Verdi? No już my znajem...
Nie wypada mi zacząć inaczej jak standardowym westchnieniem "Ah!". Wczorajszego wieczoru nie mogłam wykorzystać lepiej. Razem z mamą udałam się na koncert "Messa Da Requiem" G. Verdi'ego, ale po kolei. Chyba nikt nie uwierzy, że jestem fanką muzyki poważnej, więc już tłumaczę ;) Dnia 3 IV 2007r. znany wam już Paweł poinformował mnie, że będzie w Olsztynie, gdyż jego tata będzie przygotowywał w jednym z miejscowych kościołów koncert. O szczególy nie zdołałam wypytać, bo gdy wiadomość do mnie dotarła, Pawła na GG juz nie było. Jednak, że Olsztyn to tak na prawdę mała pipidówa, o wszystkim dowiedziałam się z gazety. Jeszcze tego samego dnia coś tam przebąknęłam mamie o tymże wydarzeniu kulturalnym, ale tak jakoś niespecjalnie przychylnie zareagowała, powiedziała jedynie, "zobaczę jak się wyrobię z pracaą, bo święta tuż tuż, a z twojej [czyt. Alutki] strony zero pomocy". Właściwie tak trochę odpuściłam, może liczyłam na to, że namówię kogoś innego. Tylko kogo? Jedyna osoba w klasie, która by w ostateczności ze mną poszła jest na mnie obrażona, więc na co liczyłam, nie wiem. Poszłam spać. Średnio na jeża mi się udało, o 5:30 wstałam znów i o 6:45 wyjechałam z domu rowerem. Kompletna rutyna, w szkole jak zwykle, byle odsiedzieć te piekielne 7 godzin, no choć tym razem jak wspominałam był konkurs, czyli małe urozmaicenie. I byłam wolna, pogodziłam się z tym, że na żadnego Verdi'ego nie pójdę, zresztą co tam Verdi, ja tego pana na oczy nie widziałam:P większy żal mnie ściskał z powodu, że stracę okazję znów spotkać Pawła. A Paweł to mężczyzna niezwykły, gatunek na wymarciu wrecz powiedziałabym. Tylko tak głupio mi pisać o nim, bo 2 miesiące temu stał się czytelnikiem tych bazgroł. Tak, więc cicho sza, Paweł jakby co, to nic nie wiesz o tym jak cię lubię:P Swoim starym zwyczajem, po powrocie ze szkoły wylądowałam przed komputerem, jak mogliscie przeczytać humor miałam "nie ten teges" i wypusciłam też taką "nie ten teges" notkę. Lecz jakoś w chwili po zakończeniu pisania dostałam smsa od Pawła z zapytaniem czy będę. Właściwie juz tak do myśli, że nie mam z kim iść przywykłam, że nawet nie starałam się tego zmienić, napisałam, że raczej nie. Ale ktoś trafnie powiedział "chcieć to móc", a ja tak bardzo chciałam, że gdy tylko mama przekroczyła próg domu, wręcz zaatakowałam ją pytaniem, czy ma ochotę (bo nic na siłę przecież:P). Odpowiedx w sumie była podobna do tej z poprzedniego dnia, ale Alutka znała juz swoja mamę od dobrych kilkunastu lat, więc wiedziała, że mama się zgodzi, jeśli ja twardo bedę obstawać przy swoim. Słowem mówiąc, postawiłam mamę przed faktem dokonanym, zresztą musiałam, bo czas nas gonił, było już sporo po 18, a ja ciągle miałam na sobie niezbyt estetyczną powłokę szkolną. W zaskakującym tempie, wykąpałam się, przebrałam i o godzinie 19 "coś" byłam gotowa. Jedynie sytuacja z biletami była zagadką. W "Gazecie Olsztyńskiej" widniała informacja "bilety w cenie 16 zł. i 22 zł.", z kolei Paweł mówił, że wstęp wolny. I tak Alutka martwiła się, że jeśłi są bilety to pewnie już wykupione. Heh martwiła się zupełnie niepotrzebnie, gdyż jak się okazało, fanów muzyki poważnej w Olsztynie, mamy mały deficyt. Ale jeszcze za nim do kasy doszła, zmierzając wraz z mamą w stronę kościoła, idąc chodnikiem, obok siebie spostrzegła wspomnianego już wyżej Baszka (Pawła;)). No i tu niestety nasza panna po raz kolejny wykazała się brakiem znajomości elementarnych zasad savoir-vivre'u, bo zamiast elegancko wszystkich przedstawić za pomocą regułki "mamo, poznaj to jest Paweł, mój kolega(-a skąd go znasz Ala?:P)-Paweł poznaj, to jest moja mama", zrodziłam taką trochę "dziką" sytuację, gdzie moja mama była trochę zdezorientowana, że jakiś obcy chłopak mówi najpierw "cześć" do jej córki, a później do niej samej "dzień dobry", a może to już było "dobry wieczór" ;) Ogólnie tak jakoś niezręcznie wyszło, no, ale...zawsze może być gorzej, nie prawdaż? W ogóle, lepiej może by było, gdybym pokonała swojego lenia i poszła sama, choć wtedy odebrałabym mojej mamie możliwość wysłuchania koncertu, a ta była nim bardzo zachwycona. Zresztą nie raz próbowała mnie wyciągnąć do katedry, na jakieść koncerty organowe, ale jak zwykle Alutka to egoistka i, że jej się nie chciało, to nigdy razem z mamą nie chodziły. W sumie, ja też nie żałuję, że poszłam i to nie tylko ze wzglądu na to z kim się spotkałam. Co prawda jak już wspomniałam, jeszcze do tego rodzaju muzyki nie dojrzałam, a może po prostu za mało ją znam, lecz niektóre partie podobały mi się niezwykle. Szczególnie te, gdzie było głośno i szybko, skrajnie wysoko i ekstremalnie nisko, tak, to było coś. Tylko te kościelne ławki wprawiały w pewien dyskomfort, ale jak na mój pierwszy raz...pierwszy raz? Nie, właściwie już chodziłam na takie koncerty. No dobra, jak na mój kolejny, choć nieliczny raz, było całkiem sympatycznie, lecz nie tak, jak po samym koncercie, gdy dopadł mnie Paweł i w chwilę później przedstawił swojej mamie i bratu...o rany, mam jedynie nadzieję, że tym razem nie popełniłam żadnej gafy;) Trochę porozmawialiśmy we czwórkę i wkrótce zostaliśmy sami, prawie sami, bo 5 metrów przed nami szła moja mama. Dość niezręczna sytuacja, ale Baszek zadeklarował, że chetnie by porozmawiał także z moją mamą. No cóż, szczerze w pierwszej chwili, pomysł ten wydał mi się dziwny niezwykle, wręcz niedopuszczalny, nigdy wcześniej taka sytuacja mi się nie zdażyła, ale też nigdy wcześniej nie był to Paweł. Zawołałam mamę i maszerowaliśmy, najzwyczajniej rozmawiając we trójkę. Dziwne, nigdy w najbardziej abstrakcyjnych zakatkach mojej wyobraźni, nie wymysliłabym takiego scenariusza, który zresztą bardzo mi się podobał. To był świetny wieczór, ja chcę jeszcze raz!