Mój rower jest wprost niezawodny w zawodzeniu. Nie mówię tu jednak o tym, że cudownie przemówił i zaczął zawodzić, lecz o tym, że za każdym razem, gdy po pewnym czasie chcę z niego skorzystać, on odmawia mi posłuszeństwa. Rzec by można, ot złośliwość rzeczy martwych, bunt maszyn. Można by, gdyby Alutka pewnego zimowego miesiąca nie wybrała się nim na wycieczkę, a później go nie schowała do garażu. Stał bidulek, styczeń, luty, aż ojciec dyrektor się zlitował, rower schował. Jednak było już za późno. W łańcuch wdarła się korozja... i po łańcuchu, obecnie jedyne co mogę z nim zrobić, to powiesić sobie na ścianie. Widzisz Alutka, twoje niedbalstwo, tylko i wyłącznie. I wiadomo jaki będzie dalszy ciag wydarzeń. Przeleci kwiecień, minie maj, nadejdzie czerwiec, a rower mój najdroższy nadal stać bedzie jak stoi. No trudno, trzeba bedzie posuszyć trochę głowę tacie...