Wszystkie dzieci nawet złe, pogrążone...
To wręcz niepojete, jak wiele czasu tracę na zazdrość, a to zwykłe frajerstwo, proszę państwa, jest. Zamiast robić coś konstruktywnego, ciągle skupiam się na wpadkach i wypadkach ludzi mi bliżej znanych. Widocznie sprawia mi to nieopisaną radość. Wyglada jednak na to, że jest to hobby szkodliwe. Przez te oto wakacje zauważam, że trochę cofnęłam się w rozwoju, a moje mniemanie o sobie rozrosło się do rozmiarów niepojetych. Łatwo można rzecz ta udowodnić lustrujac letnie notki. Jest coraz mniej "reportazy", a coraz wiecej rozwodzenia się nad wszelakimi aspektami życia i na siłę wciskanie swojego zdania, jak na przykład ta już sławetna "niechęć do przyjaźni". To smieszne, to raczej taki szpan. Ala dośc często próbuje pokazać się od strony jak najgorszej, by później nikt nie był zawiedziony. Dlaczego tak naprawdę z nikim się nie koleguje? To czysty strach przed nawiązywaniem relacji i związanym z tym odrzuceniem. Podłoże zapewne zwiazane z wczesnym dzieciństwem. Dośc wiec tych nadmuchanych wywodów i rażacych snobizmem notek. Wróćmy do starej, sprawdzonej formuły tegoż bloga. Się niewyspałam tylko dodam.
Rower, rower, to jak już wielokrotnie pisałam pojazd niezwykle przeze mnie umiłowany. Ostatnio narzekałam, że nie mam gdzie jeździć, totez odważyłam się poszerzyc moją stałą trasę o kierunek Bartążek. Czyli wokoł jeziora, a nastepnie już po staremu. Wczoraj kontrolnie przejechałam cały ten odcinek i muszę przyznać, że była to decyzja dobra. A przynajmniej Ala przezyla kolejną lekcję anatomii męskiej. Nie brzmi to zbyt dobrze, widze, jak już wstrzymujecie oddech, ale spokojnie. A otóż, jak wspomniałam, rzecz dzieje się w okolicy przyjeziornej, że wczorajszy dzień zaliczał się do ciepłych to i na plażach odnotowano wysyp ludzi. Ala w tym roku się o dziwo jeszcze nie kąpała i specjalnie planów swych w tym kierunku nie układa, ale bicyklem objechać jeziora nigdy nie odmówi. I tak wieczoru pięknego, gdy słońce z nieboskłonu schodziło przyprawiając je ciepłą czerwienią, Ala z pięknie wtapiajaca się w ten kolor twarzą, zziajana, przemierzała kręte ścieżki przy bartąskim wodostanie(jest takie słowo w ogóle?). Gdy w pewnej chwili zaczęła wyłaniać się zza zakretów, jej oczom, jakies 100 metrów, zaczął ukazywać się mężczyzna, na oko 30 paro letni, lecz już z dobrze wyrobionym mięśniem piwnym, stał przy samochodzie. Z początku wzrok Ali przykuł dość dziwny kolor jego ubrania, bowiem wydawało jej się, że własciwie tego ubrania nie ma, zganiła się jednak szybko, myślac, że to jej już wyuzdana do granic przyzwoitości wyobraźnia. Jechała dalej i z kazdym metrem musiała coraz bardziej przecierać oczy, by ciagle wierzyć, że to jedynie jej wyobraźnia. Spytała się nawet w duchu, "Boże Alutka coś Ty brała?!",wszak ostatnio jadła pieczarki, rzekomo pieczarki. W odległości 20 metrów musiała jednak uwierzyć. Przed jej oczami stał goły facet i wycierał się ręcznikiem. (Ale przezycie, prawda:P) Gdy w końcu mnie dostrzegł, skulił się tak jak na filmach, łapami zasłaniając to co trzeba, a gdzieś z samego brzegu rozszedł się rechot jego znajomych, ubranych. Osobiscie skuliłam głowę, oszczędzając biedakowi dodatkowych zmartwień o demoralizacje młodzieży i z burakiem na twarzy(chyba można to nazwać karminem), jakbym nigdy nie szpiegowała zawartości komputera mojego brata, odjechałam. Dziwne, nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam na tej trasie i trochę mnie dziwi wiara tego faceta w małą uczęszczalność tej drogi. Za mną zresztą jechał samochód, wiec to dopiero musiało przysporzyć mu wrażeń;) Nie ważne, w każdym razie, po okrążeniu Bartążka trafiłam już na standartową trasę i tym sposobem wróciłam do domu, bez ciekawszych widoków;) Ale dzisiaj już nie dam rady, jak Boga kocham, całą noc nie spałam. I to mnie przerażało, bo przyczyną nie był potencjalny nad wyraz głosno grajacy telewizor, zbyt parna noc, ani natłok myśli. Po prostu zamykałam oczy i przez kilka godzin trwałam w tym samym stanie, jak za dnia. W końcu chyba musiałam sobie urzadzić drzemkę bowiem śniło mi się, że prowadziłam samochód podwędzony tacie z moimi obecnymi umiejetnosciami prowadzenia pojazdów mechanicznych, czytaj zerowymi i w końcu, nie panując nad kierownicą wjechałam w jakąś grupkę dzieci. Potem był szloch matki, jakis pogrzeb. Bardzo niemiły sen, jeden z tych snów, przy których po przebudzeniu mysli się "Boże, co ja zrobiłam, co teraz będzie". Już nie pierwszy raz miałam taki sen, dziwne. Po przebudzeniu tj. w okolicach godziny 3, nasłuchiwałam ciszy i tak do szóstej, gdy wstałam, umyłam się ubrałam i do pracy. Praca z Bernardem, no cóż, myślę że jeszcze musi sie trochę w swojej dziedzinie nauczyć, ale coś z niego będzie, osobiście czuję jednak większy komfort pracujac z tatem, mniej obawiam się pomyłki i tego, że komuś przeze mnie zawali się dom, choc oczywiscie akurat na mojej działce taka odpowiedzialność nie ciąży. Było trochę pechowo, bo nadepnęłam na taśmę (taką 50 metrową miarkę) i się ino złamała i gdyby tato był w złym humorze mógłby mi to uciąć z pensji, dzięki Bogu pogodnie przyjął ta wiadomość i jestem 6 godzin do przodu. Dobra,byle do wieczoru i w kimę. Dobranoc.