Sru - tu - tu -tu!
Sru - tu - tu - tu!
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
Sru - tu - tu - tu!
Nie zgadzam się, zaprzeczam wszystkiemu co dotychczas pisałam. Wypieram się. To bzdury, wszystko bzdury. Aluta to bzdura, a może nawet gorzej. Przecież ona nie może mieć nic wspólnego z rzeczywsitoscią, żyje w jakiejś swojej bajce i narzeka, że źle jej tu gdzie jest. Może pora by sie było obudzić królewno! Przecież nie możesz udawać, że nic cię nie obchodzi, że gdy lżą ci od dziwek, ty snujesz wywody o społecznym zapotrzebowaniu na szmaty. Tak nie może być Aluta! Kim ty jesteś? A skąd ja mam wiedzieć? Czasami myślę sobie, że jestem wyjątkowa, nieklasyfikowalna. Czasami spoglądam dookoła siebie i wszystko to pęka. Nie jestem wyjątkowa, jestem dziwadłem. Napiszę teraz to na co rzeczywiście mam ochotę. Bez dobierania słów, udawania, że z pewnych rzeczy wyrosłam, bez zabawy w eufemizmy. Brak mi kogoś z kim mogłabym porozmawiać. Brak mi kogoś kogo mogłabym zabrać ze sobą w podróż daleką lub na skromny spacer do lasu. A jednocześnie wiem, że nie ma takiej osoby, przed którą mogłabym sie otworzyć, bo nawet z samą sobą nie jestem szczera, że nie lubię, gdy jadąc rowerem za plecami mam innego rowerzystę. To mnie przytłacza, bo już jakiś czas temu zrozumiałam, że moja samotność jest moim nieświadomym wyborem. Kiedyś myślałam, że jestem brzydka jak noc, że odstraszam mężczyzn swoim wyglądem, ale to nieprawda. Jeśli nie jest się obdarzonym skrajną brzydotą, która kwalifikuje się na etat w cyrku, zawsze znajdzie się jakiś koneser. To nieprawda, że wszyscy młodzi mężczyźni lecą na fajną dupę i duże piersi. Młodzi mężczyźni są idealistami, wierzą, że jedynie charakter może świadczyć o prawdziwym pięknie. Często z doświadczenia zresztą wiedzą, co czai się w głowach tlenionych blondynek i zniesmacza ich to, że tlenione blondynki na każde zawołanie zniżają sie do poziomu ich rozporka. Dopiero, gdy mają lat kilkadziesiąt przestają wierzyć w ideały. W ich życiu pojawia się panna Mariolka z sekretariatu, która zręcznie wykorzystuje zawirowania wieku średniego. Zdradzają wszyscy, bez wyjątku, bo taki to czas głupi nadchodzi. Jeśli nie fizycznie to myślą, pytaniami, które w ich głowach narastają czy to jeszcze ma sens. Może właśnie ten strach przed tym, że kiedyś stracę wyłączność na mojego męża powstrzymuje mnie przed wdawaniem się w jakieś związki. Zresztą, o czym ja tu mówię? Związki? Zastanów się Alutka! Ty się nawet w rozmowę nie wdajesz a co dopiero związki, nie ośmieszaj się dziewczyno. Bo co ja mogę o tym wiedzieć. Ja chciałabym jedynie by ktoś mnie oswoił, bym w sobotnie popołudnia i wakacyjne dni nie siedziała przed telewizorem. Zróbmy może taki eksperyment. Nie wiem, kto jeszcze bawi się w czytanie tego bloga. Z pojedyńczych komentarzy mogę wnioskować, że są to 2-3 osoby. Wszystkie to kobiety {(z całym szacunkiem drogie panie) tak Bachu wiem, ty nie jesteś kobietą:P}, dlatego może apel ten jest grochem o ściane rzuconym, ale jeśli się mylę w moich szacunkach, jeśli jest wśród tego grona jakiś mężczyzna (jakikolwiek!) chcę go poznać. Niech mężczyzna się ujawni...
