Wszystko wskazuje na to, że znów będę miała 50% zniżkę w komunikacji miejskiej. Z dużym prawdopodobieństwiem zdałam maturę z chemii na tyle dobrze by w tym roku dostać się na dietetykę na UWM. Jednakże przeglądając syllabusy przedmiotów i skład płciowy starszych roczników znów zaczął ogarniać mnie lęk. Ten znany mi dobrze lęk z lat poprzednich, z którego pomocą dałam się zamknąć w pokoju. Czy zdołam się go pozbyć do października czy może znów dam się zamknąć, tym razem jednak trwalej i dotkliwiej?
Plan był prosty: zdać maturę i dostać się na studia, nie przewidywał tych setek stresujących sytuacji, których doświadczę w dziekanacie, na korytarzu czy w salach ćwiczeniowych. Nie dam rady. Mogę próbować uczyć się materiału choćby od jutra, ale i tak polegnę w tych wszystkich sytuacjach społecznych. Nie dam rady udawać, że wszystko ze mną w porządku. Nie wytrzymam serdecznych rozmów w towarzystwie zadbanych studentek dietetyki i jakiejkolwiek konkurencji z nimi. Jestem beznadziejnym przypadkiem, ale może to wina diety przesyconej węglowodanami. Za kilka dni powinno mi się poprawić. Wszystko spoko zresztą, jak nie damy rady, to za rok znowu matura i se pójdę na farmację, z której w podobny sposób wylecę żeby było śmiesznie.
W każdym razie niezależnie od humoru lada dzień założę nowego bloga, który docelowo będzie o zdrowym żywieniu, a może bardziej o tym jak mało mam z nim wspólnego, a jak bardzo wiele chciałabym mieć.
Plan na jutro:
- POSPRZĄTAĆ POKÓJ
- kupić i zmienić dętkę w rowerze
- nie żryć wungli
- nie obgryzać paznokci
- nieśmiało zajrzeć do podręczników od biologii
- zacząć czytać biografię Modrzejewskiej