A kuku!
Nie spodziewali się państwo, prawda? Ja również. Sama nie wiem co mnie tu przywiodło... A, juz wiem. Zaczęło się od wpisywania w google mojego nazwiska celem wyszukania jakiś nowych oszczerstw skierowanych pod mój adres - to taka pozostałość po aferze z końca gimnazjum. Dobrze, wpisałam to nazwisko, później zaczęłam się zastanawiać czy może echa pewnej-dziewczynki brzmią jeszcze gdzieś w eterze i oto jestem. Ale czy wciąż pewną-dziewczynką? Niekoniecznie. Strasznie zmęczyła mnie ta wędrówka po wszelkich krajowych i zagranicznych portalach blogowych, dlatego chciałabym bardzo, by nic nie pozbawiło mnie tej niespodziewanej chęci powrotu. Straszne rzeczy się porobiły przez ten czas jak mnie nie było. Wiodłam niemal pustelniczy żywot, co tam wiodłam! Wciąż nie mogę się pozbyć tych samotniczych skłonności. Teraz jednak zdaję sobie sprawę z minusów takiego życia, więc może nawet wyszło mi to na plus. Oczywiście nie streszczę wam tego, co działo się przez ostatnie 2 lata (no, może rok), bo i tak prędzej czy później zaplączę się w jakąś nudną dygresję dotyczącą mojego stanu psychofizycznego. Jeśli dobrze sobie na paluszkach policzycie, właśnie kończy się okres mojego pobytu w pewnym olsztyńskim liceum, czego zwieńczeniem będzie matura. Oczywiście robię teraz po nogach i kiepsko sypiam nocami, ale jak głupia byłam, tak jestem. Próbuję się uczyć, nie wychodzi mi, cóż poradzę. Żeby uniknąć nudzenia nie bedę kontunuować tego wątku. Pewnie chcecie usłyszeć o moim życiu, coś o problemach jakiś. Kurcze, sama nie wiem co napisać. Niestety nie wiem, bo nie mam z czego wybierać. Żywot mam bardzo monotonny, zastanawiam się czy czymś różni się od tego sprzed 2(no, dobra roku) lat, ale myślę że to tylko moja skłonność do idealizowania przeszłości podpowiada mi, że kiedyś to było życie. Nie prawda. No, może prawda... ale to wszystko wynika z okoliczności (po angielskiemu circumstances :P). Przecież nie będę szaleć, gdy mam maturę na karku, prawda? Szaleństwo to się zacznie w czerwcu. O tak... Nawet chętnie bym wam o tym opowiedziała, ale do końca nie wiem czy jest o czym. Dobra, zanim się rozpiszę i przypadkiem zboczę w jakieś marazmowe nastroje, może powiem co konkretnie zacznie się w czerwcu. Aaaa... nie, nie w czerwcu. W czerwcu co prawda zacznie się wolność, po 3 latach odsiadki, ale to jeszcze będzie miesiąc rozwagi, gdyż mam w planach wkręcić się do powszechnego spisu ludności (tak, tak baczcie komu będziecie otwierać drzwi). Ale szybciutko jak tylko dostanę wypłatę, zaginam kiecę i lecę, a raczej jadę. Rowerem jadę do Czech! To już postanowione, choć jeszcze nie przedstawione tatusiowi. Tatuś się zdziwi. Dobrze, ale co ja z tymi dygresyjami (słowo sponsorowane). Na ile Ala jedzie do Czech? Na miesiąc. Co Ala robić będzie w Czechach? Ekhm, ale czy to tak można publicznie? Powiedzmy, że kulturę będę poznawać:) No, a prócz tego oczywiście pracować przy przesuwaniu kartonów, bo niestety w dzisiejszych czasach za poznawanie kultury się płaci. Jednak was pewnie najbardziej zastanowiło sformułowanie "rowerem jadę". Co tu dużo tłumaczyć, poprostu 10 dni w siodle. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze. Ja wiem, że państwo się śmieją i nie dowierzają, a w najlepszym przypadku jedynie martwią. Ale ja to planuję już od dawna, w moim mniemaniu to wszystko ma już ręce i nogi, już zbieram ekwipunek! Zresztą, powiem może inaczej. Zauważam niebezpieczeństwo znalezienia się w objęciach zboczeńca, utknięcia w ciemnym lesie z dzikimi zwierzątkami czy też awarii roweru i wiem, że decydując się na jedynie własne towarzystwo zwielokrotniam te niebezpieczeństwa, ale mogę jedynie skwitować to westchnięciem, że niestety w moim otoczeniu nie ma osób równie zakochanych w kulturze by podejmować się takiego trudu. Jeśli byłby ktoś chętny, absolutnie nie miałabym nic przeciwko, ale co poradzę gdy chętnych nie ma? Przecież się nie rozpłaczę. Tak, weszliśmy na smutne tematy i chyba z nich już nie wyjdziemy, bo pora już późna, a jutro przecież szykuje się ubieranie choinki:) Jakoś poszło, prawda? Niech nam się!