• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum kwiecień 2008


W skrócie...

W krótkich żołnierskich słowach postaram się streścić moją obecną sytuację.

1. Szlaban mam za arogancję, kłamstwa i śmierdzące nieróbstwo.

2. Szlaban mieć będę jeszcze dłuuugo, bo "w zachowaniu mym nie widać chęci poprawy".

3. Cały ten entuzjazm związany z naprawą roweru był przedwczesny, rower jak się okazuje jeszcze sobie postoi w serwisie. Przyjemność niedbania o niego kosztowała 300 złotych. Nie wiem, czy nie lepiej już byłoby zebrać na nowy...

4. Facet z serwisu widząc mój rower zmierzył mnie takim wzrokiem, że miałam ochotę pierwszym lepszym kluczem przestawić mu nos. Kiwał przy tym głową, jakby chciał wyrazić swój wielki żal, że tacy amatorzy jak ja mają w posiadaniu rower. Tylko nie amatorzy, tylko nie amatorzy proszę pana! Ja wiem, gdzie są przeżutki i wiem, dlaczego przedniego hamulca nie używa się jadąc z dużą prędkością. Proszę mnie tu od amatorów nie wyzywać!

5. Byłam na koncercie Raz, dwa, trzy. Był to najlepszy koncert na jakim do tej pory byłam. Widocznie do trzech razy sztuka. Było bajecznie, było wybornie. Myliłam się sądząc, że sala wypełni się samymi studentami lub osobami w wieku podobnym, jednak gdy zajęłam swoje miejsce i zorientowałam się, że średnia wieku to 35+, nie czułam żadnego w sercu ukucia. Stało się to dla mnie nieistotne w chwili, gdy rozległ się dźwięk gitary dzierżonej w rękach p. Adama Nowaka, nastepnie doszły klawisze, kontrabas, perkusja. Wszystko to idealnie osadzone w czasie, stopniujące napięcie. Tak bardzo smaczne. Pyszne. A pan od klawiszy... eh! pan od klawiszy... swoista wisienka na torcie:P Zakochałam się w tej muzyce... 

6. Okazało się jednak, że pomimo mojego (tu cytat)"wrednego" zachowania do Austrii pojadę, bo ojciec jak zwykle jest zawalony robotą, a nade wszystko nie lubi pieniędzy marnować i ja jestem jedynym kandydatem na to wolne miejsce. Życie, nawet spektakularnie karać mnie nie potrafią... Zresztą, wiedziałam od początku, że tak to się skończy... Będę wyrywać Helmutów i śpiewać im piosenki Lacrimosy...

7. Długi weekend właściwie już się dla mnie rozpoczął, o godzinie 14:15 skończyła się ostatnia w tym tygodniu matematyka zatem mogę odetchnąć z ulgą - ten tydzień nie przyczyni się już do pogorszenia mojej sytuacji ocenowej w dziedzinie matematyki, ale jak się również okazuje w dziedzinie biologii także, bowiem nauczycielka od tegoż przedmiotu jest na wycieczce klasowej... Zatem lajf is bjutifuuuul! Taka oto myśl mało zabawna na usta mi się ciśnie. LAJF IS BJUTIFUL! 

28 kwietnia 2008   Komentarze (2)

...

Sezon rowerowy uroczyście uznaję za rozpoczęty!

(a tak w ogóle to szlaban)

24 kwietnia 2008   Dodaj komentarz

A ja się ino waham...

