• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Najnowsze wpisy, strona 1


< 1 2 3 4 ... 17 18 >

Kofeinizacja

A jednak wszystko blednie, gdy znów za oknem mijają mnie drzewa. Wracam skruszona, myślozbrodniarka zziębnięta chłodem samotności. XD XD XD XD XD XD XD XD XD XD :D :D :P :P :P KALORYFER kochanie najlepszym antidotum na twój rozbuchany popęd!
23 października 2013   Dodaj komentarz

Kofeinizacja

A jednak wszystko blednie, gdy znów za oknem mijają mnie drzewa. Wracam skruszona, myślozbrodniarka zziębnięta chłodem samotności. XD XD XD XD XD XD XD XD XD XD :D :D :P :P :P KALORYFER kochanie najlepszym antidotum na twój rozbuchany popęd!
23 października 2013   Dodaj komentarz

Z korespondencji do Przemka

Widzisz Pan, dobrze żeś mię ponaglił, bo już traciłam motywację do odpisania. To oczywiście nic osobistego, po prostu wciąż uwikłana jestem w sidła prokrastynacji i wszystko odkładam na bliżej nieznany termin do czasu, gdy rzecz owa nie przepadnie w otchłani mojej niepamięci. Z naszym pisaniem jednak dochodzi problem innej natury. Wyraźnie waćpan dajesz mi znać, że chciałbyś aby nasza znajomość nabrała rumieńców co jest całkiem przyjemne, ale też kłopotliwe. Nie lubię się wikłać w sytuacje kłopotliwe. Nie chcę nikogo krzywdzić, ani dawać fałszywej nadziei. Co prawda zrozumiałam już, że Krzysztof nie jest osobą, z którą chcę spędzić resztę życia i, że wiązanie się z jego rodziną to byłby jakiś koszmar, ale jak wspominałam, sezon jesień - zima 2013 nie sprzyja w miarę przyjaznym i bezbolesnym rozstaniom. Jestem nieco przytłoczona tą sytuacją, bo z jednej strony nie toleruję kłamstwa i chyba sama wolałabym dowiedzieć się od razu, że muszę zacząć budować przyszłość z kimś innym, a z drugiej strony wiem, że od tego jaki moment wybiorę może zależeć jego kolejne kilka miesięcy czy może lat życia. A co jeśli przez te kilka miesięcy sztucznie podtrzymując nasz związek odbiorę mu szansę na znalezienie tej jedynej, wyjątkowej i przede wszystkim dopasowanej doń dziewczyny? Tak się mówi, że tego kwiatu pół światu, ale Krzysztof to nie jest jakiś zawadiaka, a jego świat raczej ogranicza się do rodzinnej wsi, gdzie dziewczyny nie są najlepszego sortu. Zawsze pozostają portale randkowe, ale musiałabym być hipokrytką żeby stwierdzić, że to miejsce, gdzie można spotkać kogoś rozsądnego. Martwię się o tego mojego (wciąż) Krzysztofa i biję z myślami, w głowie wciąż przebija mi się cytat z "Małego Księcia", zgodnie z którym jest się odpowiedzialnym za to co się oswoiło. Bardzo to romantyczne, ale czy właściwe? Ostatnio, po 2 latach mojego milczenia, nawiązałam kontakt z dawnym kolegą/przyjacielem/obiektem dawnych westchnień, który całkiem przekonująco wyłożył mi dlaczego mój związek nie będzie źródłem szczęścia ani mojego, ani Krzysztofa. Wszystko rozchodzi się o geny, ale nie te decydujące o kolorze oczu czy wzroście, lecz możliwościach intelektualnych. Do niedawna byłam przekonana, że różnice między ludźmi jeśli chodzi o inteligencję nie są na tyle znaczne i ważne by się nimi szczególnie przejmować przy wyborze partnera. Oczywiście wiedziałam, że istnieją ludzie głupi, ale wydawało mi się, że są w mniejszości i co ważne są głupi na własne życzenie, z lenistwa, które jednak można siłą woli pokonać, więc też można z głupiego stać się mądrym. Tego przynajmniej uczyła mnie szkoła, że wszyscy ludzie są równi, wszyscy mają takie same szanse. A jeśli nawet niedomagają intelektualnie z przyczyn