden, dem man treu sein kann."
(Prawie każda kobieta byłaby chętnie wierna, problemem jednak jest to, aby znaleźć mężczyznę, któremu można dochować wierności.)
 
No i przede wszystkim rozpływam się przy jej wykonaniu "Lili Marleen"...
09 kwietnia 2007   Komentarze (2)

Ale mamy proszę nie ruszać:P

No to Wesołych [Świąt] wszystkim życzę...Całkiem przyjemny czas nam nastał. Wszystkie rodzinne niesnaski sprzątnięte pod dywan, w samym domu wyjatkowo czysto, jedzenie pierwsza klasa, pogoda też, niechaj jej bedzie, w sam raz. Żyć nie umierać. A jeśli umierać, to tylko w Nagladach, pośród świerków, sosen i świergotu ptaków. Jest pięknie, jest wazeliniarsko, ale chce się żyć. Jak co roku, Ala pojechała w to miejsce, bynajmniej nie by umierać, lecz na obiad, do dzadków. O schabowych babci Krysi już wspominałam, zresztą, akurat w tym dniu, na stole pojawił się królik, z przydomowej hodowli dziadka Władka z rodu K. Ala nie uznaje konsumpcji zwierząt, które miała okazję pogłaskać, spojrzeć głęboko w oczy, toteż żadnego królika w dniu dzisiejszym nie jadła, zadowoliła się świąteczną sałatką i rodzinną rozmową. Babcia Krysia jest niezastąpiona;) Takiej drugiej jak ona, to w całym wszechświecie można by szukać. Swoje lata ma, lecz nie przesadzajmy znowu, w każdym bądź razie rzecz się rozchodzi o wrodzoną bezpośredność babci i taką nazwijmy to młodość umysłu. Nie chodzi o to, że chcąc odmłodnieć wciska się w o 2 rozmiary mniejsze dżinsy, czy też ubiera bluzki z napisem "taste me". Więc na czym polega ta młodość? Ojj, ale wy nie zrozumiecie sytuacji i pomyślicie, że moja babcia jest wulgarna, a tego bym nie chciała...dobra, sytuacja w duuuuuużym uproszczeniu. Bernard, mój najstarszy brat, jak zwykle pajacował, a, że akurat jego uwaga skupiła się na mamie, to biedna musiała się z nim użerać i nagle wpada babcia " Bernard, zostaw mamę, bo Ci przypierdole". Tak, to moja ukochana babcia;) Cała rodzina w śmiech, bo i o to chodziło, zarzekam się, że babcia jest niezwykle kulturalną staruszą, tyle, że czasami bezpośrednią;) Albo sytuacja jeszcze z samego obiadu, telefon Darka, mojego drugiego brata, wciąż rozbrzmiewał, wywiązała się rozmowa na temat, powodzenia mojego brata wśród płci przeciwnej, a babcia "eh, z tego naszego Dareczka to takiego rozpłodnika chcą zrobić". No to tyle, jeśli chodzi o rodzinne dialogi, tak jak teraz to czytam niespecjalnie wydaje się to być zabawne, ale w Nagladach, po prostu sikałam ze śmiechu. No, to pozdrowienia, dla babci i dla dziadka, i dla drugiej babci, i drugiego dziadka. Jeszcze a propo's jedzenia od wczoraj możecie mi mówić per Nożownik. Podręczny Kuchenny Nożownik ;) Skroiłam tyle ziemniaków, marchewek, jajek, jabłek etc, że teraz odruchem bezwarunkowym mogłabym posiekać myszkę. Słowem, przygotowania do świąt szły pełną parą, z poczatku byłam niezwykle niezadowolona, że zostałam zatrudniona do jakichkolwiek prac, bo jak wiadomo Ala uważa się za księżniczkę i jeszcze paznokiec by jej się złamał(szczególnie ten obgryziony), ale po kilku minutach krojenia stwierdziłam, że taka praktyka mi się przyda, w końcu z wszelkimi pracami kuchennymi u mnie nie najlepiej. Choć zła byłam niesłychanie, że tylko ja muszę coś robić, no, ale jak się nie ma na tyle refleksu, by na czas wyemigrować z domu, to trzeba pracować;) . Hrabi Dareczkowi oczywiście refleksu nie zabrakło, toteż musiałam odkurzać jego pokój, ale mycie okna go nie ominie :P. Ale nie ma co tak psioczyć w same święta. W końcu czas to radosny, oj farmazony Alutka prawisz, pleciesz trzy po trzy, no pochwal się koleżeństwu, jak wykorzystałaś dotychczasowy czas wolny. A więc, nie zaczyna sie zdania od "a więc", lecz mniejsza z tym, co by tak wraz z przyjściem wiosny zmienić trochę bloga, pokazać, że autorka się rozwija, chciałam własnoręcznie wykonać szablon, wyszukałam trochę grafik Alfonsa Muchy, próbując jakoś oryginalnie je ze sobą zgrać, siedziałam przed komputerem godzinami, w tle ciągle leciała "Siehst du mich im licht" i już myślałam, że połowę roboty odwaliłam, gdy doszło do mnie, że trzeba to będzie jeszcze jakość w html-u zgrać i tu niestety klops. Duży mięsisty klops. Gdy przyszło kombinować w html, Alutka ledwo zrozumiała, gdzie się zmienia kod tła. Ale czego się było po niej spodziewać, przecież to blondynka jest. No to się trochę na to wkurzyłam, bo ani szablonu nie będzie, ani nie dowiedziałam się jak wstawiać zdjęcie na bloga, żebyscie mieli lepszą dokumentację mojego życia, nic...A mogłabym wam pokazać dzika, którego dzisiaj wracając z Naglad napotkaliśmy przy drodze, mogłabym wam pokazać...hmm...pokazać, oj rodziny to ja bym wam nie pokazała, bo jeszcze by się okazało, że znacie, a wtedy to już kiła i mogiła...no coś bym wam tam jeszcze pokazała...Niech mi ktoś wyjaśni krok po kroku, jak wstawiać zdjęcia, ja blondynka jestem...

