Szczere postanowienie poprawy...
Tak się zbieram do napisania tej notki już kilka dni i nic mi z głowy wyjść nie chce...Właściwie to już tydzień temu miałam jakiś ogólny zamysł, ba nawet nakreśliłam już kilka słów, lecz akurat musiałam ustąpic miejsca przy komputerze. W poniedziałek z kolei tacie udało się wysledzić jedno z moich przestępstw , ku jego ukrywanej radości. Przez cały tydzień widać było po nim,że całą tą rodzinną sielanką jest już zmęczony. Szukał, więc szukał, coraz bardziej sfrustrowany niemożnością znalezienia. Gotów byłby jeszcze sam sfałszować jakiś powód do kłótni, ale oto zasięgnął do swej pamięci i znalazł! Mam Cię! Znowu myjesz codzień głowę?! Tak, tato i póki nie wywieziesz mnie do jakiejś chatki oddalonej od ludzi w odległości conajmniej 20 kilometrów. Wierzę jednak ,że byłbyś do tego zdolny, dlatego tfu, odpukać. Ale...w sumie takie odosobnienie oprócz tego,że jedynie bardziej bym zdziwaczała, mogłoby być źródłem wielu innych korzyści. Wszystko zależy od tego z jakimi przedmiotami zostałabym zamknięta. Jeśli z biblioteczką, na pewno wzbogaciłabym się intelektualnie, pod warunkiem, że nie byłyby to Harlequiny, wtedy zaczęłabym opracowywać proces technologiczny pozyskiwania papieru toaletowego. Z kolei zamknięta z zeszytem i długopisem, coś bym napisała. Zastanawiam się jedynie czy byłby to pamiętnik, czy książka. Książka wymaga lepszego warsztatu. Inna rzecz, że w innych warunkach książki nigdy nie napiszę, bo ciągle coś mnie odrywa. A to program w telewizji, a to kusząca możliwość wyczekiwania aż ktoś do mnie na gg napisze, Alutka jest bardzo słaba na takie bodźce i zawsze się oderwie od jakiegoś pożytecznego zajęcia na rzecz zupełnie nic nie wnoszącego czekania aż odezwie się jakiś Romeo. Ogólnie dzień, czy dwa temu miałam taki pomysł, aby usunąć telewizor z salonu, lecz niestety pomysł został wysmiany. Jak wszystko co wychodzi z moich ust. Wiecie,że to niesamowicie może na człowieka szkodliwie działać, gdy ma tą świadomość, że wszystko co mówi to głupoty...To niesamowicie frustrujące...Wśród moich pomysłów znalazła się także myśl, aby zabandażować sobie usta na dwa miesiące (wakacji) i odżywiać się rurką. Zapewne myślicie, że żartuję. Nie, mówię poważnie. Taki eksperyment. Same korzyści. Niemożnośc odzywania się powodowałaby,że swoje słowa musiałabym wylewać na papier, zapewne w jakichś długich wywodach. Dodatkowo podczas tego doświadczenia nie zaszkodziłabym sobie ani jednym słowem, znaczy się nie mogłabym w chwili kompletnie podłego nastroju powiedzieć komus co na prawdę o nim myślę , tym samym burząc ancient regime, który dajmy na to był bardziej korzystny. Następnie z niepraktyczności sposobu odżywiania musiałabym tą czynność ograniczyć do minimum ergo możliwe, że zaczęłabym bardziej akceptować siebie w mniejszej wadze. Następnie zaprzestałabym także tego ohydnego procederu obgryzania paznokci. Ale jest i minus. Ta okropna świadomość, że może przez to milczenie straciłabym okazję poznania mojego księcia. Poza tym nie wiem czy z medycznego punktu widzenia nieodzywanie się przez 2 miesiące nie poczyniłoby jakiś zmian w moim aparacie mowy. Ale żem odbiegła od tematu. Zasiadając tutaj miałam napisać po części o koncercie. Tyle,że jakoś nie za jest o czym pisać. Kazik i reszta zespołu jak zwykle świetni. Trochę rozczarowałam się jeśli chodzi o atmosferę klubową. Pełno dymu i tłum spoconych nachlanych ludzi. W tym pewien procent zboczeńców, który to niestety miałam nieprzyjemność poznać. Co prawda niegroźny, ale jakże mi się to nie spodobało(uhm,Alutka nie kłam :P). Przy piosence "Łączmy się w pary, kochajmy się" taki drobny blondynek lat 18-19 zaczął mnie obejmować. Obróciłam się, nie wiedząc jak wygląda ten zuchwalec, a że ciekawy nie był, rzuciłam tekst "nie musisz mnie obejmować" heheh śmiesznie brzmi,ale chłopak zrozumiał...W czasie koncertu znalazł sie jeszcze jeden śmiałek w wieku około 30 lat, chcąc mi wcisnąć piwo, ale my znamy takie numery ,zresztą mama mówiła żeby nie brać cukierków od obcych ludzi, to odmówiłam. Co tam jeszcze? Gdy koncert się skończył wszyscy cisnęli się na schodach wyjściowych. Niestety cisnęli się bardzo dosłownie. Jako że stał za mną jakiś chłopak na mojej nodze wyraźnie (od)cisnął się jego ekhm. Ale oszczędze wam dalszych wrażeń:P. Hmm...czy ja coś jeszcze chciałam zawrzeć w tej notce? Nic mi na myśl nie przychodzi....Aaaaaa miałam wam opisać moją wczorajszą furię z powodu tragicznie niskiego wyniku na konkursie j.polskiego jednak szczerze mi sie nie chce, a za chwilę muszę lecieć do kościoła...Napiszę jutro albo pojutrze, za tydzień, albo za miesiąc , bo w moim magicznym domu...
Ps. właśnie sobie przypomniałam, że wczoraj w ramach tej furii chciałam diametralnie zmienić swoje życie. Postanowiłam nie kłamać....śmieszne