A czy ty wiesz, gdzie jest teraz twoje dziecko?...
Notka pisana u babci na imieninach w godzinach 18:09-19:19...
Zadzwonił do mnie, bezczelnik puścił mi sygnała po półtoramiesięcznym milczeniu. Nie wiem co mam o tym myśleć...Z jednej strony przed oczami mam te wszystkie, nie da się ukryć, miłe chwile, poczucie bezpieczeństwa i inne takie farmazony, które odczuwaja kobiety w związku, a z drugiej, to potworne uczucie odrzucenia i dezorientacji. Nie spodziewałam sie, że kiedyś stanę przed takim dylematem todem z brazylijskiej telenoweli. Rozum mówi mi abym nie nawiązywała na nowo kontaktu, serce szepce i przypomina mi te fragmenty znajomości dzięki którym przez miesiąc naszej znajomości chodziłam z uśmiechem na ustach (rany, to brzmi kiczowato!) Zobaczmy jak daleko posunie się pan Grzegorz próbując wrócić w moje łaski. W końcu czas jest najlepszym doradcą. Właściwie wy nie wiecie cóże się tam między mną, a nim tak strasznego stało, że przez 4 notki wypłakiwałam sobie oczy. Znacie jedynie jakieś drobne wzmianki pomiędzy dość obszernym wylewaniem jaka to ja jestem nieszczęśliwa. W dodatku fragmentami obsceniczne, trywialne. Opowiem więc wam dzisiaj tę historię.
Po spotkaniu pierwszy przyszedł czas na spotkanie drugie. Było to dnia następnego, czyli w niedzielę, 7 grudnia. Jako, że pogoda zmieniła się diametralnie w stosunku do soboty, Grzegorz wyszedł z propozycją abysmy pojechali do jego mieszkania. Każda normalna, szanująca sie dziewczyna oczywiście by odmówiła. Nie Alutka. Żeby była jasność, w mojej dziecięcej świadomosci nie mieściło się nic więcej niżli całowanie. Sam Grzegorz deklarował zresztą, że chce mi pokazać kilka teledysków grupy Dream Theater. Podobał mi się, imponował mi swoją widzą, nie wydawał się być niebezpieczny, do stracenia miałam jedynie cnotę. Pojechałam z nim. I rzeczywiście oglądalismy teledyski, później puscił muzykę, usiedlismy na przeciwko siebie, wziął moje dłonie i rozmawialiśmy. W pewnym momencie pochylił się nade mną w wiadomym celu, a ja swoim starym zwyczajem uchyliłam się. Wypiszczałam "ja nie potrafię", a on powiedział abym mu zaufała. Był cierpliwy, mimo kolejnych moich uchyleń, nie dawał po sobie poznać ,że jest poirytowany tym zachowanie (taaa zupełnie jakby już miał do czynienia z innymi takimi głupimi siksami). Szczerze chciałam go pocałować, ale bałam się niesłychanie ,że zrobię coś nie tak. W końcu stało się, złączyłam z nim usta. Wrażenie niesłychane. Co prawda minął od tamtej niedzieli już kawałek czasu, lecz nadal nie mogę się pozbyć rumieńców pisząc o tym. To co wtedy sobie myślałam na ten temat obrazuje fragment Balladyny. Ha, nauczyłam się nawet na pamięć to i przytoczę.
"Stój! Pocałowanie to ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie za każdym pocałunkiem jeden listek spada, nieraz dziewica czysta i smutkiem blada dlatego ,że spadł jeden liść u serca kwiatu nie śmie kochać i daje pożegnanie światu i do mogiły idzie nigdy nie kochana."