08 kwietnia 2007   Komentarze (1)

Verdi? No już my znajem...

Nie wypada mi zacząć inaczej jak standardowym westchnieniem "Ah!". Wczorajszego wieczoru nie mogłam wykorzystać lepiej. Razem z mamą udałam się na koncert "Messa Da Requiem" G. Verdi'ego, ale po kolei. Chyba nikt nie uwierzy, że jestem fanką muzyki poważnej, więc już tłumaczę ;) Dnia 3 IV 2007r. znany wam już Paweł poinformował mnie, że będzie w Olsztynie, gdyż jego tata będzie przygotowywał w jednym z miejscowych kościołów koncert. O szczególy nie zdołałam wypytać, bo gdy wiadomość do mnie dotarła, Pawła na GG juz nie było. Jednak, że Olsztyn to tak na prawdę mała pipidówa, o wszystkim dowiedziałam się z gazety. Jeszcze tego samego dnia coś tam przebąknęłam mamie o tymże wydarzeniu kulturalnym, ale tak jakoś niespecjalnie przychylnie zareagowała, powiedziała jedynie, "zobaczę jak się wyrobię z pracaą, bo święta tuż tuż, a z twojej [czyt. Alutki] strony zero pomocy". Właściwie tak trochę odpuściłam, może liczyłam na to, że namówię kogoś innego. Tylko kogo? Jedyna osoba w klasie, która by w ostateczności ze mną poszła jest na mnie obrażona, więc na co liczyłam, nie wiem. Poszłam spać. Średnio na jeża mi się udało, o 5:30 wstałam znów i o 6:45 wyjechałam z domu rowerem. Kompletna rutyna, w szkole jak zwykle, byle odsiedzieć te piekielne 7 godzin, no choć tym razem jak wspominałam był konkurs, czyli małe urozmaicenie. I byłam wolna, pogodziłam się z tym, że na żadnego Verdi'ego nie pójdę, zresztą co tam Verdi, ja tego pana na oczy nie widziałam:P większy żal mnie ściskał z powodu, że stracę okazję znów spotkać Pawła. A Paweł to mężczyzna niezwykły, gatunek na wymarciu wrecz powiedziałabym. Tylko tak głupio mi pisać o nim, bo 2 miesiące temu stał się czytelnikiem tych bazgroł. Tak, więc cicho sza, Paweł jakby co, to nic nie wiesz o tym jak cię lubię:P Swoim starym zwyczajem, po powrocie ze szkoły wylądowałam przed komputerem, jak mogliscie przeczytać humor miałam "nie ten teges" i wypusciłam też taką "nie ten teges" notkę. Lecz jakoś w chwili po zakończeniu pisania dostałam smsa od Pawła z zapytaniem czy będę. Właściwie juz tak do myśli, że nie mam z kim iść przywykłam, że nawet nie starałam się tego zmienić, napisałam, że raczej nie. Ale ktoś trafnie powiedział "chcieć to móc", a ja tak bardzo chciałam, że gdy tylko mama przekroczyła próg domu, wręcz zaatakowałam ją pytaniem, czy ma ochotę (bo nic na siłę przecież:P). Odpowiedx w sumie była podobna do tej z poprzedniego dnia, ale Alutka znała juz swoja mamę od dobrych kilkunastu lat, więc wiedziała, że mama się zgodzi, jeśli ja twardo bedę obstawać przy swoim. Słowem mówiąc, postawiłam mamę przed faktem dokonanym, zresztą musiałam, bo czas nas gonił, było już sporo po 18, a ja ciągle miałam na sobie niezbyt estetyczną powłokę szkolną. W zaskakującym tempie, wykąpałam się, przebrałam i o godzinie 19 "coś" byłam