Jak Alutka się cywilizuje...
Tak, tak zbliża się Sylwester, a ja bynajmniej z moich planów nie rezygnuję. Co ważniejsze raz w obecności mamy wypowiedziałam odpowiednio zestawione słowa "Sylwester", "koleżanka" i o dziwo nie spotkało się to z reakcją definitywnie dającą mi do zrozumienia, że zdanie "Spędzę Sylwestra u koleżanki" ma wartość logiczną równą zeru. A dzień ten zapowiada się obiecująco. Tli się we mnie myśl, że mogłabym wtenczas wylądować w Reszlu, gdzie z kolei trafiłabym do jakiegoś pubu, restauracji, baru - jeden pies, byleby otwarte było do rana, kiedy to z owej miejscowości bym miała jakieś połączenie powrotne. To jest oczywiście jeden z nielicznych minusów, odwiedzania miejscowości małych, bo zwykle PKS staje tam jeden raz dziennie, co prawda walory estetyczne to rekompensują, lecz w mojej sytuacji może być to problem, który zmusi mnie jednak do rezygnacji z podobnych zamiarów. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie siebie tego dnia w Toruniu, czy innym większym ośrodku miejskim. Ma być kameralnie, niekoniecznie niebezpiecznie, ale chciałabym zapamiętać tego Sylwestra, póki jeszcze takie jego spędzanie jest dla mnie zakazane. Mam pietra, oczywiście mam pietra, bo i sprawę sobie zdaję, że przypadki chodzą po ludziach, szczególnie po kobietach... Tymczasem, wczoraj jak to już w zwyczaju od czasu do czasu mam, postanowiłam zmienić swoje życie. Oczywiście, jak zwykle, od wczoraj jestem grzecznym i mądrym dzieckiem i chcę zbawiać świat, najdalej jutro powinno mi minąć. Zaczęło się wczoraj, bo zraziła moje oczy ocena z kartkówki z Łaciny, rzetelnie zresztą przez Dreikopela zapowiedzianej. Brzmiała ona "dobry" i oczywiście nie zaowocowała chęcią rzucania się z mostu, ale poczułam pewien niesmak. Czwórki z tego przedmiotu mnie nie satysfakcjonują, w moim przypadku są dowodem lenistwa. Bo i prawda, zamiast wziąć się najpóźniej we wtorek wieczorem za naukę końcówek czasu przeszłego i przyszłego, ja postanowiłam posiąść tą wiedzę na środowej lekcji historii, która poprzedzała ową kartkówkę. Może gdybym do opanowania miała większą część materiału, do całej sprawy podeszłabym z większą powagą, lecz zajrzawszy do podręcznika we wtorkowy wieczór uznałam, że właściwie jeśli popatrze na to przez 15 minut, kartkówkę uda mi się napisać z zadowalającym rezultatem na tzw. inteligencję. Z góry było wiadomo, że "na inteligencję" w przypadku Alutki udać się nie mogło. Rezultat jest jaki jest, co prawda Dreikopel wyrokuje, że na półrocze będę miała piątkę, ale w końcu nie dla szkoły się uczę... Dzisiaj zatem w ramach akcji "telewizja to zło" postanowiłam się sprzed jej oblicza uwolnić. Jak widać obecnie przesiaduję w bibliotece, następnie zamierzam odwiedzić pewien koktajlbar odkryty niedawno przeze mnie w jednym z zaułków olsztyńskiej starówki, gdzie podejmę się napisania listu do Bacha, bo ten wczorajszy, uwierz mi Bachu, jest nieczytelny dla człowieka w stanie trzeźwym. Później czeka mnie seans filmowy w Awangardzie. Zastanawiam się nad "Pora umierać" i "Dzisiaj jest piątek". Jako, że jednak dzisiaj nie jest piątek, a z samego plakatu wyczytać mogę, że jest to raczej film bełkotliwy - choć bardzo prawdopodobnie, że się mylę - myślę, że trafię na "Pora umierać". Pora zatem na mnie i do... poniedziałku mam nadzieję...