Nie Basia, tylko Ketoprom...
Ależ drodzy panowie, ja nie śmiem negować tego, że jesteście lepszymi kucharzami od nas kobiet, ale sami przyznajcie, raczej nie marzy wam się kariera "przy garach" i miło jest wracając z pracy zjeść coś ciepłego, a zakładając, że nie wszyscy jesteśmy posiadaczami większej fortuny, codzienne chadzanie do restauracyj może nam troche nadpsuć budżet. Tak, tu mogę znów popaść w samozachwyt, gdyż napisałam zdanie na trzy linijki:P Nie wiem co pisać dalej. Muszę się opanować, żeby nie pisać o randkowych przygodach i przemyślenia, a już mi się uzbierał materiał na dwie obszerne notki. Dobrze, w ramach terapii opowiem wam co robiłam wczoraj. Wczoraj, gdzieś tak w okolicach godziny 15, kiedy to słońce cudownie świeciło i wiatr lekko poruszał liściami moich ogródkowych wierzb, coś mi odbiło. Prawdopodobnie nuda, a może potrzeba rozmowy z drugim człowiekiem. Nie, wiem, już sobie przypomniałam. Z racji tego, że za oknem panowała taka wyśmienita pogoda, postanowiłam wybrać się na rower. Istniał jednak pewien problem, w rowerowych kołach powietrza był brak. I nie była to żadna nowostka(hmm, jest takie słowo?), bo już od stycznia odnotowywany był deficyt w tej dziedzinie, ale mimo wszystko jeździłam. Tym razem jednak serca nie miałam żeby sobie tak niszczyć koła i najzwyczajniej w świecie, wysłałam do zupełnie przypadkowych osób (no, dobrze, nie znowu takich przypadkowych. Była to grupa mężczyzn, zamieszkałych w Olsztynie w wieku od 17-20 lat) pytanie na gg o dosłownym brzmieniu "napompujesz mi koła w rowerze?". Niestety muszę powiedzieć, że w tym oto społeczeństwie panuje znieczulica. Na kilkanaście osób odpowiedziały tylko trzy, przy czym nie posiadali oni pompki. No cóż, podziękowałam za trud odpowiedzi i wpadłam na kolejny pomysł, tym razem kierowana chęcią rozmowy. Postanowiłam złowić kogoś na moje niewybredne poczucie humoru i tym razem wystosowałam taki tekst "dzień dobry, boli mnie dziąsło". O dziwo, ten tekst nie okazał się być hitem i nikt na niego nie odpowiedział. Mi jednak rozmowy wciąż było brak i dalej szukałam kogoś z kim mogłabym porozmawiać. Żeby nie było rozczarowań, postanowiłam walnąć prosto z mostu, czyli powiedzieć "dzień dobry, jestem wariatką". No i na ten tekst zareagowała juz większa liczba osób, międzyinnymi niejaki Michał, lat 17, z którym to w porywie szaleństwa umówiłam się na spacer. Biedaczyna, nie wiedział chyba na co się porywa :P Przez bite dwie godziny, opowiadałam mu o wszystkich studenckich historiach, jakie w życiu przeżyłam. Szczerze wam powiem, że sama nie wiedziałam, że taki oratorski talent we mnie drzemie żeby przez tyle czasu trajkotać jak jakaś pani ze straganu. Mi się jednak podobało, po pierwsze, że nie musiałam spacerować sama, po drugie, że odkryłam w sobie taki talent karsomówczy. W rezultacie umówiliśmy się też i na dzisiaj, ale wszystko wskazuje na to, że tego wieczora, w końcu pójdę na "Rysia". Czyli nici. Ogólnie muszę stwierdzić, że ostatnimi czasy dostrzegam ,jakobym nie posiadała żadnych kompleksów. Tak, tak moi drodzy ze skrajności w skrajnośc. Dochodzę wręcz do wniosku, że przez całe życie udawałam, że mam kompleksy, bo to jest lepiej postrzegane, bo ludzie są zawistni, bo nie lubią, gdy ktoś jest bardziej szczęśliwy od nich. Ah dzisiaj jestem szczęśliwa wybitnie. Słońce prima sorta, dzięki tym spacerom łatwiej zasypiam, nie mam podkrążonych oczu, dodatkowo dzisiaj z rana budzę się, spoglądam na komórkę, a tam wiadomość. Treści nie za bardzo zrozumiałam, ale ważne od kogo była :P.Żyć nie umierać. I chyba w tej całej swojej szczęśliwości najzwyczajniej nie chce mi się pisać tego bloga, bo przecież świat jest zbyt ciekawy, by marnować go przed monitorem. Nie bójcie się , Alutka do was wróci;) Widzieliście kiedyś żeby ona ziała takim optymizmem dłużej niż tydzień?