gotowa. Jedynie sytuacja z biletami była zagadką. W "Gazecie Olsztyńskiej" widniała informacja "bilety w cenie 16 zł. i 22 zł.", z kolei Paweł mówił, że wstęp wolny. I tak Alutka martwiła się, że jeśłi są bilety to pewnie już wykupione. Heh martwiła się zupełnie niepotrzebnie, gdyż jak się okazało, fanów muzyki poważnej w Olsztynie, mamy mały deficyt. Ale jeszcze za nim do kasy doszła, zmierzając wraz z mamą w stronę kościoła, idąc chodnikiem, obok siebie spostrzegła wspomnianego już wyżej Baszka (Pawła;)). No i tu niestety nasza panna po raz kolejny wykazała się brakiem znajomości elementarnych zasad savoir-vivre'u, bo zamiast elegancko wszystkich przedstawić za pomocą regułki "mamo, poznaj to jest Paweł, mój kolega(-a skąd go znasz Ala?:P)-Paweł poznaj, to jest moja mama", zrodziłam taką trochę "dziką" sytuację, gdzie moja mama była trochę zdezorientowana, że jakiś obcy chłopak mówi najpierw "cześć" do jej córki, a później do niej samej "dzień dobry", a może to już było "dobry wieczór" ;) Ogólnie tak jakoś niezręcznie wyszło, no, ale...zawsze może być gorzej, nie prawdaż? W ogóle, lepiej może by było, gdybym pokonała swojego lenia i poszła sama, choć wtedy odebrałabym mojej mamie możliwość wysłuchania koncertu, a ta była nim bardzo zachwycona. Zresztą nie raz próbowała mnie wyciągnąć do katedry, na jakieść koncerty organowe, ale jak zwykle Alutka to egoistka i, że jej się nie chciało, to nigdy razem z mamą nie chodziły. W sumie, ja też nie żałuję, że poszłam i to nie tylko ze wzglądu na to z kim się spotkałam. Co prawda jak już wspomniałam, jeszcze do tego rodzaju muzyki nie dojrzałam, a może po prostu za mało ją znam, lecz niektóre partie podobały mi się niezwykle. Szczególnie te, gdzie było głośno i szybko, skrajnie wysoko i ekstremalnie nisko, tak, to było coś. Tylko te kościelne ławki wprawiały w pewien dyskomfort, ale jak na mój pierwszy raz...pierwszy raz? Nie, właściwie już chodziłam na takie koncerty. No dobra, jak na mój kolejny, choć nieliczny raz, było całkiem sympatycznie, lecz nie tak, jak po samym koncercie, gdy dopadł mnie Paweł i w chwilę później przedstawił swojej mamie i bratu...o rany, mam jedynie nadzieję, że tym razem nie popełniłam żadnej gafy;) Trochę porozmawialiśmy we czwórkę i wkrótce zostaliśmy sami, prawie sami, bo 5 metrów przed nami szła moja mama. Dość niezręczna sytuacja, ale Baszek zadeklarował, że chetnie by porozmawiał także z moją mamą. No cóż, szczerze w pierwszej chwili, pomysł ten wydał mi się dziwny niezwykle, wręcz niedopuszczalny, nigdy wcześniej taka sytuacja mi się nie zdażyła, ale też nigdy wcześniej nie był to Paweł. Zawołałam mamę i maszerowaliśmy, najzwyczajniej rozmawiając we trójkę. Dziwne, nigdy w najbardziej abstrakcyjnych zakatkach mojej wyobraźni, nie wymysliłabym takiego scenariusza, który zresztą bardzo mi się podobał. To był świetny wieczór, ja chcę jeszcze raz!

05 kwietnia 2007   Komentarze (1)

Cyt, cyt powiedz szeptem. Cyt, cyt jak ta...

Dzisiaj Ala będzie się kajać. Znów czytałam swoje poprzednie wpisy, ten z "pieśnią o żołnierzach z Westerplatte" to masakra! Zresztą nie tylko on. Oj obniżyłam ja loty. Zero spójności logicznej, mnóstwo błędów merytorycznych, i językowych, o interpunkcji już nie wspominając. Przyczyna? No sama nie wiem, tak jakoś czuję jakbym straciła "coś" co towarzyszy tym wpisom z poprzednich miesięcy. A może to tylko moje idealizowanie przeszłości...a może to, że teraz czytają ten blog osoby, na których mi zależy, przed którymi chcę lepiej wypaść i tracę tą swoją pierwotną szczerość...a może to ja się zmieniłam, choć nie chcę tego brać pod uwagę...lecz widzę, że Alutka straciła trochę swojej beztroski, stała się taka...taka szara, bardziej milcząca. Buduje w okół siebie dziwny mur. Za szybko chciała dorosnąć w rezultacie zgubiła jakiś element poprawnego rozwoju. Nie potrafi budować podstawowych więzi. Jest sztuczna i pogruchotała sobie tak zwany kręgosłup moralny. Co zrobić z taką zdegenerowaną jednostką? Zapisać na jakąś oazę? Heh, zdemoralizowała by tam wszystkich, łącznie z księdzem. Wywieźć, tak wywieźć na jakieś odludzie, dać jej święty spokój. Niech sama dochodzi do tego co jest dobre, niech myśli, myślenie nie boli...I się ponuro zrobiło...Ja protestuję! Niech mnie ktoś wyprostuje, żebym była grzecznym dzieckiem! Rozsądnym chociaż...albo nie tak zakłamanym. Tu potrzeba superniani...Macieju, Macieju, tak mi się podoba do Ciebie pisać, lubię Twoją konstruktywna krytkę. Jeśli mieszkasz w Olsztynie, nie mam zupełnie nic przeciwko spotkaniu, lecz bez nazwisk, że tak powiem, czyli raczej na świeżym powietrzu, lub ewentualnie w kawiarni. A i proszę Cię, osobom w wieku 87 lat nalezy się trochę szacunku, więc nie nazywaj ich "podeszwami". Gdybym to ja miała 87 lat, może w końcu byłabym mądrzejsza, może wiedziałabym co jest ważne, może byłoby mi wszystko jedno co jest w komentarzach. Ale nie, gryzie mnie bardzo, że ktoś napisze, że jestem grafomanką, że komuś jest mi żal. I tak na prawdę skłania mnie to mimo tego co piszę do ogromnej refleksji, z której i tak wynoszę jedynie podły nastrój i chwilową chęć poprawy. Nie tak miała brzmieć ta notka, nie wiem co się ze mną dzieje, znowu się rozklejam, nie wiem co z sobą zrobić. Stop paranoji. Trzeba się cieszyć. Wiosna, taka pora, to się trzeb cieszyć, trzeba chodzić na spacery, trzeba żyć. Ja nie chcę...Nie cofajmy sie jednak w rozwoju, czas mysli samobójczych powinien mi już minąć, dorosnąć Alutka, trzeba dorosnąć. Ja nie chce dorosnąć. Ja chce być ciagle tą głupiutką, nieporadną Alutką! A zegar tyka i czas, który teraz marnujesz zalewając biurko, już nie wróci...tik tak Alutka, tik tak, nawet Alicja z Krainy Czarów musiała się obudzić. Im szybciej to zrobisz, tym mniej będzie boleć, bo nie ma nic cenniejszego niż czas. Idź na spacer, zrób coś ze sobą, przeczytaj książkę, umyj okna...

Dzisiaj odbył się "Mały Kompozytor" już gdzieś w odległych notkach wam o nim pisałam. Amatorski konkurs muzyczny w mojej szkole. Jeszcze miesiąc temu miałam brać udział. Napisałam tekst, miałam grać na basie,razem z moimi milusimi koleżankami coś tam poskładaliśmy. Nawet fajnie , ale tak oto na światło dzienne wyszła "bloggate" czyli myśli nieuczesane autorki wkradły się do świadomosci koleżanek i trochę nimi wstrząsnęły. Od tego czasu wiedziałam, że już raczej razem nie zagramy, co prawda nikt słowa o tym nie mówił, jak i o niczym innym, bo jestem wrogiem publicznym obecnie nr 1, a koncert się zbliżał...Pewnego dnia usłyszałam nawet, że dziewczyny rezygnują z udziału, na szczęście nasza nauczycielka odwiodła je od tego pomysłu. Głupio byłoby, gdyby jedynie z powodu mojej niecnej osoby odpusciły sobie, tym bardziej, że owy konkurs wygrały:)) Tak, tak gratuluję, cieszę się razem z wami, bo jakby nie było to i ja jestem ojcem tego sukcesu (mój tekst no i w linii melodycznej tez trochę mieszałam):P. To nic, że znowu w jury zasiadały osoby, które z muzyką mają tyle wspólnego, co ja z geografią, ważne, że tym zwykłym niezwiązanym z muzyka osobom się to spodobało. Bo to chyba o to chodzi, gdybyśmy miały grać razem, komercyjnie, procent wykształconych muzycznie osób byłby nikły, gralibysmy dla zwykłych ludzi. Tak więc dziewczynki dziękuję, że poszłyście po rozum do głowy, że zagrałyście ją cudnie, senkju. Zdradzę tylko tyle, że utwór zwał się "Szeptologia", a tekst jak wszystko co spod moich łap wychodzi na temat miłosci, był kiczowaty, dziękuję, to wszystko na dziś.

04 kwietnia 2007   Komentarze (5)

...

Konstanty Ildefons Gałczyński - (...) Ale z nim rozmawiać, to była ciężka rzecz. Myśmy mieszkali pod nimi w Krakowie ze dwa lata. On jak nie pił wódki, to pił masę kawy. Zaczynał rano - po kilkanaście czarnych kaw potrafił wypić i był szalenie podniecony. Jak był podniecony, to musiał z kimś porozmawiać. Przychodził do nas. Przychodzi i mówi: "Słuchaj, ty jesteś muzyk". Ja mówię: "Tak", "No więc Bach". Ja mówię: "No Bach, to co?". "Geniusz?" Ja mówię: "Tak". "No to mówi". "Co ci będę mówił, ja nie mam czasu". "Mów! Bach! Bach! Bach!". W ogóle szaleniec był zupełny, zabawny człowiek. Ale wielki poeta.