Dochodzą do mnie głosy (tak, wiem, że to niezdrowo słyszeć głosy), że cofam się w rozwoju. Co gorsza, nie jest to głos jeden, nie sa to głosy dwa, lecz kilka i moje nieśmiałe przypuszczenia w refleksji nad sobą. Chwalę się wagarami? Z której strony by na to nie spojrzeć, właśnie tak to wygląda. Zupełnie jakbym się wielce szczyciła swoimi umiejętnościami w tej dziedzinie, podczas gdy byle gówniarz z gimnazjum zrobiłby to sprawniej, bez strachu i niszczenia butów. Czy tak niskie mniemanie mam o swoich czytelnikach, by sądzić, że podobnymi wpisami im zaimponuję? Chciałabym napisać - nie, lecz obawiam się, że byłoby to kłamstwo. Oczywiscie mogę sie usprawiedliwiać, mogę pisać, że moje życie jest nudne, że jedyną sensacją w nim jest romans dr Lubicza z "Klanu", że nie mam życia towarzyskiego, a łańcuch w moim rowerze nadal jest sztywny, że muszę zatem jakoś odreagowywać wszystkie swoje niepowodzenia, wszystkie kłótnie z ojcem i jedynki. Ale ja wiecznie z siebie robię ofiarę. Piszę o nieszczęściach, które ściągam na swoje własne życzenie. Przez lenistwo, tchórzostwo, własne buractwo. Za kazdym razem zdumiewajace jest jednak to, że potrafię zamienić odrazę czytelnika - jaką pierwotnie powinnam być darzona - we współczucie, pobłażliwy uśmiech. Zgubny uśmiech, bo dający mi poczucie, że w gruncie rzeczy nic złego nie robię, że jestem może jedynie trochę niesforna. Nawet nie zauważyłam kiedy owa niesforność zmieniła się w arogancję i gówniarstwo. Stałam się człowiekiem nieodpowiedzialnym. Z roku na rok, coraz bardziej nie wypada mi być nieodpowiedzialną, a ja wprost przeciwnie, usilnie - jakby łapiąc ostatnie chwile dzieciństwa - próbuję udowodnić, że jeszcze mi wolno, że przecież dorośli mnie upilnują. A tu niespodzianka Alutka, dorosli są bezsilni wobec twojej "niesforności". Owszem, mogą ci dać szlaban na wszystko, telewizor, komputer, co tylko chcesz, ale już nie potrafią cię upilnować. Musisz być odpowiedzialna za to co robisz i przede wszystkim świadoma własnego postępowania. Łot cała filozofia... Bla, bla, bla -  przemówił rozsądek, po czym udał się na wieczny spoczynek. Ja to wszystko wiem, ja naprawdę żałuję, ale nie potrafię jeszcze być dorosła, ja się tego boję przeraźliwie! Z drugiej jednak strony, dziecko drogie, kto od ciebie jakiejkolwiek dojrzałosci wymaga? Masz chodzić na lekcje, masz się uczyć i bzdur w Internecie nie wypisywać, tylko tyle. Straszne, straszne jest to wszystko co spotkało mnie w tym roku. Być może źle wybrałam. Od września, dzień w dzień nie mogę się pozbyć wątpliwości, czy jestem na właściwym miejscu. Myślałam, że przywyknę... myslenie nigdy mi nie wychodziło. Nie wiem czy jest sens życia przez kolejne 2 lata w stresie i nic nie robieniu... Bo rzeczywiście, w jedynce do następnej klasy nie zdaje się za samo pokazywanie się w szkole, trzeba jeszcze na lekcjach słuchać. Nigdy nie posiadłam tej zdolności, w gimnazjum jechałam na własnej wiedzy zaczerpniętej zazwyczaj z telewizji. Tymczasem w jedynce nie dość, że się nie uczę, to jeszcze nie mam czasu na własne dokształcanie... Czy jest jednak sens przenosić się, zaczynać wszystko od nowa? Czy jest pewność, że bedzie inaczej? Głupotą byłoby zrezygnować z (jak wieść gminna głosi) jednej z lepszych polonistek w Warmińsko - Mazurskim i Stachurskiego równiez byłoby żal, chociaż ciągle zastanawiam się, czy ma sens nauka u człowieka, który samym wzrokiem zdaje się ci mówić, że jesteś zerem... Lecz skoro polski i matematyka, to przedmioty maturalne, może warto zatem? Pozostaje jedynie historia... ale to już własne chęci, samozaparcie, hektolitry kawy i palpitacje serca...

 

Halt mich, mein Leben!

 

No właśnie, niemieckiego też nie ma na tym profilu...

19 kwietnia 2008   Dodaj komentarz

Totalny margines społeczny...

