Pedały to stworzenia żyjace w parach. Niestety bywa i tak, gdy jeden pedał się wyłamuje. Wczoraj Ala miała sposobność doświadczyć wyłamania, czy też jak kto woli, połamania się pedała. W rowerze. I nie chodzi tutaj o plastikową "stopkę", lecz metalową dźwignię. Zapewne zachodzicie w głowę, jak można połamać tą część, lecz Ala nie da wam odpowiedzi, bowiem sama jest zdumiona swoim osiągniecem. Jak każdego popołudnia wsiadła na rower, najsampierw wybrała się do Rusi, następnie zajechała do domu po mamę i razem ruszyły na miasto. Właśnie przejeżdżały przez przejście, gdy Ala chcąc cisnąć pod górkę docisnęła prawy pedał i....niemalże zaliczyłaby peeling na chodnikowych płytach. Rzeczony pedał z kolei odbijając sie od chodnika uniósł się na wysokość pół metra, po czym mając w poważaniu wszelkie prawa fizyki, spadł. Zdezorientowana Alutka spojrzała raz na pobliski trawnik, gdzie spoczywał pedał i na obłamaną dźwignię. Stop, jeszcze raz. Raz na trawnik, raz dźwignię. Co jest? Trawnik - dźwignia. W końcu dotarło do niej jakiego barbażyństwa się dopuściła. Mama z niedowierzaniem i jeszcze większym przerażeniem patrzyła na pedał. Leżał bez oznak życia. Pośród martwej ciszy rozległ się jakby histeryczny śmiech Alutki. Uwierzyła w to co się stało, wzięła pedał do plecaka i wiedziała, że na dzisiaj już koniec przejażdzki. Była niepocieszona, bo obawiała się, że jej rower postoi sobie teraz pewien dłuzszy okres czasu w garażu zanim uda jej się znaleźć w grafiku taty czas na wizyte w serwisie. Na pocieszenie, że pora jeszcze była wczesna, wykąpała się i poszła z towarzyszką swojej niedoli do kina. Evan Wszechmogacy - fatalna komedia. Komedia to za dużo powiedziane. Po raz kolejny złamałam się i poszłam na amerykańską komedię, rany boskie, nigdy więcej tego nie zrobię. Nic, dosłownie nic, słownie nic i zero groszy mnie nie śmieszyło! W ciągu tych wakacji byłam łącznie na 4 filmach. Shrek 3, Simpsonowie, Death Proof i ten nieszczęsny Evan. Gdybym posiadała obecną wiedzę, do kina wybrałabym się jedynie na Death Proof, na reszte nie poszłabym nawet za darmo, no chyba, że fotel obok mnie miałby zajmować pan z serwisu:P W ogóle w tym olsztyńskim multipleksie taka chała leci...W kazdym razie humor miał byc poprawiony, lecz niestety był ten sam, a nawet jeszcze gorszy, bo fotel obok mnie był pusty,a drugi zajmowała mama. Na szczęście dzisiaj tak cudownie się wyspałam...Na śniadanie usmażyłam sobie kiełabachę(no bo nic innego nie było:P) i poszłam rozkładac siedzenia w samochodzie. Poszło bez większych przeszkód. W niedługim czasie obudziła się mama, własnymi siłami wciągnęłysmy rower do srodka i w drogę. W drogę na spotkanie z uroczym panem serwisowym:P Jak Boga kocham, ja tego pedała zupełnie niespecjalnie połamałam! Dobra, dojechalismy, prowadzimy rower, a tu surprise...w serwisie nie zastaję mojego blondi! Kurka wodna, z moich obliczeń by wynikało, że to już by była czwarta nasza randka, poważna sprawa, w amerykańskich filmach to już na trzeciej się do łóżka idzie, a mojego blondi nie ma:P No skandal! Moje oczęta widzą za to pana tak po czterdziestce ubranego nieserwisowo. Wyjątkowa inteligencja panny Ali pozwala jej skojarzyć, że to sam mistrz Ciućkowski! Pyta się "co dolega", (na jego twarzy nie widać ani krzty zdziwienia na widok połamanego pedała)zakasa rękawy i bierze w swoje ręce mój rower. I tutaj Alutka pragnie zauważyć, że chyba ją mocno zboczyło. Widok tego mężczyzny grzebiącego przy jej rowerze...budził w niej dziwne uczcucie. Kręcił ją, no najzwyczajniej ją kręcił widok tego podstarzałego faceta naprawiającego jej rower. Uff, to sie goraco zrobiło:P Mam nadzieję, że to zboczenie jednorazowe. Szybko zresztą wymienił mi tego pedała, a właściwie całą zębatkę, wstawił nowy komplet, zainkasował 129 złotych i mogłam ruszyć do domu. No, no na rowerze po przeszczepie jeździ mi się trochę inaczej, rzekłabym ciężej...wydaje mi się, że wstawił mi większą zębatkę, ale to kwestia przyzwyczajenia. W kazdym razie, gdy wracałam nim z serwisu, sniadaniowa kiełbasa mówiła "zaraz wracam", na szczęście jakos dojechałam. A na dzień dzisiejszy plany sa takie, że wraz z el Bernarrdo i mamą jedziemy do Kadzidłowa, tam jakiś rezerwat zwierzat jest chyba czy cuś. Nie wiem po co, nie wiem na co, ale lepsze to niż siedzieć tutaj...no, a popołudniem oczywiscie rowerek:)