Żeby życie miało smaczek, raz mężczyzna,...
Niektórzy lubią zbierać znaczki, niektórzy lubią robić zdjęcia, ja lubię mężczyzn. Tyle, że osoby o takim hobby nazywane są zazwyczaj pustymi. I nawet nie będe tego negować. Wiem, że jestem ograniczona i lubię swoje ograniczenie. To instynkt. Koncert był i ja również na owym koncercie byłam. Zagrałam, jak zwykle spartoliłam, ale jakoś niespecjalnie zadecydowało to o moim wczorajszym humorze, który wczoraj był wybitny. Punkt 16 stałam w wejściu V LO czekając na swoje "koleżanki". Z pobliskiej sali, gdzie miał się odbyć nasz koncert już docierały dźwięki gitar elektrycznych, perkusji i pojedyńczych jęków wokalistki. Wkrótce zjawiły się dziewczyny i poszłyśmy do sali prób. Nie czułam się stremowana, lecz jak wiadomo w moim przypadku to wcale nie jest dobry objaw. W każdym bądź razie wkroczyliśmy, ustawiliśmy się ze sprzętem i...to jedyne co zdołałysmy zrobić, bowiem jacyś dżentelmeni oświadczyli nam, że obecnie oni mają czas na próbę. No to tyle sobie pograłyśmy :P Oj panowie... Troche poirytowane usiadłyśmy na zapleczu sceny i ćwiczyłyśmy na "sucho". Szło nawet dobrze, toteż żeby ten stan nam sie utrzymał i instrumenty się nie rozstroiły skończyliśmy "próbę" i rozpoczęła się litania ,jakie to my jestesmy zestresowane. I tak, w pewnym momencie na zaplecze wkracza pewien gitarzysta. Tak, ja chyba skądś znam tę twarz, gorzej ta twarz mi się podoba, owa twarz wzraca swój wzrok w moją stronę, nastepuje pewna konsternacja z obu stron, "powiedzieć cześć, czy nie powiedzieć". Ponoć to kobieta ma wysyłać te jakoweś sygnały, aby mężczyzna mógł wkroczyć do akcji, więc Alutka szybciuteńko się uśmiecha. Znaczy się daje znak, że rozpoznaje osobnika i chce w jakiś sposób to zaznaczyć. Osobnik mówi cześć, Ala odpowiada, osobnik podchodzi i zaczyna rozmowę. Jes! Jes! Jes! Więc to się nazywa podryw? Hihihi...ależ wybaczcie, zapomniałam go wam przedstawić;) Zowie się Bartek, tak jak ja pobiera nauki u Kowalskiego, tyle, że na git. elektrycznej. W sumie nigdy byśmy się nie poznali gdyby nie próby przed koncertem (tym wcześniejszym). Zostałyśmy bowiem z Anetą przydzielone do dwóch różnych zespołów na czas koncertu. Ja niestety trafiłam do tego drugiego, ale mimo wszystko miałam okazje się z nim widywać,gdyż miał zajęcia przed moimi i mijaliśmy się w drzwiach. Wydawało mi się jakoby nie patrzył na mnie obojętnie, ale rozsądek o czywiście przyganiał mnie, że to moja wybujała wyobraźnia. Hihi, a teraz wracając do opowieści, Bartek, jak juz napisałam, podchodzi i zaczyna rozmowę (z własnej nie przymuszonej woli!) o koncercie, standardowo o stresie i o utworach jakie gramy, z kim gramy etc. Niestety nie trwa to długo ,Bartka w krótkim czasie wołają koledzy i odchodzi. Swoją drogą, jakie ja idiotyzmy w jego obecności mówiłam, w ogóle słów nie mogłam dobrać, ale chłopak najwyraźniej się nie zraził, przyszedł bowiem jeszcze na chwilę porozmawiać, tyle ,że tym razem ja i moje współtowarzyszki musiałysmy wyjść na scenę. Założyłam nawet okulary, które rzekomo miały mi pomóc pokonać stres, ale owe okulary niewidki niewiele mi pomogły,nawet mogłyby mnie kompletnie skompromitować, gdybym przezornie nie przyczepiła ich na sznurek. Ale pal sześć występ, żywnością nie rzucali, na zapleczu nie zabili, więc było ok, ja i tak w tamtej chwili żyłam czym innym. Dobrze się domyślacie :P. Bartek jednak niespodziewanie zniknął na jakąś godzinę ,co było robić , trochę zrezygnowana słuchałam dalej koncertu. Wrażenia? Fatalne nagłośnienie, mikrofon to była wprost rzeź. Publiczność beznadziejna, pełno jakiś oszołomów, którzy przyszli jedynie po to by się wyśmiewać. Stałam sobie tak konstatując, gdy ku mojej radości na scenę weszła w końcu zguba, wraz