Repetitio est mater studiorum (powtarzanie...
Mówiłam, że kocham słońce? Tfu, cofam te słowa. Czy wy widzicie, co ono mi zrobiło?! Czy widzicie?! Skrzywdziło mnie! Wyglądam jak cyganka! Boże, co ono zrobiło z moją jaśniutką cerą...nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy lubią się smarzyć na słońcu. Nie mogę na siebie patrzeć. Chyba powinnam sobie sprawić jakieś okulary, tyle, że te na pół twarzy jakoś niespecjalnie wzbudzają moją sympatię...w okularach mi nie do twarzy...w worku za to owszem:P Rany, dlaczego w tym roku w ogóle nie było wiosny? Tylko tak bach - lato, gorąco, upały. Ja wiem, jakby nie było narzekam, ale no sami powiedzcie, ten klimat taki jakiś dziki się nam zrobił. Koniec świata się zbliża, ponoć w 2012 ma nas zastać, to nawet mistrzostw zdążyć nie zdążymy, czyli wiadomo dlaczego zostały one przydzielone Polsce. Hmm 2012 rok...ciekawe kim wtedy będzie panna Alicja K. Czy tak jak planowała w 21 roku życia będzie już miała męża, dostanie się na studia prawnicze i będzi na dobrej drodze do zamieszkania w jakimś wyciszonym miejscu. Ciekawe, bo brzmi to ładnie, lecz dość rozbierznie, gdyby porównać to z drogą, którę obecnie kroczy i ścieżkami, które wybiera. Ehh, nawet mi się nie chce snuć tych moich fatalistycznych wizji, ale możecie być pewnymi, że te urodziny będą tak samo niewesołe jak poprzednie. Dobra, sza na ten temat już. Czy wy wiecie, jakie piekło przezyłam w ten wtorek? Nie macie pojęcia, otóż to. Krzyk, zgrzytanie zębów i płacz, nie to nie kolejny przegrany konkurs. To powrót mamy z wywiadówki. Oj się działo. A wszystko to dzięki panu od chemii. Oceny próbne mniej wiecej zostały już wystawione. Ala ze swoich ocen jest raczej zadowolona, wszystko wskazuje na to, że jej świadectwo dumnie będzie przekreślone biało-czerwonym paskiem, lecz jest jedno "ale"...Chemia. Czy ja wiem? Ja tam lubię ten przedmiot, tyle, że nauka tego przedmiotu zwykle nie idzie mi gładko. Właściwie w ogóle nie idzie, bo żadko chwytam się podręcznika. I niestety złożyło się tak, że moja skuteczność w unikaniu wszelkich kartkówek i bywanie na konkursach doprowadziła do tego, że ilość ocen w dzienniku z tego przedmiotu przy numerze "8" jest równa 1. Podkreslam, że ilość, a nie wartość tej oceny. Ocena zowie się dostateczny plus i jest wynikiem z pracy klasowej działu "Węglowodory i pochodne węglowodorów". Z racji tego wysypu ocen w moim przypadku, rubryka, w której powinna być proponowana (to się nazywa błędne używanie słów) ocena, ma notatkę "NK", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Nie Klasyfikowany". Zasadniczo nie wiem, co oznacza to w rzeczywistości, zapewne z taką oceną mogłabym liczyć na powtórkę klasy, ale w każdym razie nie to było powodem trzaskania drzwi we wtorkowy wieczór. Otóż, moja mama, oczywiście zatroskana i zdezorientowana wynotowanym na kartce "Chemia: NK" postanowiła się zwrócić do nauczyciela tegoż przedmiotu z zapytaniem, o co chodzi w moim przypadku. Ten odparł, że lekceważę jego przedmiot i jedyną moją oceną jest "1". Znaczy się, ja własciwie nie wiem, jak ta cała sytuacja wyglądała. Gdy moja mama przekroczyła próg domu, nie słyszałam niczego innego oprócz tego, jaka to ja jestem beznadziejna i kim zostanę w przyszłości. Później tata spokojniej, choć z samym tym przysłówkiem nie miało to wiele wspólnego, wyjaśnił mi, że jedyną moją oceną z chemii jest pała. Właściwie nie był to dla mnie szok, bo do tej pory zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam zbyt wielu ocen z tego przedmiotu, myślałam nawet, że nie mam ich w ogóle, a fakt, że jest to jednak jedynka przyjęłam bez większych emocji. Zastanawiałam się jedynie kiedy zdążyłam ją "zdobyć", a że, gdy myśleć nad tym zaczęłam doszłam w końcu do wniosku, że to niemożliwe, że w takim przypadku powinnam mieć jeszcze wspomnianą wyżej tróje plus. Tłumaczyć tego rodzicom siły jednak nie miałam, bo odbioru nie byłoby żadnego, od tamtego wieczoru jestem na cenzurowanym. Natomiast, w środę ku mojej uciesze dowiedziałam się, że żadnej jedynki z chemii nie posiadam, a życzliwy informator o mojej rzekomej fatalnej sytuacji poprostu się pomylił. Człowieku, jeszcze kilka takich pomyłek, a mnie będą z chodnika zbierać. Boże...a zakwas w domu jest nadal. Dzisiaj miałam pisać zaległą pracę klasowa żeby dostarczyć ocen, grzecznie poświeciłam swój prywatny czas, przyszłam na kółko chemiczne, a ten mi oznajmia, że się z nim nie umówiłam. Ej, tak przy wszystkich?:P Zasadniczo dla pana to ja mam czas zawsze, ale chyba pan ma żonę:P Dobra, żarty na bok, powiedział, że pisać bedę na kolejnej lekcji w poniedziałek, w sumie nawet mi to na rękę, bo gdybym pisała dzisiaj pewnie nie dostałabym nic lepszego od tej tróji. A tak ogólnie marzy mi się żeby podciągnąć się trochę i na koniec dostać 4,ale coś czuję, że on mi nie popuści i będę się teraz musiała narawdę przyłożyć, aby łaskawy pan doszedł do wniosku, że taką ocenę wstawić mi może. Zasadniczo lubię tego człowieka...