Ja mam racje jeśli chodzi o to, że masz zupełnie wyjebane jak się czuję siedząc u ciebie; że całymi dniami wstrzymuję mocz i kał żeby tylko nie spotkać nikogo z twojej rodziny, że żeby mniej sikać staram się nie pić, więc jestem wiecznie odwodniona przez co źle się czuję, że siedzę cały dzień modląc się żeby twoja mama nie przychodziła ze śniadaniem, bo tak bardzo jestem brudna, niewysrana i niewyspana, już pomijając to, że po prostu płonę ze wstydu, że starsza kobieta czuje się w obowiązku mi coś przynosić. Może masz rację, tak, masz rację na pewno, mój stan się pogorszył, ale zastanów się czy przypadkiem te okoliczności nie miały na to wpływu. Czy to, że za każdym razem, kiedy zaczynam tą litanię ty jedynie ironizujesz albo radzisz mi żebym poszła się leczyć. No bo co innego zrobić, przecież się nie dostosujesz, przecież to ty masz prężnie rozwijającą się karierę, a ja nic nie robię, więc czemu bym nie miała być na każde zawołanie Maciusia. Zupełnie do ciebie nie dociera jakie katusze przeżywam siedząc w tym zasranym pokoju i słysząc jak Zośka chichra się z Piotrkiem. Nawet jeśli akurat nie śmieją się ze mnie, a dobrze wiem, że się śmieją i mnie przedrzeźniają, to i tak jest to dla mnie torturą, powinieneś to rozumieć jeśli rzeczywiście masz nerwicę. Poza tym źle się czuję wiedząc o tym co pisali o mnie na gg, i chociaż wiem, że nie mogę i nie chcę żebyś wchodził w konflikt z nimi, to czuję się pokrzywdzona i w jakiś tam sposób chciałabym żeby odczuli, że zachowują się potwornie. Oczywiście ty to bagatelizujesz, starasz się wykazać, że to po części moja wina, ale to wcale nie zmniejsza mojego smutku i nie ułatwia pogodzenia się z tym co mnie spotkało.
Kiedy zaczynaliśmy się ze sobą spotykać, za pierwszym, za drugim razem kiedy u ciebie nocowałam, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego jak bardzo twoja rodzina/otoczenie różni się od środowiska, z którego pochodzę. Brzmi to jakbym się wywyższała, ale ja wcale nie czuję się lepsza i nie mam na myśli tego, że ktoś jest głupszy czy mądrzejszy. Po prostu na wsi mam wrażenie, że ludzie są bardziej ciekawscy i zżyci ze sobą, bliżsi sobie, więc każda nowość jest tematem do rozmów. Ja nigdy nie przepadałam za byciem tematem rozmów, a w mojej kondycji już szczególnie chciałam tego uniknąć. Dlatego też postanowiłam się schować nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że to wzbudzi jeszcze większe kontrowersje. No, ale stało się i każdy już zdążył przypiąć mi łatkę dziwaczki złodziejki zapychającej kible.
Czy wiesz, że przedwczoraj leżąc w łóżku słyszałam jak twoja siostra wychodząc zamyka drzwi od swojego pokoju na klucz a twoja mama jej przytakuje 'zamykaj, zamykaj"? Wiesz jak się poczułam? Pewnie i tak to sobie zbagatelizujesz, ale ja już niewiele mogę wytrzymać, mam poszarpane nerwy. Umieram w środku za każdym razem, gdy to sobie przypominam. Ja tylko chciałam nie wchodzić nikomu w drogę, usunąć się w cień żeby nikt nie twierdził, że moja obecność jest uciążliwa. Nikomu nie robiłam krzywdy, nikogo nie wyśmiewałam, nikogo nie okradałam i nic od nikogo nie chciałam. Przyjeżdzałam jedynie do ciebie, żeby być z tobą, bo jesteś jedyną osobą, z którą chciałam mieć kontakt. Nie byłam gotowa na poznawanie twojej rodziny.
