Wszystko wali i pali się...
Jest mi smutno. I prawdopodobnie z każdym kolejnym dniem będzie mi jeszcze smutniej. Wszyscy oczekują ode mnie odpowiedzialności. Każą decydować o samej sobie, patrzą z irytacją, gdy płaczę. Przecież ja nie mam jeszcze 18 lat! Nie chcę ich mieć, weźcie sobie ten dowód, weźcie te wszystkie prawa, ja mogę być dzieckiem, ja chcę być dzieckiem! Jestem bezradną małą dziewczynką, Alutką! Nie oczekujcie ode mnie, że sama będę potrafiła zabrać się za naukę, że sama załatwię sobie korepetycje. Niby nic, a jednak mnie przerasta. A później będzie tylko gorzej. I co w zamian? Prawo jazdy, prawo do kupowania alkoholu, do wracania do domu po północy... Mam to gdzieś. Nie mam życia towarzyskiego, nie mam żadnego chłopaka, do którego miałabym uciekać nocą, po północy najchętniej śpię, nie muszę się upijac, a ze środków lokomocji najbardziej lubię pociągi. Co mi po dorosłości? Same zmartwienia, które gromadzą się z dnia na dzień. Możliwe, że wpadłam w histerię - niewątpliwie mam do tego skłonność. W gruncie rzeczy lubię sobie pohisteryzować, bo czasami ktoś się pochyli i powie: nie płacz Alutka, wszystko będzie dobrze. Takie banalne, ale to własnie ta "Alutka" daje mi największe pocieszenia, podtrzymuje moje złudzenia, że nadal jestem dzieckiem, które nawet jak nabroi bedzie mogło liczyć na pomoc "dorosłych". I dziwi mnie, gdy w sklepie mówią do mnie "na pani", gdy na przystanku pytając o godzinę zwracają się przez "przepraszam", a nie paskudny twór "sory". I jest mi jeszcze z jednego powodu smutno. Przytyłam i tyję nadal, bo widząc siebie w lustrze muszę strzelić sobie jedną tabliczkę czekolady więcej, by się odurzyć. Ostatnio będąc na dworcu kolejowym kupiłam sobie zapiekankę(barrrdzo tuczącą, bo takie są najlepsze). Szczęśliwa maszerowałam sobie wzdłuż okienek, rozkoszując się kolejnymi kęsami, gdy usłyszałam za sobą może nie tyle krzyk, lecz i nie szept - "jaaaki spaślak!" I choć głos dochodził zza moich pleców i nie widziałam, czy za mną nie idzie przypadkiem ekipa "Kwadransowych Grubasów" od razu odniosłam to do siebie. Nie odwróciłam jednak głowy, próbowałam wykazać swoją wyższość i nie reagować na takie grubiańskie uwagi. Odwracać się zresztą nie musiałam, autor słów, chwilę po ich wypowiedzeniu znalazł się w zasięgu mojego wzroku. Więcej, celował we mnie aparatem, a gdzieś z boku jego towarzysz zwijał się ze śmiechu. Oooo nie wiedziałam, że była wyprzedaż w Media Markcie! Zamurowało mnie zupełnie, stałam jak wryta przy ustach trzymając zapiekankę, a jakiś burak z Iławy (z całym szacunkiem, dla reszty mieszkańców) robił mi zdjecie. No kpina, ale nawet nie pomyślałam, by wyrwać mu ten aparat, by skopać go, wcisnąć mu obcas w stopę. Oni odeszli, ja skierowałam się w stronę wyjścia. Ehh, w Warszawie jest pałac kultury, w Olsztynie wieloryb żyjący poza środowiskiem wodnym...