Wdech - wydech, wydech - wdech. Napykałam sobie bidy i to jak! Jest 10:07, moi klasowi koledzy i koleżanki moje siedzą właśnie w sali od biologii. Prawdopodobnie 2-3 osoby z nich odpowiadają obecnie z układu nerwowego, kostnego i budowy oka. Mogliby tego uniknąć, gdyby tak jak Ala byli śmierdzącymi tchórzami. Oni jednak tym właśnie różnią się od niej, że mają cywilną odwagę stanąć  oko w oko z panią Kapelańską i zostać sprawiedliwie ocenionym, choćby ta sprawiedliwość oznaczała wiele nieprzyjemności po wywiadówce. Wiecie, nie dotykało by mnie to tak bardzo, gdyby była  to zwykła ucieczka,  taka tkliwa to ja nie jestem.  Niestety to jest recydywa, a recydywy mają to do siebie, że wyrok sądzony jest bez okoliczności łagodzących. Dla klasy 1a, program kształcenia w zakresie biologii przewiduje 2 godziny tygodniowo. W czwartek na ostatniej godzinie lekcyjnej i w piątek na godzinie 3, którą poprzedzają dwie informatyki. O ile w czwartek możliwość ucieczki z ostatniej lekcji bywa kusząca, to już dnia następnego trzeba się zastanowic dobrze, czy aby wyjście sobie z lekcji na jedna godzinkę i późniejszy powrót nie sprawi, że wylądujemy na dywaniku u pani dyrektor. Czy jednak czas na zastanawianie się ma człowiek, który nie dość, że nie był na czwartkowej biologii, to jeszcze nie zajrzał do książki od tegoż przedmiotu przez kilka ostatnich tygodni? Nie, tym bardziej, że jak usłyszał od świadków czwartkowej biologii, pani Kapelańska wybitnie się zmartwiła moją nieobecnością. W trosce z pewnością nie omieszkała by mnie na dzisiejszej lekcji wypytać co nieco o to i owo, nie koniecznie z dziedziny moich osobistych spraw. Idąc do szkoły naprawdę chęci miałam dobre, nie planowałam żadnej ucieczki, może jedynie godzinną wizytę w bufecie, ewentualnie toalecie, bo bufet zalicza się raczej do miejsc publicznych, a nauczyciele zaskakująco często miewają tzw. "okienka". Okazało się jednak, że moje plany muszę skorygować. Całkowicie. Nauczona dzięki wizytom Bacha w Olsztynie, pospiesznie skierowałam się do szatni, chwyciłam płaszcz i wybiegłam na szkolne boisko, skąd skierowałam się w stronę bramki. Byłabym na nią z rozpędu wskoczyła, lecz zbędne kilogramy skutecznie mnie wyhamowały. Zaczęłam się wspinać, jako, że wszystko to było robione w ogromnym pośpiechu, a bramka ta nie posiadała zbyt wielu "szczebli", lecz przeważały tam raczej skośne elementy i różne wywijasy, w pewnym momencie okazało się, że noga utknęła mi w jednym z fragmentów owej bramki. I nijak nie było tej nogi wyciągnąć, a czas przecież działał na moją niekorzyść i tylko czekać jak zza rogu wyłoniłby się Dreikopel. Adrenalina zrobiła jednak swoje, przypłacając to lekkim nadniszczeniem buta, wydostałam się z tej pułapki. Już miałam biec ku wolności, gdy okazało się, że płotek graniczący z komisariatem policji, przez który jeszcze przed dwoma tygodniami uciekałam jest naprawiony! Nie było jednak czasu na dziwienie się, po mimo tego, że nie był już obalony, w pewnym fragmencie była pionowa szczelina, przez którą Alutka owszem przecisnęłaby się, gdyby była o jakieś 20 kg chudsza. Chociaż złe doświadczenie z furtką wciąż miała w pamięci, postanowiła się przeciskać. Zagrała va banque... i dzięki Bogu nie skończyło się to interwencją szkolnego konserwatora. Przecisnęła się jak szczur, tym samym tryumfując nad tym, który myślał, że taki płotek będzie dla mnie przeszkodą w ucieczce. Jaki był plan? Planu nie było. Byłam tak sparaliżowana strachem i konsekwencjami jakie mnie niewątpliwie czekają, że niemal robiłam w gacie. Zastanawiałam się czy nie wrócić, był jeszcze czas. Lecz strach przed oceną niedostateczna był silniejszy. Skądinąd dziwne, że strach przed tym, że na mur beton po takim numerze wyląduję na pogadance u pana Dreikopela, a może nawet gorzej, nie wygrał. Teraz, 3 godziny po(pierwsza część tego wpisu była pisana zaraz po ucieczce na ekranie dotykowym umiejscowionym przed biblioteką. Druga część natomiast tworzona jest w bibliotece na Pieczewie, właśnie w kilka godzin po), wiem, że wybrałam opcję najgorszą z możliwych. Jestem ciekawa, czy został już wykonany telefon do moich rodziców. Mam nadzieję, że nie. W tym miesiącu lepiej by było oszczędzić takich wrażeń moim rodzicom. Na weekend majowy bowiem szykuje się kilkudniowa wycieczka na Węgry i Austrię. Głupio byłoby zostać wtenczas w domu przez biologię. Chociaż z drugiej strony... Są dwa miejsca, pierwotnie jechać mam ja i moja mama, jeśli zostanę wykluczona, zapewne tata weźmie urlop i pojedzie z mamą, czyli... chata wolna:> Mimo wszystko wolałabym jednak trochę świata pozwiedzać. Zresztą nie tylko ta wycieczka może przepaść przez moje nieroztropne zachowanie. 26.04 w Olsztynie pojawić ma się zespół Raz Dwa Trzy, za którym ostatnio poczęłam przepadać. Bilet kupiłam, połowę własnego majątku tym samym przepuszczając i co... i będzie buba. Źle, źle zrobiłam, publicznie się kajam, ale nie da się tego już odkręcić. Przyznanie się do winy dzisiaj, z własnej woli, raczej nic nie da. Wywiadówka za tydzień, ale zawsze to lepiej niż bezpośredni telefon od wychowawcy. Bo na karteczce z ocenami wypisana jest jedynie ilość godzin opuszczonych, a nie konkretne daty. Zawsze to tak jakoś rodziców mniej w oczy kole. Ale niestety taki numer, jaki wywinęłam ja, raczej nie obejdzie się bez telefonu. Życie, życie...

