Utknęłam...
"Szansa" i "zaufanie" - dwa słowa, które uderzyły we mnie najbardziej podczas czytania komentarza. Chyba przeginam, ale czy do tej pory nie zachowywałam się tak samo? Złoszczę się, wkurza mnie to, że dałam się znaleźć. Ktoś tu mówi mi o szansie, o zaufaniu, po co tak wielkie słowa? Po co w ogóle słowa o takim znaczeniu. Do tej pory żyłam spokojnie, wyładowywałam się na blogu,zazwyczaj oszczędzajac tym samym zwykłych ludzi, a teraz pojawia się ktoś i mówi mi, że nie powinnam, że muszę się zastanowić nad tym co robię, wykorzystac jakąś szansę. Ograniczona, czuję się niesłychanie ograniczona, a przede wszystkim zdezorientowana. Żywię też pewien strach przed tym, że z przekory pisać nie przestanę, a wrecz przekroczę pewną granicę przyzwoitości. Znaczną część moich uczuć dominuje również pewna obawa, że jak już wspominałam robię z siebie błazna. Gdybyście się mnie spytali, jak to jest kopać swój własny grób, nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Tak naprawdę chyba nie zdaję sobie sprawy z mojego położenia. Bo to ciągle jest dla mnie zabawne, czy jednak zabawne jest dla nich? Tych, którzy czytają i widzą mnie na codzień? Czy nie nadejdzie taki dzień, gdy zamiast pobłażliwego uśmiechu ktoś powie mi, że przegięłam? Ja oczywiscie, mogę przystopować, mogę pisać, że każdego poranka, gdy siedzę w kościele wzrusza mnie widok dwóch staruszków, którzy ostatkiem sił człapią do pierwszej ławki, ale takie tematy szybko mi się skończą(napisałabym, że kiedyś staruszkowie kojfną, ale nie wszyscy lubia czarny humor), bowiem wzruszam się ciężko, a pisanie o złotej jesieni myślę, że mija się z celem. Zasadniczo chyba należałoby sobie zadać pytanie, czy komuś w ten sposób szkodzę. Wiem, że czasami opisując pewne perypetie mogłam balansować na granicy, mogłam być za dosłowna, ale nigdy nie chciałam zdradzić niczyjej tożsamości(oprócz swojej, lecz nie w sensie dosłownym). Oj plączę się chyba w zeznaniach. To prawda z podawaniem nazwisk nauczycieli mogłam przesadzić, to prawda, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Chciałam jedynie osadzić swoje przeżycia w określonym miejscu i czasie, z prawdziwymi bohaterami. Skąd mogłam przypuszczać, że ci bohaterowie są entuzjastami googli. Rzeczywiście, myślenie nie boli, iluż niezręcznych sytuacji mogłabym uniknąć, gdybym się minimalnie wysiliła. Teraz czuję się jak głupi szczeniak. Z jednej strony chcę się zbuntować, z drugiej słyszę slogany o "szansie" i "zaufaniu", życie to jakaś kpina.
A to i tak zapewne jedynie poczatek, pierwsze minuty przed momentem kulminacyjnym...BIM - BOM.