Wszystko przez Romka...
Dzisiejszego dnia przeszłam samą siebie, zrobiłam rzecz niewiarygodną, mianowicie wypowiedziałam się. Oczywiście było to okupione przyspieszonym biciem serca i drżeniem wszystkich członków. I tak sie tylko zastanawiam, jak ja właściwie tą maturę ustną zdam. Rzecz działa się na lekcji Łaciny. W trakcie konsultacji tłumaczenia tekstu "De humanitate", który mówił o pojęciach filantropii i humanizmu, Dreikopel - ups - pan Dreikopel zaczął mówiąc najdosadniej "jechać" po Giertychu i zdaje się, zadał pytanie, które barzdiej należało do tych retorycznych, czy ktos jest zwolennikiem tego pana Romana. To znaczy, na pewno nie takie było jego dokładne brzmienie, ale efekt był taki, że moja reka zupełnie niekontrolowanie wystrzeliła w górę. Dlaczego? Bo, pan Dreikopel nie tyle kpił z jego osoby, co poglądów przezeń prezentowanych, które w znacznej części są również poglądami moimi, a także moich rodziców, czyli tymi, które pierwotnie były mi wpajane. Oczywiscie nie ma tu mowy o jego poglądach na gospodarkę, bo są to pomysły, które mogłyby zostać jedynie zrealizowane jedynie w krainie muminków, ale jeśli mówimy o tym, co się tyczy takich rzeczy jak stosunku do homoseksualizmu, nie sposób się nie zgodzić. Wiedząc, że pan Tomasz, nie jest z wykształcenia ekonomistą, wiedziałam do czego pije i niekoniecznie mi się to spodobało. Jak on śmiał miłość mojego życia obrażać, mojego Romka. Widząc to, zaczął od standardowych haseł socjalistów. Wyciągnął sprawę zamawiania 5 piw, napomknął o organicznej niecheci zwolenników Giertycha do Żydów i przeszedł do sprawy homoseksualistów. Szczerze, nie zdziwiło mnie to, ale z drugiej strony tak jakoś zawiodło. Myślałam, że nie będzie wyciagał takich głupstw jak wybryki kilku nalanych chłopczyków, którzy w gruncie rzeczy poza tepym powtarzaniem "Bóg! Honor! Ojczyzna!" z polityką wspólnego nie mają wiele. Kwestii Żydów natomiast nie wiedziałam jak skomentować, byłam zresztą i tak w jakimś dziwnym stanie jakby zaszokowania, że oto mówię coś publicznie, dlatego jakiekolwiek argumenty przeze mnie uzyte niekoniecznie należały do przekonujących. Dzięki Bogu, gdy rozmowa zeszła na homoseksualistów, okazało się, że mam wsparcie w pewnej skromnej części klasy i mogłam schować się za plecami koleżanki Jagi, która zabrała głos w dyskusji. W gruncie rzeczy nie zależało mi na uczestnictwie w tej debacie, bo wiedząc, że pan profesor w swoim życiu miał do czynienia z wieloma książkami, w tym zapewne z niezliczona ilościa dzieł antycznych, oceniałam, że jedynie mogę się wygłupić. Z drugiej jednak strony, za sobą miałam przecież liczne prawicowe autorytety. Tyle, że prócz Janusza Korwina Mikke i kilku jeszcze działaczy UPR były one w większości anonimowe, a i żadne artykuły potwierdzające słuszność moich poglądów do głowy mi nie przychodziły. Dopiero pod koniec zrozumiałam, że Dreikopel tak naprawdę uważa, że Ci, którzy mówią o homoseksualizmie jako o dewiacji, są gotowi na widok Bogu ducha winnego pedałka splunąć mu w twarz. A to nie o to chodzi. Mnie naprawdę nie interesuje, co kto robi w sypialni ( o ile nie jest to moja sypialnia:>), byleby to, co tam robi, poza sypialnię nie wychodziło. A w przypadku homosiów jest niestety tak, że oni bez przerwy paradują deklarując swoją lubość do różnych eksperymetów i miłości romantycznej jest w tym niewiele. Nadmierne obnoszenie się, ze swoją seksualnością, czy to homo, czy też hetero jednoznacznie świadczy o pewnym zaburzeniu. A zaburzenia trzeba leczyć i podkreślam, że wcale nie jestem zwolennikiem uzdrawiania poprzez okładanie bejsbolem... i kropka. Mam jedynie nadzieję, że przez ta chwilę słabości nie narażę się Dreikopelowi...