• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 31 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum 23 września 2007


Tak się zgina dziób pingwina...

Jakie to życie dziwne jest. "A może by się tak spotkać raz jeszcze?" - kończąc tymi słowy notkę wiedziałam, że następnego dnia obudzę się z zapchanym nosem, okropnym posmakiem w ustach i w złym samopoczuciu. Przypuszczałam, że na obiad zjem kurczaka, którego niecierpię, a wieczorem zacznę odrabiać lekcje. Do głowy by mi jednak nie przyszło, że o godzinie 8:57 Paweł przysle mi smsa z propozycją spotkania. I jak tu wierzyć w przypadki? No, nie da rady. Boże, z tego oto niecnego miejsca dziękuję Ci...i pójde do kościoła. Siedziałam akurat na kanapie, w tle leciał jakiś idiotyczny program, a ja ubolewałam nad swoim stanem zdrowia. Zastanawiałam się, czy iśc jutro do szkoły, czy nie. Wyjatkowo, bo nigdy wcześniej takiego problemu nie miałam. Choćby mnie nie było w szkole przez tydzień, nie musiałam się starać, by nadrobic braki, ale niestety, czasy gimnazjum się skończyłymi i ciężko było mi znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Czułam się źle, ale wiedziałam, że nieobecnośc w szkole może sprawić, że bedę się czuła jeszcze gorzej. Moje rozmyslania przerwał sygnał otrzymania wiadomosci. I wcale nie budziło to na mojej twarzy uśmiechu. Od dłuzszego już czasu, moja komórka regularnie zaśmiecana jest reklamami i najchetniej bym ich w ogóle nie otwierała, ale że raz na 1000 wiadomosci jedna pochodzi od żywego człowieka i raz na 10 000, sms pochodzi od żywego człowieka, a nawet nikt w nim nie domaga się abym mu powiedziała, co jest zadane z polskiego i, że jak już wspominałam, jestem stworzeniem ciekawskim, smsa oczywiscie otworzyłam. Kto był adresatem już wiecie, co proponował, też. Problem jednak był nastepujący. To, że byłam nieumyta i nieubrana, to pal sześć, ale to, że w takim stanie zdrowia nikt mnie z domu nie chciał wypuścic, to już był problem. Tym bardziej, że nie byłam w stanie podac żadnego racjonalnego powodu mojego wybycia, a nawet kłamstwa. Do koleżanki iśc nie mogłam, bo koleżanki wszystkie widząc mnie w odległości 3 metrów plują na mnie, więc, jak tu wyjść? Odłożyłam te rozważania na potem, choć "potem" bezlitosnie kurczyło się w czasie. Zupełny spontan i brak zorganizowania. Gdy już doprowadziłam się do porządku, niestety nie było już czasu na myslenie, które jak wiadomo w moim przypadku uruchamia się baaardzo wolno. Chwyciłam płaszcz, chwyciłam buty, usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam się ubierać. Tak się złożyło, że w poblizu stała mama. Trzeba było się tłumaczyć, tłumaczenie najwyraźniej okazało się nieprzystępne. Mama zawołała tatę. To był własciwie wyrok, przyjscie taty było zazwyczaj jednoznaczne. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy tata głosem spokojnym starał się ze mną negocjować abym nie wychodziła, żaden krzyk, żadne grobowe milczenie, spokojna prośba. Głupio mi było, ale wyszłam. Czas jak zwykle nie działał na moją korzyść, ale jeszcze gorzej nie działała komunikacja miejska. Autobus linii nr 24 w ogóle nie przyjechał, a przecież wyjątkowo spoglądałam na dobry rozkład, co mi się rzadko zdarza! Przyjechał za to inny, pół godziny od czasu, gdy Paweł wysiadł z pociagu. No trudno, co było robić, w kolejne pół godziny byłam na miejscu. Rrrrany, a to miał być taki fatalny dzień. Mało brakowało, a pojechałabym z nim do Bydgoszczy. No, jak Boga kocham, żeby tylko było jakieś połączenie o godzinie rozsądniejszej z Bydgoszczy do Olsztyna, nie wahałabym się...ale tak wrócić następnego dnia, to już byłoby duże przegiecie. Nie chciałam psuć wyjątkowo dobrej atmosfery w domu. Że też człowiek jest obwiązany tymi zobowiązaniami, że tez nie może wsiąść sobie do pociągu kiedy chce...Zaskakujace natomist było to, że gdy wróciłam do domu, normalnie dostałam obiad:P A nawet mogę teraz siedzieć tutaj i marnować czas, no niesłychane, a to przecież było tak karygodne nieposłuszeństwo!
23 września 2007   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi