• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum 05 lutego 2007


Aluś nie filozuj...

No tak, dostałam prztyczka w nos. Między innymi za te komentarze przy rozmowie, ale trochę źle zostałam zrozumiana ;) Były one ironiczne, miały kpić zarówno z niego, jak i z mojej takiej pozornej "pyskówki". To tak tytułem wstępu, chociaż nie, odniosę się jeszcze trochę do komentarza pewnego pana, trochę tam namazał, więc powiedzmy, że mu się należy. Rzeczywiście ma pan rację, przesadzam i traktuję Grzegorza jak ojca, to się specjalistycznie bodajże nazywa "kompleks Elektry". I tak sobie dzisiaj przemyślałam swoje zachowanie, przeczytałam nasze rozmowy kiedy jeszcze wszystki słowa "miodem opływały" i kiedy już miodu zabrakło. Niestety wychodzi na to, że na dobrą sprawę, to ja byłam katem! Paradoksalnie, ale naprawdę dochodzę do tego wniosku. Bo w sumie ile razy można pisać, że się kogoś kocha, że się za nim tęskni i otrzymywać jedynie jakieś lakoniczne smsy w stylu "ja też". Eh, jestem beznadziejna...nie, nie pocieszajcie mnie, muszę coś zrobić z tą swoją sztucznością. Muszę nauczyć się okazywać uczucia. Tu potrzeba superniani(żart, wszyscy się śmieją). Sama się nie nauczę, a jak tylko wspominam o psychologu mama się w głowę puka i poleca panią szkolną pedagog. Jak ja się ludzi boję i dać jej zwolnienie to już jest dla mnie sztuka, a co dopiero otwierać się przed nią, jeszcze to wykorzysta:P...Zresztą mamie się nawet nie dziwię, o psychologach i ich zdolnościach mam w sumie zdanie podobne...rozwiązaniem tu albo psychiatra, albo przyjaciółka (tylko co ja poradzę, że kobiet nie cierpię?)...Albo egzorcyzmy. Właśnie, ostatnio, może śmiesznie to brzmi, ale dochodzę do wniosku, że jestem opętana...No dobra, przesadzam, ale powinnam iść do spowiedzi...Tyle, że ja już zapomniałam właściwie jak to się robi i co gorsza nie wiem czy wszystkiego żałuję...No i sprawa podstawowa ja się boję ludzi! Czy wy sobie wyobrażacie jak wielkim stresem jest dla mnie podejść do konfesjonału i się wyspowiadać? Jeszcze, gdy ksiądz jest przygłuchy i muszę powtarzać wszystko po trzy razy, to już kompletnie mnie ten teges...Eh...kiedy to ja ostatni raz byłam przy spowiedzi? Nie jest źle, palce jednej reki jeszcze mi wystarczają, aby to zliczyć, ale...co to była za spowiedź, gdy główne grzechy to było mężczenie zwierzątek i przezywanie kolegów...teraz...nie wyszłabym z konfesjonału przez dobrych kilka godzin...ciekawe czy bym w ogóle rozgrzeszenie dostała...Inna sprawa, jeśli spowiednik byłby młody, to pewnie spowiadając się zgrzeszyłabym myslą prędzej niż dostała rozgrzeszenie...Tak, tak moi drodzy ja jestem złą kobietą...Podstawową jednak przeszkodą jest to, że ja chyba już nie wierzę w Boga...Znaczy się wyznaję wszystkie zasady moralne stawiane przez Kościół, ale w dobrotliwego pana z brodą uwierzyć w stanie już nie jestem...szkoda, bo brak wiary mnie niszczy...Tylko czy ja kiedykolwiek wierzyłam w Boga? Wątpliwe, chadzanie pod przymusem do kościoła, nie bardzo budziło moją miłość do Niego...później przyszedł bunt, na początku chciałam być satanistką, nawet kupiłam sobie taki ładny pierścionek z kiosku Ruchu przedstawiający jakiś twór kozłopodobny i twardo chadzałam ubrana na czarno w zeszycie oczywiście pentagramy, ale jakoś nie czułam więzi z tymi pożeraczami kotów. Przeszłam więc, inspirując się Matriksem,(ha, żebyście wiedzieli jakiego ja miałam bzika na punkcie tego filmu! Słowo daję, scenariusz znałam na pamięć, każdą kwestię) i moim nowym narzeczonym, Keanu Reeves'em na buddyzm. Potrafiłam godzinami siedzieć w pozycji "kwiat lotosu" wyczekując nirvany, ta jednak nie przychodziła, to dałam sobie spokój. Wróciłam na katolicyzm, przez pewien czas bawiłam się w dewotkę, oczekiwałam nawiedzenia, ale i to nie przyszło, a co gorsza zaczęłam filozofować nad doktrynami Kościoła tym sposobem stając się heretykiem. Teraz czekam aż ktoś weźmie mnie za łapkę (niestety tylko dosłownie, wszelkie namowy nie działają) wykąpie w chrzcielnicy i zaprowadzi do konfesjonału. Inaczej ciągle będę trwała w tej swojej pseudoelokwencji i myślała, że oto religia to opium dla mas(Lenin tfu!). Bo właśnie tak rolą zakończenia, dlaczego do kościoła uczęszcza tak wiele kobiet? Dlaczego jest tak mało mężczyzn? Drogą mojego rozumowania wychodzi, że mężczyźni po prostu nie dają się "nabrać" na to wszystko...

05 lutego 2007   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi