Histeryczka,hipochondryczka i wariatka...
Niestety ,jak to zwykle z kobietami bywa (a w szczególności z tymi w okresie burzy hormonalnej)zmieniłam zdanie i po raz kolejny poszłam na spotkanie ,ze studentem (of course).Tym samym muszę tez złamać obietnicę ,która składałam w poprzedniej notce i nadal prowadzić moje mydlane opowieści o żenujących przygodach randkowych. Tym razem padło na niejakiego Kazika,poznanego ,jak się juz domyślacie przez internet. Decyzja o spotkaniu była dość szybka ,bo i zaistniały ciekawe okolicznosci.Otóż z panem Kazimierzem znaliśmy się(internetowo) już z przed roku ,jednak nasze kontakty jakoś wygasły i tak oto pewnego sierpniowego południa od zywa się do mnie nieznany numer.Nawiązuje się rozmowa ,w krótkim czasie dowiaduje się ,że juz kiedyś rozmawialiśmy i pada pytanie "a co u ciebie slychac, jak tam matura?" .Nie chciałam się już motać w odpowiedzi ,było mi wszystko jedno i prosto z mostu powiedziałam ,że niestety ,ale został przeze mnie okłamany.Reakcja ,jak zwykle ,najpierw śmiech potem zdziwiona buźka i komentarz ,że nie zachowuję się jak na swoje lata. O dziwo nie zakończył rozmowy ,nawet zaproponował spotkanie,a że byłam pogrążona w nastroju "wszystko mi wisi alias róbta co chceta" zgodziłam się.Umówilismy się na starym mieść w godzinie popołudniowej na spacer.Wspomnę jeszcze ,że było mi dane zobaczyć jego zdjęcia na których widniał całkiem przystojny mężczyzna ,były to jednak zdjęcia jedynie twarzy ,nie było widać budowy ciała itp. ,ale wszystko wskazywało na to ,że b ędzie to raczej wysoki młodzieniec budowy normalnej.Tak ,wiec odczuwałam pewną radość ,że w końcu trafił sie jakiś "niewypłoszowaty" amant ,jednak jak zwykle się pomyliłam. swoim zwyczajem wcisnęłam Mamie kit (bede się smazyć w piekle ,wiem :P) ,że idę do znanej wam już z tego bloga koleżanki Joanny.Kit został przyjęty i w krótkim czasie znalazłam sie na starówce.Trochę się pospieszyłam ,więc miałam półgodziny luzu ,usiadłam w amfiteatrze i ogladałam kwiat polskiej młodzieży raczący się trunkami.Na szczęście czas umilał mi mój nowy kochanek ,(:P)czyli odtwarzacz mp3. Po mniej więcej dwudziestu minutach wstałam i postanowiłam usiąść przy pomniku Nicholasa Kopernika wyglądając Kazika.Wolnym krokiem zbliżałam się ku postaci naszego wybitnego astronoma ,a moim oczom ukazywał się jednak ktoś jeszcze. Miałam przewage ,nie widział mnie,ciągle jeszcze mogłam niepozornie zbiec z miejsca spotkania lecz wspomniany już wyżej nastrój nakazywałam mi zostać wedle Papkinowej zasady "Niech się dzieje wola nieba ,z nią sie zawsze zgadzać trzeba". Podeszłam ,powiedziałam cześć,usłyszałam odpowiedź i ruszyliśmy na spacer ,racząc się rozmową lub wymowną ciszą ,słowem mówiąc, jak zwykle ,jednak w tym wypadku było mi jakoś inaczej może przez to ,że zdradziłam swój wiek.Właściwie nic szczególnego się nie wydarzyło ,ja robiłam jak zwykle za szara myszkę ,a on...hmm...on właściwie też ,ale myślę ,że u niego jest to bardziej naturalne.No właśnie ,zapomniałam wam go opisać...Myliłam się bowiem pod tym względem ,że moim oczom zamiast wysokiego bruneta ukazało się ,niewiele wyższe ode mnie chucherko,brunatne ;) W sumie z kazda chwilą rozmowy przestawało mi to przeszkadzać ,jednak zaczęłam również zauważać ,że jakby owy chłopczyk jest taki strasznie niemęski...Znaczy się wszystko miał na miejscu ,ale brak mu było tego wrodzonego instynktu przywódcy ,jak się zreszta później przyznał ,woli kobiety dominujące.(hehhe lateks ,biczyk i "come to me my little boy"). W sumie śmieszna sprawa ,bo cała rodzina od strony mojej mamy to dominujace kobiety i pantoflarze,ale to tylko taka dygresja ze swojej strony wolałabym mieć jednak mężczyznę który by mną kierował ,a nie na odwrót. W ogóle tak troche odstepując od tematu ,niedawno doszłam do wniosku ,że w internecie ,wiekszośc mężczyzn ,którzy do mnie piszą ma do 175 wzrostu i najwyraźniej szuka niańki.Panowie pora dorosnąć,żona nie będzie robić za drugą matkę,a przynajmniej ja nie mam takiego zamiaru!No ,ale wracając do tematu spotkania,możnaby je nazwać hmm...maratonem?Nie chodzi o szybkość lecz o odległość jaką przeszliśmy,spacerowalismy bowiem jakieś 3 godziny ;) i chyba z każdą godzną jakby znikało spięcie ,ale minimalnie...W każdym badź razie zostałam miło zaskoczona ,bo zapytana ,czy bedę się chciała jeszcze spotkać,odpowiedziałam "tak" ,a na potwierdzenie pożyczyłam od niego książkę ;) W sumie dobry trik,ale nieumyślny.Chodziło bowiem o "Proces" Kafki ,którego nigdzie niemogłam znaleźć.Znaczy się mogłam w bibliotece lecz ostatni raz z takowej korzystałam chyba w 6 klasie,a wypożyczoną książkę oddałam po hmm....ustalmy ,że długim okresie czasu...Do domu powracałam w nazwijmy to lekkiej euforii.Niestety owa euforia została połączona z typowym dla nastolatek hmm...jak to nazwać...takim jakby "robieniem z igieł wideł" i nie spałam całą noc.Komicznie to brzmi,dlatego dam wam radę z nastolatkami trzeba "na chłodno" ,bo później jeszcze się wycieńczą od nieprzespanych nocy.Ogólnie wrażenie jest takie: ciągałam go po lasach i najciemniejszych zakątkach ,a ten w żaden sposób tego nie wykorzystał...zresztą w moim wypadku chyba nawet seryjny gwałciciel by nie skorzystał...dżentelmen się znalazł...phi...Z perspektywy trzech dni ,jak zwykle po randkach mam wielkiego doła i zaczynam prawić swoje mądrości o tym ,że właściwie jestem człowiekiem asocjalnym i bardzo ,ale to bardzo przydałaby mi się wizyta u psychiatry,oczywiscie rodzice pókają się w głowę i mówią ,abym poszła do szkolnej pedagog. Tak tak pani niedoszła psycholog na pewno mi pomoże...Rany boskie ja naprawdę jestem nienormalna!