O niczym Alutką zwanym...
Niech to wszystko diabli wezmą. Strony pod domeną photoblog.pl powinny być na moim komputerze zablokowane, bynajmniej! Ilekroć ciekawość mnie tam zawiedzie szlag mnie trafia. Teraz to już wszyscy pociągami się wożą, do Torunia jeżdżą, do Gdańska, a nawet do Krakowa. I jak przy tym wygląda taka Alutka podróżniczka? Nieciekawie, conajmniej. To nie oznacza oczywiście, że teraz chcąc pokazać, że ona może więcej ruszy w podróż do Peru. Niee... To bardzo głupie z mojej strony, ale mam już tak od bardzo dawna. Nie cierpię, a wręcz wprost nie nawidzę dublować zachowań rówieśników. Wychodzi to w gruncie rzeczy na moją niekorzyść, bo wyklucza nawiązywanie z nimi kontaktów, a z drugiej strony wybitnie świadczy o mojej emocjonalnej niedojrzałości. Waham się czy mówić to, co w tej chwili odczuwam, ale myślę, że tym oto sposobem możemy zakończyć rozdział "wagary z PKP". Trochę żal, trochę smutno z tego powodu, ale trzeba iść dalej. Tli mi się kilka pomysłów w tej sprawie, ale póki chwila mnie nie zmusi, poczekam z ich realizacją. A z drugiej strony wiem, że nie będę mogła tak wiecznie. Pomysły niebawem się skończą albo, co gorsze, będą coraz bardziej wymyślne, dziwaczne do granic, które może w pewnym momencie przekroczę. I co wtedy? Nie mam zamiaru być niewolnikiem rozrywki. Trzeba będzie wrócić do korzeni, zadowolić się książką, krzyżówką. Tak jest ze wszystkim. Nie chcę tutaj wprowadzać jakiś anarchistycznych treści, ani ogólnie filozofować, ale im bardziej się w coś angażuję, tym bardziej staje się tego niewolnikiem. W obliczu takiego wniosku czy cokolwiek ma sens? Kolejny paradoks, jeśli przyjmę założenie, że nic nie ma sensu, to czy przypadkiem nie staję się więźniem tej jednej myśli. O ja cię przepraszam, jakie to wszystko jest popaprane. Coraz bardziej skłaniam się ku wizji "Alutka - prosty rolnik" albo chociaż "pustelnik", bo mnie ten świat najzwyczajniej mierzi. Ale teraz, gdy jestem młoda to mogę sobie truć o wolności i życiu w lesie jako wyrazie tej wolności, ciekawe co będę mówić jako schorowana 80 latka, która gdyby nie cotygodniowe wizyty pani z opieki społecznej dawno by z tego świata zeszła... Nie mam pomysłu na moją przyszłość, ale mam nadzieję, że z tego można wyzdrowieć..
W środę popołudniem względnie późnym miałam telefon od kolegi z czasów gimnazjum - Daniela B. Prośba z jaką się do mnie zwrócił nie mogła mnie zaskoczyć albowiem w innym celu nie zwykł do mnie dzwonić. Organizował on kameralną popijawę i korzystając z faktu, że jego koleżanka ze szkolnej ławki wyglada jak matka 5 dzieci, polecił mi bym zapewniła płynny prowiant niezbedny do takich imprez. Tutaj oczywiście wykazałam się skrajną nieodpowiedzialnością, bo jak to cielę posłusznie prośbę spełniłam. Co ja im będę życie utrudniać, jeszcze nie czas na denaturat, ani płyn do spryskiwaczy, a wystarczy, że wszyscy mi zycie utrudniają. Nie bedę się usprawiedliwiać, bo wiem, że to było złe, a przede wszystkim egoistyczne - robiłam to dla własnej rozrywki. Oni zresztą nie są już świeżynkami w tej dziedzinie, gdy usłyszałam jakimi miksturami się zadowalali to tylko jeszcze bardziej mi się głupio zrobiło. Państwo sobie wyobrażają, że oni z dumą wręcz mówili mi o halucynacjach, które zawdzięczali aviomarinovi połączonemu z alkoholem? Dla mnie to właściwie rybka, w co oni się bawią po lekcjach, ale nie mam zamiaru być dnia pewnego ciągana po sądach za to, że byłam łaskawa im udostępnic alkohol...