A ja się ino waham...
Dochodzą do mnie głosy (tak, wiem, że to niezdrowo słyszeć głosy), że cofam się w rozwoju. Co gorsza, nie jest to głos jeden, nie sa to głosy dwa, lecz kilka i moje nieśmiałe przypuszczenia w refleksji nad sobą. Chwalę się wagarami? Z której strony by na to nie spojrzeć, właśnie tak to wygląda. Zupełnie jakbym się wielce szczyciła swoimi umiejętnościami w tej dziedzinie, podczas gdy byle gówniarz z gimnazjum zrobiłby to sprawniej, bez strachu i niszczenia butów. Czy tak niskie mniemanie mam o swoich czytelnikach, by sądzić, że podobnymi wpisami im zaimponuję? Chciałabym napisać - nie, lecz obawiam się, że byłoby to kłamstwo. Oczywiscie mogę sie usprawiedliwiać, mogę pisać, że moje życie jest nudne, że jedyną sensacją w nim jest romans dr Lubicza z "Klanu", że nie mam życia towarzyskiego, a łańcuch w moim rowerze nadal jest sztywny, że muszę zatem jakoś odreagowywać wszystkie swoje niepowodzenia, wszystkie kłótnie z ojcem i jedynki. Ale ja wiecznie z siebie robię ofiarę. Piszę o nieszczęściach, które ściągam na swoje własne życzenie. Przez lenistwo, tchórzostwo, własne buractwo. Za kazdym razem zdumiewajace jest jednak to, że potrafię zamienić odrazę czytelnika - jaką pierwotnie powinnam być darzona - we współczucie, pobłażliwy uśmiech. Zgubny uśmiech, bo dający mi poczucie, że w gruncie rzeczy nic złego nie robię, że jestem może jedynie trochę niesforna. Nawet nie zauważyłam kiedy owa niesforność zmieniła się w arogancję i gówniarstwo. Stałam się człowiekiem nieodpowiedzialnym. Z roku na rok, coraz bardziej nie wypada mi być nieodpowiedzialną, a ja wprost przeciwnie, usilnie - jakby łapiąc ostatnie chwile dzieciństwa - próbuję udowodnić, że jeszcze mi wolno, że przecież dorośli mnie upilnują. A tu niespodzianka Alutka, dorosli są bezsilni wobec twojej "niesforności". Owszem, mogą ci dać szlaban na wszystko, telewizor, komputer, co tylko chcesz, ale już nie potrafią cię upilnować. Musisz być odpowiedzialna za to co robisz i przede wszystkim świadoma własnego postępowania. Łot cała filozofia... Bla, bla, bla - przemówił rozsądek, po czym udał się na wieczny spoczynek. Ja to wszystko wiem, ja naprawdę żałuję, ale nie potrafię jeszcze być dorosła, ja się tego boję przeraźliwie! Z drugiej jednak strony, dziecko drogie, kto od ciebie jakiejkolwiek dojrzałosci wymaga? Masz chodzić na lekcje, masz się uczyć i bzdur w Internecie nie wypisywać, tylko tyle. Straszne, straszne jest to wszystko co spotkało mnie w tym roku. Być może źle wybrałam. Od września, dzień w dzień nie mogę się pozbyć wątpliwości, czy jestem na właściwym miejscu. Myślałam, że przywyknę... myslenie nigdy mi nie wychodziło. Nie wiem czy jest sens życia przez kolejne 2 lata w stresie i nic nie robieniu... Bo rzeczywiście, w jedynce do następnej klasy nie zdaje się za samo pokazywanie się w szkole, trzeba jeszcze na lekcjach słuchać. Nigdy nie posiadłam tej zdolności, w gimnazjum jechałam na własnej wiedzy zaczerpniętej zazwyczaj z telewizji. Tymczasem w jedynce nie dość, że się nie uczę, to jeszcze nie mam czasu na własne dokształcanie... Czy jest jednak sens przenosić się, zaczynać wszystko od nowa? Czy jest pewność, że bedzie inaczej? Głupotą byłoby zrezygnować z (jak wieść gminna głosi) jednej z lepszych polonistek w Warmińsko - Mazurskim i Stachurskiego równiez byłoby żal, chociaż ciągle zastanawiam się, czy ma sens nauka u człowieka, który samym wzrokiem zdaje się ci mówić, że jesteś zerem... Lecz skoro polski i matematyka, to przedmioty maturalne, może warto zatem? Pozostaje jedynie historia... ale to już własne chęci, samozaparcie, hektolitry kawy i palpitacje serca...
Halt mich, mein Leben!
No właśnie, niemieckiego też nie ma na tym profilu...