• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum luty 2007


To się porobiło...

Moje otoczenie jednak zawsze zadba o to, abym dziwić się nie przestała. Jako, że jestem w ostatniej klasie gimnazjum wypada mi być bierzmowanym. Fakt ten powszechnie znany i niezaskakujący. Byłoby jednak zbyt zwyczajnie, jak na moją egzystencje, gdyby nie pojawiło się jakieś "ale". Bierzmowanie owszem, za tydzień. Taka oto informacja zelektryzowała mnie, gdy przekroczyłam próg swojej klasy we wtorkowy poranek. Słowem, proboszcz Pluta zawsze niezawodny. Pomijając już, że nawet wstępnie nie zdążyłam rozejrzeć się za świadkiem, wymyślić sobie jakiegoś imienia(tak żeby rzeczywiście coś znaczyło, nie było wziete z kosmosu typu "Tacjanna" i również nie było z typu "Andżelika", "Jesica" etc.) to zostaje kwestia mojej spowiedzi. Ratunku, ja nie potrafię! Za szybko! Sprawą podstawową jest to, że nie żałuję wszystkich swoich grzechów, że być może istnieje we mnie jakaś chęć poprawy, wiem, że stan w jakim się teraz znajduję wpływa na mnie destrukcyjnie, ale co z tego, gdy ja wiem, że będę grzeszyć dalej, że przykładowo plany na dzień jutrzejszy już przewidują jakieś przyjemne grzeszki? Więc Alutka może w ogóle do bierzmowania przystępować nie powinnaś?! Uhm, wybaczcie, ale nie chcę jakiś nieplanowanych zawałów wśród starszyzny rodziny. Ogólnie wygodniej jest mi jak jest, tyle, że spowiedź...rany co ja zrobię z tym fantem? Ten proboszcz jest nawiedzony! Co gorsza na rekolakcjach każdego czekają tzw. "rozmowy indywidualne"...Wam, siedzacym w ciepłych fotelach, nie znającym szanownego kapłana, nie dane jest znać znaczenia słowa w apostrofie. Oj nie. Wy którzy nigdy nie jeździliście z nim na obozy i nie przeskrobaliście u niego nic, jak błoga jest wasza niewiedza! Ja niestety miałam tę przyjemność, na dwie rozmowy dwa razy miałam łzy w oczach. No fakt, ja rozpłakiwuję się łatwo, ale akurat w tym wypadku nie jestem odosobniona. Oj poleja się łzy...No właśnie od jakiegoś czasu on mnie obserwuje, widzi, że nie chodzę do komunii...weźmie mnie na świecznik...I dobrze, jeśli tylko w taki ostry sposób można mi pomóc to ja nie mam nic przeciwko...Tak, pocieszaj się Alutka pocieszaj, nie dość, że się poryczysz, to jeszcze Cie do bierzmowania nie dopuści. Ajjjjjjj mamy problem! Co ja mam zrobić, kruca, co ja mam zrobić?! Jestem spanikowana do granic możliwości, uwierzcie mi, rozmowa z owym kapłanem to jedna z ostatnich rzeczy, na które można mieć ochotę...Czy ktoś chce zostać moim świadkiem?

28 lutego 2007   Dodaj komentarz

Jak Alutka odkrywa samowystarczalność......

Jestem trochę zła i sfrustrowana. Byłam na "betonówce". To miejsce niestety niedługo zmieni nazwę na "blokowisko". Wycinają drzewa, a w ich miejsce sadzą betonowe dęby. Jestem zła na was ludzie! Po co się tak rozmnarzacie?! Niedługo miejsca zabraknie... Może to ostatnia wiosna, ostatnie lato, gdy kwitnie tam jeszcze trawa. Czy to miejsce na prawdę nie zdąży kojarzyć mi się z niczym innym niż z Grzegorzem? Nie podoba mi się to, jak bardzo mi się to nie podoba! Tak bardzo mi się to nie podoba, jak to, że dzisiaj jest poniedziałek, że jest zimno, pochmurno, a białe ścierwo znów wszystko pokryło. Tak, nie wyspałam się i mogę w każdej chwili zacząć biadolić, jak mi jest źle, dlatego ludzie o słabych nerwach proszeni są o zaprzestanie dalszej lektury. Jest mi źle, bo pomimo tego, że w domu mam 3 mężczyzn żaden nawet palcem nie kiwnie żeby napompować koła w moim rowerze. Jest mi tak bardzo źle, bo nie ma kto wziąść moich dłoni i ogrzać ich swymi. Tak bardzo źle, bo jutro znów pójdę do szkoły, znów ujrzę napawające mnie złym humorem facjaty osób z nią związanych. I wymieniać bym mogła w nieskończoność, bo to niezwykle łatwe, wszystko krytykować. Być wiecznie niezadowolonym i czekać aż ktoś poda mi rekę, a później go ofukać. Muszę zmienić podejście do życia. Pozbyć się postawy roszczeniowej. Przyjąć, że tak na prawdę nie należy mi się nic i cieszyć się każdym promieniem słońca z zamglonego nieba. Alutka znowu świruje:P Ale skoro juz tak pieknie poetycko zaczęła, to i czemu by tak skończyć nie miała? Powiem wam co mnie cieszy. Cieszy mnie , że jutro mam zajęcia z basu, jeszcze bardziej mnie cieszy, że prawdopodobnie spotkam Bartka, bedę niesłychanie szczęśliwa, gdy do mnie zagada. Pewnie o koncercie kwietniowym. Uła, no właśnie, kompletnie o tym zapomniałam, trzeba by opracować jakis materiał...To się porobiło, no nic, ewentualnie wystapie jedynie w roli widza, byleby go spotkać o jeden raz więcej ;) Cieszę się, że pewien osobnik do mnie zagaduje, pewien znany wam osobnik, pewien osobnik czytający w chwilach chyba kompletnej nudy tego bloga, ciekawe czy osobnik wie, że o niego chodzi :P. Dalej, cieszę się, że za tydzień jadę na trzydniowe rekolekcje. Nie to żebym liczyła na jakąś specjalną duchową odnowę, bo jak już wspomniałam najpierw mnie trzeba potraktować jakimś solidnym egzorcyzmem, ale cieszę się mimo wszystko, mimo , że tak często złorzeczę na tych ancymonów z mojej klasy, cieszę się, że spędzę z nimi trochę więcej czasu, wolnego czasu! hmm...co tam jeszcze. Cieszę się, że po raz pierwszy od hmm...nazwijmy to długim okresem czasu, odrobię pracę domową z matematyki...Wiecie co? Humor mi się poprawił, phi ja nie wiedziałam, że tak hop siup mogę...to takam ja samowystarczalna? Ejjjj, ale żem sobie dobry humorek wyprodukowała!

26 lutego 2007   Dodaj komentarz

Powódź...

O proszę, jak łatwo mnie do płaczu można doprowadzić. Wystarczy 15 minut, rozmowa o wierze i druga rozmowa, w której dyskutant uświadamia mi, że nie jestem wyjatkowa. Alutka ryczy obecnie przed monitorem, jest sama i dzisiaj nie była adresatem żadnego męskiego uśmiechu. Nasza pusta bohaterka, znów przeżywa załamanie. Spoglądam na wszystkie moje poprzednie wpisy. Bzdury, bzdury, bzdury, zupełnie jakbym chciała chwalić się przed wami swoją głupotą, jakbym się szczyciła swoją próżnością. Ja najwyraźniej nie mam w życiu żadnego celu. Szukam ciągle miłości. To mnie niszczy. Ale ja tak potwornie boję się swojej samotności, gotowa jestem się sparzyć 1000krotnie by ją w końcu znaleźć...Tu nie chodzi o miłość, egoiści nie znają tego uczucia, tu chodzi o samotność, gdy kołdra przestaje mi odpowiadać, że mnie kocha, gdy wiem, że nikt mnie nie chce słuchać, a w koło mnie panuje przeraźliwa cisza, mimo ,że telewizor ryczy...boję się...oj dzisiejsze załamanie będzie trwało dłużej...Chociaż...hmm...juz mi się odechciało...Porozmawiajmy o pogodzie....Nieeeee, ja nie chce rozmawiać o pogodzie, ja chce ryczeć, chcę zwrócić czyjaś uwagę....żeby znów mi powiedział, że jestem wyjątkowa, dojrzała, mądra.........czekam na kolejnego Grzegorza, jesteśmy siebie warci...on przynajmniej potrafił mnie przytulić, wy potraficie tylko mówić....a ja lubię być oszukiwana...nie chce znowu myśleć, dokąd zmierzam, bo zmierzam do nikąd...Jestem trochę zła, bo w koło mnie pojawiają się ludzie, którzy chcą mi pomóc, ja chyba nie chce tej pomocy...Nie wyciągajcie do mnie reki, bo jestem wyjątkowo niewdzięcznym człowiekiem, pluję wam pod nogi, krzywię szyderczy uśmiech...Chciałabym wsiąść do pociągu, odjechać...gdzie? Do nikąd...

22 lutego 2007   Komentarze (2)

Jak napiszę żeby nie czytać, to oczywiście...

(Ta notka jest wymuszona, znaczy się nie mam co robić, to nieumiejętnie próbuję skleić jakieś pojedyńcze wersy moich myśli, właściwie nie zachęcam do czytania, może ją nawet wykasuję)

O, już wróciła. Co się takiego stało, panno Alicjo? Widzicie, jedna zła decyzja może zaważyć na przebiegu reszty całego dnia i dnia następnego. Poszłam na "Rysia", KOSZMAR! Rozporkowe poczucie humoru i właściwie brak fabuły. Żart, kiedy to Zofia Merle(filmowa bodajże "p. Wafel") zaczyna rozmowę ze swoim kolegą na temat wibratorów (przy czym wymachuje nim) jest tak obrzydliwy i niepotrzebny, że na prawdę ledwo w fotelu wysiedziałam, a scena trwała dobre hmm...10 minut? Druga sprawa to właśnie nazwiska bohaterów, ludzie! Myślałam, że naśmiewanie się z nazwisk, to jest poczucie humoru, które reprezentują przedszkolaki. Bleee ogólnie jakiś brzydki ten film. I niestety tej brzydoty wybaczyć się nie da, jest ona zupełnie niepotrzebna, gdyż nawet nie śmieszy. Aktorzy też szpetni. Nie, ja nie mówię, że jak ktoś już swoje lata ma, to filmach nie powinien grać, ale trochę rozsądku. Pan Tym, wylansował sobie Ryszarda O. jako takiego wyzwolonego starca, co to problemów z prostatą nie ma i może sobie pozwolić na to żeby w biurze sekretarka o jego sprawność zadbała. Żenujące moi drodzy, podobnego rozczarowania już dawno nie przeżyłam. I ta oto decyzja, żeby pójść na ten film, odbiła się właśnie na moim dzisiejszym humorze. Na spacer nie poszłam, wróciłam z tego filmu w okolicach godziny 21:00 i nie wiedziałam co z sobą zrobić. A, że zwykle w takich sytuacjach włączam telewizor, nie czyniłam wyjątków i tym razem. W końcu , o godzinie 21:45 na TVN zaczął się film, tytułu nie pamiętam. W każdym bądź razie traktował on o upośledzonym umysłowo mężczyźnie, który został ojcem, co więcej zostawionym przez matkę owego dziecka. Nikt nie zwracał na to uwagi, lecz pewnego dnia, główny bohater zostaje zatrzymany na komendzie, a prokuratura poczyna interesować się jego dzieckiem. Jak się można domyślić, dziecko zostaje zakonfiskowane i w dalszym ciągu filmu mamy do czynienia z pytaniem, czy rzeczywiście ojciec, ojcem być powinien. Film z typu "do przemyślenia". Właściwie po co ja o tym piszę. Rany, nawet mi słońce nie pomaga. Widzicie, bo są dwa czynniki decydujące o tym czy panna Alicja K. jest szczęśliwa. Czynnik snu i czynnik słońca. Tylko te dwie, połączone ze sobą rzeczy potrafią sprawić, że funkcjonuje na pełnych obrotach....I jeszcze mężczyźni, ale ten czynnik może funkcjonować zupełnie osobno:P Jak już pisałam , dzisiaj zaszwankował czynnik snu. Poszłam spać o godzinie 0:23. Nie wiem, kiedy zasnęłam, wiem, że obudziłam się 5 godzin później i zasnąć nie mogłam. W rezultacie przez trzy godziny przewracałam się z boku na bok. Fatalnie...Ah zasnąć w ramionach jakiegoś mężczyzny, szczyt szczęścia...

18 lutego 2007   Komentarze (1)

Nie Basia, tylko Ketoprom...

Ależ drodzy panowie, ja nie śmiem negować tego, że jesteście lepszymi kucharzami od nas kobiet, ale sami przyznajcie, raczej nie marzy wam się kariera "przy garach" i miło jest wracając z pracy zjeść coś ciepłego, a zakładając, że nie wszyscy jesteśmy posiadaczami większej fortuny, codzienne chadzanie do restauracyj może nam troche nadpsuć budżet. Tak, tu mogę znów popaść w samozachwyt, gdyż napisałam zdanie na trzy linijki:P Nie wiem co pisać dalej. Muszę się opanować, żeby nie pisać o randkowych przygodach i przemyślenia, a już mi się uzbierał materiał na dwie obszerne notki. Dobrze, w ramach terapii opowiem wam co robiłam wczoraj. Wczoraj, gdzieś tak w okolicach godziny 15, kiedy to słońce cudownie świeciło i wiatr lekko poruszał liściami moich ogródkowych wierzb, coś mi odbiło. Prawdopodobnie nuda, a może potrzeba rozmowy z drugim człowiekiem. Nie, wiem, już sobie przypomniałam. Z racji tego, że za oknem panowała taka wyśmienita pogoda, postanowiłam wybrać się na rower. Istniał jednak pewien problem, w rowerowych kołach powietrza był brak. I nie była to żadna nowostka(hmm, jest takie słowo?), bo już od stycznia odnotowywany był deficyt w tej dziedzinie, ale mimo wszystko jeździłam. Tym razem jednak serca nie miałam żeby sobie tak niszczyć koła i najzwyczajniej w świecie, wysłałam do zupełnie przypadkowych osób (no, dobrze, nie znowu takich przypadkowych. Była to grupa mężczyzn, zamieszkałych w Olsztynie w wieku od 17-20 lat) pytanie na gg o dosłownym brzmieniu "napompujesz mi koła w rowerze?". Niestety muszę powiedzieć, że w tym oto społeczeństwie panuje znieczulica. Na kilkanaście osób odpowiedziały tylko trzy, przy czym nie posiadali oni pompki. No cóż, podziękowałam za trud odpowiedzi i wpadłam na kolejny pomysł, tym razem kierowana chęcią rozmowy. Postanowiłam złowić kogoś na moje niewybredne poczucie humoru i tym razem wystosowałam taki tekst "dzień dobry, boli mnie dziąsło". O dziwo, ten tekst nie okazał się być hitem i nikt na niego nie odpowiedział. Mi jednak rozmowy wciąż było brak i dalej szukałam kogoś z kim mogłabym porozmawiać. Żeby nie było rozczarowań, postanowiłam walnąć prosto z mostu, czyli powiedzieć "dzień dobry, jestem wariatką". No i na ten tekst zareagowała juz większa liczba osób, międzyinnymi niejaki Michał, lat 17, z którym to w porywie szaleństwa umówiłam się na spacer. Biedaczyna, nie wiedział chyba na co się porywa :P Przez bite dwie godziny, opowiadałam mu o wszystkich studenckich historiach, jakie w życiu przeżyłam. Szczerze wam powiem, że sama nie wiedziałam, że taki oratorski talent we mnie drzemie żeby przez tyle czasu trajkotać jak jakaś pani ze straganu. Mi się jednak podobało, po pierwsze, że nie musiałam spacerować sama, po drugie, że odkryłam w sobie taki talent karsomówczy. W rezultacie umówiliśmy się też i na dzisiaj, ale wszystko wskazuje na to, że tego wieczora, w końcu pójdę na "Rysia". Czyli nici. Ogólnie muszę stwierdzić, że ostatnimi czasy dostrzegam ,jakobym nie posiadała żadnych kompleksów. Tak, tak moi drodzy ze skrajności w skrajnośc. Dochodzę wręcz do wniosku, że przez całe życie udawałam, że mam kompleksy, bo to jest lepiej postrzegane, bo ludzie są zawistni, bo nie lubią, gdy ktoś jest bardziej szczęśliwy od nich. Ah dzisiaj jestem szczęśliwa wybitnie. Słońce prima sorta, dzięki tym spacerom łatwiej zasypiam, nie mam podkrążonych oczu, dodatkowo dzisiaj z rana budzę się, spoglądam na komórkę, a tam wiadomość. Treści nie za bardzo zrozumiałam, ale ważne od kogo była :P.Żyć nie umierać. I chyba w tej całej swojej szczęśliwości najzwyczajniej nie chce mi się pisać tego bloga, bo przecież świat jest zbyt ciekawy, by marnować go przed monitorem. Nie bójcie się , Alutka do was wróci;) Widzieliście kiedyś żeby ona ziała takim optymizmem dłużej niż tydzień?

17 lutego 2007   Dodaj komentarz

Wszystkie psy we wsi po(w)zdychają...

No tak, to fakt, nikt tak mnie zaskoczyć w stanie nie jest. Przed chwilą zasiadłam przed tym oto monitorem, w biurze taty i myślę sobie co by tu posłuchać, żeby nam notka ładna i składna wyszła. Może jakiegoś Duke'a Ellingtona, czy cuś, odwracam głowę w stronę kolekcji, juz wyciągam rękę po jedną z płyt, gdy mój wzrok przyciąga pstrokate opakowanie leżące z boku. Biorę to do ręki i co się okazuje? "Eska crazy hits". No dajcież wy spokój, mój ojciec, który zawsze w pośpiechu przełącza tę rozgłośnię na "3 Program Polskiego Radia" w swoich zbiorach ma coś takiego! Proszę, proszę, jak mało o sobie wiemy. Aż się trochę zniesmaczyłam, a może tatuś szykuje jakąś imprezkę?:P Dobrze, ale zostawmy już ten temat, bo dzisiaj miałam wam obwieścić co innego. Byłam na spacerze. Wczoraj z rana, z wieczora i dzisiaj z rana, i pójdę wieczorem, o ile po tych wszystkich pączkach uda mi się wytoczyć z domu. Sama. Dało mi to do myślenia. Grzegorz nie chce ze mną spędzać czasu, jestem mu potrzebna tylko wtedy, gdy uhhhhh....nie napiszę tego. Domyślacie się. I nie wiem, czy on naprawdę jest takim egoistą i z tego sprawy sobie nie zdaje, czy też świadomie bawi się mną. Po raz kolejny stwierdzam, nie będę z nim, tym jednak razem czynię to świadomie. Świat się nie zawali, gdy trochę poczekam na kogoś kto mnie pokocha i dodajmy, kogo ja pokocham, bo w stosunku do niego czułam chyba jedynie hmm..fascynacje, znaczy się imponował mi, ale o tym już pisałam. Nie wiem, czy tylko środowisko studenckie(a przynajmniej jego skromna część) jest tak zepsute, czy też wszyscy mężczyźni są tak zepsuci, wiem, że w obecnym wieku jestem idealistką, ale nie chcę tego zmieniać. Nie znaczę w tym świecie więcej od żadnego z was, moi drodzy czytelnicy, prawda jest taka, że wszyscy jesteśm sobie równi. Świat się nie zawali, gdy zrezygnuję z potomstwa, bo nie znajdę nikogo odpowiedzialnego, potrafiącego zapewnić mu byt. Uuuuuuuu Alutka, co ty taka poważna? Cicho, się nie odzywaj, ja teraz mówię. No i mię wytrąciło. Ogólnie to chciałam powiedzieć, że oto nadszedł w moim życiu czas zmian. Może brzmi groźnie, ale te spacery pomogły mi dotlenić trochę mój mózg i zobaczyłam w jak wielkim bagnie siedzę. Jaki brud w koło mnie, ale do spowiedzi nie pójdę.-A właśnie, że pójdziesz:P. Bierzmowanie moja droga, tak tak, nie ma ucieczki. Hmm...no tak, tutaj mamy zagwostkę, czy w ogóle zostane dopuszczona, pomijając fakt, że u tej spowiedzi nie byłam już przez jakieś 3 lata, to nie mam pozaliczanych jeszcze wszystkich modlitw i znajomości katechizmu, a proboszcz jest piła i nie byłabym taka pewna czy mnie dopuści. Oj będzie problem...Ależ ja mam talent do schodzenia z tematu. CHodzi o to moi drodzy, że postanawiam zaprzestać bycia pustą blondynką, stąd też zarzekam się iż nie będę już pisać o studentach i im podobnych stworzeniach, którymi to bez reszty mam głowę zawaloną. Słowem, robimy porządki. Nie, może inaczej, wiadomo, że nie ma co tak drastycznie podchodzić:P Powiedzmy, że o mężczyznach i mojej sferze uczuciowej będę pisać co 15 dni od teraz. Czyli nastepna notka, w której pojawi się moje użalanie nad urodzajem mężczyzn będzie 2 lutego. Odetchnijcie więc z ulgą, że w końcu pojawią się jakieś nowe tematy. Mówiłam wam już, że zamykam znajomość z Grzegorzem? W kazdym bądź razie powtórzę to jeszcze raz. To znaczy, nie zniżę się do jego zachowań, że nagle ni stąd ni z owąd zamilknę, ale powoli, po prostu będę wychodzić zza maski pokornej gimnazjalistki( mały oksymoronik nam się tu wcisnął:P), będę manifestować, co mi się nie podoba w naszym układzie, a wtedy Grzesiu pewnie sam wyjdzie z inicjatywą, że nie powinniśmy być razem. A i muszę się wam pochwalić, ale czy jest tu się czym chwalić? Ostatecznie zerwałam z obsesją na punkcie Aleksandra. Wykasowałam jego numer GG:P. To mały krok dla człowieka, a wielki krok dla ludzkości:P Ogólnie jednak chciałam napisać, że kończę ze studentami, tak, moi drodzy, świat się kończy, wszystkie psy we wsi pozdychały (jak zwykła mawiać moja świętej pamięci prababka), ale niestety wiem już, że moje latanie za nimi nie ma sensu. Oczywiście, nie okiełznam swojej natury i nadal będę się ślinić na ich widok, ale skończyłam już z tymi mrzonkami, "że może kiedyś miedzy nimi, a mną coś". Żeby jednak nie było tak zupełnie normalnie, nadal będę latać, lecz tym razem za licealistami. Do rówieśników jakoś ciągle przekonać się nie mogę. Zauważam, że w wieku licealnym wielu młodych mężczyzn(którzy nie zwykli przesiadywać na ławce przed blokiem) przeżywa taką swoistą epokę romantyzmu. Tak przynajmniej było w wypadku mojego brata, z tym, że to już ho ho jakieś 6 lat wstecz miało miejsce. Jednak z dzisiejszą młodzieżą myślę nie jest tak źle, na pewno znajdę jakiegoś domorosłego Mickiewicza, który w czasie wiosny zabierać mnie będzie na łąke, gdzie pod lipa(czy na łące rosną lipy?:P) czytać mi będzie swoje poezje. Widzicie, bo Alutka niestety jest zwykłą kobietą, wydawało jej się, że potrafi się wyzbyć tych wszystkich dziwnych kobiecych zachowań, ale ona ciągle jest i będzie niepoprawną romantyczką. Będzie oglądać łzawe melodramaty i ronić łzy, gdy główny bohater rzekłszy do swej ukochanej "zawsze będe Cię kochać" zdechnie. Ona jest kobietą...Rany, gratuluję wszystkim tym, którzy dotrą do końca tej notki, bo chyba jej jeszcze nie chcę kończyć:P A może już? Podsumowując podsumowania brak...hmm...ciekawe co, by na to powiedziała moja polonistka...

Aaaa przypomniałam sobie o czym to właściwie chciałam napisać. Chciałam napisać, że nie potrafię gotować i czuję się przez to wybrakowaną kobietą. Wiem, że jeszcze mam czas żeby się nauczyć, ale sądząc po moich doczesnych próbach "gotowania" nie będzie to sztuka łatwa do opanowania. I gdzie ja znajdę męża???

15 lutego 2007   Komentarze (2)

kolejna obsesyjka małej paranoiczki...

Ludzie nie lubią długich notek. Ludzie lubią krótko,ale dosadnie, skromnie, lecz zabawnie. Nie potrafię tak, pławię się w swoich długich wywodach i podbijam statystyki czytając swoje wypociny po kilka razy. To się nazywa narcyzm. Staję natomiast przed podstawowym pytaniem, jakie zadaje nam nasza egzystencja. Na śniadanie płatki, czy kanapki? (Mnie też czasami moje żarty żenują:P) The real question is: mieć czy być? Mieć pełno osób komentujących tego bloga, czy dalej pisać nad wyraz długie i nudne opisy moich monotematycznych dylematów...Eeee wolę pisać, w końcu za jakieś ho ho 20 lat, będzie to podstawowe źródło opisujące historię mojej choroby psychicznej. Siedzę sobie obecnie (hmm, cóż za wyszukane stwierdzenie, raczej nie zwykłam stać przebywając przy komputerze) i słucham Franka Sinatry "Killing Me Softly" nie wiem już , który raz,ale ten głos jest boski! Teraz już nie ma takich głosów, są szybkie, głośne, piskliwe...Znowu plotę trzy po trzy, jasne , że są...Alutka weź pierwszą lepszą płytę z jazzowej kolekcji twojego taty...Chyba odczuwam w sobie jakiś pierwiastek szczęścia. Grzegorz napisał mi smsa. Byłam na spacerze. Może się dzisiaj spotkamy. Postanowiłam wyłączyć swój umysł, wszelkie podejrzenia, zaufać. Takie zabawy się źle kończą:P Wiecie, gdzie może tkwić to całe moje przywiązanie do niego? Kiedyś, juz jakiś czas temu, 6-7 lat temu byłam w Gdańsku u cioci na wakacjach. Niemal codziennie chodziłam na starówkę. Był tam jeden stragan, jakaś stara cyganka, a może młoda polka z małpą na ramieniu, a może papugą, udzielała wróżb. Znaczy się, to za dużo powiedziane ;) Miała taki wiklinowy kosz, a tam pełno karteczek, gdy się jej tam bodajże dało 2 złote, ta papuga, czy tam małpka wyciągała z tego kosza jedną karteczkę. To nic, że pewnie na wszystkich było napisane to samo, że wszystkie wróżyły zycie długie i szczęśliwe, mała Alutka, jeszcze głupsza niż teraz (czy można to sobie wyobrazić?) dostała karteczkę, na której pisało, że będzie żyła oczywiście długo i dostatnie, ale też będzie miała trójkę dzieci i męża co się zowieć będzie Grzegorz. To nic, żę po ziemii chodzą miliony Grzegorzy, to nic, że Ala rzuciła w niepamięć to zdarzenie już dawno temu (zwłaszcza, że w międzyczasie zdążyła się też zakochać i odkochać w dwóch innych Grzegorzach:P), mimo wszystko ta wróżba może się czaić gdzieś w zakątku jej umysłu i destrukcyjnie działać na jej dalsze życie. Tak z innej beczki, to powiem wam, że z panną Alicją K. to lepiej się nie zadawać, bo ona ma skłonności do popadania w obsesję na punkcie danej osoby. Tak na przykład, wczoraj wyśledziła w internecie gdzie Grzegorz mieszka, jak ma na nazwisko i wiele innych takich pikantnych szczególików,oczywiscie , że łatwiej byłoby się spytać samego Grzesia, ale Alutka żyje w świecie intryg i tak sama z siebie zapytać nie potrafi, bo i na co jej by to było wiedzieć? Tak więc bójcie się, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy dowiem się, gdzie mieszkacie, z kim śpicie i co jecie na śniadanie. I see you!

14 lutego 2007   Komentarze (1)

Najlepsze na kaca jest powietrze z pompki...

Powiedz mi droga panno, jak się czujesz z tym, że Twoje ciało jest tak ogólnodostępne? Że byle Grzegorz, kpiąc z Ciebie ma do niego prawo? Jak to jest? Dlaczego tak bardzo obniżyłaś loty? Czy tak wiele jesteś w stanie dać za to fałszywe poczucie bycia kochanym? Za dużo znaków zapytania, za mało wykrzykników...Widzisz to się nazywa moralny kacyk. Przecież już raz mówiłaś, że nie chcesz łamać swoich zasad, a teraz je najzwyczajniej naginasz...Nikt o Ciebie nie zadba jeśli nie ty sama, ale o tym doskonale wiesz. Jutro pewnie wręczy mi jakieś czerwone g**** wyobrażając sobie, że ja uznam to za wielki symbol jego miłości i znów zacznie się do mnie dobierać. Ale nie, proszę pana, liberum veto! Miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty, miłość to wieczność. I straszliwie mnie boli, gdy zaczynasz mówić "kiedyś, gdy będziesz miała innego partnera...". Przecież to jest kpina! Mówisz mi prosto w oczy, że ten związek nie przetrwa, a jednocześnie twierdzisz, że mnie kochasz. To jakaś farsa. Przecież miłość to wieczność. Poza tym partnera, to można mieć do biznesu, nie cierpię tej medialnej nowomowy. Jeśli jeszcze raz mnie położysz swoją łapę, tam, gdzie nie powinieneś, po prostu wyjdę. Chyba wiele nie stracę...Wolę wierzyć w bajki niż żyć jak w amerykańskiej komedii, gdzie nikt nikogo nie zna, a wszyscy lądują w jednym łóżku. Do diabła z sentymentami. 

Ciekawe, czy w ogóle się odezwie.. Tylko, gdzie ja znajdę męża, kiedy zdążę urodzić 7 dzieci? Wiesz Alutka, będąc z Grzegorzem tych dzieci mieć na pewno nie będziesz, to nie ten typ faceta. Ale ty śmieszna jesteś...

13 lutego 2007   Komentarze (2)

Wszyscy mają bloga, mam i ja...

I w sumie mi się to nie podoba. Blogi, kiedyś były miejscem użalania się nastolatek. Roiło się od mrocznych stron z wierszami o nieszczęścia pełnej ludzkiej egzystencji, bądź też takich różowych, gdzie z kolei roiło się od głupot. A teraz? Teraz moi drodzy za pisanie biorą się politycy, dziennikarz,"artyści". Niewątpliwie blog to bezpłatna reklama danej osobistości, lecz nie za bardzo mogę się przekonać do tej formy. Zresztą intryguje mnie inna sprawa, jak panowie politycy w natłoku swych zajęć znajdują czas na te blogowe zapiski? Nawet ja czasami mam go za mało...Nie podoba mi się to, że bloga może mieć kazdy i w kazdej ilości. Rządam wprowadzenia jakichś sankcji. Spotkamy się w Strasburgu! Czuję się taka pospolita...ale dobra, coś mi nie idzie ten temat...w każdym bądź razie przeglądając blogi osób z pierwszych stron gazet, trafiłam na blog p. Biedronia. Rzekomo ukończył on politologię na UWM i nie wiem czy mam to traktować jako dobry znak. Zastanawia mnie natomist, już od dłuższego czasu, czy pan Biedroń jest gejem. Oczywiście, mogłabym to sprawdzić wpisując imię i nazwisko naszego bohatera w pierwszej lepszej przeglądarce (przy czym pierwsze 5 wyników to pewnie by były strony pornograficzne), ale wolę zostawić sobie tą nutkę niepewności. Pan Biedroń, choć nie jest jakimś super przystojnym mężczyzną, ma w sobie coś co mię pociaga. Ale to tylko takie moje niedorzeczne dywagacje, tak samo jak to, że pociąga mnie Roman Giertych ( i nie jest to niestety nawet moje niewybredne poczucie humoru), a także minister Ziobro. No, to na tyle jesli chodzi o moje dewiacje. I o czym by tu napisać. Coś czuję, że ta nadprodukcja notek nie służy ich jakości, ale ostatnimi czasy taka się wylewna zrobiłam, że mogłabym stanowić zagrożenie dla środowiska, gdybym tutaj z wami sobie nie gawędziła. A wylewna jestem, bo znów mam tą cudowną możliwość bycia oszukiwaną przez Grzegorza. Wczoraj, po tygodniowym milczeniu, najzwyczajniej w świecie przysłał mi smsa, w którym to pytał czy mam czas się spotkać. Postanowiłam udawać oziebłą :P Lakonicznie odpisałam "Mam" on spytał się o której, a ja znowu twardo "16:30 pod H&B" (gdy na zegarze była 16:03), lecz ostatecznie padło na 16:45. Szybciutko się zwinęłam, krzywo maznęłam się różem do policzków (w rezultacie wyglądałam chyba trochę jak bułgarska prostytutka) wylałam na siebie znaczną część perfum i najzwyczajniej w świecie wyszłam (no dobra, wybiegłam) z domu, mówiąc rodzicom, że idę na spacer. Przypomnę jedynie, że za oknem było jakieś -8 stopni. Postanowiłam iść betonówką, mimo, że droga była dłuższa. Jakaś taka ostatnio się sentymentalna zrobiłam. Dodam, nieodśnieżoną betonówką, w butach na obcasie. Co więcej, w pewnej chwili postanowiłam biec, nieośnieżoną drogą, w butach na obcasie. Drodzy mężczyźni, doceńcie to czasami ;) Kilka razy mało co bym się nie zabiła, bo fragmentami owa droga była oblodzona (takie swoiste reggae na lodzie:P),ale w końcu zobaczyłam jego (rodziców) samochód. Zrobiłam kilka kroków i nie wiadomo jak znalazłam się znów w środku, znów widząc go i czujac jego zapach (a może on używa feromonów?). Beszczelnie spytał się czy go pocałuję, tak poprostu, jakby nic się nie stało, jakbym była jego własnością i powinnam to zrobić, oh beszczelnie mi się to podobało, ale jak już wspomniałam postanowiłam udawać obrażoną. No mysiu-pysiu co mi tym razem wciśniesz żeby wyjasnić to milczenie? Ah zapracowany byłeś? I nawet wolnej minuty nie miałeś by mi odpisać. Ah komórka Ci padła? Boże mój drogi, jaki Ty pechowy jesteś. Wszystko przeciwko Tobie, widzę taki swoisty bunt maszyn...Wkurza mnie, to jak nic mnie wkurza, że uważasz, że w to uwierzę! Mniej by już mnie wkurzyło gdybyś powiedział, prawdę, że nie udało Ci się z jakąś panią, bądź też zirytował Cię sms ode mnie, PRAWDĘ! A tak muszę wierzyć, że jesteś jakimś fajtłapą, który nie przewiduje, że może mu się komórka rozładować, no dajcież wy spokój. Myślałam, że wymyśli cos lepszego, że chociaż bedę się mogła pośmiać, a tu taka zwykła spodziewana wymówka. Widział, że nie wierzę w to co mówi i chyba nawet nie starał się uwiarygadniać swych słów, lecz zaczął wpatrywać się w moje oczy, wymówił moje imię, dotknął mojej twarzy. Wiadomo, że Alutka już miała miękkie kolana,ale stop! Jak Alutka jest oziębła, to ma gdzieś te fizi mizi. Odwróciłam się hihi! Ależ mi się to spodobało, biedny Grzesiu nie liczył się z tym, że Ala przez ten czas zhardziała!(znaczy się zrobiła się twarda:P). Nie będzie mi tu byle Burek ogona wąhał! A co! Ileż to musiał się naprosić żebym znowu go pocałowała, ale w końcu to zrobiłam. Mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm ja chcę jeszcze raz!!! Hihihi już wiem dlaczego, gdy mój brat pożycza od mamy samochód siedzenia są zawsze odsunięte:P:P:P:P Aż chciałoby się zanucić piosenkę "Czerwone korale" Brathanków

"Potem mnie na wycieczkę wziął
I na wycieczce tej
Mą bieluźką bluzkę zmiął
Wszyscy mi zazdrościli tam
Gdy wróciłam i gdy
W pomiętej bluzeczce szłam"

Ale to mnie właśnie nurtuje, że gdy się spotykamy to nie robimy nic innego jak,jak, jak to nazwać? Nie robimy nic innego, jak? Hmm...nazwijmy to obściskiwaniem. Zadałam mu nawet wczoraj takie pytanie, na co odparł, że chce się mna nacieszyć. Uhm, nacieszyć, a później zostawić...pal sześć i tak kocham jak mnie całujesz. Inna zabawna sprawa, gdy tak sobie w tym samochodzie, w ciemnym lesie siedzieliśmy, jego ręka ciągle wędrowała między moje uda (oj Alutka, ty to jesteś bezwstydna żeby tak o tym pisać), mimo tego, że ciągle ta rękę przekierowywałam gdzie indziej. I tak oto w pewnym momencie, Grzesiu szepce do mnie cyz nie jest mi za zimno w takich spodniach. I tu burak:P Na śmierć zapomniałam, wybiegając w pośpiechu na to spotkanie, że te oto spodnie są przetarte na udach, ale wtopa, sądząc po jego minie, jemu się to raczej podobało...No, ale dobrze, jak widzicie zagalopowałam się w swym opowiadaniu z lekka, tak jak i zachowaniu. Na szczęście zadzwoniła mama, że w samochodzie muzyka grała i nie słychać było wiatru, musiałam  wyjść i w środku lasu mówić, że już wracam, "już jestem na Wilczyńskiego":P. I tak dobrze, że był zasięg. Grzegorz zrozumiał rangę tego telefonu, i szybciutko odwiózł mnie niemalaże pod sam dom, dał szybkiego buziaka i odjechał. A ja jak zwykle byłam po takich spotkaniach pijana...

12 lutego 2007   Komentarze (1)

Kolejny mrożący krew w żyłach zwrot akcji......

Ale ze mnie wariatka, znowu się odezwał. Spotkanie 16:45. Tylko co ja powiem rodzicom?

11 lutego 2007   Dodaj komentarz

To jest tytuł niezwykle ciekawy...

Sobota:

Ta, no to mamy ferie. I nie mamy co robić...Dlatego piszę kolejną notkę, jeśli nigdzie nie odważę się wyjechać, zapewne skatuje was moimi blogowymi przemyśleniami, ale zawsze jest nadzieja, że uda mi się oderwać od tego pudła...nadzieja matką głupich...czyli sierotą nie jestem. Dzisiaj kolejny cykl narzekań, chociaż...no nie wiem, w sumie byłam dzisiaj nawet szczęśliwa...słońce, nie macie pojęcia, jak jestem od niego zależna, zupełnie jak roślina, dzięki Bogu takowe się dzisiaj pojawiło i przez 6 godzin gadałam jak nakręcona, co mi się nie zwykło zdarzać, ale oto słońce zachodzi i nic mi się nie chce. Zapewne żądni jesteście moich wrażeń po spotkaniu z Sławkiem, a otóż wrażeń brak, spotkanie w ostatniej niemalże chwili zostało odwołane. Powód cytując,(czekajcie,  tylko niech ja wyjme swoją komóreczkę)"Ojciec koleżanki ma schizofrenie i postanowił ją zabić, w związku z czym robię za bodyguarda". Tak, tak moi drodzy, to nie zmyslona historia panny Alicji K. tylko samo życie. Mogę w to uwierzyć, bo niby po co miałby kłamać...oooo a teraz przyszedł sesemes, że może byśmy się spotkali jutro. Hmm...jutro, tylko kit, że będę u Magdy raczej nie przejdzie, tym bardziej, że miałam być u niej już dzisiaj. Nie dobrze, nie dobrze, plączemy się Aluś w zeznaniach. Jakoś to będzie, teraz problem jest taki, że facet chce ze mną porozmawiać telefonicznie, a ja , jak już wam wspominałam panicznie takich rozmów z nieznajomymi się boję i nie lubię.  Eh wsiadłabym sobie teraz w jakiś pociąg z przedziałami, z jakimś przystojnym studentem....no dobra zagalopowaliśmy się. Wiecie, jak Alutka nie ma o czym mówić to zaczyna biadolić i snuć swoje senne marzenia. Senne marzenia, heh jak ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio cos mi się śniło, notorycznie się nie wysypiam i codzień mam podkrążone oczy...

Niedziela:

Wczoraj nie skończyłam, bo pan brat mnie wyganiał z przed komputera. Zresztą niewiele miałam treści istotnych do przekazania. Dzisiaj natomiast mogę was zaszczycić kolejną relacją ze spotkania. Jako, że pan Sławek jest mieszkańcem Warszawy umówiliśmy się w w miarę charakterystycznym dla Olsztyna miejscu, czyli pod Wysoką Bramą. Swoim starym zwyczajem mamie zełgałam, że ide do Magdy, nie sądzę by w to uwierzyła, ale cel został osiągnięty, mogłam wyjść z domu. Niestety równie starym zwyczajem wyszłam z niego zbyt wczesnie, więc zanim Sławek (niezręcznie mi do niego po imieniu mówić :P) się pojawił Alutka zrobiła sobie kilka rundek w około starówki, pilnie wpatrując się we wszelkie sklepowe wyprzedaże. W końcu jednak ostatecznie poprawiła się w odbiciu zaszklonych afiszów, wypluła starą gumę i wzięłą nową. Nie wiedziała w końcu, czy przypadkiem ten oto kawaler nie okaże się przystojnym i szarmanckim księciem, który zawładnie jej sercem,a miłość ta będzie musiała być ukrywana przed rodzicami i Alutka będzie na wagary jeździła do Warszawy. Tak, tak nasza maleńka Ala nocami marzy o takich przygodach, ale nie martwcie się, gdy dochodziłam do miejsca spotkania, widziałam jakiegoś pana w pomarańczowej kamizelce i zbliżającego się jakiegoś gościa. Nawet nie wiem jak go sklasyfikować, spodnie moro, bluza GAPa, szara kurtka, okulary, tak jakby 29 letni, ale jakiś taki stary. Gdzieś tam w myśli przeleciało mi nawet, że to pewnie ten mój kawaler, ale nie chciałam, aby to była prawda. Niestety to była prawda. Uśmiechnęłam się, dałam mu rękę na cześć i poszliśmy. Szczerze niewiele pamiętam z tego spotkania, znaczy się , odnoszę wrażenie, że chyba więcej mówiłam niż on, było sympatycznie, bo i on był sympatyczny,ale to chyba jedyne co moge powiedzieć. Chciał mnie zaciągnąć do jakiejś kawiarni, ale właśnie moi drodzy...panna Alicja K. ostatnio nabawiła się, niewiadomo skąd, takiego dziwnego kompleksu, że niby konsumuje jak świnia, to też za żadne skarby na żadne ciastka, czy też herbatę zaprosić się nie da. Tak samo jak z tym odbieraniem telefonów, wmówiła sobie, że ma okropny głos i telefonów nie odbiera. Oj Alutka, Alutka co z ciebie wyrośnie? No, ale dobrze, spotkanie w końcu się skończyło i ruszyłam autobusem w stronę domu. Humor taki trochę "tu-mi-wisi-styczny"
,czyli normalny, czyli jak zwykle było mi wszystko jedno i jak zwykle ukradkiem wpatrywałam się w męską część pasażerów. Nie było jednak do kogo wzdychać,odwróciłam się do okna i jechałam. Spojrzałam na zegarek, było trochę wcześnie, trochę za wcześnie jak na pobyt u kol. Magdy, ale co w takim wypadku miałam zrobić? Postanowiłam pójść na spacer, a co! Chcąc powspominać trochę spacer z Grzegorzem udałam się na znaną wam już betonówkę. Gdzieś tam nawet miałam nadzieje, że może go spotkam, nawet z jakąś inna dziewczyną, byle go tylko zobaczyć jeszcze raz, poczuć jego zapach...ah! Grzegorz, wiesz co? Wisi mi to wszystko, że nie traktujesz mnie poważnie, że bawisz się moimi uczuciami, ja mam to gdzieś! Tylko przyjdź i dotknij mnie jak wtedy, pocałuj...Eh Alutka, Alutka nasza mała wariatko...Zresztą wszystko mi chyba jedno czy byłby to Grzegorz, czy jakiś Pankracy. Ja potrzebuję chłopa!!! Ale żeby był taki duży jak Grześ...Taki ciepły i tak pachnący...mrrr jo żem jest "something pojebałos". Wracając jednak do tematu, szłam, sobie szłam, niewielu ludzi mnie mijało, jeśli już to jakieś pary z psami, w końcu doszłam do takiego małego mostku, co to nad rzeką "ściekówną" stoi i postanowiłam się wdrapać na poręcz, a to z kolei na to, że może taki pejzażowy widok "dziewczynki na mostku" poruszy jakiegoś młodego junaka. Siedziałam tak dobrą godzinę wpatrując się w okolicę, ludzie przechodzili dalej, chwilami przyglądając się jakbym zwariowała, w końcu rzeczka była dość płytka i tylko wariat decydowałby się na potop w niej, w międzyczasie przeszło nawet dwóch młodych, nawet, nawet mężczyzn z psami, ale niestety i oni nie poczuli się do roli negocjatorów i nie zwracali uwagi na to, że siedzę na poręczy mostu i w każdej chwili przechylić się mogę. Jakaż znieczulica teraz panuje! Dobra, w końcu zeszłam, nie chciało mi się marznać, a godzina już była całkiem, całkiem na powrót do domu. I tu się powieść o moich dzisiejszych przygodach kończy. Może pójdę jeszcze dzisiaj na "Rysia" , bo wszystkie Ryśki to fajne chłopaki :P, ale wiadomo,że jesli do kina to i tak bedę łowicz swoim wzrokiem niewinnych mężczyzn. Rany jaka ja jestem popaprana...

11 lutego 2007   Dodaj komentarz

A na deser ekler w Toruniu...

O jeju czarodzieju, FAS-CY-NU-JĄ-CE!!!! Jeśli na wagary to tylko z PeKaPe! Ależ Alutka ma teraz buźkę roześmianą, no proszę, no proszę jak niewiele do szczęścia jej potrzeba. Powiem wam szczerze, ja nie rozumiem ludzi, przecież polska kolej to najcudowniejszy środek transportu jakim kiedykolwiek jeździłam. Konduktorzy bardzo, ale to bardzo mili, atmosfera cudowna i te widoki....tak, te widoki. Śliczne, zlewająca się z niebem ziemia, niesłychane! Ale dobrze, kończę już z tym poetyzowaniem, i przechodzę do sumiennego sprawozdania. Jak widzieliście w poprzedniej notatce, pociąg miałam na 8:40, to też nie spieszyłam się zbytnio do szkoły. By nie wzbudzić podejrzeń nieiwiele jednak mogłam się opóźnić, kazdego poranka bowiem do szkoły jadę razem z mamą. Toteż punkt 7:20 byłam przy szkole. Okrężną drogą trafiłam na przystanek MPK (tyż całkiem fajna instytucja, ale PKP to poprostu poezja!) i wsiadłam w pierwszy lepszy autobus jadący na dworzec. Stamtąd (pisze się z tamtąd czy stamtad?) już droga niedaleka do kas po bilety, ale co się nagle okazuje? Okazuje się ,że mój pociąg rusza o godzinie 8:13 (no fajnie), a na bilecie i dworcowym zegarze jest już godzina 8:09 szybciuteńko więc trzeba udać się na peron....tak , peron, a w Olsztynie moi drodzy mamy tych peronów 4 (jak nie więcej). Alutka autentycznie spanikowana podbiegła na szczęście do pierwszego lepszego SOKisty , który na szczęście ją oświecił, że peron 3. No i jak tu nie kochać SOKistów? Biegusiem pędzimy na peron 3 ,ale chwila, który to właściwie pociąg? Znów w zdesperowaniu Ala zmuszona jest podbiec tym razem do konduktora. I ten cudowny człowiek również udzielił mi fachowej informacji, że pociąg, przy którym stoję. No powiedzcie mi, jak to możliwe, że wszyscy tak gnoją tych konduktorów? Przecież to są nasze narodowe złotka. Dobrze, wsiadłam w końcu do pociągu, jak się okazało, bezprzedziałowego i usiadłam w pierwszym lepszym wagonie. Oprócz mnie w tym oto pomieszczeniu siedziało już dwóch mężczyzn (nie to żebym specjalnie wybrała akurat ten przedział:P), niekoniecznie przystojnych, choć jeden całkiem, całkiem, a drugi żołnierz. I pociąg ruszył. Panna Alicja K. wyjęła książkę, zdjęła czapkę i udając, że czyta śledziła wzrok swoich sąsiadów. Chyba nie byli zainteresowani Alutką, to też ona oddała się lekturze. Gdy nagle, do pana wojskowego zadzwonił telefon. Dzwonka nie skomentuję, bo o gustach się nie dyskutuje, bo i niekoniecznie mój "Janosik" musi wszystkim pasować, ale o rozmowie chetnie opowiem, nie byłą zbyt skomplikowana :P. "Ty stary, ***** wypuścili mnie na przepustkę, no , ***** nie wiem jeszcze, ale ***** Maniek to już mnie tak *******, że myślałem ,że mu ******." O jaki ładny szlaczek nam wyszedł, w kazdym bądź razie Alutka wiedziała już, że raczej nie chce dokładniej poznać tego pana. Drugi pan udawał, że śpi, ja udawałam, że czytam (znaczy się coś tam czytałam). Stan ten nie zmieniał się aż do stacji w Iławie, gdzie miałam przesiadkę. Niestety godzinną, nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, a na dworcu było straszliwie zimno.Wzięłam książkę i czytałam, gdy w końcu spostrzegłam, że ludzie eskortują się do innej części dworca, znaczy się nie masowo, tylko tak jeden po drugim znika, tak , myk, myk. Postanowiłam zajrzeć do tej tajemniczej części za drzwiami. Brawo Alutka! Tam było ciepło :P Niewiele się ogrzałam, bo własnie zbliżała się godzina przesiadki do drugiego ciopągu. Po upewnieniu się(tu pomogli zwykli dobrzy ludzie, chciałoby się zaśpiewać "lecz ludzi dobrej woli, jest więcej..."hihihi),że jestem w dobrym pociągu znów usiadłam na pekapowym siedzeniu, a właśnie! Moi drodzy, ja nie wiedziałam, że PKP takie luksusy posiada, jak podgrzewane siedzenia! To jest dopiero fenomen! Nie ma zmiłuj , ja się zapisuję do Klubu Miłośników Koleji! No dobrze,ale wracajac do relacji, jadę sobie tym pociągiem jadę, tym razem niestety znów bezprzedziałowym, w wagonie znów dwóch mężczyzn i ja :P Hihihi mój żywiół. Niestety mężczyźni jacyś tacy niemęscy...słowem mówiąc odpuściłam sobie kokietowanie odgarnianiem włosów, czy tez inne ruchy, przypominające atak epilepsji i czytałam. Gdzieś tak w 2/3 drogi zrobiłam sobie małą przerwę i zapatrzyłam się w okno, nastawiając w komórkowym radiu jakąś lokalną stację. Bajecznie! Wprost nie do opisania! Przy piosence bodajże zespołu Raz Dwa Trzy ze słowani "trudno niewieżyć w nic.."aż przeszły mi dreszcze, brzmi banalnie, ale autentycznie na moich ustach w zupełnie naturalnym odruchu pojawił się uśmiech.Później radio złapało zakłócenia, ale ja wciąż jechałam nasycając się szczęściem. W tym nastroju dotarłam do Torunia i tu szok. Nie przypuszczałam, że macie tylko jeden peron! Ale pal sześć peron, nie przypuszczałam, że macie taki mały dworzec, przytulny to fakt,ale taki mały? Na prawdę spodziewałam się czegoś bardziej reprezentatywnego, w końcu miałam tam koczować godzinę,ale dobra, pal sześć, kupiłam sobie bułkę na obiad i tradycyjne toruńskie ciastko, czyli eklera :P No właśnie i tu też zaskoczenie! Dlaczego na TORUŃSKIM dworcu nie ma pierników? Toż nawet w górach, na dworcu oscypek można kupić!(no dobra, chyba przesadziłam:P). Fakt ten jakoś przebolałam, choć ekler nie za bardzo mi zasmakował(za dużo kremu!),a co najważniejsze w połowie jedzenia doszłam do wniosku, że chyba głupio robię jedząc ciastko z dworcowego straganu z KREMEM niewiadomego pochodzenia. Po konsumpcji postanowiłam zobaczyć co czai się za drzwiami dworca, też lekkie rozczarowanie...no, ale wiadomo, gdyby ktoś wyszedł za bramy dworca olsztyńskiego niewiele by z uroków miasta zobaczył. Następnym razem muszę lepiej zaplanować taką wycieczkę, zresztą jak już wspominałam czasu miałam niewiele, to też w poszukiwaniu atrakcji wolałam się zbytnio nie oddalać. W sumie szybcutko czas zleciał, wróciłam na peron i usiadłam na ławeczce. Z głośnika dobiegł do mnie głos jakiejś zapewne uroczej pani, że pociąg się spóźni 10 minut, a co tam , i tak was kocham! Ale głos tej pani poprostu mnie rozwalił. Nie opiszę wam go, bo wprost nie potrafię, ale do Torunia warto się udać chociażby ze względu na głos tej pani :P. Ok, środek transportu przyjechał (przynajmniej nie miałam problemu ze znalezieniem peronu;)), ku mojej radości tym razem z przedziałami. Wsiadłam więc i udałam się w poszukiwaniu takowego. Nieopacznie wylądowałam w wagonie dla palących. O zgrozo! Tyle tytoniu to ja się nawet u babci na imieninach nie nawdychałam! Wsiadłam do pierwszego lepszego wagonu i standardowo trafiłam na dwóch mężczyzn. Niestety nie w moim typie. Znaczy się jeden mógł być w moim typie jakieś 30 lat temu, a drugi był takim nażelowanym chłoptasiem z dyskoteki w remizie(Karolince by się spodobał). Pociąg ruszył, a ja niestety poczułam znaczenie napisu "wagon dla palących". Starszy pan bezwstydnie wyjął szluga, nawet okna nie otwierając i zionął tym dymem...ale ja twardo zamiast wyjść na korytarz, siedziałam zakrywając się chusto-szalikiem. Na szczęście owy pan szybko wysiadł i na niekoniecznie szczęście zostałam sam na sam z tym chłopaczkiem. Rozmowy mu się zachciało, spytał się co robiłam w Toruniu, ja mu na to ,że zorganizowałam sobie zajęcia edukacyjne na świeżym powietrzu, później pytanie co on tam robił i odpowiedź ,że pracuje w jednostce wojskowej i znów pytanie odpowiedź, pytanie odpowiedź i w końcu stop. Znaczy się chłopak chyba zrozumiał ,że wolę patrzeć w okno, tym sposobem kolejną godzinę jazdy spędziliśmy w ciszy, jeszcze tylko cześć na pożegnanie i sajonara. No, to jesteśmy już w Olsztynie? Tak, podróż się skończyła, a ja postanowiłam jeszcze pójść do sklepu muzycznego po kabel do gitary, który niechybnie zgubiłam na koncercie w LOV. Nie lubię tego blond sprzedawcy, taki trzeciorzędny cwaniaczek...Ale nie o tym chciałam rozprawiać. Słowem mówiąc, ta podróż baaaaaaaaardzo mi się przysłużyła. Ten błogi spokój i widoki pozwoliły mi się trochę na nowo poukładać. Ja wiem, że wagary są be, fe i de...ale teraz właściwie mogę wam obiecać, że jeśli na wagary to tylko z pekape, czyli nie więcej niż raz w miesiącu, bo przecież trzeba mieć bilety. Żartuju, nie wagaruję tak często ;) W kazdym bądź razie polecam każdemu!

A jutro spotkanie z panem Sławkiem...ciekawe...

09 lutego 2007   Dodaj komentarz

Wir fahren nach?

Mam przed sobą mapę Polski. Zawsze chciałam pojechać do Wrocławia odległość jednak tę możliwość wyklucza. W grę wchodzą jedynie miasta z północnej i środkowej części naszego kraju. Faworytem wydaje się być Toruń, jednak Poznań róznież wydaje się być ciekawy...hmmm, a może Łódź, tylko co w Łodzi? Miasto to raczej przemysłowe...Może Gniezno? Kolebka polskości, jezioro Gopło i te sprawy, tak Alutka utop się w tym jeziorze! Przecież ty i tak większość tego czasu chcesz spędzić w pociągu, chyba nie masz zamiaru przechadzać się po starówce, choćby niewiadomo jak pięknego miasta w mrozie...Tutaj trzeba patrzeć pod kątem synchronizacji połączeń. A jeśli będzie opóźnienie, no to będziesz miała Alutka problem...Trzeba będzie dzwonić i kłamać , że się poszło do koleżanki, oj nie dobrze, nie dobrze....Ale najbardziej to się boję, że mnie zgarną , co wy na to? A może by tak do Rosji? Znaczy się obwodu kaliningradzkiego? No dobra, przeginam...Wejdźmy teraz na rozkład jazdy Państwowych Kolej Przewoźniczych. I mamy tak:

Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
06:38  
09:36  
 2:58  
Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
08:40  
12:15  
 3:35  1  
   Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
10:47  
13:38 

Poznań zdecydowanie odpada, Alutka się przeliczyła w związku z odległością. Do Gniezna tyż za daleko. Sprawdźmy jeszcze Łódź...Nie, niestety, a może stety zostaje nam tylko Toruń, mnie tam się podoba. Wisła jest, więc nie będę musiała się topić w jakiejś małej zamulonej rzecce, gdyby mnie taka chęć naszła...(żart, Alutka powtarza, nie planuje samobójstwa) No dobra, to teraz jeszcze trzeba sprawdzić przyjazdy...I najważniejsze, koszt biletów. W gruncie rzeczy na ten cel mam tylko jakieś 50 złotych...A może pekaesem? O nie...aż tak zdesperowana nie jestem... I powroty mamy tak:

Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
11:50  
14:24  
   
   Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
12:37  
14:50  
 2:13    
   Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
15:28  
18:11  
 2:43  0  

No, całkiem dobrze się składa. Jeszcze sprawdźmy cenę...tu pewnie nastąpi rozczarowanie...Bilet normalny-32 złocisze, ulgowy jak się domyślam połowa tej ceny, więc nie jest tak źle... No to do zobaczenia w Torunu :P

08 lutego 2007   Dodaj komentarz

O psie, który zastanawia się, gdzie pojechać...

