• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Archiwum 10 stycznia 2008


Wybornie...

Witaj biblioteko znów, ale przynajmniej żegnaj szkoło na 2 tygodnie. Wraz z końcem półrocza przyszedł czas na wywiadówkę, wiemy wszyscy jakaż to przerażająca rzecz ta cała wywiadówka, szczególnie, że nawet, gdy Alutka nie zrobi nic złego, to dostanie jej się za "niewinność", tak prewencyjnie. Zanim to jednak nastąpi, a prawdopodobnie stanie się to za 1,5 godziny, mogę cieszyć się wolnością i dniem dzisiejszym, który był wyborny podobnież jak kotlety schabowe mojej babci. Jeśli Ala mówi, że dzien był wyborny, to od razu nalezy wykluczyć, że był nudny, a jeśli z kolei był ciekawy, to niestety jest to jednoznaczne z tym, że Ala zdołała cuś nabroić, że podniosła sobie poziom adrenaliny. A dobrze wiadomo wszak, że najlepiej czyni się to forsując bramkę będącą granicą  między szkolną rzeczywistości ciemiężąca młodzież a wolnością. Dzisiejszego dnia, Alutka mogła wtórować za samym Michałem Wiśniewskim, "keine granzen". Skończywszy czwartą lekcję (tj. język polski) nie bacząc na dyżurujacych nauczycieli zbiegła do szatni, w pośpiechu chwyciła płaszcz i w jeszcze szybszym tempie znalazła się na boisku, asystował jej w owym czasie kolega z ławki, niejaki Mateusz P., pseudonim Benek. Jako, że warunki atmosferyczne nie sprzyjały czołganiu się przez dolną część, tako Alutka, z wielkim żalem (sposób "na szczupaka" przypadł jej szczególnie do gustu) postanowiła wspinać się po bramce, która to zresztą bramka nosiła już całkiem sporo śladów desperacji uczniów 1 LO. Wszystko to rozgrywało się w sekundach, a nawet ułamkach sekund, w wielkich nerwach (całą noc nie spałam!) dlatego dopiero, gdy zawiesiłam się i nagle zaczęłam lecieć do przodu zorientowałam się, że rzeczona bramka jest otwarta, a ja wiszę na niej jak jakaś małpa. Komizmu całej sytuacji dodawał jeszcze fakt, że w którymś ułamku sekundy, gdy tak wisiałam, z drzwi szkoły wyszedł jeden z polonistów, był jednak czymś do tego stopnia pochłonięty, że nawet nie zwrócił swojego wzroku w stronę okazu domagającego się banana. Benek dzielnie mi pomagał, gdy trzeba było przysłonił, plecak podał, szarmancko nawet "cześć" powiedział. A małpa w czarnym wydostała się na wolność. I to jest uczucie bezcenne, niczym dobry humor pana Stachurskiego, za wszystkie inne rzeczy zapłacisz karta Mastercard. (Aaaaaależ Alutka pojechałaś!) Miałam wtenczas do wygospodarowania 1,5 godziny. Z początku nie wiedziałam jak właściwie tą lukę czasową uzupełnić, myślałam nawet nad tym, co by zostać jeszcze na historii, ale postać pani Jastrzębskiej (jak tęskno teraz do pana Wojno. To prawda, co stare porzekadło głosi, szanuj nauczyciela swego...), obdarzonej niezwykłą charyzmą całkowitego zanudzania i usypiania, pomogła mi rozwiązać ten nurtujący problem i uznałam, że wolę marznąć o godzinę dłużej na dworze. Jak się okazało zresztą, na żadnym dworze nie marzłam, lecz zdołałam połączyć przyjemne z pożytecznym i odwiedzić tego czwartkowego południa bibliotekę. W międzyczasie zaszłam jeszcze na chwilę do wybiegu dla wszystkich lanserów, czyli CH Alfy, gdzie pozwoliłam sobie skorzystać z darmowej toalety. Tam mogłam zostać porwana przez grupę cyganek, które wkroczyły gdy byłam w trakcie mycia rak, jednak widać nie należały do żadnego fundamentalistycznego odłamu i pogardziły moją osobą jako łupem, nawet z rąk nie chciały wróżyć, zauważyły jedynie, że ładną mam chustę. Się wie;) a ja wredna jestem, że na nie wypisuję. Przy oddawaniu książek, okazało się, że termin ich oddania minął bagatela 2 tygodnie temu, jednak w ramach jakoweś amnestii, nie została na mnie nałożona żadna kara pieniężna jedynie srogi wzrok bibliotekarki przypominał mi o tym jak bardzo zawiodłam. Zauważyłam przy okazji, że na jednej z półek leżała książka, na którą polowałam już od dobrych kilku miesięcy i jakem ją chwyciła, tak jestem już na 30 stronie. Oczywiście nie może tu być  mowy o żadnym innym autorze jak o Mistrzu Łysiaku (Ave Łysiak!), a książka, znienawidzona ponoć przez hordy feministek, zowie się "Statek" i już mogę powiedzieć, mogę zapewnić, dać wieczystą gwarancję, że jest wyborna, jak kotlety babci Krysi. Aaaaa, zupełnie zapomniałam, nawet nie wymieniłam powodu, dla którego tak haniebnie postąpiłam uciekając z lekcji. Warto bowiem zauważyć, że z czystej nudy nie robię tego nigdy. Przy każdej mojej ucieczce w tym roku szkolnym widnieje natomiast imię Bacha, Bachosława Wspaniałego. I tym razem inaczej nie było, Bach przyjeżdżał do Olsztyna, czynił to w dzień powszedni, zatem wyboru innego nie miałam. Najsampierw dziarskim marszem doszłam do dworca, krążyłam tak, krążyłam szukając miejsca, krążyłam czekając. Czasu miałam pod dostatkiem, podobnie zresztą jak jeden z przedstawicieli Olsztyńskiej Ligi Kloszardów, który podszedł do mnie i już zaczynał opowiadać o tym jak to życie go pokarało, gdy ja niespodziewanie powiedziałam "nie". Swobodne, spokojne, lecz stanowcze "nie", które wprawiło mnie w zdumienie większe niż ostatnie zwycięstwo Polski z Belgią i rozwód Dody. W sumie nic nie miałam przeciwko tej mowie o niesprawiedliwości życia, niektórzy tuptusie posiadają nawet talent krasomówczy, to i ciekawie się ich słucha, jednak zazwyczaj oczekują za tą spowiedź jakiejś kwoty pieniężnej, dzięki której wsparty zostanie polski przemysł browarniczy lub tez produkcja płynów do spryskiwaczy. Odeszłam zatem od niego, by w chwilę potem dostać drugiego zawału serca. Na przeciwko mnie stało dwóch policjantów zajetych dobudzaniem jakiegoś kompletnie skacowanego menela, który na każde ich polecenie odpowiadał "ssssara, sssara!". Olsztyński dworzec to cudowne miejsce, gdzie można poznac wielu interesujących ludzi, naprawdę;) Ich widok wzbudził mój strach, bowiem nie brałam pod uwagę, że ludzie z plecakami na dworcu to dość pospolity widok, właściwie już miałam dać dyla, gdzieś w bok, gdy ich sylwetki zaczęły się zbliżac w moją stronę. Zbyt nieroztropnie byłoby w takiej sytuacji uciekać. Choć wszystkie mięśnie miałam napięte, udawałam, że swobodnym krokiem zmierzam przed siebie, że zupełnie legalnie czekam na kogoś, łyknęli kit i za to kocham policję. Tymczasem zbliżała się godzina 13:00, podobnież jak pociąg relacji Bydgoszcz - Olsztyn. Chodząc od jednego słupa peronu do drugiego wyczekiwałam Bacha. Przyjechał... ale tutaj, ku zapewne dezaprobacie Bacha opowieść tą skończę, może dokończę, a może nie... W kazdym razie zbliża się właśnie godzina powrotu mojej mamy, "oj się będzie działo!" i dupsko będzie bolało...Ta, jesli zaczynam rymować, to oznacza, że najwyższy czas kończyć.

 

Szpital, to również miejsce dobre na wagary...

10 stycznia 2008   Dodaj komentarz
Pewna_dziewczynka | Blogi