Niech to wszystko diabli wezmą. Strony pod domeną photoblog.pl powinny być na moim komputerze zablokowane, bynajmniej! Ilekroć ciekawość mnie tam zawiedzie szlag mnie trafia. Teraz to już wszyscy pociągami się wożą, do Torunia jeżdżą, do Gdańska, a nawet do Krakowa. I jak przy tym wygląda taka Alutka podróżniczka? Nieciekawie, conajmniej. To nie oznacza oczywiście, że teraz chcąc pokazać, że ona może więcej ruszy w podróż do Peru. Niee... To bardzo głupie z mojej strony, ale mam już tak od bardzo dawna. Nie cierpię, a wręcz wprost nie nawidzę dublować zachowań rówieśników. Wychodzi to w gruncie rzeczy na moją niekorzyść, bo wyklucza nawiązywanie z nimi kontaktów, a z drugiej strony wybitnie świadczy o mojej emocjonalnej niedojrzałości. Waham się czy mówić to, co w tej chwili odczuwam, ale myślę, że tym oto sposobem możemy zakończyć rozdział "wagary z PKP". Trochę żal, trochę smutno z tego powodu, ale trzeba iść dalej. Tli mi się kilka pomysłów w tej sprawie, ale póki chwila mnie nie zmusi, poczekam z ich realizacją. A z drugiej strony wiem, że nie będę mogła tak wiecznie. Pomysły niebawem się skończą albo, co gorsze, będą coraz bardziej wymyślne, dziwaczne do granic, które może w pewnym momencie przekroczę. I co wtedy? Nie mam zamiaru być niewolnikiem rozrywki. Trzeba będzie wrócić do korzeni, zadowolić się książką, krzyżówką. Tak jest ze wszystkim. Nie chcę tutaj wprowadzać jakiś anarchistycznych treści, ani ogólnie filozofować, ale im bardziej się w coś angażuję, tym bardziej staje się tego niewolnikiem. W obliczu takiego wniosku czy cokolwiek ma sens? Kolejny paradoks, jeśli przyjmę założenie, że nic nie ma sensu, to czy przypadkiem nie staję się więźniem tej jednej myśli. O ja cię przepraszam, jakie to wszystko jest popaprane. Coraz bardziej skłaniam się ku wizji "Alutka - prosty rolnik" albo chociaż "pustelnik", bo mnie ten świat najzwyczajniej mierzi. Ale teraz, gdy jestem młoda to mogę sobie truć o wolności i życiu w lesie jako wyrazie tej wolności, ciekawe co będę mówić jako schorowana 80 latka, która gdyby nie cotygodniowe wizyty pani z opieki społecznej dawno by z tego świata zeszła... Nie mam pomysłu na moją przyszłość, ale mam nadzieję, że z tego można wyzdrowieć..
W środę popołudniem względnie późnym miałam telefon od kolegi z czasów gimnazjum - Daniela B. Prośba z jaką się do mnie zwrócił nie mogła mnie zaskoczyć albowiem w innym celu nie zwykł do mnie dzwonić. Organizował on kameralną popijawę i korzystając z faktu, że jego koleżanka ze szkolnej ławki wyglada jak matka 5 dzieci, polecił mi bym zapewniła płynny prowiant niezbedny do takich imprez. Tutaj oczywiście wykazałam się skrajną nieodpowiedzialnością, bo jak to cielę posłusznie prośbę spełniłam. Co ja im będę życie utrudniać, jeszcze nie czas na denaturat, ani płyn do spryskiwaczy, a wystarczy, że wszyscy mi zycie utrudniają. Nie bedę się usprawiedliwiać, bo wiem, że to było złe, a przede wszystkim egoistyczne - robiłam to dla własnej rozrywki. Oni zresztą nie są już świeżynkami w tej dziedzinie, gdy usłyszałam jakimi miksturami się zadowalali to tylko jeszcze bardziej mi się głupio zrobiło. Państwo sobie wyobrażają, że oni z dumą wręcz mówili mi o halucynacjach, które zawdzięczali aviomarinovi połączonemu z alkoholem? Dla mnie to właściwie rybka, w co oni się bawią po lekcjach, ale nie mam zamiaru być dnia pewnego ciągana po sądach za to, że byłam łaskawa im udostępnic alkohol...
Mam ochotę iść do teatru... narodowego...
...niebawem
<tajemniczy uśmiech>
Kombinacje czas rozpocząć...