Jonasz Kofta "Kiedy się dziwić przestanę..." Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwęBędę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej i głupiej piosenki

By za chwilę wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni

Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną

Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścichną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy - dlaczego?

Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię

I nic we mnie i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Dzisiaj, w ramach odchamiania pozowliłam sobie zarzucić tym wierszem. Dlaczego akurat tym, ano najtrafniej oddaje mój nastrój. Na dzień dzisiejszy stwierdzić mogę, nic w stanie zadziwić mnie nie jest. Na próżno zaczęłam opisywać wam tu moje dylematy odnośnie powrotu do Grzegorza. Problem rozwiązał się sam, słowem mówiąc zamilkł. Pewnie jedynie sprawdzał, czy można zrobić taki trik, że on się nie będzie odzywał przez jakiś czas (w którym to czasie powiedzmy albo uda mu się z jakąś inną panią, albo wykorzysta swój trik) i po pewnym czasie odzywać się zacznie. Ala na eksperyment nabrać się dała i z pewnością nabierze się raz następny i następny, dopóki nie pojawi się ktoś kto Alutką się zaopiekuje. Jestem tak bezdennie naiwna i ufna, że kiedyś za to beknę, cały czas za to bekam...Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Przecież jest tyle innych naiwnych, nie mających szacunku do siebie dziewczyn, dlaczego akurat na mnie trafiacie? Dlaczego bawicie się moimi uczuciami? Mam dosyć, chciałam się dzisiaj wytarzać w śniegu, nie potrafiłam...Jestem ograniczona, nie potrafię już robić tego na co mam ochotę, bo co sobie ludzie pomyślą? Nie potrafię nawet wyrażać swojego zdania, którego zreszta nie posiadam....W sobotę prawdopodobnie spotkam się z panem Sławkiem z przed kilku notek. Jutro prawdopodobnie nie będzie mnie w szkole. Będę siedzieć w szafie, dosłownie i mam gdzieś co o mnie myślicie. Mam wszystko gdzieś, bo i tak ja się nie liczę...Przecież to brzmi komicznie, wiadomo, że się liczę, ale na potrzeby odzwierciedlenia tego jak się czuję muszę przecież trochę podramatyzować. Nie mogę siebie słuchać, co bym nie powiedziała sama z siebie kpię...Kogo to obchodzi, od dwóch notek, piszę wszystko w tym samym tonie...Wracając do mojej jutrzejszej absencji. Niekoniecznie uśmiecha mi się spędzić cały dzień w szafie może macie jakieś pomysły? A może by tak pobawić się w psa, który jeździł koleją? Nie, nie juz mnie moi drodzy źle rozumiecie! JA NIE UCIEKAM Z DOMU, ja biorę pod uwagę (zaznaczam biorę pod uwagę, nie jestem zdecydowana i nie sądzę abym się zdecydowała) 8 godzinną wycieczkę koleją. Tak, żeby na obiadek już być w domu i opowiadać jak tam mi minął szkolny dzień. To jest myśl! Moi drodzy, to jest myśl! Po pierwsze, nie będę musiała siedzieć w szafie, po drugie nie bedę marznąć , gdzieś na dworzu gdybym zdecydowała się nie siedzieć bezczynnie w szafie, po trzecie przeczytałabym jakąś książkę w końcu,po czwarte, to idiotyczne...przecież konduktor może mnie zwinąć. Chociaż...cholera, chyba to zrobię! Dawajcie pomysły, gdzie się można udać. Przypominam , czas jazdy nie przekraczający 4 godzin (łącznie z przesiadkami)... Czyżbym umiała się jeszcze zadziwić? Będzi co dzieciom opowiadać....

08 lutego 2007   Dodaj komentarz

Aluś nie filozuj...

No tak, dostałam prztyczka w nos. Między innymi za te komentarze przy rozmowie, ale trochę źle zostałam zrozumiana ;) Były one ironiczne, miały kpić zarówno z niego, jak i z mojej takiej pozornej "pyskówki". To tak tytułem wstępu, chociaż nie, odniosę się jeszcze trochę do komentarza pewnego pana, trochę tam namazał, więc powiedzmy, że mu się należy. Rzeczywiście ma pan rację, przesadzam i traktuję Grzegorza jak ojca, to się specjalistycznie bodajże nazywa "kompleks Elektry". I tak sobie dzisiaj przemyślałam swoje zachowanie, przeczytałam nasze rozmowy kiedy jeszcze wszystki słowa "miodem opływały" i kiedy już miodu zabrakło. Niestety wychodzi na to, że na dobrą sprawę, to ja byłam katem! Paradoksalnie, ale naprawdę dochodzę do tego wniosku. Bo w sumie ile razy można pisać, że się kogoś kocha, że się za nim tęskni i otrzymywać jedynie jakieś lakoniczne smsy w stylu "ja też". Eh, jestem beznadziejna...nie, nie pocieszajcie mnie, muszę coś zrobić z tą swoją sztucznością. Muszę nauczyć się okazywać uczucia. Tu potrzeba superniani(żart, wszyscy się śmieją). Sama się nie nauczę, a jak tylko wspominam o psychologu mama się w głowę puka i poleca panią szkolną pedagog. Jak ja się ludzi boję i dać jej zwolnienie to już jest dla mnie sztuka, a co dopiero otwierać się przed nią, jeszcze to wykorzysta:P...Zresztą mamie się nawet nie dziwię, o psychologach i ich zdolnościach mam w sumie zdanie podobne...rozwiązaniem tu albo psychiatra, albo przyjaciółka (tylko co ja poradzę, że kobiet nie cierpię?)...Albo egzorcyzmy. Właśnie, ostatnio, może śmiesznie to brzmi, ale dochodzę do wniosku, że jestem opętana...No dobra, przesadzam, ale powinnam iść do spowiedzi...Tyle, że ja już zapomniałam właściwie jak to się robi i co gorsza nie wiem czy wszystkiego żałuję...No i sprawa podstawowa ja się boję ludzi! Czy wy sobie wyobrażacie jak wielkim stresem jest dla mnie podejść do konfesjonału i się wyspowiadać? Jeszcze, gdy ksiądz jest przygłuchy i muszę powtarzać wszystko po trzy razy, to już kompletnie mnie ten teges...Eh...kiedy to ja ostatni raz byłam przy spowiedzi? Nie jest źle, palce jednej reki jeszcze mi wystarczają, aby to zliczyć, ale...co to była za spowiedź, gdy główne grzechy to było mężczenie zwierzątek i przezywanie kolegów...teraz...nie wyszłabym z konfesjonału przez dobrych kilka godzin...ciekawe czy bym w ogóle rozgrzeszenie dostała...Inna sprawa, jeśli spowiednik byłby młody, to pewnie spowiadając się zgrzeszyłabym myslą prędzej niż dostała rozgrzeszenie...Tak, tak moi drodzy ja jestem złą kobietą...Podstawową jednak przeszkodą jest to, że ja chyba już nie wierzę w Boga...Znaczy się wyznaję wszystkie zasady moralne stawiane przez Kościół, ale w dobrotliwego pana z brodą uwierzyć w stanie już nie jestem...szkoda, bo brak wiary mnie niszczy...Tylko czy ja kiedykolwiek wierzyłam w Boga? Wątpliwe, chadzanie pod przymusem do kościoła, nie bardzo budziło moją miłość do Niego...później przyszedł bunt, na początku chciałam być satanistką, nawet kupiłam sobie taki ładny pierścionek z kiosku Ruchu przedstawiający jakiś twór kozłopodobny i twardo chadzałam ubrana na czarno w zeszycie oczywiście pentagramy, ale jakoś nie czułam więzi z tymi pożeraczami kotów. Przeszłam więc, inspirując się Matriksem,(ha, żebyście wiedzieli jakiego ja miałam bzika na punkcie tego filmu! Słowo daję, scenariusz znałam na pamięć, każdą kwestię) i moim nowym narzeczonym, Keanu Reeves'em na buddyzm. Potrafiłam godzinami siedzieć w pozycji "kwiat lotosu" wyczekując nirvany, ta jednak nie przychodziła, to dałam sobie spokój. Wróciłam na katolicyzm, przez pewien czas bawiłam się w dewotkę, oczekiwałam nawiedzenia, ale i to nie przyszło, a co gorsza zaczęłam filozofować nad doktrynami Kościoła tym sposobem stając się heretykiem. Teraz czekam aż ktoś weźmie mnie za łapkę (niestety tylko dosłownie, wszelkie namowy nie działają) wykąpie w chrzcielnicy i zaprowadzi do konfesjonału. Inaczej ciągle będę trwała w tej swojej pseudoelokwencji i myślała, że oto religia to opium dla mas(Lenin tfu!). Bo właśnie tak rolą zakończenia, dlaczego do kościoła uczęszcza tak wiele kobiet? Dlaczego jest tak mało mężczyzn? Drogą mojego rozumowania wychodzi, że mężczyźni po prostu nie dają się "nabrać" na to wszystko...

05 lutego 2007   Dodaj komentarz

Quo vadis?

Mam zimne nogi, piekące policzki i nieprzespaną noc za sobą. Znowu się zaczyna, wtedy byłam jedynie bardziej szczęśliwa. Teraz nie potrafię. Nie powinnam była się do niego odzywać. Powinnam zablokować jego numer gg i nie odpowiadać na smsy. On chyba nie ma już żadnego szacunku do mnie, myśli, że się wykpi. Ja już nie wiem! Gdybym o tym komus powiedziała, na pewno kazałby mi się trzymać od niego z daleka, tyle, że ja jak zwykle powiedziałabym, że nie rozumie całej tej sytuacji, że nie zna szczegółów...Oślepłam, straciłam szacunek do siebie, przecież doskonale wiem jak to się skończy...

