Zdawało się, że nic nie powstrzyma mnie przed dzisiejszym wyjazdem. Chociaż plan mój nie tworzył zgodnej kompozycji, to byłam gotowa ryzykować. Ignorancji wobec wszelkich znaków odradzających mi realizacji tegoż pomysłu musiałam powiedzieć "dość", gdy okazało się, że z mojego portfela znikły wszelkie środki przeznaczone na jego realizację. Była to chwila, w której wstrzymałam oddech i bezwiednie zamrugałam oczami nie mogąc uwierzyć w obraz, który widniał przed moimi oczami. Wszystko właściwie było już przygotowane. Plecak spakowany, trasa wycieczki ustalona, szczegółowy rozkład dnia ułożony i jedynie portfel pozostawał mi do spakowania. Zajrzałam do niego tak jakby od niechcenia, bo w gruncie rzeczy w żadnych najdalszych zakamarkach świadomości nie przewidywałam ich nieobecności. Fala gorąca, która w owej chwili mnie zalała, zmusiła mnie do opadnięcia na łóżko. Byłam trochę jak w transie, w jednej sekundzie okazało się, że nigdzie nie pojadę, a wszystko to przez - jak mi się wydawało - bandę jakichś gnoi, którzy splądrowali kieszeń mojego plecaka, gdy wracałam z działki. Byłam wściekła, o ile we wczorajszym wpisie marudziłam coś o tumiwisizmie, to tamtego wieczoru powodowała mną już nie złośc, nie gniew, lecz całkowicie bezwzględna chęć zemsty na wszystkich nierobach, którzy śmią okradać uczciwych obywateli. Byłam gotowa przywdziać chustę Warmińskiej Bojówki i przy blasku księżyca egzekwować moim mieczem sprawiedliwość. Tu nie chodziło już o pieniądze, tu gra rozchodziła się o odebranie czegoś więcej. Jakiejś metafizycznej zapowiedzi szczęścia. Legły w gruzach wszystkie plany, cała podróż, cały spacer sopocką plażą i późniejsze wysypywanie piasku z butów. Nie ważne było to, że pogoda podczas tejże podróży miała być deszczowa, że prawdopodobnie rodzice szybko zorientują się, że nie ma mnie w Olsztynie, najzwyczajniej ktoś pokrzyżował mi plany, a tego nie lubiłam najbardziej. Co mogłam jednak zrobić, jako bohater, który ciszę nocną ma o 22? Jedynie życzyć tym szubrawcom, by wypili za moje zdrowie... Niechby jeszcze te drobniaki wzięli, na dwa Żywce by im starczyło... Zanim jednak pogodziłam się z moim losem ofiary, to zdążyła wszcząć alarm w całym domu, mając nadzieję, że może jedynie pamięć mnie zawodzi i owe fundusze zostawiłam gdzieś na stole. Brałam to pod uwagę, ponieważ okoliczności, w jakich zostałam rzekomo okradziona były dośc dziwne. Przez cały swój powrót autobusem, plecak ze względu na tłok trzymałam w dłoni, co prawda dla zawodowego złodzieja to żaden problem, ale... Fakt, był tłok, ale przedział wiekowy w jakim były otaczające mnie osoby, nie przekraczał 9 lat! Ja rozumiem, że teraz te dzieci tak postepowo chowane to są bardzo zdolne, ale bez przesady. Warmińska Bojówka kontra przedszkolak 0:1? No i poszlaka kolejna, od kiedy to złodzieje są tak cywilizowani, by brać gotówkę i posłusznie zwracać portfel? Niewiarygodne, prawda? Prawda, lecz byłam w zbyt dużym szoku by móc racjonalnie ocaniać realność takiej kradzieży. Był portfel, nie było w nim pieniędzy, nie było wycieczki do Sopotu, a ja zaklinałam się, że w przyszłości zostanę Prokuratorem Generalnym i pomszczę mój Sopot. Już widziałam te wywiady, w których pytana o to, dlaczego wybrałam ten a nie inny zawód, opowiadam moją wzruszającą historię o zawiedzionych nadziejach... I zasnęłam. Sen miałam w miarę spokojny, lecz przez uchylone okno, obudziłam się w nienajlepszym samopoczuciu, do tego mama zbierała się do pracy i wszystkie szafki trzaskały. Takie poranki najczęsciej doprowadzają mnie do szaleństwa, lecz nim zdołałam tego dnia oszaleć, okazało się jednak, że kradzieje odwalili kawał dobrej roboty uziemiając mnie w domu. W pewnym momencie bowiem do mojego pokoju wtargnęła mama. Od czasu do czasu robiła to z matczynej troski, częściej jednak z obowiązku budzenia mnie do szkoły. Tym razem doskonale wiedziała jednak, że nie musi mnie budzić. Czy była to zatem troska? Nie sądzę. Będąc w okresie tak zwanego buntu, mogę mówic o niej wiele złych rzeczy, moge wytykać jej niekonsekwencję i durne babskie usposobienie, jednak w żaden sposób nie mogę odmówić jej intuicji, czy może bardziej matczynego instynktu. Ona zawsze doskonale wie, że coś kombinuję. Niewątpliwie może to wyrokować po moich rumieńcach, które pojawiają się gdy tylko zaczynam coś kombinować, ale jest w tym również coś niewytłumaczalnego. Możliwe, że wcale nie zaglądałaby do mojego pokoju dzisiejszego poranka, gdyby nie czuła, że może mnie w łóżku nie zastać. Ja w każdym razie, gdyby nie kochane łotrzyki miałabym duuuuże kłopoty. Nie wpadłabym bowiem na pomysł, by upychać pod kołdrą ubrania. Byłoby to zreszta dośc niepraktyczne, bo w końcu w okolicach 16 mama wróciła by z pracy i z podobnych pobudek znów zajrzała by do mojego pokoju, lecz tym razem pofatygowałaby się by sprawdzic czy oddycham. A wtedy to już byłaby buba, bo jak dowiedziono, przykryta sterta ubrań nie oddycha. Pozostaje jedynie czekac na dalszy rozwój techniki... Dlaczego jednak piszę teraz o tym z takim spokojem? Ano, okazało się, że Olsztyn to pożądna mieścina. Gdy już taka zmarnowana siedziałam na kanapie przed telewizorem, podszedł do mnie Benadek, który w dłoni trzymał dziwnie znajomą mi sumkę. Z poczatku nie chciałam niepotrzebnie rozbudzać w sobie radości, lecz on rozwiał wszelkie wątpliwości i przyznał się do czynu haniebnego. Czyli stresowania siostry. Oczywiście, nie chodziło tu o żadna kradziez, jedynie pomstę na mnie za to, że ostatnio przebywając w jego pokoju zostawiłam przyklejoną do biurka gumę...no i przy okazji portfel. Benadek oczywiście jako dziecko bystre zorientował się, że wielce lamentować będę straciwszy mojego przyjaciela pięniądza i postanowił taki oto psikus mi uczynić. A niech go diabli... Że też tak się to wszystko w czasie zbiegło, akurat, gdy ja miałam wyjeżdżać. I co, przypadek? Dziwne to wszystko... Ale najważniejsze, środki odzyskałam, draki nie było, a PKP nadal istnieje... to gdzie jedziemy?