Rusza czasami sumienie nieroba i chce on wziąć życie w swoje ręce, a przynajmniej mieć więcej piniędzy. Wyjścia ma dwa, iść do pracy lub wplątać się w światek przestępczy i wyczekiwać aż poranka pewnego zobaczy 5 luf wymierzonych w jego głowę. Chociaż 5 luf brzmi zachęcająca perwresją, Ala wybrała opcję pierwszą. Nie było to jednak poprzedzone żadnymi głębszymi refleksjami nad życiem, ani chęcią odciążenia finansowego rodziców. Złożyło się, że koleżanka z klasy głośno komentowała znalezienie sobie pracy w promocji, podchwyciła to Ala, trochę pomęczyła koleżankę i voila. Dostałam numer jakiejś pani kierowniczki i po obgryzieniu wszystkich paznokci, przełamałam sie i zadzwoniłam tym samym umawiając się na sobotę, godzinę 14 pod jednym z olsztyńskich hipermarketów. Odpicowałam się jak stróż w Boże Ciało i wyszłam z domu, trochę przed czasem co by wypytać koleżankę o ewentualne szczegóły i niebezpieczeństwa ze strony klientów. Gdy przyszłam na miejsce okazało się, że za zadanie będę miała z uśmiechem na ustach mówić "Dzień dobry, zapraszam do zakupu soków Hortex, przy zakupie 2 opakowań kosmetyczka gratis!"(z wyraźnym akcentem na słowo gratis). To nic, że ja się praktycznie nigdy nie uśmiecham, że zazwyczaj przybieram minę mordercy. Nic także, że te kosmetyczki wyglądały jak z odpustu i ludzie patrząc na nie uśmiechali się znacząco. To wszystko nic, gdy pomyślę, o panu od ciągania palet ze zgrzewkami wody mineralnej i o studentach, którzy licznie przybywali, by kupować piwo w promocji... Ogólnie rzec mogę jednak, że robota to ciężka, przynajmniej dla mnie. Przez pierwszą godzinę przełamywałam się, bo zagadywanie obcych, a nawet bliskich mi ludzi nie jest dla mnie chlebem powszednim, poprzedza to zazwyczaj głęboka analiza wszelkich czynników wpływających na końcowy rozrachunek, czy przypadkiem mnie nie wyśmieją. Niestety w tamtej sytuacji za jakąkolwiek analizę mi nie płacono, musiałam się zatem wziąć w garść, przykleić uśmiech na twarz moją pochmurną i niczym automat telefoniczny powtarzać "Dzień dobry, zapraszam do zakupu soków Hortex, przy zakupie 2 opakowań kosmetyczka gratis!". Nijak mi to jednak nie szło, bo wiedziałam z autopsji, że żadnego rezultatu to nie przynosi, a wręcz ludzie specjalnie omijają półki przy których napotkać pieprzącą o dupie Maryni hostessę. Z kazdym kolejnym powtórzeniem słów wyżej wymienionych rosło jednak moje przerażenie, wizja tej "darmowej" kosmetyczki naprawdę skłaniała niektórych ludzi do odłożenia soku innej marki na rzecz Hortexu. A może to Twój urok osobisty Aluta? No ba... W pierwszej godzinie udało mi się "opchnąć" jakieś 20 opakowań, wynik ten wydawał mi się całkiem niezłym, ale że zbliżała się pora obiadowa, a właściwie poobiedniej siesty, ruch w sklepie zmalał, w kolejnej godzinie poszła mniej więcej połowa tego, co do tej pory, więc morale mi trochę opadły i nogi zaczynały dawać o sobie znać (cały ten czas albo stałam, albo chodziłam poprawiajac soki na półkach), w godzinie trzeciej było już tylko gorzej, choć pod jej koniec ludzie znów się pojawili, więc w jakiś sposób mnie to mobilizowało, ale poczucie bezsensu tego zajęcia dawało o sobie znać. Czwarta godzina to już był czas, w którym zaczynałam ludziom opowiadać, że bardzo ułatwają mi życie biorąc sok "Hortex", a mężczyznom wciskałam kosmetyczki mówiąc, że odblaskowy pomarańcz i zielony (w jakich były one zrobione)to kolory niezwykle twarzowe. Cały ten pomysł zresztą z kosmetyczkami był poroniony (nie wiem kto to wymyslił) bo co ma kosmetyczka do soku? Myślę jednak, że w żaden sposób mnie to nie obchodzi, ja mam swoje 6 złotych za godzinę i to mi wystarcza. Po odstaniu 4 godzin, w szczególności tych ostatnich z pewnoscią zbliżyłam się do Boga. Nikt nie modlił się w myslach tak żarliwie, co ja, by czas mijał szybko, a klienci wyciągając rekę do półki brali właśnie soki Hortex. Ora et labora. Wnioski z całej tej przygody? Soki Leon nie mają wzięcia...
