Spróbuje tym oto sposobem udowodnić, że napisanie notki w niespełna godzinę jest możliwe. Za godzinę bowiem - a gdybym była mniej leniwa to i w tej chwili - powinnam trzymac w dłoniach książkę od fizyki i grzecznie kuć teorię względności. Jako, że nie zamierzam jej jednak w bliskiej przyszłości wykorzystywać, pozwole sobie zaszczyt ten odłożyć na czas godziny 17 - stej. Chęci nauki z tej dziedziny nie byłoby we mnie żadnej, gdybym w zeszły poniedziałek feralnie nie podpadła pani profesor niemal dusząc się ze śmiechu (nie musiałabym się dusić gdybym śmiechu nie powstrzymywała, ja jednak chciałam z czystej kultury zachować pozory, że jednak to nie jest śmiech, a czerwony kolor mojej twarzy to swoista gorączka wywołana chłonięciem słów, wręcz zachłyśnięciem się nimi) na widok pingwina z zeszytu kolegi. To była głupawka, przyznaję się i to głupawka poważna, bo skumulowana, gdyż ostatnio taki stan przeżywałam z dobre dwa lata temu, nie, pardon, przypominam sobie niedawno śmiałam się z ołówka. Zostańmy jednak przy tym, że była to głupawka poważna i mogła wyprowadzić z równowago człowieka, tym bardziej panią Moscicką. To zresztą zbiegło się w czasie z rozdaniem klasówek, gdzie większość uczniów, w której mieściła się Ala dostała oceny mało pozytywne. Liczba ta była tak poważna, że nawet w miłosierdziu pani profesor postanowiła obniżyć próg oceny dopuszczającej, w którym dzieki Bogu się zmieściłam, niestety nie udało się to osobom, które uzyskały 0,1 punkta, a były takie przypadki i podkreslam tutaj liczbę mnogą. Po cóż jednak o tym wspominam, a no jak już mówiłam prace leżały na naszych ławkach, p. Mościcka ubolewała nad naszym stanem świadomości fizycznej, a ja śmiałam się w najlepsze. Musiał, niestety musiał w tej sytuacji nastąpić taki moment, gdy poirytowana nauczycielka zwróciła się do mnie. To zachowanie zinterpretowała bowiem, jako śmiech mojego braku ambicji, czyli wielką radość z oceny dopuszczającej, wyciągnęła mnie do tablicy i kazała robić ćwiczenia z podręcznika. Ala oczywiscie od razu otrzeźwiała, pingwin zaskakująco szybko przestał być zabawny, podeszła do tablicy i próbowała udawać, że jest madrzejsza niż jest. Niestety tym razem wybitnie jej to nie wychodziło, a pani profesor w tym momencie poirytowana była już całkowicie, widać było, że niemal doprowadziłam ją do ostateczności i juz miała wybuchnąć, gdy zadzwonił mój wybawiciel - dzwonek. To jednak nie był koniec tej historii, zostałam powiadomiona, że jeszcze ze mną nie skończono i dalsza część tej rozprawy odbędzie się w czwartek, o porze podobnej, w miejscu tym samym, czytaj przy tablicy. Strach mnie obleciał, bo z fizyki ucze się od przypadku, do przypadku, gdy się już nauczę, to zgodnie z zasadą "3xZ" zwykle z przyjemnością się nabytej wiedzy pozbywam, bo w końcu im człowiek mniej wie, tym bezpieczniej się czuje;). Ja naprawdę jestem człowiekiem spokojnym, denerwować panią profesor w najgłupszych myślach by mi do głowy nie przyszło. Przyczyny takiego rozjuszenia pani Mościckiej doszukiwałabym się jeszcze jednej. Jestem blondynką, gdyby mi się tak z boku przyjrzeć, to można by trochę nie docenić moich zdolności intelektualnych, choć ja nie twierdzę, że jakiekolwiek posiadam. W kazdym razie mogłam zostać uznaną za głupią dziewuchę, która i tak nic z lekcji nie wynosi, a w dodatku przeszkadza. Nie chciałam, jak Boga kocham, nie chciałam! Ale konsekwencje ponieść trzeba. Choć tli się we mnie nadzieja, że takich głupich dziewcząt jest jeszcze troche i zostałam już dawno zapomniana, jednak wolę tego nie sprawdzać. Nauczę się, tak, pojawiłą się we mnie taka ambicja, by się nauczyć - zaszaleję. Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, to określiłabym go nawet dobrym, wczorajszy zresztą też. Wiadomo, że w ustach Alutki, "dobry dzień", to taki, w którym ktoś połechtał jej zarozumiałe ego. Tak było i tym razem, wczoraj, jako jedna z dwóch osób dostałam 4+ z klasówki z polskiego, podczas, gdy byłam pewna na mur - beton, że szczęściem niepojetym będzie chociażby zaliczyć tą pracę klasową. Ogólne statystyki były nie tak złe, średnia wynosiła chyba nieco poniżej 3, była nawet jedna 5-, ale o takich ekstremalnych przypadkach nie ma co wspominać. Jakby tego było mało, dzisiaj okazało się, że zostałam ułaskawiona oceną dostateczną z biologii, podczas gdy przeczucia miałam całkowicie podobne do tych z wyżej wymienionej klasówki, co więcej, z Łaciny dostałam 5, co było już kompletnym ukonorowaniem tego dnia, więcej mi do życia nie potrzeba, mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem spełnionym i rzucić się z mostu. Jutro oczywiscie będzie gorzej, ale po cóż humor sobie psuć. 30 minut pisania - całkiem nieźle.