Mówiłeś, że to nie potrwa długo, w zeszłym roku przecież mieliśmy zamieszkać w Toruniu, w tym roku było coś o Łęcznej, więc sypianie u ciebie traktowałam jako sprawę prowizoryczną, no, ale to się jakoś rozmyło, a moja obecność u ciebie zaczęła być coraz bardziej niezręczna dla wszystkich. JA CIĘ NIE OBWINIAM, próbuję się jedynie wytłumaczyć. To nie jest tak, że cały rok grzecznie przyjeżdżałam do ciebie, a teraz nagle mi odbiło. Po prostu jedyne co pozwalało mi wciąż i wciąż do ciebie jeździć to było przekonanie, że trochę muszę pocierpieć, ale później będzie nam dobrze razem.
Jednak trochę rzeczy się nagromadziło, trochę wyszło na jaw i już nie jest tak łatwo wstać o 3 nad ranem żeby po 10 godzinach być u ciebie. Żeby przyjechać i zobaczyć, że jedyne co możemy robić razem to uprawianie seksu, picie alkoholu, jedzenie niezdrowych rzeczy i oglądanie filmów, które zawsze jednemu z nas nie pasują, a i to rzadko, bo zazwyczaj siedzimy osobno przy komputerach.
Mówisz, że byłoby inaczej gdybym wychodziła z tobą do znajomych, ale sam znasz już moją argumentację, że się boję, że mam już przyprawioną gębę i że nie wiem o czym się rozmawia z ludźmi. Poza tym i tak to 'wychodzenie" ograniczałoby się do wspólnego picia alkoholu, a tego mam już jakby dosyć. Inna sprawa, że nie czuję się przy tobie bezpiecznie, nie mam pewności czy gdyby ktoś ze mnie żartował to ty byś się do niego nie dołączył, bo 'alusia taka głupiutka, taka śmieszna".
Przy tym wszystkim twoje niepowodzenie jeśli chodzi o szkołę naprawdę nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie mam ci za złe, że tym razem się nie udało, nic się nie zmieniło w moich uczuciach do ciebie, ani nie pomyślałam sobie, że jesteś gorszy, ale nie każ mi mówić, że dałeś z siebie 100% żeby się dostać. Wiem, że po pogrzebie twojej babci sytuacja z tym kuzynem dyrektorem się mocno skomplikowała, ale jeśli naprawdę ci zależało, jeśli naprawdę wierzysz, że możesz się dostać jedynie przez znajomości, to trzeba było schować dumę do kieszeni i przypomnieć mu się czy wręcz nachalnie pilnować żeby dotrzymał danego słowa. Nie traktuj tego jako przytyków, po prostu jestem pewna, że masz warunki żeby się dostać do tej szkoły, ale musisz się postarać bardziej, pomyśleć nad tym co zrobić żeby następnym razem się udało.
Nie jestem pewna o co dokładnie pytałeś w smsie. Jeśli chodzi o to jak się zachowałam wobec ciebie, gdy wróciłeś z pracy i powiedziałeś, że tym razem jeszcze się nie uda z tym technikum, to masz rację powinnam schować na tę chwilę swoje niepotrzebne komentarze i po prostu cię przytulić, bo istotnie nic się nie stało, a ty poczułbyś się dużo lepiej nie słysząc, że gdybyś się więcej uczył to byś się dostał. No, ale tak się stało, że odebrałeś moje słowa jako atak i przystąpiłeś do kontrataku, a ja już tego dnia miałam tak bardzo dość wszystkiego, że poczułam się bardziej niż powinnam urażona. Później już poszło jak domino. I wali się do dziś.
Przed chwilą ojciec rozmawiał ze mną o okradaniu matki. Wszystko jest moją winą, ja jestem wszystkiemu winna, mojej samotności, moich życiowych niepowodzeń, dla wszystkich jestem balastem, pasożytem. To pewnie prawda, ale miałam nadzieję, że jest na tym świcie chociaż jedna osoba, która zrozumie dlaczego taka jestem, która będzie chciała dowiedzieć się co się takiego stało, że taka się zrobiłam, że uzna i uszanuje mój ból i rozgoryczenie, ale niestety nie ma takiej osoby. Wszytko w końcu jest wynikiem mojej złej woli, wszystko jest wynikiem tego, że zwyczajnie jestem złym człowiekiem. Ale najgorsze jest to, że ta moja wola życia wciąż jest zbyt silna by przynieść innym ulgę.