A wy wiecie co dzisiaj jest, wiecie, wiecie... a-je-a-je-a-o! KORTOWIADA. I wiecie kto gra, wiecie - wyjechaali na wakacje wszyscy nasi podopieczni!...KULT. A ja nie idę, z rozmysłem, świadomie, z dumą wręcz. Dlaczego? Kochani moi, a kto mądry z drewnem do lasu chadza? Skoro ma tam być 3/4 mojej szkoły, to nie widzę ani cienia powodu bym ja tam miała iść... Jeszcze bym pomyliła studenta z licealista, gorzej z gimnazjalistą bo te dzieci już tak się rozzuchwaliły i co to by było? Pedofilia zwyczajna, nie można ryzykować.
Jak psu buda należy się wam oczywiście czytelnicy drodzy dalsza część historii mojej tragicznej miłości, lecz we mnie samej zapału do kończenia tej opowieści jest jakby mniej i emocje z tym związane już dawno mnie opuściły. Nie mogę zatem zaproponować wam nic prócz suchego przedstawienia faktów, czy jednak to was satysfakcjonuje? Nie, wiem, że nie, bo czytelnicy moi sroce spod ogona nie wypadli. Nie wypada mi zatem karmić was jakimiś strzępkami. W gruncie rzeczy moment największego napięcia i tak mamy juz za sobą. Co prawda, od chwili pocałowania go, odnosiłam wrażenie, że jakby inaczej się mi przygląda, lecz człowiekowi z moją fantazją nie takie rzeczy się wydają. Poza tym, czym właściwie jest taki pocałunek dla kilkudziesięcioletniego faceta? Niczym, fraszką, a z pewnością nie wstępem do romansu. Romans jest tutaj zresztą słowem nazbyt poważnym, nieodzownie kojarzy się bowiem z chwilami bardziej intymnymi, na które Ala nie chciałaby sobie pozwolić w tamtej chwili i z tamtym człowiekiem. Nie wiadomo do końca zatem o co jej tak właściwie chodziło, lecz do tego już chyba wszyscy przywykli, że Aluta to zbiór iksów, które nie tworzą jednolitej całości, stąd często musi ona działać na przekór temu, co uważa za słuszne. O dziwo nie zawsze jest to przyczyną jej klęski. I zakończmy w tym miejscu już temat starszego pana, bo mówić teraz będę o mojej karierze naukowej. Dwie rzeczy w tym tygodniu dumą mnie napełniły. Z geografii dostałam 4, co pozwala mi odetchnąć i zapomnieć już o 2 na koniec, podobnie zresztą jak w przypadku matematyki, chociaż tutaj trzeba się pilnować nawet z rzędem piątek. Pozostaje mi jeszcze czekac na wyniki z biologii i fizyki, w przypadku tej drugiej nie mam najlepszych przeciuć, ale może gdybym na ostatniej pracy klasowej zarobiła 5, może by mi sie udało 3 utrzymać. Ponieważ państwo drodzy, ja jestem nierobem i tak dalej, ale mam szczątkowe poczucie estetyki i jakakolwiek dwója na świadectwie raziła by moje oczęta. Aaaale przypomniało mi się - chemia - tutaj już chyba nic nie pomoże. A miało być tak pięknie, no trudno, ważne, że zdaję. Wiadomo, gdyby się spiąć, ostatnie prace klasowe pozaliczać na piatki i czwórki, to możnaby wyjść na prostą, ale nie bądźmy fantastami. A skoro jesteśmy przy szkole to stało się to, co do czego miałam nadzieję, że jest to jedynie grożenie palcem. Ecce homo - rzec by się chciało - homo choć hetero z upomnieniem wychowawcy. Na godzinie wychowawczej wręczono mi długopis o wkładzie czarnym i wypowiedzono polecenie bym po przeczytaniu była łaskawa zostawić swój podpis. Chociaż to zwyczaj niedobry, nie czytałam tekstu, pod którym złożony miał być mój podpis. Nie było mi do śmiechu. Powiedziałabym wręcz, że wielka to była sromota, lecz z drugiej strony i dziwny bunt się we mnie obudził. Przyczyniły się do tego słowa wychowawcy pana, który mniej wiecej w ten deseń rzekł, że z miłą chęcia osoby te (tj. mnie i dwóch kolegów szanownych jeszcze) z I LO wykopie. Na swój sposób mnie to zbulserwowało albowiem żyłam w świętym przekonaniu, że co jak co, ale wychowawca stać będzie za uczniem z własnej klasy murem, niczym Rejtan za nim pierś swą obnaży, a tu takie coś. Zdołowało mnie to, naprawdę. I wiem, że jestem teraz u niego na świeczniku. Ale przecież nikt nie lubi jak się z nim leci w kulki i jesli on ma mieć przez kilku takich ancymonów (jak ja i owi koledzy) jakies nieprzyjemności, to też można próbować go zrozumieć. Boję się jedynie, że się na mnie uweźmie - ponoć ma taki zwyczaj, a gdy się na kogoś uweźmie, to ten człowiek przepada, przepada z kretesem...