innych niż lenistwo, to z pewnością mają inne cechy, które rekompensują ich ograniczenie. Nikt jednak nie mówił, że wśród tych równych i wspaniałych ludzi istnieje podział dokonany już z chwilą narodzenia na "gatunki", które determinują czy dwoje ludzi będzie do siebie pasować i stworzy w przyszłości dobrze funkcjonującą rodzinę. Tak też wpadłam w sidła Krzysztofa. Trzeba przyznać, że zbytnio starać się nie musiał, bo w 90 procentach wpisywał się w obraz mojego ideału piękna. Czy ktoś tak oniemiająco przystojny mógł być głupi, zły, niedojrzały, chamski? Nawet mi przez myśl to nie przeszło. Wręcz przeciwnie przez pierwsze miesiące naszej znajomości czułam się przy nim niewystarczająco szlachetna i drżałam na myśl, że ktoś mi może go sprzątnąć sprzed nosa. Dopiero później okazało się, że Krzysztof miał skłonność do zabarwiania swojej przeszłości i teraźniejszości, a spędzanie wieczorów na zasadzie pół litra na dwoje niekoniecznie było dla niego rozrywką, lecz stawało się fizjologiczną potrzebą. Kamieniem milowym w naszej znajomości okazał się moment poznania jego rodziny. Całkowicie ociężałego intelektualnie ojca, który nie bacząc na konieczność utrzymania rodziny (w szczególności uczącej się córki i żony z wykształcenia gospodyni domowej) całkiem pochłonięty był swoją hodowlą gołębi, bystrą i zatroskaną aczkolwiek raczej nieracjonalną i histeryczną matkę, starszą siostrę, pracowitą, lecz o mentalności "zastaw się a postaw się" i nieufnym stosunku do wynalazków współczesności typu konta bankowego oraz całkowicie zepsutą, głupią, leniwą blacharą, czyli najmłodszą przedstawicielką rodu Z. Na tym tle co prawda Krzysztof prezentował się wybitnie, jednak w świetle niedawnych odkryć o puli genowej, którą miałyby otrzymać moje potencjalne dzieci oblał mnie zimny pot. Pal licho ja, moje poczucie niezrozumienia przez Krzysztofa, pal sześć to, że ostatnio, gdy puściłam moją ukochaną Kalinę Jędrusik w jego towarzystwie stwierdził, że to "gówno"(poczułam się tak bardzo urażona jakby mnie osobiście tak nazwał. Tak mi wstyd Kalino Jędrusik, że przed takim chamem cię zaprezentowałam), że jego siostra wyzywa mnie w swoich rozmowach na GG od grubych loch, pal to wszystko gdyby chodziło tylko o mnie, ale tu rzecz cała rozchodzi się o niewinne dzieci, które za moją przyczyną mogą mieć ojca alkoholika o bardzo wąskich horyzontach. To wszystko rozwiewa moje wątpliwości, jedyną zagadką jest czas, kiedy zbiorę się w sobie by powiedzieć Krzysztofowi, że to koniec. Trochę też czekam na jakiś grubszy (w jego oczach) pretekst do rozstania, a jeśli to nie nastąpi, to kluczowym momentem będzie 10 listopada, kiedy to ma zapaść decyzja o tym czy nadal będzie miał tę pracę co dotychczas, a tym samym czy cała rodzina, której właściwie jest jedynym żywicielem, nie umrze z głodu. Ostatnio łaskawie mi się zwierzył, że gdyby okazało się, że będzie musiał szukać nowej pracy, to ma zamiar wyjechać za granicę, także możliwe, że wszystko rozwieje się samo. Nie chodzi o to, że mam problemy z wiernością, po prostu mając już jako tako doświadczenie w związkach na odległość, wiem, że życie toczy się zbyt dynamicznie (nawet spędzając je całymi dniami w łóżku) by jedno krótkie spotkanie na miesiąc czy kilka mogło zapobiec rozluźnieniu się więzi i zrekompensować wielotygodniowy brak obustronnego wsparcia. Niezależnie od tego jakbyś się starał związki na odległość to "parazwiązki' i zazwyczaj mają krótką datę przydatności.
 

 

Jeśli to przeczytałeś, mam zaszczyt uroczyście powitać Cię we friendzone xD

 

Z rzeczy niepowiązanych z moim burzliwym życiem uczuciowym mogę podzielić się z Tobą radosną nowiną, że w ciągu ostatnich 5 miesięcy zgubiłam już 8 kg z czego 4 w ostatni miesiąc także sytuacja robi się dynamiczna i jeśli tylko na powrót nie wtrącę się w depresję i marazm, to do końca roku powinnam zacząć przypominać człowieka. Coś czuję, że rok 2014 będzie moim rokiem : >

 

Panie Przemku, proszę mi wybaczyć mój egoizm, ale szczątkowe informacje o Pańskiej egzystencji uniemożliwiają mi podjęcie jakiegoś bardziej zaangażowanego z Panem dialogu. Stąd też moja prośba, bo nie chcę żebyś się czuł jak rękaw do wypłakiwania o złym Mirku, napisz mi w odpowiedzi coś o sobie. Co cię nurtuje, nad czym pracujesz, czym chciałbyś się pochwalić albo jak trafiłeś na kurdagen, cokolwiek byle obficie i treściwie.
 

 

Pozdrawiam i czekam niecierpliwie

Ala

20 października 2013   Dodaj komentarz

Obcość

Jesteś bowiem prymitywny jak gotycka wieża. I dlatego żaden głos wewnętrzny cię nie porusza.

 

W porównaniu z postmodernizmem gotyckie wieże wcale nie wydają się byc prymitywne jednak..

29 września 2013   Dodaj komentarz
jnkjnj  

Otyłość

Ja wam powiem co to jest otyłość: otyłość to jest proszę państwa, choroba psychiczna! Kolejna już w mojej kolekcji. W ramach kuracji poszłam dzisiaj nawet na spacer. Ponoć spaliłam w ten sposób 400 kalorii, ale i tak to wszystko na nic biorąc pod uwagę, że w środę znów pojadę do Meucina i przez 6 dni w obawie przed spotkaniem kogokolwiek nie wystawię nosa z jego pokoju, a pocieszać się będę przy tym pysznymi aczkolwiek całkiem niedietetycznymi potrawami przyrządzonymi przez jego mamę. No i tak się to toczy już ponad rok. Cokolwiek zaczynam robić w sprawie odchudzania, to przychodzi czas odwiedzin u mojego menszczyzny i wszystkie plany idą się... przejść. Oczywiście Myszek nie rozumie i myśli, że po prostu mi nie zależy, ale tak to już jest, tylko grubas zrozumie grubasa, choć jeszcze częściej grubas grubasowi wilkiem. To sobie pośmieszkowałam.

 

Kurde, nie tak dawno (no dobra dawno, powiedzmy 5 lat temu) ważyłam jakie 7 kg mniej i strasznie mi było źle w tym stanie, wydawało mi się, że wyglądam potwornie, odpychająco i aseksualnie, a to jednak straszne złudzenie było. Ja to w sumie aktualnie nie czuję do siebie obrzydzenia, ale ludzie wmawiają mi, że powinnam czuć, więc tak też czynię i jestem nieszczęśliwa i zajadając smutki to nieszczęście pogłębiam. W każdym razie, no kurde, jakbym wtedy wiedziała jaka atrakcyjna jestem, to kurde... nie wiem, ale podejrzewam, że byłabym teraz gdzies w lepszym miejscu. Ot, takie gdybanie i refleksja, że często niedoceniamy naszej sytuacji życiowej. Oczywiście dzisiaj, ważąc te ... 7 kilo więcej, mogę stwierdzić, że nie jest źle i są ludzie, którzy ważą dużo więcej ode mnie, ale jakoś mię to nie pociesza i ten brak pociechy właśnie zasponsorował dzisiejszy spacer. 22 lata to już nie 17 i jeśli chcę choć trochę uszczknąć młodości muszę się pozbyć mojego kilkudziesięciokilogramowego balastu. Inna sprawa to jędrność skóry po schudnięciu - jesli nie załatwię tego w ciągu najbliższego roku to po schudnięciu będę przypominała nietoperza, bo wraz z biegiem lat nadmiaru skóry przy takim schudnięciu nie da się pozbyć inaczej jak chirurgicznie.

 

Polsat w ogóle w jesiennej ramówce dopisał dwoma pozycjami dotyczącymi mojego problemu, więc mam nadzieję, że kolejne odcinki "2XL' i "Fat killers. Zabójców tłuszczu" zapewnią stały poziom motywacji. Jak znam życie to jednak polecą z ramówki po pierwszym sezonie, bo takie rzeczy interesują tylko grubasów, a to raczej nie jest zbyt szeroka widownia... w przenośni. Jak nic trzeba się brać do roboty.

19 września 2013   Dodaj komentarz
fwnfuwhufe  

Męczy mnie wymyślanie tytułów. Ostatnio...

Źle to wszystko przedstawiam, po prostu źle. W moim życiu jest jedna niezaprzeczalnie cudowna osoba. Mi jako grubasowi strasznie imponuje ( w sensie, że imponujźnię sama sobie?), że on jest taki przystojny. To jakoś łechce mi podniebienie, że kobiety szczupłe, powabne, o lśniących włosach i zadbanych paznokciach, wkładające tyle trudu w zwabienie samca swoim wyglądem muszą obejść się smakiem widząc Myszka, a ja jakimś dziwnym trafem mam go na wyciągnięcie ręki, mogę go przytulać i smakować, a zdarza się, że jestem przezeń adorowana jakbym rzeczywiście była jedną z tych kobiet, które odbierają mężczyznom rozum. Dopiero później przypominam sobie, że większość mężczyzn ma zwyczajnie pragmatyczne podejście do życia i często przy niskiej samoocenie biorą co się nawinie. Co innego kobiety, te nawet ważąc 150 kg potrafią śnić o Bradach Pittach zza oceanu i jednocześnie gardzić sobie podobnymi mężczyznami. No, ale powiedzmy, że to wina tych wszystkich bajek o księciach z lat dziecinnych, które nawet we mnie pozostawiły okropne piętno księżniczki. Tak na marginesie w ostatnią niedzielę byliśmy z Myszkiem w podlubelskiej Kozłówce, gdzie znajduje się pałac Zamoyskich. Pałac jak pałac, na pewno jakaś to atrakcja jest, ale ja oczywiście miast podziwiać arystokartyczne pozostałości skupiłam się na pogłębianiu moich kompleksów związanych z najprawdopodobniej chłopskim pochodzeniem i niewiele z tej wycieczki wyniosłam. Strasznie mnie boli, że moi przodkowie byli tak bardzo 'no name' i że nie mogę budować na historii mojego rodu swojej tożsamości. Czuję się wybrakowana i gorsza. Ja wiem, że XXI wiek, nowy podział klasowy i tylko własne osiągnięcia coś znaczą, ale mam wrażenie, że mimo wszystko potomkowie szlachty wciąż stanowią zamkniętą grupę ludzi, pielęgnujących znamienite tradycje i posiadających pulę wyśmienitych genów, do której ja nigdy nie będę miała dostępu : < Ot takie to kompleksy ciemnego luda. Wracając jednak do pragmatycznych mężczyzn, to wydaje mi się, że Myszek jest jednym z nich. Przede wszystkim ma jednak niewiarygodne kompleksy jak na człowieka z jego warunkami. I czasem właśnie mnie ta myśl nachodzi, że on jest ze mną jedynie dlatego, że jestem płci żeńskiej i wyraziłam chęć bycia z nim. To kim jestem, jaki mam charakter czy gust już nie jest dla niego tak ważne jeśli w ogóle, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mam wrażenie, że jestem jedynie 'przykrywką' dla niego żeby ludzie w końcu przestali gadać dlaczego 26 letni chłopak wciąż nie ma dziewczyny. No tak, miałam pisać dlaczego go kocham, a zrobiłam coś absolutnie odwrotnego. Może to kawa przestała działać. Może sama nie jestem pewna swoich wyborów, ale bez niego jest jakby gorzej niż z nim, więc może... Nie chcę tutaj wyzywać na pojedynek ironii losu, ale na dzień dzisiejszy, na jutrzejszy i każdy kolejny nie wyobrażam sobie kogoś innego przy mnie. Banalne.

19 września 2013   Dodaj komentarz
jnsajnjwsa  

Bez tytułu

Powinnam coś napisać, ale co ja mogę... Próbowałam jeździć na rowerze nic to nie dało, byłam tak samo rozżalona jeżdżąc jak i leżąc śmierdzącą w łóżku, więc nie rozumiem po co podejmowałam się tego wysiłku. Co prawda jeżdżąc zrzuciłam prawie kilogram, ale wróciwszy z lubelszczyzny okazało się, że przytyłam 1,8 kg. Ciężko jest mi zrozumieć jak w ciągu 5 dni można tyle przytyć, tym bardziej, że nie oddawałam się tam jakoś szczególnie rozpuście. Mam wrażenie, że już zawsze będę tym pierdolonym grubasem, którego najłatwiej się opluwa. Bezpłciowym tworem, który nie może liczyć na nic poza ludzkim politowaniem. Nie wiem czy język polski dysponuje w ogóle określeniem, które objęłoby stan moich uczuć. To coś dużo większego niż nienawiść, żal, rozpacz. Zostałam pogrzebana żywcem przez wszystkie znane mi osoby. Nie potrafię pisać inaczej, nie potrafię pisać o niczym innym jak o tym, że zostałam zdradzona przez cały ludzki rodzaj i że cały ludzki rodzaj to śmieci.

 

a nie, przepraszam, zapomniałam, że niektórzy piszą ładne piosenki

17 września 2013   Dodaj komentarz
f3fwe  

Coś tam coś tam

Nie, jednak nic nie napiszę. Rzyć się odechciewa w tej podlubelskiej wsi.
13 września 2013   Komentarze (1)
rwfijnhnr3we  

Ja nie paniala.

Olaboga, z jaką łatwością przychodzi mi pisanie smutnych notek! Nic tylko bym siedziała i pisała ileż to przykrości mnie spotyka w tym życiu nędznym. Na szczęście od czasu do czasu zdarza mi się wypić kawkie i ulec kofeinowej euforii, w czasie której zdaje mi się, że jeszcze nic nie jest stracone, a do wysnucia wniosku o urodzie życia wystarczy jedno spojrzenie na ulicznych przechodniów płci męskiej. Taka już niestety jestem, że ja ich wszystkich bezgranicznie podziwiam i kocham. Oni mnie wyzywają od wielorybów, oni mnie wykorzystują, się śmieją ze mnie bezczelnie, ale ja nie potrafię inaczej jak pożądać ich wszystkich. Jednak mylił się Heraklit, są w życiu rzeczy niezmienne. Bardzo mię to cieszy. Trochę przesadziłam z tym niewychodzeniem z pokoju. Z tego co się orientuję, to właśnie siedzę w autobusie i z prędkością 80 km/h zmierzam w stronę Lublina. Tysięczny już raz łamiąc daną sobie obietnicę zmierzam do mojego ukochanego. Cóż poradzę, wbrew temu co sobie myślę, nie mam serca z kamienia! Podejrzewam, że ogólnie kręci mnie przemieszczanie się, obawiam się wręcz, że kręci mnie życie i jego przejawy. No dobra, ale to takie pitu-pitu. Jeśli miałabym zdawać sprawozdanie z tego co robiłam przez ostatni tydzień, to myślę, że na szczególną uwagę zasługuje fakt, że w końcu udało mi się wyjść na rower i to nie tylko wyjść (a w moim stanie już samo fizyczne przekroczenie progu domu jest "wow"), ale przejechać 45 km jednego dnia. Z jednej strony bardzo mię to podbudowało, ale z drugiej speszyło i zapętało w sidła oczekiwań stawianych samej sobie. Zaczęły się urojenia, że jakbym spięła tyłek to bym mogła codziennie robić te 45 km, to z kolei zaowocowałoby błyskawicznym zrzuceniem nadwagi i co za tym idzie znów stałabym się częścią zdrowej tkanki społeczeństwa. Niestety dzień później ból tyłka był na tyle nieznośny, że na rower nie poszłam wcale, dopiero trzeciego dnia trauma zmniejszyła się na tyle, że zrobiłam 30 km. Ciężko u mnie z logicznym myśleniem, gdybym codziennie robiła 15 km, efekty byłyby zdecydowanie lepsze, a o bólu czegokolwiek nie byłoby mowy. Niestety taka już jestem kompulsywno-obsesyjna i potrzebuję mocnych wrażeń w życiu. Naturalnie słyszałam o tym, żę... kurde wszędzie mężczyźni mi uwagę odwracają... au! au! au! DObra pitu-pitu, chciałam tylko dać znać, że żyję i to trochę mniej podle niż można myśleć po moich wpisach. Myślę, że napiszę coś więcej jutro, także na shledanou! Verka Serduchka jest absolutnie zjawiskowa! może dlatego, że to tak naprawdę mężczyzna : > au! au! au! muj borze! jak ja się męczę...

