o
Co za chłam, co za badziewie, wszędzie, naokoło mnie, nade mną, pode mną i we mnie. Do niczego. Popadłam w głęboką depresję, dlaczego jedna z kukiełek w reklamie Opla Corsy wygląda jak Hitler?
Jest mi smutno.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Co za chłam, co za badziewie, wszędzie, naokoło mnie, nade mną, pode mną i we mnie. Do niczego. Popadłam w głęboką depresję, dlaczego jedna z kukiełek w reklamie Opla Corsy wygląda jak Hitler?
Jest mi smutno.
Jak co roku i tym razem przekonałam się, że pojemność żołądka jest ostatnią rzeczą, którą bierze się pod uwagę podczas świątecznego obiadu. Mamusiu, jak boli... Wydaje mi się, że się zakochałam albo przynajmniej zdołałam sobie wmówić, że się zakochałam...dziwne, tak na zimę? I nie da się uniknąć porównania z rokiem poprzednim, co to się wtedy działo... a jak dramatycznie opisane było, jak nam Alutka przeżywała, że świat zły, że ludzie niedobrzy... a sama też głupsza jeszcze była... po roku przyzwyczaiła się, tylko czasu zmarnowanego szkoda. Ludzie się nie zmienili, Alutka niespecjalnie zmądrzała. Żyje jak żyła pasożytniczo, leniwie, cicho. Częściej jedynie pociągami jeździ, Ala kończ...
Tak, tak zbliża się Sylwester, a ja bynajmniej z moich planów nie rezygnuję. Co ważniejsze raz w obecności mamy wypowiedziałam odpowiednio zestawione słowa "Sylwester", "koleżanka" i o dziwo nie spotkało się to z reakcją definitywnie dającą mi do zrozumienia, że zdanie "Spędzę Sylwestra u koleżanki" ma wartość logiczną równą zeru. A dzień ten zapowiada się obiecująco. Tli się we mnie myśl, że mogłabym wtenczas wylądować w Reszlu, gdzie z kolei trafiłabym do jakiegoś pubu, restauracji, baru - jeden pies, byleby otwarte było do rana, kiedy to z owej miejscowości bym miała jakieś połączenie powrotne. To jest oczywiście jeden z nielicznych minusów, odwiedzania miejscowości małych, bo zwykle PKS staje tam jeden raz dziennie, co prawda walory estetyczne to rekompensują, lecz w mojej sytuacji może być to problem, który zmusi mnie jednak do rezygnacji z podobnych zamiarów. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie siebie tego dnia w Toruniu, czy innym większym ośrodku miejskim. Ma być kameralnie, niekoniecznie niebezpiecznie, ale chciałabym zapamiętać tego Sylwestra, póki jeszcze takie jego spędzanie jest dla mnie zakazane. Mam pietra, oczywiście mam pietra, bo i sprawę sobie zdaję, że przypadki chodzą po ludziach, szczególnie po kobietach... Tymczasem, wczoraj jak to już w zwyczaju od czasu do czasu mam, postanowiłam zmienić swoje życie. Oczywiście, jak zwykle, od wczoraj jestem grzecznym i mądrym dzieckiem i chcę zbawiać świat, najdalej jutro powinno mi minąć. Zaczęło się wczoraj, bo zraziła moje oczy ocena z kartkówki z Łaciny, rzetelnie zresztą przez Dreikopela zapowiedzianej. Brzmiała ona "dobry" i oczywiście nie zaowocowała chęcią rzucania się z mostu, ale poczułam pewien niesmak. Czwórki z tego przedmiotu mnie nie satysfakcjonują, w moim przypadku są dowodem lenistwa. Bo i prawda, zamiast wziąć się najpóźniej we wtorek wieczorem za naukę końcówek czasu przeszłego i przyszłego, ja postanowiłam posiąść tą wiedzę na środowej lekcji historii, która poprzedzała ową kartkówkę. Może gdybym do opanowania miała większą część materiału, do całej sprawy podeszłabym z większą powagą, lecz zajrzawszy do podręcznika we wtorkowy wieczór uznałam, że właściwie jeśli popatrze na to przez 15 minut, kartkówkę uda mi się napisać z zadowalającym rezultatem na tzw. inteligencję. Z góry było wiadomo, że "na inteligencję" w przypadku Alutki udać się nie mogło. Rezultat jest jaki jest, co prawda Dreikopel wyrokuje, że na półrocze będę miała piątkę, ale w końcu nie dla szkoły się uczę... Dzisiaj zatem w ramach akcji "telewizja to zło" postanowiłam się sprzed jej oblicza uwolnić. Jak widać obecnie przesiaduję w bibliotece, następnie zamierzam odwiedzić pewien koktajlbar odkryty niedawno przeze mnie w jednym z zaułków olsztyńskiej starówki, gdzie podejmę się napisania listu do Bacha, bo ten wczorajszy, uwierz mi Bachu, jest nieczytelny dla człowieka w stanie trzeźwym. Później czeka mnie seans filmowy w Awangardzie. Zastanawiam się nad "Pora umierać" i "Dzisiaj jest piątek". Jako, że jednak dzisiaj nie jest piątek, a z samego plakatu wyczytać mogę, że jest to raczej film bełkotliwy - choć bardzo prawdopodobnie, że się mylę - myślę, że trafię na "Pora umierać". Pora zatem na mnie i do... poniedziałku mam nadzieję...
Śmieszna sprawa, siedzę sobie właśnie kulturalnie w bibliotece, próbując wejść na mego bloga, gdy przed moimi oczami wyskakuje mi komunikat "Dostęp zabroniony. Kategoria: pornografia". Żeby tam jeszcze moje nagie fotki były, to bym zrozumiała, ale w przypadku następującym? Ah, rozumiem, tu chodzi o nagość taką metafizyczną, że niby autor obnaża się całkowicie ze swoich myśli, no tak, własnemu dziecku bym nie dała tego czytać. Dobrze, lecz nie o tym dzisiaj mówić będziemy, jeszcze tylko droga dygresji a propos Boskiego Krzysztofa. Przez 16 lat mojej edukacji, czy to szkolnej, czy pozaszkolnej, od lat najmłodszych wbijane mi było, że nie wygląd się liczy, nie szata człowieka zdobi. To jest oczywiście wierutna bzdura, bo gdyby tak było, gdyby mężczyźni żenili się z fizycznie niepociągającymi kobietami w wyniku dziedziczenia dzieci miałyby garbate nosy i oczy po przekątnej twarzy. Wygląd się liczy, choć ludzie wykształceni wiedzą, że nie stanowi on jedynego kryterium wartości człowieka. To biologia, ale różnica pomiędzy małpami a nami ludźmi jest taka, że my zdołaliśmy ją przez te kilka tysięcy lat bardziej lub mniej okiełznać. Może Krzysio nie jest przystojniachą, ale to co sobą reprezentuje obecnie jest według mnie godne uwagi. Jeśli przyjmiemy, że jest kibolem i nazistą, to sorry Winnetou, ja według tego schematu jestem i kibolem, i nazistą, i homofobem. Wszystko w jednym swoisty eintopf. Tak, tak, zresztą porzućmy już te niedorzeczności. Miedzy nami, co prawda nie chcę nikogo straszyć, ale Krzysio jest tym jednym z ładniejszych z mojej listy Obiektów Westchnień;).
Co słychac u panny Alicji K.? Jest nie tak ciekawie jak mogłoby się wydawać, szlabany nadal są, ale nie cierpię przesadnie z powodu nazbyt oziębłego stosunku moich rodziców do mnie. Zdaje się, że ten kawałek gumy potraktowali jako szczeniacki kaprys. I jak najbardziej cieszę się z takiego obrotu sprawy, gorzej byłoby, gdyby doszli do wniosku, że ich niespełna 16 letnia córka rozpoczęła już życie płciowe. Brrr, nie, nie chcę nawet myśleć, że oni mogliby tak pomyśleć. Ale na ich miejscu czułabym się niesłychanie nieswojo, wszak nawet nie podjęli ze mną jeszcze "poważnej rozmowy"(o tym skąd się biorą dzieci), a tu nagle okazuje się rzecz równie zaskakująca. Nawet jeszcze dnia nie było, że przyprowadziłam jakiegoś "kolegę" do domu... I nie zanosi się na to by taki dzień był. A, pan adorator, Misiek zrobił się ino nachalny, musiałam porzucić złudzenia, że jestem dla niego ofiarą jedynie do męczenia swymi opowieściami, gdy w esemesie zapytał się mnie, czy nadal latam za brodatymi studentami. Cóżżż... Oj Miśku, Miśku. Nie latam, bo damie nie przystoi :P Taka jest wersja oficjalna, w rzeczywistości pewnego dnia rzekłam: - idźcie wy wszyscy w diabły - i "skończyło się lovestory". Zresztą studenci to jeszcze dzieciaki - powiedziała 16 letnia Alicja K. :> Prawda jest niestety taka, że sama Alutka emocjonalnie stoi gdzieś na poziomie 6 latka, któremu trudność sprawa artykułowanie chociażby podstawowych potrzeb. A może to tylko kamuflaż? Dobra, ustalmy wersję, że mam to gdzieś, gdy książe się zjawi będzie fajnie, gdy się nie zjawi będzie jeszcze fajniej, bo jak już kiedys prorokowałam, mieszkać będę w chatce na dalekim Kaukazie i kota mieć bede imieniem Bogdan...czarnego. Nie, nie o tym miałam pisać...W sobotę szykuje się spotkanie klasowe w mojej byłej szkole, obawiam się jednak, że frekwencja będzie niska, gdyz wszystko wskazuje na to, że jestem jedną z 7 osób, która w ogóle o jakimkolwiek spotkaniu wie. Szkoda, zależy mi na tym, by spotkać ich znowu, nawet dziewczyny. Nawet pewna kontrowersyjna myśl nachodzi mnie, by się z nimi pogodzić, ale i tak się nie odważę... Tym mało optymistycznym akcentem chyba kończę. Ta rozłąka z komputerem wychodzi mi raczej na dobre...