Oto i fragment "Abecadła Kisiela", który wam obiecałam. Wybaczcie paranoiczny( jak to trafnie określił jeden z komentujących) wymiar poprzedniego wpisu, ale Alutka raz na jakiś czas ma takie odchyły;) Teraz sytuacja się ustabilizowała, już mi się literki nie mylą, źrenice są w normie i ogólnie wydaje się być taka jak zwykle...

02 kwietnia 2007   Komentarze (2)

Czarny chleb i czarna kawa opętani samotnością,...

Czarny chleb i czarna kawa opętani samotnością, myślą swą szukają szczęścia, które zwie się wolnością...czyli co kawa robi z człowiekiem, a co dopiero robi z Alutką...Ho ho, wesołych świąt i pomyślnej konunktury naszego państwa...mayday!mayday! W rodzinie wszyscy zdrowi...Wożdzu prowadź!

Ja to w sumie na chwilkę. Tak, dobrze patrzycie, jest 5:38 (choć wy zobaczycie godzinę po tym jak juz napiszę, ale nieważne). Jestem po jednej kawie, która zwaliła by z nóg i przyprawiła o palpitację serca normalnego człowieka. Mam oczy jak pięciozłotówki, ręce trzęsące się jak przed wystepem publicznym i kompletny brak wiedzy o II Wojnie Światowej. Oj, bo to jest tak, że jak wypiję tą głupią kawę, to mam tysiąc pomysłów na minute, gorzej, chcę je wszystkie realizować. Kiedy czytałam o Monte Cassino, przypomniały mi się jakieś urywki wiersza o żołnierzach spod Monte Cassino i oczywiście postanowiłam go odszukać w domowej biblioteczce. Powiem jedynie, że znając frazę że szli parami do nieba czy coś, no w każdym badź razie jakaś kompletnie wyrwana z kontekstu fraza. Odnaleźć tego wiersza nie donalazłam, może uda mi się zrobić to teraz, lecz najsampierw piszę do was. Tak mię jakoś natchnęło. Nie wiem, czy dzisiaj spałam, położyłam się na jakieś 3 godziny, ale większość tego czasu spędziłam chyba na szerokopojętym myśleniu. I cóżem wymyśliła? Ha! Inspirowana "Abecadłem Kisiela" postanawiam pod koniec roku wydać na blogu "Lustrację Krainy Traw". Bójcie się, bójcie:P Ale tak na serio, zamiary mam na prawdę dobre. Nie chcę nikogo obrażać, bo sprawianie smutku, niekoniecznie jest źródłem mojej satysfakcji (Alutka, powiedz to tym wszystkim przypalanym przez ciebie komarom;)). Jeśli chodzi o osoby lustrowane, to będą to jedynie członkowie i członkowie (płynąc z nurtem political corectness) klasy oraz grona pedagogicznego. Żeby jednak nie było tak słodko, zaznaczam, że będzie to dzieło dość subiektywne, ergo możecie się spodziewać, dość sporej części uszczypliwych komentarzy. Powiem wam, czuję się świetnie! A w rodzinie wszyscy zdrowi? A tak, dziękuję:P Ostatnio znowu przesadzam z muzyką Lacrimosy. No, no, kto by pomyślał, że Alutka się jeszcze będzie wsłuchiwać w takie mrrrrrrrroczne dźwięki. Zgadnijcie czego słucha teraz. Essssssska hity na czasie, kompletnie ją popaprało, ale w rodzinie wszyscy zdrowi;) Ale wracając do Lacrimosy, już kiedyś pisałam w pewnej notce, że z mężczyzną o głosie tego wokalisty (Tilo Wolf bodajże) poszłabym wszędzie. A gdyby powiedział mi tak, "Ich liebe dich" miałabym miękkie kolana:P Kto by pomyślał, że tak się zgermanizuję przez te 3 miesiące...Niemiecki to piekny język...mama mało co mnie nie ukamienuje za to uwielbienie, tak, my tak wzajemnie się lubimy:P Na serio, kocham moją mamę, kocham mojego tatę i czasami kocham swoich braci (gdy mi naprawią gniazdo w gitarze), teraz kocham ich jeszcze bardziej, bo odkryłam taki wynalazek, jak stopery do uszu. No i teraz, gdy oni chcą sobie oglądać telewizję o 4 nad ranem, bądź też myć żaluzje okienne o 23:00, a nawet użądzać sobie strzyżenie żywopłotu, ja nie mam nic przeciwko, bo gdy zakłądam magiczne zatyczki zapanowuje magiczna cisza. Moje myśli są klarowne. Myślałam o takim rozwiązaniu podczas lekcji, ale niestety nauczyciele mają to do siebie, że często robią przypadkową łapankę do odpowiedzi i głupio byłoby bedąc wezwanym siedzieć niczego nieświadomym w ławce, ale na prace klasowe pomysł prima sorta, tym bardziej. I na czym to ja skończyłam, a jeszcze odnośnie Lacrimosy, nie powinnam jej tyle słuchać, fatalnie wpływa na mój nastrój, a tu wiosna za oknem to się cieszyć trzeba! Dobrze, że dzisiaj nie mam WF-u bo pewniem bym zemdlała z tego nadmiaru wypoczynku, choć nigdy mi się to jeszcze nie zdazyło, zawsze musi być ten pierwszy raz. Oł rajt, właściwie powinnam już kończyć, ale tak dobrze mi się z wami gawędzi. Aaaaaaaaaaa! Miałam wam powiedzieć, że rezygnuję z GG, że ci co powinni mają mój numer tel. i takie pierdoły, ale to było trzy godziny temu, kiedy akurat rozważałam swoje poczynania i znowu chciałam zmienić swoje życie. Pomysł bardzo ambitny, lecz....lecz co? Nie Alutka, przystopuj, odpowiedz na pytanie, co masz do stracenia? Czy w ogóle zauważyłaś, że więcej słów wypowiadasz wirtualnie niż w dialogach face to face? Dobra, Ala pozyjemy zobaczymy, co ta się zrobić. Tymczasem trzeba się zbierać do szkoły. Więc chciałabym pozdrowić, mamę, tatę, dziadka, babcię, wujka Mietka z Piszu, a także ciocię Jadzię z Lubawy i ciocię Jenny z Amełyki i Pawła z Bydgoszczy i Marcina z Poznania/Gniezna i Norbiego z Olsztyna, który właśnie w radiju śpijewa z Krzysiem Krawczykiem "piękny dzień, piękny dzień" (ah cóż za liryczna piosenka!), a także Grzegorza z Olsztyna, a takżę Marlenę, a takżę jej mamę, i babcię i dziadka i ciocię...Piękny dzień! 