z zespołem. I muszę przyznać, że całkiem fajnie grali (nie to żebym była stronnicza :P), chyba najbardziej profesjonalnie ze wszystkich dotychczasowych. Wokalistka naprawdę ciekawa barwa i tylko nasz Bartus jakby trochę się gubił...Mimo wszystko było ok, po nich jeszcze grało kilka grup. Nie chciało mi się tam stać, wyszłam na korytarz i udawałam, że piszę smsa. Oczywiscie liczyłam na to, że może mój najnowszy obiekt westchnień będzie przechodzić, może zagada czy cuś. Tak, tak łudź się Alutka łudź. Bartosz rzeczywiście przechodził, ale w grupie kolegów i ledwo tylko na mnie spojrzał. Zrezygnowana znowu weszłam do auli i wsłuchiwałam się w dalsze występy. Właściwie straciłam juz nadzieję, że pan Bartek będzie chciał porozmawiać i moim jedynym strapieniem było to, jak odzyskać swój piecyk ze sceny. Na szczeście nie byłam w swoim strapieniu odosobniona, na scenie stało bowiem tyle różniastych piecyków, które czekały na swoich właścicieli, że nie musiałam się głowić, że nie będę umiała go odzyskać. W końcu występy się skończyły i ruszyłam na scenę, a za mną nie kto inny jak Bartosz! Hihihi! I cóże tam dalej. No wszyscy zbierali się do domów, ja również i wyżej wspomniany pan również. Musiałam jednak czekać aż łaskawie ktoś po mnie przyjedzie stąd też ustawiłam się przed wejściem i czekałam. Rozmawiałam z Magdą i czekałam. A za plecami czekał on. Wkrótce przedwejście się wyludniło i wyszło na to, że stoję już tam tylko ja, Magda, on i jakaś dziewczyna. Nieurodziwa :>. Cicho więc rzeczę do Magdy, że własciwie juz może iść. Ona znając mnie na wylot skojarzyła o co gra się toczy i bez urazy poszła do domu, a ja zostałam sama. Oh cóż to za przypadek, że tamta nieurodziwa dziewczyna również szybko się zmyła:P Hihihih! I zostalismy sami >:D Nie trzeba było długo czekać żeby rozmowa się wywiązała. Na pierwszy ogień poszedł temat - ciężkość naszych piecyków. Oczywiście jego był większy xD. Później szkoła, do jakich szkół chodzimy, jak to jest ciężko. Przy okazji dowiedzieliśmy się ile kto ma lat. Ha! Powiedziałam prawdę:P I teraz uwaga. Wiecie ile lat ma pan Bartosz? Hę? Hihihi! Alutka was zaskoczy! Pan Bartosz ma lat 16! No, no no,od 11 roku życia nie kombinowałam z 16 latkiem :P Tzn. kombinować,to chyba za duże słowo jak na tą znajomość ,ale coś na pewno jest na rzeczy. I dobrze, może się nawróce na dobry tor. Ci studenci mi na dobre nie wyszli. Bartek nie jest taki zły, tylko...no ten teges...on dopiero zaczyna przeżywać bunt, noszenie naszywek ulubionych zespołów na plecakach i głoszenie haseł "pie*** system",a mnie już to nie bawi...Ważne za to, jest wysoki :D Tak, to lubię...No,ale zobaczymy jak tam ta znajomość sie rozwinie. AAAAAaaaale! Nie powiedziałam wam najważniejszego. Wkrótce na horyzoncie pojawił się mój brat, który miał po mnie przyjechać. Ok, powiedziałam "cześć" do Bartka, wręczyłam bratu piecyk, sama chwyciłam gitarę i juz wyrwałam do przodu, gdy patrzę, za moimi plecami...mój ukochany brat przedstawia się Bartkowie. Eeee myślę sobie co mu do łba strzeliło, nigdy wcześniej nie zwykł się przedstawiać moim znajomym. Myslę sobie "zięcia szuka czy co?". I tak nagle przebiega mi przez myśl...Cholera, Bartek mógł sobie pomyśleć, że Bernard to mój chłopak! Wiecie, że to takie przedstawienie a'la "cześć, Bernard-to moja laska", no właśnie Bartek mógł tak sobie pomyśleć ,a ja głupia biernie szłam do samochodu, zamiast zrobić tył w zwrot i walnąć tekścik "Bartek-mój kolega, Bernard-mój brat". Jeśli ten incydent zaważy na tej znajomości to zachlastam siebie i przy okazji mojego pomysłowego braciszka. Ale zobaczymy, nastepna konfrontacja z Bartkiem we wtorek, za tydzień. A już w tą sobotę spotkanie z 29 letnim Sławkiem...popaprało mnie zupełnie.