A bez tytułu dzisiaj...
Żyję, przeżyję, I will survive, jak to kiedyś Aretha Franklin śpiewała, drodzy państwo I will survive, bo znalazłam środek na przezycie. Teraz chwyćcie się mocno za krzesła i słuchajtie mnie. Kościół, to taka dziwna instytucja, której do tej pory unikałam, któż mógł sie spodziewać, że pewnego wtorkowego poranka idąc obok takiej oto budowy sakralnej przystanę przy tablicy ogłoszeń, przeczytam godziny odprawiania mszy i co więcej do mojej głowy wpadnie pomysł, by na taką mszę się wybrać. Nie powodował mną żaden żal, specjalna skrucha, tym bardziej chęć modlitwy. Najzwyczajniej, mając na godzinę 8:00 do szkoły, a korzystajac z możliwosci podwiezienia mnie przez moją mamę i wyjeżdzając z domu o 7:00, zostawało mi zupełnie niezagospodarowane 45 minut. Ala wyjatkowo nie lubi marnotrastwa i braku zorganizowania. No, bo jak, wejść do szkoły o tej godzinie to lekki obciach, a szwędać się po okolicznych chodnikach to marnotrastwo, cóż wiec zrobić? Pójść do kościoła. Niezła perwersja, prawda? A jednak odważyłam się. To nie jest opowieśc o cudownym objawieniu czy nawróceniu, nie bójta się. A właśnie, warto by również zaznaczyć, że nie powodowała mną żadna kolejna miłostka do księdza, bo państwo pewnie znając mnie od razu taki trop przyjeli. Również nie z powodu takiegoż, że w 5 ławce od chrzcielnicy mógł siedzieć jakiś przystojny młodzieniec tam trafiłam. O tej porze, w dzień powszedni szczególnie, nie można liczyć na inne towarzystwo niż 60+. Msza, jak msza, jednak to co mnie mogło ściagnąć, to być może spokój tam panujący. Jak zaczęłam w środę, tak już codziennie tam chodzę. Zabawne, z własnej nieprzymuszonej woli. Przezyję, bo kazdy dzień rozpoczety mszą świętą napawa mnie dziwnym optymizmem i być może to jest ten sposób na przezycie tych trzech lat? Będe chodzić, bo w jedyny dzień, w który nie poszłam, dostałam pałę z matematyki. Tak, pamietny wtorek...to dla mnie powód wystarczajaco motywujacy, by wstawać o 5:00. Bo tutaj dzieci drogie chodzi o dyscyplinę, tak. I to, że wstaję o 5:00 wcale nie jest taką kontrowersją, gdy powiem, że kłade się w okolicach 21:30 - 22:00. Dyscyplina dzieci drogie, dyscyplina pozwoli wam przezyć! Amen. Tak się zastanawiam, czy jutro by nie pójśc do kościoła..ale perwers;) No, nie jest to zły pomysł, rano kościół, sprzątanie, na rower z Nikonem i nauka, bo cóż innego mi do roboty pozostaje. Życia towarzyskiego nie posiadam, czyli jeden kłopot z głowy mniej. Ogólnie zauważam, że się kompletnie wyalienowałam przez ta bloggate. Nie umiem rozmawiac z ludźmi jeszcze bardziej niż rok temu, a przeciez to sie wydawało być niemozliwym! Jest dobrze, po weekendzie bedzie gorzej, bo kończy sie okres ochronny, ale chyba przezyję? Bo jeśli nie, to w czyje recę przejdzie mój Nikon?! Najdroższy...