 

Teraz jeszcze muszę się zebrać na UWM w ramach tych moich zajęć dodatkowych. Nieubłaganie zbliża się termin oddawania prac na konkurs w ramach tego kursu. Odnoszę jednak dziwne wrażenie, że udział w nim nie jest dobrowolny. Niby praca objętościowo ma zawierać ok 6 stron, ale gdy tak spojrzałam na listę tematów, w której co drugie słowo to była jakaś "derywacja" lub "kognitywny", to zwątpiłam w swoje siły. Cały dzień musiałabym spędzić na sprawdzaniu w słowniku czy mnie przypadkiem nie obrażają tymi kognitywami, a co dopiero rozwodzić się nad tym przez 6 stron. Niestety nie mam wyjścia, z 30 pozycji wybrałam "Wartościowanie w języku polityków". Nie jest to oczywiscie wybór ostateczny, spytam się jeszcze dr Krajewskiego o potencjalną bibliografie i wtedy ostatecznie zadecyduję... nie liczę na sukces...

 

O Boże ocal mój tyłek ten kolejny raz... 

 

Warto jeszcze dodać do całego tego wpisu, że moje obawy o własna skórę są tym większe, że spora część ostatniej godziny wychowawczej była poświęcona właśnie kazaniu na temat studenckiego trybu życia niektórych uczniów klasy 1a, skądinąd całkowicie niewskazanego. Obawiam się, że mowa była tam między innymi właśnie o mnie. I to właśnie przez takie bezmyślne osoby jak ja, w kwietniu nie odbędzie się wycieczka klasowa, która ponoć miała na ten czas przypadać, a jak tak dalej pójdzie nie odbędzie się w żadnym innym terminie. Co gorsza Dreikopel nie jest człowiekiem gołosłownym, jego poprzednia klasa, przez 3 lata nie wyjechała na żadną wycieczkę. Tak miedzy nami, to w gruncie rzeczy na żadnej wycieczce mi nie zależy, tym bardziej nie kieruję się dobrem klasy, ale jeden dzień wolny jak najbardziej by mi się przydał, dlatego chciałabym by jednak do takiego wyjazdu doszło...

11 kwietnia 2008   Komentarze (5)

Sztywny jak łańcuch w rowerze Alutki...

Mój rower jest wprost niezawodny w zawodzeniu. Nie mówię tu jednak o tym, że cudownie przemówił i zaczął zawodzić, lecz o tym, że za każdym razem, gdy po pewnym czasie chcę z niego skorzystać, on odmawia mi posłuszeństwa. Rzec by można, ot złośliwość rzeczy martwych, bunt maszyn. Można by, gdyby Alutka pewnego zimowego miesiąca nie wybrała się nim na wycieczkę, a później go nie schowała do garażu. Stał bidulek, styczeń, luty, aż ojciec dyrektor się zlitował, rower schował. Jednak było już za późno. W łańcuch wdarła się korozja... i po łańcuchu, obecnie jedyne co mogę z nim zrobić, to powiesić sobie na ścianie. Widzisz Alutka, twoje niedbalstwo, tylko i wyłącznie. I wiadomo jaki będzie dalszy ciag wydarzeń. Przeleci kwiecień, minie maj, nadejdzie czerwiec, a rower mój najdroższy nadal stać bedzie jak stoi. No trudno, trzeba bedzie posuszyć trochę głowę tacie...
07 kwietnia 2008   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi