• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum 23 sierpnia 2007


Był sobie pies...

Ano był, kundelek koloru moich włosów, właściwie suczka, na oko dwa lata. Znaleziona w lesie. Nie bedę się tutaj rozpisywać nad bestwialstwem ludzi, bo może to był jedynie przypadek, może się najzwyczajniej zgubiła, piszę jednak o niej, gdyż przez jedną dobe dzieliłam z nią dach nad głową. Właśnie wracałam z mojej codziennej przejażdzki, gdy wchodząc do domu usłyszałam rozmowę mojego brata z mamą. Urywki zdań "błąkał się środkiem drogi", "dałem mu tej szynki" wystarczyły mi abym zrozumiała, że w naszym domu pojawił się pies. Wiem, że dla was brzmi to dziwnie, ale tutaj chociażby małe napomknięcie, że chciałoby się mieć zwierzaka grozi długimi tygodniami ciszy ze strony ojca. To temat tabu. Z kolei, gdyby postawić go przed faktem dokonanym, można śmiało pakować walizki i żegnać się z domem. W końcu nowe meble są ważniejsze i on nie ma zamiaru patrzeć jak jakiś głupi pies mu je niszczy. Jest materialistą, tak samo jak ja. Pozwolił jednak, by pies mógł przenocować. Pocieszna psina, chyba wszyscy w duchu mysleli, że ta zgoda daje pomyslne rokowania na dalszy pobyt tego psa w naszym domu. Z poczatku była strasznie przygaszona, leżała na dywanie, kuliła ogon, gdy chciało się ją pogłaskać, bała się schodzić po schodach z wieczora jej sie odmieniło, zaczęła nawet machać ogonem. I to było straszne. Widziałam jak budzi się w niej zaufanie do nas, jak skacze, chce się bawić...a my ją zostawiliśmy, bo meble były ważniejsze. Boże, nie mogę, siedzę i ryczę...oddalismy ja do schroniska, do syfu i hałasu. Po jaką cholere Bernard ja brał do domu, po co budził jej zaufanie?! Strasznie skurwysynstwo, pardon...Myslałam, że się tak nie rozkleję, że normalnie przejdę nad faktem "był pies - nie ma psa", ale gdy widziałam jej oczy...Mam nadzieję, że znajdzie właścicieli, ładny pies...Będzie jej lepiej, z pewnością będzie jej lepiej, bo ja prędzej czy póżniej potraktowała bym ją jedynie jak zabawkę...Był kiedyś taki film nazywał się "28 dni" amerykańska produkcja, grała tam bodajże Sandra Bullock, której to postać trafia na odwyk do kliniki. Gdzieś w trakcie jest nastepujacy dialog:

 

 - Wielu ludzi wychodzących z nałogu chce wiedzieć, kiedy można znów zacząć. Radzę wszystkim jedną rzecz. Po powrocie do domu, kupcie roślinę. Ja lubię storczykowate, ale każdy może wybrać, co mu się podoba. Pojakimś roku kupcie sobie zwierzaka.
Jeśli pojakichś dwóch latach...roślina i zwierzę będą żywe, można zacząć myśleć o związku z innym człowiekiem.

 

Widziałam ten film już dłuzszy czas temu, a jednak ta kwestia wmurowała mi się w pamięć. Powraca do mnie niemalże kazdego dnia. Choć w moim przypadku nie ma mowy o żadnym nałogu, to myslę, że pasuje równie dobrze, bo chodzi w nim o odpowiedzialność. W swoim pokoju nie mam roslin, pousychały kilka dobrych lat temu...Kiedyś miałam psa, jamnika krótkowłosego, nazywał się Rambo, miałam też kota własciwie kotów było kilka w różnych odstępach czasowych...z całego tego towarzystwa do dzisiaj zyje tylko Rambo, mieszka sobie u dziadków, ale niedługo i tak zejdzie z tego świata, bo pod opieką babci przypomina obecnie walec parowy, no i stary już jest...Krótko był pod moją opieką, chyba nawet niecały rok, jednak to, że się nim nie zajmowałam było chyba problemem najmniejszym. Rambo musiał zmienić miejsce zamieszkania z powodu takiegoż, że lubił sobie podgryzać meble. I tak to już trwa, od 9 lat tato używa koronnego argumentu, że nikt w tym domu nie jest odpowiedzialny, a on nie ma zamiaru zyć w syfie...trudno...i tak jutro zapomne o wszystkim, może to i lepiej...

23 sierpnia 2007   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi