Rachunki do zapłacenia
Zaczynam się bać tego wrześniowego spotkania. Nie dlatego, że może wcale się nie odbyć, gdyby nowa autostopowa partnerka M. okazała się być równie zdeterminowaną co ja, ale z tego powodu, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Nie łączy nas wiele, nie znamy się i choć głowa mi huczy od ciągłych myśli o M., chociaż wciąż nie mogę się powstrzymać od oglądania zdjęć z nim, to wiem, że to tylko fascynacja, tym silniejsza, że pierwszy raz odwzajemniona. Boję się, że poza nią nie ma nic i nie będzie, a o tym właśnie trzeba będzie zdecydować tego ostatniego wrześniowego spotkania. Będzie musiało zatem paść pytanie co dalej, skoro wakacje się skończyły? Czy podejmujemy się wyjścia poza fascynację, rzeczy absurdalnej, związku na 500 kilometrów, czy w ogóle poza cielesnym aspektem jesteśmy jakkolwiek sobą zainteresowani, czy potrafimy ze sobą rozmawiać, a może lepiej nie brnąć w takie sztubackie zabawy i przyznać, że było cudownie, ale ta znajomość nie miała nigdy przyszłości wykraczającej poza obręb materaca. Dopiero teraz rozumiem jaką okrutną bzdurą było to bredzenie o niezobowiązującej znajomości. Boję się, że nie poradzę sobie z tym ogromem emocji i wspomnień. Ale dzisiaj jeszcze mów do mnie Kicia...