12 września 2013   Dodaj komentarz
jiihhwhf  

Ja nie paniala.

Olaboga, z jaką łatwością przychodzi mi pisanie smutnych notek! Nic tylko bym siedziała i pisała ileż to przykrości mnie spotyka w tym życiu nędznym. Na szczęście od czasu do czasu zdarza mi się wypić kawkie i ulec kofeinowej euforii, w czasie której zdaje mi się, że jeszcze nic nie jest stracone, a do wysnucia wniosku o urodzie życia wystarczy jedno spojrzenie na ulicznych przechodniów płci męskiej. Taka już niestety jestem, że ja ich wszystkich bezgranicznie podziwiam i kocham. Oni mnie wyzywają od wielorybów, oni mnie wykorzystują, się śmieją ze mnie bezczelnie, ale ja nie potrafię inaczej jak pożądać ich wszystkich. Jednak mylił się Heraklit, są w życiu rzeczy niezmienne. Bardzo mię to cieszy. Trochę przesadziłam z tym niewychodzeniem z pokoju. Z tego co się orientuję, to właśnie siedzę w autobusie i z prędkością 80 km/h zmierzam w stronę Lublina. Tysięczny już raz łamiąc daną sobie obietnicę zmierzam do mojego ukochanego. Cóż poradzę, wbrew temu co sobie myślę, nie mam serca z kamienia! Podejrzewam, że ogólnie kręci mnie przemieszczanie się, obawiam się wręcz, że kręci mnie życie i jego przejawy. No dobra, ale to takie pitu-pitu. Jeśli miałabym zdawać sprawozdanie z tego co robiłam przez ostatni tydzień, to myślę, że na szczególną uwagę zasługuje fakt, że w końcu udało mi się wyjść na rower i to nie tylko wyjść (a w moim stanie już samo fizyczne przekroczenie progu domu jest "wow"), ale przejechać 45 km jednego dnia. Z jednej strony bardzo mię to podbudowało, ale z drugiej speszyło i zapętało w sidła oczekiwań stawianych samej sobie. Zaczęły się urojenia, że jakbym spięła tyłek to bym mogła codziennie robić te 45 km, to z kolei zaowocowałoby błyskawicznym zrzuceniem nadwagi i co za tym idzie znów stałabym się częścią zdrowej tkanki społeczeństwa. Niestety dzień później ból tyłka był na tyle nieznośny, że na rower nie poszłam wcale, dopiero trzeciego dnia trauma zmniejszyła się na tyle, że zrobiłam 30 km. Ciężko u mnie z logicznym myśleniem, gdybym codziennie robiła 15 km, efekty byłyby zdecydowanie lepsze, a o bólu czegokolwiek nie byłoby mowy. Niestety taka już jestem kompulsywno-obsesyjna i potrzebuję mocnych wrażeń w życiu. Naturalnie słyszałam o tym, żę... kurde wszędzie mężczyźni mi uwagę odwracają... au! au! au! DObra pitu-pitu, chciałam tylko dać znać, że żyję i to trochę mniej podle niż można myśleć po moich wpisach. Myślę, że napiszę coś więcej jutro, także na shledanou! Verka Serduchka jest absolutnie zjawiskowa! może dlatego, że to tak naprawdę mężczyzna : > au! au! au! muj borze! jak ja się męczę...
12 września 2013   Dodaj komentarz
jiihhwhf  