Pierwszy raz od czasów kultomani, kiedy to miałam ambicję skolekcjonować całą dyskografię Kazika, kupiłam płytę, a nawet płyty trzy. Tym samym w tym miesiącu mogę sobie z głowy wybić jakiekolwiek podróże, ale to tylko lepiej dla mnie samej. Jest to wydarzenie o tyle wyjatkowe, że w dobie ściągania empetrójek, by kupić płytę muszę być pewna, że kupić ją chcę. Zdarzyło się tak po raz piewrszy od lat trzech, a przyczyną był wspomniany już kiedys zespół Raz, Dwa, Trzy. I cóż moge powiedzieć... O pierwszym zakupie tj. o krążku z piosenkami Młynarskiego, że warto, a nawet trzeba. Trzeba jedynie zastrzec, że nie poleca się słuchania tego podczas jazdy rowerem, bo człowiekowi noga chodzi, usta się ruszają, spiewać się chce i człowiek przypadkiem może nie zauważyć staruszki idącej srodkiem chodnika. Wiem co mówię, jedną taką panią uratowały jedynie moje nowe klocki hamulcowe:P Z kolei jesli chodzi o zakup drugi tj. "Muzyka z talerzyka", to...może powiem tak. Większość piosenek już znałam, więc zaskoczenia i powtórnej fascynacji być nie mogło, ale tyż płytka fajna. Natomiast w przypadku trzecim z wyrokami się wstrzymam jeszcze albowiem mam ja od dwóch dni i nie wypada mi wyrokowac bez ówcześniejszego wsłuchania się, ale strassssznie kręcą mnie te kontrabasowo - akordeonowe klimaty. Żebym to ja była młodsza, to bym męczyła rodziców o zapisanie mnie na kontrabas, ale teraz to już musztarda po obiedzie, Aluta, jaka ty stara jesteś! Niesłychane, za rok 18 lat, jak to się stało?! I co i tak po prostu bedę mogła powiedzieć "dwa piwa poproszę"? Strasne!
Poniżej zdjęć tych kilka, przed którymi nie udało mi się uchronić na wycieczce...
Tak proszę państwa, są takie dni, kiedy nawet krzak wydaje się być atrakcyjny...
Kolejne zdjecie z serii niewyżyta Alutka...
Zdjęcia jakości złej ale reklamacji nie uwzględniamy;)
Wróciłam, żyję i nadal jestem tak samo wredna, nieposłuszna i nieodpowiedzialna jak byłam przed tygodniem, z tą jednak różnicą, że dowiedziałam się iż mój
stan zdrowia jest bardzo zły. Tak, to jest chwila na wstrzymanie oddechu. Drodzy czytelnicy, otwarcie przyznaję się przed wami i przed samą sobą, jestem
zboczona. Co prawda wasze zwierzaczki mogą spać spokojnie, wasze dzieci również, ale... wasi ojcowie już nie. Zboczyłam gdzieś dawno, dawno temu, jednak
wtedy wydawało się to jedynie niegroźną, chwilami zabawną przywarą, która minąć miała wraz z moim wyjściem z wieku dojrzewania. Tymczasem okazuje się, że
z Alą jest coraz gorzej. Nie zakochuje się ona już bowiem w studentach, nie śnią jej się po nocach świeżo upieczeni magistrzy, ona wzrokiem pełnym pożądania
błądzi za panami w wieku srednim. To jest chore! I to jak... Nie poruszam tej kwestii jednak by kogos tu szokować, jest to o tyle niesmaczne, że pisząc o tym
mogę jedynie odebrać komuś przyjemnośc ze spożywania obiadu. Jest to wstep do relacji z wyjazdu na obczyznę i jednocześnie ostrzeżenie dla młodziezy poniżej
16 roku zycia, że sceny zawarte w tym opisie mogą wpłynąć źle na ich dalszy rozwój. Czytacie to państwo drodzy na własną odpowiedzialność i sumienie.
