Finiszujemy i winszujemy...
Otwierajcie szampana i patrzcie - tak wyglada kobieta sukcesu;) Przyszły wyniki, które to może nie były tak optymistyczne jak wieściłam, lecz mimo to wprawiły mnie w nastrój bardzo dobry. Tym bardziej, że znalazłam się w klasowej czołówce. Choć szczerze przyznam, że tak na prawdę całe te egzaminy to jedna wielka loteria, udało się w tym roku, lecz czy udało by się w roku następnym już bym głowy nie dała. Bo faktem jest, że tegoroczne arkusze były banalne. Takie życie ;) A moje pomimo tam jakichś jednodniowych wpadek, coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Po powrocie ze szkoły, uwaliłam się na kanapę, włączyłam telewizor i spojrzałam na stół, na którym przed chwilą zawiesiłam swoje giry (bo nóżkami chyba tego nazwać nie można:P). Tak patrzę, patrzę, czy poczytać leżący od dwóch tygodni program tej nieszczęsnej wycieczki, czy też dla odmiany telewizyjny, gdy tymczasem w zasięgu mojego wzroku pojawia się moja ulubiona lektura - gazetka reklamowa:P. Jogurty, mąki, kiełbasa, sprzęt RTV, ogórki i czego to tylko dusza zapragnie. Fascynujące! Podwawelska po 8,99 za kilogram! No, no, to się postarali, ciekawe z którego przemiału...Dobra, przeglądam dalej, kosmetyki, zabawki ubrania, przejeżdżam wzrokiem od jednej krawędzi do drugiej i szok. Moje oczy zatrzymują się na torsie pewnego modela. Oh my God (jak to zwykły mawiac amerykanki przeglądając się w lustrze po 10 operacji plastyczej w ramach programu "Łabędziem być")! Skrzywdzili biedaka. Na potrzeby reklamy wystrzygli mu całą sierść z brzucha i klatki piersiowej. Doprawdy, jestem w szoku totalnym, po raz pierwszy widzę takie poświęcenie :P. Gdyby mój chłopak/mąż (potencjalny of course) zrobił coś podobnego, zastanowiłabym się solidnie, czy przypadkiem wieczorami nie giną mi sukienki z szafy. Co to się dzieje teraz z tymi mężczyznami? Czy oni na prawdę poszaleli? No, jak tak można?! Mężczyzna powinien być zarośnięty kompletnie:P Oczywiscie nie mówię, że ma chodzić z pół metrową brodą, ale żeby ścinać włosy na klatce piersiowej to już jakaś patologia, to zboczenie! Otóż to. Ten niezwykły przypadek podtrzymał mój dobry humor do tego stopnia, że sprawdziwszy absencję jakichkolwiek produktów zdatnych do spożycia w lodówce postanowiłam własnoręcznie ugotować zupę dla debili - czyli instant. Wiosenna się nazywała i na jej opakowaniu pisało "moc warzyw". Aż się przestraszyłam, że z torebki wyleci kapitan Planeta, który to miał różne podobne moce (moc ziemi, moc wiatru, moc ognia - "z waszych połączonych sił, powstaję ja - Kapitan Planeta! - ruszaj Planeto!" - nigdy tego nie zapomnę, bajki z dzieciństwa:P) Wiem, odlatuję już tutaj, ale to widocznie po tej zupie. Pocieszam się, że jej zielony kolor jest kolorem prawidłowym, no w końcu "wiosenna". Dobra, to tyle, miałam dokończyć to wczorajsze, ale ilość przerosła treść, to się musiałam opamietać;) Zakończenie było takie, że obudzona tym budzikiem byłam zła maksymalnie, dodatkowo wszyscy zapomnieli, że istnieję i nikt nie zjawił się po mnie na dworcu. Z podróżna torba na ramieniu wracałam przez pół miasta, przyciagając wzrok szerokiego grona gapiów, a przy okazji mojej nihilacji nikt też nie pomyślał o tym, że muszę tego dnia jeszcze trafić na zajęcia basu, więc po raz drugi, tym razem z gitarą w łapie musiałam przemaszerować połowę drugą. Jakby tego było mało, okazało się, że nikt mnie nie poinformował, że tego dnia zajęć nie ma, bo koleżanka gitarzystka powiedziała, że na żadnym koncercie grać nie będzie. Na szczęście Kowalski się zlitował, powiedział żebym usiadła i dopisał mnie do innego gitarzysty przy okazji żaląc się na tą oto sprawczynię całego zamieszania z taką dokładnością, że myślałam, że zaraz usiądzie zacznie mi opowiadac o swoich problemach małżeńskich. (Ależ ja chętnie pocieszę ]:->). Kilka razy przegrałam z nim nowy numer i dnia jutrzejszego znów mam koncert. Tym razem na olsztyńskiej starówce....