No i z tym wierszem to mi się całlkiem pomieszało. Po pierwsze, nie wiersz, lecz piosenka, po trugie (hehhe,już piszę "drugie" przez "t":P:P widzieliście kiedyś coś takiego? Jedynie "rómónów" może to pobić:P:P:P:czy ktoś mię rozumie? Niet? Jak zwykle. Sasza, gawarisz pa ruski? Ja wohl) to nie żołnierze z Monte Cassino, lecz Westerplate, jedyne co mi dobrze świtało, to, że autorem może być Gałczyński. Dobra, nie trzymam dłużej w niepewności, oto i on:

"Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte.

( A lato było piękne tego roku ).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.

( A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety ).

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I ci, co dobry mają wzrok
i słuch, słyszeli pono,
jak dudni w chmurach równy krok
Morskiego Batalionu.

I śpiew słyszano taki: - By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął,
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte."

I czyż on nie jest piękny? Jest piękny! Tak, jest sliczny, jest cudowny, ja się go nauczę, ja wam pokażę! Ja wam zarecytuję! A propos jeszcze Gałczyńskiego, podobało mi się co św. p. Stefan Kisielewski. Jak dobrze pójdzie to wam to znajdę...chwila, już mię czas goni...no nie znalazłam, ale przepiszę za jakieś 8 godzin ;)

02 kwietnia 2007   Komentarze (2)

Mały popis próżności...

Oj Macieju, Macieju, dlaczego odnoszę dziwne wrażenie, że jesteś rodzaju żeńskiego? Że skądś znam tą manierę...Powiem Ci szczerze jest mi niezwykle przykro, że przez moje wpisy czujesz się tak wielce zażenowany, ale biorąc pod uwagę, że nie podpisywałeś żadnych umów dotyczących tego, że musisz czytywać mojego bloga, myślę, że mam rozwiązanie na Twoja bolączkę. Może sobie tego nie wyobrażasz, a może lubisz czuć ta nutkę irytacji, lecz recepta jest prosta, nie wchodź na tego bloga. I główka Cię bedzie mniej bolała od moich głupot, i może w tym czasie zrobisz coś bardziej pożytecznego (postawisz dom, spłodzisz syna, zasadzisz drzewo), a jeśli sprawa ma się tak, że po prostu uzależniłeś się ode mnie to jest mi przykro podwójnie, bo Alutka przecież nie lubi, gdy bracia bliźni cierpia przez nią! Drogi Macieju, jeśli znasz mnie z życia codziennego, jeśli każdego dnia jesteś zmuszony patrzeć na moją osobę, przepraszam, ale chcę Ci powiedzieć, że nie musisz się chować pod żadnymi pseudonimami, bo wtedy zachowujesz się jak ja, a tego chyba byś nie chciał, zważając, że okresliłeś iż jest Ci mnie żal. Podejdź do mnie, powiedz co do mnie masz, powyzywaj...zaboaczymy jaki będzie efekt, jeśli Ci ulży będę szczęśliwa, że mogłam Ci pomóc, jeśli wezmę sobie Twoje słowa do serca, będzie mi smutno, lecz może kiedyś dzięki nim będę szczęśliwa, bo się wreszcie obudzę ze swojego żenującego snu. Lecz jeśli nadal chcesz być Maciejem i wykrzykiwać sobie "głupoty wypisujesz", to mnie to nie rusza, bo może jesteś 10 letnim dzieckiem, może 19 letną dziewczyną z dyskoteki w remizie, a może Aleksandrem Kwaśniewskim, dla mnie nie istniejesz, ergo, nie istnieją również Twoje wpisy. Dziękuję, to mówiłam ja, Alicja K.

Kor-to-wia-da-a-je-a-je-ao! No jak Alutka wybierasz się? No pewniacha! Jak dziesiatki podobnych małolat...Chce Ci się? Przecież i tak studenci są wyczuleni na takie siksy i tylko się z nich nabijają. Pożyjemy, zobaczymy jakie będą koncerty i zadecydujemy. Kto wie, może nawet zostanę puszczona legalnie, choć, nie, rodzice akurat w przypadku kortowiady mają większa świadomość na temat tego co sie tam dzieje. Zobaczymy, do maja jeszcze miesiąc, jeszcze egzaminy, które w przypadku zawalania ich zaważą na moim humorze przez wiele miesięcy, zobaczymy kogo do tego czasu pozanam, z kim się pojednam i kto będzie chciał się ze mna ewentualnie wybrać. A póki co szykuje się tydzień wolnego, więc sobie odpocznę, więc przeczytam kilka książek i pojeżdże bicyklem...Ha! Ha! Ha! Zaśmiał się hrabia po francusku albowiem dobrze znał ten język! Alutka, Alutka, przecież to pewne, że cały ten czas spędzisz przed monitorem...trza coś wykombinować, zawirusować komputer czy coś:P Uła! Ale by mi się dostało...ale skutek byłby taki, że rzeczywiście na komputer nie weszłabym przez ponad miesiąc...nie ma co tak drastycznie...oh, ja chcę już wakacje! Lecz zanim, Ala będzie musiała napisać jeszcze klasóweczkę z historii. Przedział "II Wojna Światowa", podręcznikowo chyba 10 tematów, czyli szykuje nam się romantyczny wieczór z książką i kawą. O zaśnięciu mowy nie ma...brrr, nie cierpię takich wieczorów, no, ale raz na jakiś czas,skoro Alutka się systematycznie nie uczysz, trzeba...

Ich liebe dich! A to do kogo? A tak jakoś...

01 kwietnia 2007   Komentarze (1)
Pewna_dziewczynka | Blogi