O godzinie 5 zadzwonił budzik. Spałam tego dnia nie więcej niż 5 godzin. 5 godzin było dawką snu zdecydowania za małą bym miała tryskać energia przez całą
kilkunastogodzinną podróż do przygranicznej Wisły. Czekać jednak na coś musiałam tego dnia, może myślałam, że autobus, którym bede jechać przeładowany
będzie wygłodzonymi mężczyznami, to coś pomogło mi wstać, zorientować się czy wszystko jest spakowane i dojechać na miejsce, gdzie podstawiony miał być
autokar. Jako, że była to wycieczka z zakładu pracy mojej mamy, nie mogłam jednak snuć długo marzeń co do płci pasażerów, własciwie bezpieczniej dla mnie
samej było pogodzić się, że miast potencjalnych OW zobaczę tam stado bab, urzędniczek, które na codzien zajmują się piciem kawy i uprzykrzaniem życia
petentom. I rzeczywiscie tak było, a było nawet gorzej, bo tam, gdzie wsiadałam wraz z mamą wszystkie już sadowiły się na swych miejscach i okazało się, że
moje miejsce i miejsce mojej mamy są rozstrzelone w dwóch częściach autobusu. Mama siadła przy jednej ze swych koleżanek, ja nie mając wyboru zajęłam
miejsce na samym końcu obok dwóch dziewczyn w moim wieku, które na pierwszy rzut alutkowego oka zdawały się być wrednymi "es" i w sąsiedztwie
przysadzistego pana o imieniu Marian. Pan Marian był duszą towarzystwa, z wielkim trudem przychodziło mu milczenie. Szybko jednak zrozumiał, że Aluta nie
jest osobą, z którą będzie rozmawiać przez następne kilkanaście godzin. Miała bowiem ona sposób na dusze towarzystwa. Sposób miał 160 stron i nazywał się
"Konstanty, syn Konstantego" autorstwa Kiry Gałczyńskiej. Co prawda po 4 godzinach sposób się skończył, lecz Marian pan dziwnie zamilkł. Dziwnie żal mi nie
było. Zaczęłam się jednak nudzić, właściwie w plecaku miałam jeszcze dwie książki o mistrzu Konstantym, ale limit przeczytanych książek na najbliższe pół roku
najwidoczniej mi się wyczerpał. Udawałam zatem, że śpię, przypatrywałam się mijanym domom, kątem ucha słuchałam przewodnika... z minuty na minutę co raz
gorliwiej. Osoba przewodnika była jedną z niewielu osób, która mnie ucieszyła, tego roku bowiem w przeciwieństwie do lat poprzednich, przewodnik był
mężczyzną. Wsiadając niestety nie zwróciłam uwagi na to jak wyglada, nie miałam zatem pojęcia czy jest gruby, wąsaty, czy łysy, ale głos jego wskazywał na to,
że będzie na co popatrzeć. Na tamtą chwilę delektowałam się samym słuchaniem. Facet w przeciwieństwie do pań przewodniczek godoł z sensem - więcej - miał
potwornie cyniczną manierę i niebywałe poczucie humoru. Wystarczało to w zupełności by Alutka zainteresowała się panem przewodnikiem. Zanim jednak
zaczęła bacznie śledzić kazdy jego gest, minęło jeszcze trochę czasu. Naprawdę zainteresowała się nim, w Austrii, czyli trochę za późno, jeśli na coś liczyła;) Do
Austrii z Wisły droga była bowiem daleka. Faktem jednak było, że tak jak w poprzednich latach jakiś czort straszliwy wstąpił w naszą małą bohaterkę. Czort
zwany chucią, w terminologii biologicznej hormonami. Oczy moje nabrały dziwnego blasku i cała męska populacja Wisły, łącznie z niejakim Adamem Małyszem
była zagrożona. Inna zupełnie sprawa, że z zewnętrznych objawów tej niewyobrażalnej chcicy widoczne było jedynie moje spojrzenie, które niestety przez
wszystkich poczytywane jest jako spojrzenie mordercy, zatem nie było szansy by jakikolwiek mężczyzna odważył się do mnie podejść. A to wszystko i tak przy
hipotetycznym założeniu, że znalazł by się taki co to by w hipopotamach gustował. Przyjechalismy tam, to jest do Wisły, gdzie zakwaterowano nas w domu
wczasowym o rozpustnej nazwie "Izabella", w okolicach godziny 19, za oknami słońce już właściwie zachodziło, lecz moja mama jako wielki pasjonat gór