18:12:25 GG# 74xxxxx
:*szkoda ze sie nie odzywasz
21:33:19 GG# 74xxxxx
hej
21:35:59 Ja (GG #11654)
cześć
21:34:33 GG# 74xxxxx
masz ochote pisac??
21:37:11 Ja (GG #11654)
wszystko mi jedno
21:35:10 GG# 74xxxxx
to moze nie bede pisal w takim razie?? (-no proszę, już się stawia...)
21:35:18 GG# 74xxxxx
:)
21:38:13 Ja (GG #11654)
a masz coś ciekawego do napisania?
21:36:05 GG# 74xxxxx
zalezy co okreslisz mianem ciekawego (-filozof się znalazł)
21:36:14 GG# 74xxxxx
powiedz prosze co u ciebie??
21:38:56 Ja (GG #11654)
jak zwykle nic
21:36:58 GG# 74xxxxx
aha....
rozumiem
21:37:13 GG# 74xxxxx
zaskoczenie ze sie odezwalem... zapewne juz zapomnialas o mnie....
21:40:06 Ja (GG #11654)
ta, kto tu o kim zapomniał...
21:40:25 Ja (GG #11654)
chociaż masz rację zapomniałam ,tyle ,że musiałam w to włożyć trochę wysiłku...
21:38:54 GG# 74xxxxx
...
21:39:02 GG# 74xxxxx
aha a u mnie niby to tak od zaraz (-ty ***, tak, zwal winę na mnie)
ale luzzz
....
21:39:17 GG# 74xxxxx
no nic
21:39:29 GG# 74xxxxx
szkoda ze nawet nie napisalas sms czy zemna wszystko ok (-może Karolinka powinna ci napisać smsa)
21:39:43 GG# 74xxxxx
mialem wypadek lezalem w szpitalu itd itp... ale co kogo to... co nie...
21:42:29 Ja (GG #11654)
przykro mi, nie wierzę...
21:40:20 GG# 74xxxxx
szkoda :)
21:40:32 GG# 74xxxxx
ze nie wierzysz
21:43:04 Ja (GG #11654)
a cóże ci się tam takiego stało?
21:40:41 GG# 74xxxxx
wypis ze szpiatala mam
bole kregoslupa do dzis
21:40:58 GG# 74xxxxx
i zdejcia wiecej mi nie trzeba....
21:41:15 GG# 74xxxxx
wypadek samochodowy...
21:41:28 GG# 74xxxxx
sobie nie wierz ile wejdzie
21:41:34 GG# 74xxxxx
nie mam zamiaru bys sie litowala (-to po co mi o tym piszesz?)
21:43:43 GG# 74xxxxx
ok widze ze to raczej nie ma sensu poniewaz jestes chyba zbyt dumna by zemna pisac  (-co poeta miał na myśli?)
21:46:31 Ja (GG #11654)
hehe dumna....nie przesadzaj...
21:47:13 Ja (GG #11654)
co mam powiedzieć? Jak ci współczuję?
21:45:07 GG# 74xxxxx
raczej watpliwe ze nie wierzysz....
21:45:23 GG# 74xxxxx
to raz a dwa ze mnie kregoslup boli do dzis chodze jakby mi ktos w dupe nakopal (-hihi ja tam braci o nic nie prosiłam ;))
21:48:44 Ja (GG #11654)
i co, pielęgniarki szukasz?
21:46:24 GG# 74xxxxx
nie
nie potrzebuje
21:46:36 GG# 74xxxxx
mam siebie (-popatrz, popatrz, jaki samowystarczalny, seksualnie też chyba sobie poradzisz)
21:49:08 GG# 74xxxxx
ok Alu widze ze raczej niechcesz mi wybaczc i ze mna pisac...
no nic
 
21:51:44 Ja (GG #11654)
czekaj,
21:49:34 GG# 74xxxxx
smutno mi (-no nie, chyba zaraz się popłaczę! Grzesiu jest smutny!)
oki poczekam
21:50:09 GG# 74xxxxx
nie pisze tu w celach matrymonialnych ale... gryzie mnie sumienie ze tak to jest i wcale sie niechce spotykac ... ale pisac... i przekonac Cie do siebie zle zaczolem :( (-zacząłem,baranie)
wybacz mi :(
21:53:05 Ja (GG #11654)
to idz do spowiedzi... (-ah te moje wyszukane poczucie humoru:P)
21:53:11 ja (GG #11654)
dobra, stop...
nie będe cię obrażać
21:50:53 GG# 74xxxxx
??
21:51:05 GG# 74xxxxx
do spowiedzi??
21:53:42 Ja (GG #11654)
heh żartowałam
21:51:46 GG# 74xxxxx
aha
21:51:54 GG# 74xxxxx
ale zarcik :) no ala monty pyton
przeprosilem
wiecej nie umiem ale i to jest wiele (-czy nie uważacie, że on jest zadufany w sobie?)
21:52:11 GG# 74xxxxx
i nic nie oczekuje w zamian   (-oh jak mam ci dziękować, juz myslałam, że mnie oskarżysz o molestowanie)
21:52:17 GG# 74xxxxx
poprostu chce bys przebaczyla
21:54:58 Ja (GG #11654)
ok, ok ja tam ci wybaczam nic mi takiego nie zrobiłęś w sumie...
21:52:47 GG# 74xxxxx
w sumie..
dziekuje
21:53:01 GG# 74xxxxx
kiedys jak bedziesz miala czas i ochote sie spotkac
to bedzie mi milo
i bez podtesktow niczego...
21:55:41 Ja (GG #11654)
tak w sumie to mam do ciebie ogromny sentyment...
21:53:26 GG# 74xxxxx
nie przeginaj do takiego chama??
21:56:15 Ja (GG #11654)
no tak ,ale ten cham miał być księciem z bajki... (-zauważyliście, że nadużywam sformułowania "książe z bajki?)
21:54:18 GG# 74xxxxx
wiec jestem jednak chamem  (-to mnie zirytowało)
21:54:28 GG# 74xxxxx
wiesz bylbym chamem gdybym sie psotykal zkims innym
21:54:38 GG# 74xxxxx
i potraktowal cie jak gowniare a tak nie bylo nie jest i nie bedzie (-nie, skąd, przecież to normalne wśród dorosłych ludzi żeby mówić jak to się wielkim uczuciem darzy, a później ni stąd ni z owąd się nie odzywać)
21:57:43 Ja (GG #11654)
dobrze, określmy cię wiec jako niewłaściwego mężczyznę...
21:56:30 GG# 74xxxxx
i takim pozostane:)
21:56:36 GG# 74xxxxx
niewlasciwym dla ciebie tak?? (-masz jakieś wątpliwości?)
21:56:44 GG# 74xxxxx
i nie mezczyzne brakuje mi do tego chlopca...
ktory sie miota...
22:01:02 Ja (GG #11654)
powinnam sobie odpuścić związki, jestem za młoda...więc jesteś niewłaściwy jak każdy inny...
22:00:02 GG# 74xxxxx
rozumiem;*
22:04:19 Ja (GG #11654)
;)
22:05:05 Ja (GG #11654)
nic nie rozumiesz,ale pozwalam ci żyć w takim przekonaniu... (znowu cięty żart Alicji K.)
22:02:45 GG# 74xxxxx
dobrze nic nie rozumiem
22:02:54 GG# 74xxxxx
sluchaj bedziesz chciala sie zemna spotkac... (-nie bądź taki pewien)
22:05:41 Ja (GG #11654)
to pytanie czy stwierdzenie?
22:04:19 GG# 74xxxxx
pytanie
22:04:25 GG# 74xxxxx
z kropkami
22:07:02 Ja (GG #11654)
pewnie będę...
22:05:10 GG# 74xxxxx
wybacz za mala dygresje... malutenka jedna jedyna puszcze ja w powietrze i tak brakuje mi Twojego Pocalunku i Ciebie....
dobra to na tyle... (-hahhahaha myślisz, że mnie weźmiesz na takie teksty? No dobra, masz racje...)
22:07:55 Ja (GG #11654)
niezły bajer
22:05:52 GG# 74xxxxx
a kiedy miala bys czas
22:06:07 GG# 74xxxxx
nom
22:08:43 Ja (GG #11654)
jutro, pojutrze...
22:06:31 GG# 74xxxxx
we wtorek dala bys ade w pon mam egzamin
i do poniedzialku raczej nie (-no to adios, to ja mam się do ciebie dostosowywać?)
22:09:22 Ja (GG #11654)
we wtorek mam zajęcia z basu nie wyrobię się...
22:09:36 Ja (GG #11654)
ewentualnie środa, będź też piątek
22:07:06 GG# 74xxxxx
rozumiem   (-wnerwia mnie to jego "rozumiem")
22:07:14 GG# 74xxxxx
dobrze sroda o ktorej?
22:09:57 Ja (GG #11654)
kończe 14:30
22:07:46 GG# 74xxxxx
ok a o ktorej mozemy sie psotkac
22:10:51 Ja (GG #11654)
myślę ,że w okolicach tej godziny
22:08:25 GG# 74xxxxx
z wtorku na srode jestem w warszawie
22:08:35 GG# 74xxxxx
o 8 konferencja
a potem wracam
zobaczymy
22:11:30 Ja (GG #11654)
ok, muszę juz kończyć...
22:11:38 Ja (GG #11654)
trzymaj się ;)
22:09:08 GG# 74xxxxx
aha    (-co aha?! Może się teraz na mnie obraź)
22:09:14 GG# 74xxxxx
odezwij sie prosze do mnie
22:09:20 GG# 74xxxxx
nie zostawiaj mnie tak
22:11:55 Ja (GG #11654)
zobaczymy ;)
22:09:27 GG# 74xxxxx
chociarz sygnal pusc (chociaż! z kim ja się zadaje...)
22:12:04 Ja (GG #11654)
ok
22:12:11 Ja (GG #11654)
papa
 
Nie wiem, a może to ja przesadzam? Jestem w końcu pełna goryczy, może on na prawdę żałuje... Właściwie to wiem, że nie chciałabym spędzić z tym człowiekiem reszty życia. Wydaje się być cwaniakiem, bardzo zadufanym w sobie. Po co więc znowu się z nim spotykam? Przecież to strata czasu. Co z tego, że mam 15 lat? I tak nie mam czasu, nie chcę zakładać rodziny po trzydziestce. Jeśli poświęce temu człowiekowi ten kawałek mojego życia być może stracę szansę na poznanie kogoś na prawdę wartościowego. Jestem pogubiona, w kompletnej rozsypce. Nikomu nie ufam, w nic nie wierzę, do czego to prowadzi? Świetnie, znowu zaczynam się mazać...Bo on proszę państwa jest taki fajny, ma taką fajną maniere i jest tak fajnie wysoki (to jest moja pieta achillesowa)...eh gdy sobie przypomnę, jak musiałam stawać na palcach chcąc go pocałować...Dobra, dość. Popatrzmy ze strony praktycznej. Jeśli zacznę się z nim teraz spotykać zapewne nici z moich planów feriowych, nie przeczytam żadnej książki, bo będę się z nim szlajać żeby Grzesiu nie miał pretensji, że go zaniedbuje. On jest niesamowicie zaborczy. A mi to chyba imponuje...
04 lutego 2007   Komentarze (4)

A czy ty wiesz, gdzie jest teraz twoje dziecko?...

Notka pisana u babci na imieninach w godzinach 18:09-19:19...

Zadzwonił do mnie, bezczelnik puścił mi sygnała po półtoramiesięcznym milczeniu. Nie wiem co mam o tym myśleć...Z jednej strony przed oczami mam te wszystkie, nie da się ukryć, miłe chwile, poczucie bezpieczeństwa i inne takie farmazony, które odczuwaja kobiety w związku, a z drugiej, to potworne uczucie odrzucenia i dezorientacji. Nie spodziewałam sie, że kiedyś stanę przed takim dylematem todem z brazylijskiej telenoweli. Rozum mówi mi abym nie nawiązywała na nowo kontaktu, serce szepce i przypomina mi te fragmenty znajomości dzięki którym przez miesiąc naszej znajomości chodziłam z uśmiechem na ustach (rany, to brzmi kiczowato!) Zobaczmy jak daleko posunie się pan Grzegorz próbując wrócić w moje łaski. W końcu czas jest najlepszym doradcą. Właściwie wy nie wiecie cóże się tam między mną, a nim tak strasznego stało, że przez 4 notki wypłakiwałam sobie oczy. Znacie jedynie jakieś drobne wzmianki pomiędzy dość obszernym wylewaniem jaka to ja jestem nieszczęśliwa. W dodatku fragmentami obsceniczne, trywialne. Opowiem więc wam dzisiaj tę historię.

Po spotkaniu pierwszy przyszedł czas na spotkanie drugie. Było to dnia następnego, czyli w niedzielę, 7 grudnia. Jako, że pogoda zmieniła się diametralnie w stosunku do soboty, Grzegorz wyszedł z propozycją abysmy pojechali do jego mieszkania. Każda normalna, szanująca sie dziewczyna oczywiście by odmówiła. Nie Alutka. Żeby była jasność, w mojej dziecięcej świadomosci nie mieściło się nic więcej niżli całowanie. Sam Grzegorz deklarował zresztą, że chce mi pokazać kilka teledysków grupy Dream Theater. Podobał mi się, imponował mi swoją widzą, nie wydawał się być niebezpieczny, do stracenia miałam jedynie cnotę. Pojechałam z nim. I rzeczywiście oglądalismy teledyski, później puscił muzykę, usiedlismy na przeciwko siebie, wziął moje dłonie i rozmawialiśmy. W pewnym momencie pochylił się nade mną w wiadomym celu, a ja swoim starym zwyczajem uchyliłam się. Wypiszczałam "ja nie potrafię", a on powiedział abym mu zaufała. Był cierpliwy, mimo kolejnych moich uchyleń, nie dawał po sobie poznać ,że jest poirytowany tym zachowanie (taaa zupełnie jakby już miał do czynienia z innymi takimi głupimi siksami). Szczerze chciałam go pocałować, ale bałam się niesłychanie ,że zrobię coś nie tak. W końcu stało się, złączyłam z nim usta. Wrażenie niesłychane. Co prawda minął od tamtej niedzieli już kawałek czasu, lecz nadal nie mogę się pozbyć rumieńców pisząc o tym. To co wtedy sobie myślałam na ten temat obrazuje fragment Balladyny. Ha, nauczyłam się nawet na pamięć to i przytoczę.

"Stój! Pocałowanie to ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie za każdym pocałunkiem jeden listek spada, nieraz dziewica czysta i smutkiem blada dlatego ,że spadł jeden liść u serca kwiatu nie śmie kochać i daje pożegnanie światu i do mogiły idzie nigdy nie kochana."

Tym był właśnie dla mnie ten pocałunek. Często powtarzałam sobie ten fragment, gdy między nami poczynało się psuć, gdy się spsuło nauczyłam się Fragmentu bodajże "Sonetu do trupa" Andrzeja Morsztyna, ale o tym kiedy indziej. Wraz z tym pocałunkiem Grzegorz stawał się moim księciem z bajki, tym wymarzonym. Aleksander w tamtej chwili był pikusiem, nie dorastał mu do piet. Grzegorz był najprzystojniejszy, najmądrzejszy, najukochańszy. Tak moi drodzy, tak odczuwała to nastolatka. Wracając jednak do biegu wydarzeń. Tego dnia zdołałam mu jeszcze powiedzieć, że mam 15 lat. Reakcja była dośc chłodna, jakoś jednak doszliśmy do porozumienia i znó poczęliśmy się całować. Tyle, że tym razem dłonie pana Grzegorza zeszły niżej. Niekoniecznie uważałam to za właściwie, ale pomyślałam, że jeszcze na to mogę mu pozwolić. Nagle, zupełnie jakby wyczuwając całą sytuację zadzwoniła moja mama. Pytała się, gdzie jestem. Wychodząc z domu powiedziałam, że ide do Magdy M., jak się okazało mama dzwoniła jednak do domostwa państwa M. i nikt tam nie odbierał. Oczywiście, mogłam brnąć, że rodziców Magdy nie ma w domu,a my słuchałysmy właśnie głośno muzyki, ale byłam zbyt rozemocjonowana i ten argument do głowy mi nie przychodził, a mama poprosiła do telefonu wspomnianą wyżej koleżankę, której z wiadomych powodów podac nie mogłam. Argument, że Magda przechodzi mutację głosu by nie przeszedł. Mama kazała mi wracać, w jej głosie nie było słychać zbliżającej się kłótni. W domu sprawę przejął tata. Nie było głośno, drążył jedynie gdzie byłam. Dostałam zakaz przebywania na komputerze. Kara była więc znikoma. Niewiele sobie z niej robiłam i za tydzień (aż za tydzień z nawału zajęć) znów spotkałam się z moim ukochanym. Znów pojechaliśmy do niego, tym razem Grzegorz posunął się jeszcze dalej. Nie dość, że frekwencja jego dłoni na intymnych częściach mojego ciała była zdecydowanie większa, to Grzesiu chyba sprawdzał na ile może sobie pozwolić. Mówiąc "zaufaj mi" sprawiał ,że ufałam mu bez żadnych granic. Nie miałam powodów by się go bać, wszystko działo się za moją zgodą. O dziwo! Gdy teraz to sobie przypominam, wręcz pluję sobie w brodę, jak ja mogłam, przecież zachowałam się jak jakaś pierwsza lepsza zdzira za przeproszeniem. Myślałam, że uda mi się tutaj napisać na ile sobie pozwoliłam, wstyd jednak bierze górę, a szczegółowość chyba niczemu tutaj nie służy. Mogę was uspokoić, nadal jestem dziewicą, a dzięki temu "związkowi" jedynie upewniłam się w tym ,że tego dziewictwa stracić nie chcę aż do ślubu (mojego). Ale miałam pisać jak ta znajomośc potoczyła się dalej. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy. Robiliśmy to samo. I przyszły święta...On wyjechał do rodziny( a przynajmniej tak mówił) i zostawały jedynie smsy w krótkim czasie zmieniły się w sygnały, które z kolei zamieniły się w kompletną ciszę. Próbowałam się dowiedzieć o co mu chodzi, pisałam żewne smsy i równie żenujące wiadomości na gg. On milczał. Postanowiłam więc założyć profil na ilove.pl, nick "msrobinson". Jako zdjęcie wkleiłam facjatę jakiejś przypadkowej, boguduchawinnej dziewczyny i zagadałam do Grzegorza(on również miał profil na ilove) Byłam pewna, że nie odpowie. Uzupełniając bowiem rubryki tego profilu starałam się wykreować taki typowy, seryjny produkt kultury masowej. Bez żadnych ambicji życiowych chadzające na dyskoteki, wysolaryzowane, zdziecinniałe, 19 nic. Dziewczynę, która dodatkowo nie zdała matury, ma tatuaż na plecach w kształcie motyla i pracuje jako barmanka. Wykreowałam dziewczynę ,która była dla mnie kompletnym zerem, jedyne co nas łączyło to pustość. Jak się jednak okazało, Grzegorz chwycił haczyk, nawiązał z nią dialog, najsampierw mejlowy, później w ruch poszło gg. Nie przeszkadzało mu to ,że Karolcia jest wulgarna i pisze jak pokemon (KoFfAnIe, mIsIaCzKu), chciał się z nią spotkać. Zwodziłam go przez jakiś czas wypytując się o jego zeszłe znajomości z kobietami i dowiedziałam się,że biedaczyna jest po "ciężkim związku" i nie chce o tym opowiadać, bo "to zła kobieta była". O ty sku*****! Ty chyba złej kobiety nie widziałeś! Wiem, że pewnie ściemniał naszej Karolince,ale zdecydowanie mnie to zabolało. Wyszło, byłam dla niego łatwa zdobyczą, zabawką,a co najgorsze nie moge mu nic zażucić. To ja byłam panem sytuacji i ja na wszystko pozwalałam. Ja złamałam swoje zasady i teraz wiem ,że nie chcę ich łamać nigdy więcej.

03 lutego 2007   Dodaj komentarz

Ml sem sen, e na jeden den mi oteveli celu...

Postanowione. Mam już konkretny plan na ten cudowny okres dwóch tygodni błogiego spokoju. Jadę na odwyk ;) Od telewizora, internetu i moich godnych pożałowania znajomości internetowych. I nie ma zmiłuj, bo nawet w desperacji nie będe miała jak się dostać do tych narzędzi szatana. Wyjeżdżam do Naglad. Spokojnej, odciętej od świata wiochy. Będę czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Narobiłam sobie niemałych zaległości. Na pierwszy ogień idzie końcówka "Zbrodni I Kary" Dostojewskiego, później mamy w planach epopeje narodową, czyli "Pana Tadeusza", następnie, zaczęte jeszcze w wakacje i do tej pory nieskończone "Osudy dobrho vojka vejka za svtov vlky" czyli po polskiemu "Przygody dobrego wojaka Szwejka". Ale to nie koniec, moje ambicje przewidują jeszcze trzy pozycje czytelnicze. Dokładniej "Polactwo"- Rafała Ziemkiewicza i dwie książki pióra mojego faworyta (Łysiak!), mianowicie "Cena" i "Najgorszy". Jak widzicie lista jest długa, ale Alutka czuje, że tak mocno zaniechała ostatnio swojego rozwoju, że grzechem byłoby, gdyby ten  genialny, darowany wspaniałomyślnie czas dwóch feriowych tygodni zmarnotrawiła! Wracając jednak do planu. Pobyt w Nagladach będzie jednak trochę urozmaicony. Oczywiście cały dzień mam nadzieję będę siedzieć w książkach ,ale postanowiłam zaadaptować mój pomysł z zawinięciem twarzy bandażem. Te dwa tygodnie będą sprawdzianem przed dwoma miesiącami wakacji, chociaż nie sądzę bym się zdecydowała na tak głupi pomysł, w końcu przez dwa tygodnie tylu mężczyzn można spotkać;). No tak, wszystko jednak przede mną,a do ferii jeszcze tydzień i dwie prace klasowe. Fizyka brrrr,ale da się przeżyć i geografia brrrrrrrr, moim zdaniem najczęstszy powód samobójstw nastolatek. Feralnie ostatnio (czyli przed jakimiś dwoma miesiącami) kochani koledzy z II klasy natrafili na moje mp3 pod moja nieobecnośc, a że dzieciaczki w życiu takiej zabaweczki nie widziały to pewnie poczęły wciskać chaotycznie wszystkie klawisze czym zapewne doprowadzili do spalenia płyty głównej. Winnego teraz ze świecą szukać, dodatkowo pan ojciec postanowił mnie uczyć zaradności życiowej i dochodzić naprawy gwarancyjnej muszę sama. A ja ni hu hu nie potrafię. W gruncie rzeczy mam jeszcze 2 lata. Jednak nie o tym chciałam rozprawiać. Chodzi o to, że, gdy nie ma mp3 nie mogę nagrywać ściąg, a praktykę tą najczęściej stosowałam w wypadku prac klasowych z geografii. No trudno trzeba się będzie zacząć edukować. A propo sukcesów edukacyjnych. Moi drodzy, czy wy wiecie kto był najlepszym humanistą według ogólnopolskiego konkursu "Alfik humanistyczny" w województwie Warmińsko-Mazurskim? Hihihi JA! Całujcie mnie w stopy moi drodzy! Ja byłam najlepsza! Tak, żadna Jagusia, żaden Gołot ni Filip, tylko ja! Ehhh Alutka ty masz jakieś kompleksy? Ale przyznaję, nieźle mi się to przysłuzyło w klasowych notowaniach i trochę podratowałam swój honor, po sobotniej olimpiadzie z j. polskiego, gdzie zaliczyłam bolesny upadek. I tak, co ja chciałam napisać? Wiem chciałam wam napisać, że ciągle pracuję nad moją znajomością z Bartoszem. Tzn. chyba bardziej on nad tym pracuje, bo zagadał do mnie po ostatnich zajęciach, ah ten jego usmiech! Hihi jak ja kocham takie rudowate zwierzaczki! Co prawda gadaliśmy góra 5 minut, ale Alutka starała się kokietować jak mogła...mam nadzieję, że te walentynki, choć święta równie durnowatego, nie znam będą bardziej owocne ;)

Post scriptum.Hihihi i tak zginiecie w piekle...Google video - "Mr Szatan" czasami niesmacznie, ale warto ;)

01 lutego 2007   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi