parafina
Zostawianie laptopa na niewiele się zdało, czas jaki zyskałam na uwolnieniu się od wszchpotężnej mocy tego pożeracza czasu, a który miałam wykorzystać na naukę do poprawy koła, ostatecznie przeznaczyłam na bicie rekordów w zbijaniu kulek na komórce. Założę się, że nawet, gdyby dobry los zesłał mnie na miesiąc na bezludną wyspę, wyposażając jedynie w podręczniki do prawa konstytucyjnego i powszechnej historii państwa i prawa, prędzej zbudowałabym tam piramidę niż przeczytała chociażby fragment któregoś z podręczników. Nie rozumiem samej siebie. W liceum jeszcze udawało mi się odnajdować jakieś szczątki rozsądku i ostatecznie, w obliczu zagrożenia, wziąć się do nauki. Teraz, gdy na dniach mogę sprawić, że wylecę z - wymarzonych przecież - studiów, gdy do nauki mam rzeczy, w gruncie rzeczy niepomiernie bardziej interesujące niż nauka procesów życiowych pantofelka czy budowy i funkcji tkanki mięśniowej, otworzenie książki przychodzi mi z większą trudnością niż umycie wszystkich okien w domu. Wiem, co mówię, bo właśnie w ramach przedświątecznych porządków dokonałam tego wiekopomnego czynu. Mój mózg jest niezdolny do nauki! Co jednak śmieszniejsze, im bliżej mi do pożegnania się ze studiami, tym bardziej mi się marzy prawnikowanie. Nie jest to jednak, niestety, źródłem jakiejkolwiek motywacji, konstruktywnej motywacji.
No dobra, o tym, że nie jestem typem naukowca, już wszyscy wiemy, co poza tym...