postanowiła razem ze znajomymi pójść samopas na spacer. Skorzystała z tego i Alutka, również samopas udała się na spacer, lecz w kierunku, gdzie mogłaby
ochłonąć lub ... Zostańmy przy lub;) Jako, że owy dom wczasowy oddalony był znacznie od centrum Wisły, było to dośc ryzykowne, jak wiadomo bowiem Ala
nie należała do osób z wysoko rozwinietą orientacją przestrzenną (no przecież, że nie seksualną!). Lecz kto nie ryzykuje, ten dzieci nie płodzi. Aluta z pewną
niesmiałoscia kolejne kroki stawiała, bo w sumie tak bardzo nie zależało jej by spać na wiślańskim dworcu czy w ogóle zakończyć na Wiśle całą tą wycieczkę,
jednak wszystko się dobrze skończyło, nie dość, że znalazła centrum Wisły, to jeszcze bez większych trudności wróciła tam skąd przyszła. I duma ją rozpierała, na
tyle, że nawet chuc się uciszyła. Tego dnia i nocy tej nic więcej się nie zdarzyło, podobnie jak pierwszego dnia w Austrii. Przyznam się bez bicia, całe to
zwiedzanie interesowało mnie jak zeszłoroczny śnieg. Oczywiście, podobało mi się, lecz nie oszukujmy się, nie jechałam tam, by po latach wyciągać przed
wnukami album i mówić "tu wasza babcia była", a to po części ze względu na to, że po Wiedniu oprowadzała nas jakaś kobita. Proszę mi wybaczyć, ale ja kobit nie
słucham i jak dotąd dobrze na tym wychodzę. Czym zatem się zajmowałam? Nooo, patrzyłam...podziwiałam ten tygiel kulturowy i powoli zaczynałam dokładniej
przypatrywać się osobie przewodnika. Widziałam teraz, że jest to mężczyzna w wieku średnim, że sylwetka jego nie jest już naturalnie wyprostowana, że włosy
jego straciły już swój kolor, a na jego dłoniach nie ma obrączki. Nie ma - zapaliło się zielone światło w głowie Alutki. Jasne, że jego wiek mi przeszkadzał, lecz był
to szczegół nieistotny. Od pierwszego czulszego spojrzenia na tego człowieka wiedziałam, że cały ten flirt nie wyjdzie poza moją głowę... w pewnym jednak
momencie zorientowałam się, że fantazja miesza się z rzeczywistością. To co wymyślone nabiera kształtów. I mogę jedynie domniemać, czy coś miało by
miejsce, gdybym od pierwszych dni, po ostatnie nie uparła się by udawać dzieciucha, który wszędzie chodzi pod rączkę z mamą. O tym jednak za słów kilkadziesiąt. Drugi nocleg miał miejsce w Bratysławie ze względu na to, że w Wiedniu koszt miejsca w hotelu przekroczyłby penwie koszt całej wycieczki. Warunki może niekoniecznie były zadowalajace, ale to nie była noc, w ciągu której miałam zamiar spać, przebywac w hotelu. Chuć nadal dawała o sobie znać i nastrój miałam imprezowy. Niejako byłam jednak przywiązana (w sensie uwięzienia, a nie głębokiej więzi) do mamy, nie zgadzała się ona bym gdziekolwiek ruszała się o tej porze. Sama jednak również miała ochotę wyjść z hotelu, właściwie nie tylko ona, lecz cała wycieczka. Zmiłował się zatem pan przewodnik i zorganizował nocne zwiedzanie Bratysławy. Tego mi było trzeba, lecz bym mogła się znaleźć w niebie siódmym brakowało mi jeszcze osoby przewodnika i zacisznego pokoju. Całe to zwiedzanie nie trwało jednak nawet godziny, towarzystwo zechciało iść do jakiegoś pubu, co w moim przypadku mogło oznaczać jedynie obserwowanie jak reszta weseleje z kazdym łykiem procentowego trunku. Przewodnik uznawszy, że sami trafimy do hotelu ulotnił się niespodziewanie, a ja widząc, że już nawet popatrzeć nie ma na co, szepnęłam mamie tonem zdecydowanym, że nie bedę się tutaj demoralizować i wracam do hotelu. Mama nieświadoma mojego rzeczywistego stanu demoralizacji oczywiście w tempie natychmiastowym lokal opusciła. Do hotelu jednak nie wróciliśmy tak szybko, trochę jeszcze pospacerowałyśmy, zdjęć nacykałyśmy i dopiero, gdy poczułyśmy, że po ulicach Bratysławy grasują grupki młodych upitych mężczyzn wróciłysmy do hotelu. Nowy dzień się zaczynał, gdy ja wtulałam swoją głowę w poduszkę. O 7 mieliśmy wyjechać ponownie do Austrii, czy był zatem jakiś sens by sie kłaść? I tak nie miałam wyboru, a rano... rano spotkało mnie zaskoczenie. Pewna uciążliwa dolegliwość natury gastrycznej mnie spotkała. Proszę docenić, jaka dyplomatyczność;) To było najpotężniejsze i najdłuższe katharsis jakie doświadczyłam w całym swoim życiu. Dalsze zwiedzanie miałam z głowy. Co prawda postanowiłam nie być więźniem porcelany, ale jak się okazało trochę ojro, a przede wszystkim czasu za to zapłaciłam. Było to o tyle niefajne, że był to dzień, gdy łaskawie został nam dany czas wolny, który ja w połowie poświęciłam na szukanie toalet i załatwianie pilnej potrzeby. Tym sposobem pamiatek z Wiednia nie ma... Dopiero po kilkunastu tabletkach węgla i trzech saszetkach Smecty, kryzys został zażegnany... i znów skupić się mogłam na cudownej osobie przewodnika;) Był to dzień zwiedzania letniej rezydencji Habsburgów. Nie powiem, ładnie się urządzili, ale nie to zdominowało ten dzień. Aluta jak to Aluta, roztrzepana, chcąc trochę ojro wydać i odżałować to, że zamiast sklepów zwiedzała wiedeńskie toalety, zagapiła się trochę na pocztówki, trochę na torby i nie spostrzegła jak reszta grupy się od niej oddala. Nagle podniosła swój wzrok znad czytanego przewodnika i zorientowała się, ze jest sama wśród dziesiątek koreańczyków, niemców, angoli, że gdzieś z oczu zniknęło jej średniowieczne kochanie. Wystraszyła sie pożądnie, bo z tych Habsburgów to byli jacyś megalomani i miejsc, gdzie mogła być reszta grupy było dużo. Kierując się jednak swoją szwankująca kobieca intuicją zbiegła po schodach prowadzących do głównego wyjścia i otechnęła. Była tam mamusia, był pan przewodnik i reszta była. Zagadką jednak było to, gdzie jest mój plecak, który musiałam oddać na przechowanie. Może nie to, gdzie on jest było zagadką, lecz to jak go odbiorę. Nie miałam bowiem do niego numerka, bo miała go pani przewodnik, ta jednak gdzieś wsiąkła. Zaczęłam się zatem oglądac dookoła siebie i znalazłam. Wisiał sobie swobodnie... na plecach przewodnika. Momentalnie struktura moich nóg zamieniła się w watę i pytanie, podchodzić - nie podchodzić? Mamusia widać odpowiedzialności mnie uczyć postanowiła i mówi, że ona go btrać nie będzie. No dobrze, postawiłam zatem krok do przodu, krok kolejny i czułam jakby tempreatura powietrza zaczęła wzrastać, natychmiastowo z każdym krokiem. Podeszłam do niego, właściwie już na granicy między omdleniem i cichym głosem mówię "mogę plecak?" - on brak reakcji. W ogóle mnie nie dostrzegł! Reszta grupy widząc moje zmieszanie, postanowiła mnie wyręczyć i chórem niemal "znalazła się zguba"krzyknęli. Obróciło się moje kochanie, zmierzyło mnie wzrokiem i z uśmiechem odparło - piwo proszę za tą przysługę - Nooo tego Alutka się nie spodziewała, niesmiało zatem rzekła to co jej do głowy przyszło - ale ja jestem nieletnia, piwa mi nie sprzedadzą - siląc się przy tym na uśmiech. On na to westchnął i dobrotliwie odparł - no dobrze, załatwimy to inaczej. - Błyskawicznie mi cisnienie skoczyło, lecz że rzecz działa się w gronie szerszym owo "inaczej" nie mogło niestety oznaczać tego, o czym państwo właśnie pomyśleli. Nastawił zatem policzek, sugerując tym samym, że oczekuje buziaka. I tutaj nie miałam pojecia co snem jest, co jawą, dlatego nie chcąc, by przypadkiem okazało się, że z tego buziaka zrobił się namiętny pocałunek w usta, najszybciej jak mogłam owego buziaka w policzek mu dałam i czerwona jak burak wróciłam do mamy. Wiem, żadne to halo, ale gdy poczułam jego szorstką twarz... mmm. Proszę mnie usprawiedliwic, ja mężczyzny nie dotykałam od półtora roku! Od tego czasu w stosunku do niego myśli wyłącznie miałam nieskromne, a sny grzeszące....
Dobra, dalsza część niebawem...