Tym był właśnie dla mnie ten pocałunek. Często powtarzałam sobie ten fragment, gdy między nami poczynało się psuć, gdy się spsuło nauczyłam się Fragmentu bodajże "Sonetu do trupa" Andrzeja Morsztyna, ale o tym kiedy indziej. Wraz z tym pocałunkiem Grzegorz stawał się moim księciem z bajki, tym wymarzonym. Aleksander w tamtej chwili był pikusiem, nie dorastał mu do piet. Grzegorz był najprzystojniejszy, najmądrzejszy, najukochańszy. Tak moi drodzy, tak odczuwała to nastolatka. Wracając jednak do biegu wydarzeń. Tego dnia zdołałam mu jeszcze powiedzieć, że mam 15 lat. Reakcja była dośc chłodna, jakoś jednak doszliśmy do porozumienia i znó poczęliśmy się całować. Tyle, że tym razem dłonie pana Grzegorza zeszły niżej. Niekoniecznie uważałam to za właściwie, ale pomyślałam, że jeszcze na to mogę mu pozwolić. Nagle, zupełnie jakby wyczuwając całą sytuację zadzwoniła moja mama. Pytała się, gdzie jestem. Wychodząc z domu powiedziałam, że ide do Magdy M., jak się okazało mama dzwoniła jednak do domostwa państwa M. i nikt tam nie odbierał. Oczywiście, mogłam brnąć, że rodziców Magdy nie ma w domu,a my słuchałysmy właśnie głośno muzyki, ale byłam zbyt rozemocjonowana i ten argument do głowy mi nie przychodził, a mama poprosiła do telefonu wspomnianą wyżej koleżankę, której z wiadomych powodów podac nie mogłam. Argument, że Magda przechodzi mutację głosu by nie przeszedł. Mama kazała mi wracać, w jej głosie nie było słychać zbliżającej się kłótni. W domu sprawę przejął tata. Nie było głośno, drążył jedynie gdzie byłam. Dostałam zakaz przebywania na komputerze. Kara była więc znikoma. Niewiele sobie z niej robiłam i za tydzień (aż za tydzień z nawału zajęć) znów spotkałam się z moim ukochanym. Znów pojechaliśmy do niego, tym razem Grzegorz posunął się jeszcze dalej. Nie dość, że frekwencja jego dłoni na intymnych częściach mojego ciała była zdecydowanie większa, to Grzesiu chyba sprawdzał na ile może sobie pozwolić. Mówiąc "zaufaj mi" sprawiał ,że ufałam mu bez żadnych granic. Nie miałam powodów by się go bać, wszystko działo się za moją zgodą. O dziwo! Gdy teraz to sobie przypominam, wręcz pluję sobie w brodę, jak ja mogłam, przecież zachowałam się jak jakaś pierwsza lepsza zdzira za przeproszeniem. Myślałam, że uda mi się tutaj napisać na ile sobie pozwoliłam, wstyd jednak bierze górę, a szczegółowość chyba niczemu tutaj nie służy. Mogę was uspokoić, nadal jestem dziewicą, a dzięki temu "związkowi" jedynie upewniłam się w tym ,że tego dziewictwa stracić nie chcę aż do ślubu (mojego). Ale miałam pisać jak ta znajomośc potoczyła się dalej. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy. Robiliśmy to samo. I przyszły święta...On wyjechał do rodziny( a przynajmniej tak mówił) i zostawały jedynie smsy w krótkim czasie zmieniły się w sygnały, które z kolei zamieniły się w kompletną ciszę. Próbowałam się dowiedzieć o co mu chodzi, pisałam żewne smsy i równie żenujące wiadomości na gg. On milczał. Postanowiłam więc założyć profil na ilove.pl, nick "msrobinson". Jako zdjęcie wkleiłam facjatę jakiejś przypadkowej, boguduchawinnej dziewczyny i zagadałam do Grzegorza(on również miał profil na ilove) Byłam pewna, że nie odpowie. Uzupełniając bowiem rubryki tego profilu starałam się wykreować taki typowy, seryjny produkt kultury masowej. Bez żadnych ambicji życiowych chadzające na dyskoteki, wysolaryzowane, zdziecinniałe, 19 nic. Dziewczynę, która dodatkowo nie zdała matury, ma tatuaż na plecach w kształcie motyla i pracuje jako barmanka. Wykreowałam dziewczynę ,która była dla mnie kompletnym zerem, jedyne co nas łączyło to pustość. Jak się jednak okazało, Grzegorz chwycił haczyk, nawiązał z nią dialog, najsampierw mejlowy, później w ruch poszło gg. Nie przeszkadzało mu to ,że Karolcia jest wulgarna i pisze jak pokemon (KoFfAnIe, mIsIaCzKu), chciał się z nią spotkać. Zwodziłam go przez jakiś czas wypytując się o jego zeszłe znajomości z kobietami i dowiedziałam się,że biedaczyna jest po "ciężkim związku" i nie chce o tym opowiadać, bo "to zła kobieta była". O ty sku*****! Ty chyba złej kobiety nie widziałeś! Wiem, że pewnie ściemniał naszej Karolince,ale zdecydowanie mnie to zabolało. Wyszło, byłam dla niego łatwa zdobyczą, zabawką,a co najgorsze nie moge mu nic zażucić. To ja byłam panem sytuacji i ja na wszystko pozwalałam. Ja złamałam swoje zasady i teraz wiem ,że nie chcę ich łamać nigdy więcej.