Do Myszka Alicja goryczy pełna

Ja mam racje jeśli chodzi o to, że masz zupełnie wyjebane jak się czuję siedząc u ciebie; że całymi dniami wstrzymuję mocz i kał żeby tylko nie spotkać nikogo z twojej rodziny, że żeby mniej sikać staram się nie pić, więc jestem wiecznie odwodniona przez co źle się czuję, że siedzę cały dzień modląc się żeby twoja mama nie przychodziła ze śniadaniem, bo tak bardzo jestem brudna, niewysrana i niewyspana, już pomijając to, że po prostu płonę ze wstydu, że starsza kobieta czuje się w obowiązku mi coś przynosić. Może masz rację, tak, masz rację na pewno, mój stan się pogorszył, ale zastanów się czy przypadkiem te okoliczności nie miały na to wpływu. Czy to, że za każdym razem, kiedy zaczynam tą litanię ty jedynie ironizujesz albo radzisz mi żebym poszła się leczyć. No bo co innego zrobić, przecież się nie dostosujesz, przecież to ty masz prężnie rozwijającą się karierę, a ja nic nie robię, więc czemu bym nie miała być na każde zawołanie Maciusia. Zupełnie do ciebie nie dociera jakie katusze przeżywam siedząc w tym zasranym pokoju i słysząc jak Zośka chichra się z Piotrkiem. Nawet jeśli akurat nie śmieją się ze mnie, a dobrze wiem, że się śmieją i mnie przedrzeźniają, to i tak jest to dla mnie torturą, powinieneś to rozumieć jeśli rzeczywiście masz nerwicę.  Poza tym źle się czuję wiedząc o tym co pisali o mnie na gg, i chociaż wiem, że nie mogę i nie chcę żebyś wchodził w konflikt z nimi, to czuję się pokrzywdzona i w jakiś tam sposób chciałabym żeby odczuli, że zachowują się potwornie. Oczywiście ty to bagatelizujesz, starasz się wykazać, że to po części moja wina, ale to wcale nie zmniejsza mojego smutku i nie ułatwia pogodzenia się z tym co mnie spotkało.

 

Kiedy zaczynaliśmy się ze sobą spotykać, za pierwszym, za drugim razem kiedy u ciebie nocowałam, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego jak bardzo twoja rodzina/otoczenie różni się od środowiska, z którego pochodzę. Brzmi to jakbym się wywyższała, ale ja wcale nie czuję się lepsza i nie mam na myśli tego, że ktoś jest głupszy czy mądrzejszy. Po prostu na wsi mam wrażenie, że ludzie są bardziej ciekawscy i zżyci ze sobą, bliżsi sobie, więc każda nowość jest tematem do rozmów. Ja nigdy nie przepadałam za byciem tematem rozmów, a w mojej kondycji już szczególnie chciałam tego uniknąć. Dlatego też postanowiłam się schować nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że to wzbudzi jeszcze większe kontrowersje. No, ale stało się i każdy już zdążył przypiąć mi łatkę dziwaczki złodziejki zapychającej kible.

 

Czy wiesz, że przedwczoraj leżąc w łóżku słyszałam jak twoja siostra wychodząc zamyka drzwi od swojego pokoju na klucz a twoja mama jej przytakuje 'zamykaj, zamykaj"? Wiesz jak się poczułam? Pewnie i tak to sobie zbagatelizujesz, ale ja już niewiele mogę wytrzymać, mam poszarpane nerwy. Umieram w środku za każdym razem, gdy to sobie przypominam. Ja tylko chciałam nie wchodzić nikomu w drogę, usunąć się w cień żeby nikt nie twierdził, że moja obecność jest uciążliwa. Nikomu nie robiłam krzywdy, nikogo nie wyśmiewałam, nikogo nie okradałam i nic od nikogo nie chciałam. Przyjeżdzałam jedynie do ciebie, żeby być z tobą, bo jesteś jedyną osobą, z którą chciałam mieć kontakt. Nie byłam gotowa na poznawanie twojej rodziny.

 

Mówiłeś, że to nie potrwa długo, w zeszłym roku przecież mieliśmy zamieszkać w Toruniu, w tym roku było coś o Łęcznej, więc sypianie u ciebie traktowałam jako sprawę prowizoryczną, no, ale to się jakoś rozmyło, a moja obecność u ciebie zaczęła być coraz bardziej niezręczna dla wszystkich. JA CIĘ NIE OBWINIAM, próbuję się jedynie wytłumaczyć. To nie jest tak, że cały rok grzecznie przyjeżdżałam do ciebie, a teraz nagle mi odbiło. Po prostu jedyne co pozwalało mi wciąż i wciąż do ciebie jeździć to było przekonanie, że trochę muszę pocierpieć, ale później będzie nam dobrze razem.

 

Jednak trochę rzeczy się nagromadziło, trochę wyszło na jaw i już nie jest tak łatwo wstać o 3 nad ranem żeby po 10 godzinach być u ciebie. Żeby przyjechać i zobaczyć, że jedyne co możemy robić razem to uprawianie seksu, picie alkoholu, jedzenie niezdrowych rzeczy i oglądanie filmów, które zawsze jednemu z nas nie pasują, a i to rzadko, bo zazwyczaj siedzimy osobno przy komputerach.

 

Mówisz, że byłoby inaczej gdybym wychodziła z tobą do znajomych, ale sam znasz już moją argumentację, że się boję, że mam już przyprawioną gębę i że nie wiem o czym się rozmawia z ludźmi. Poza tym i tak to 'wychodzenie" ograniczałoby się do wspólnego picia alkoholu, a tego mam już jakby dosyć. Inna sprawa, że nie czuję się przy tobie bezpiecznie, nie mam pewności czy gdyby ktoś ze mnie żartował to ty byś się do niego nie dołączył, bo 'alusia taka głupiutka, taka śmieszna".

 

Przy tym wszystkim twoje niepowodzenie jeśli chodzi o szkołę naprawdę nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie mam ci za złe, że tym razem się nie udało, nic się nie zmieniło w moich uczuciach do ciebie, ani nie pomyślałam sobie, że jesteś gorszy, ale nie każ mi mówić, że dałeś z siebie 100% żeby się dostać. Wiem, że po pogrzebie twojej babci sytuacja z tym kuzynem dyrektorem się mocno skomplikowała, ale jeśli naprawdę ci zależało, jeśli naprawdę wierzysz, że możesz się dostać jedynie przez znajomości, to trzeba było schować dumę do kieszeni i przypomnieć mu się czy wręcz nachalnie pilnować żeby dotrzymał danego słowa. Nie traktuj tego jako przytyków, po prostu jestem pewna, że masz warunki żeby się dostać do tej szkoły, ale musisz się postarać bardziej, pomyśleć nad tym co zrobić żeby następnym razem się udało.

 

Nie jestem pewna o co dokładnie pytałeś w smsie. Jeśli chodzi o to jak się zachowałam wobec ciebie, gdy wróciłeś z pracy i powiedziałeś, że tym razem jeszcze się nie uda z tym technikum, to masz rację powinnam schować na tę chwilę swoje niepotrzebne komentarze i po prostu cię przytulić, bo istotnie nic się nie stało, a ty poczułbyś się dużo lepiej nie słysząc, że gdybyś się więcej uczył to byś się dostał. No, ale tak się stało, że odebrałeś moje słowa jako atak i przystąpiłeś do kontrataku, a ja już tego dnia miałam tak bardzo dość wszystkiego, że poczułam się bardziej niż powinnam urażona. Później już poszło jak domino. I wali się do dziś.

 

Przed chwilą ojciec rozmawiał ze mną o okradaniu matki. Wszystko jest moją winą, ja jestem wszystkiemu winna, mojej samotności, moich życiowych niepowodzeń, dla wszystkich jestem balastem, pasożytem. To pewnie prawda, ale miałam nadzieję, że jest na tym świcie chociaż jedna osoba, która zrozumie dlaczego taka jestem, która będzie chciała dowiedzieć się co się takiego stało, że taka się zrobiłam, że uzna i uszanuje mój ból i rozgoryczenie, ale niestety nie ma takiej osoby. Wszytko w końcu jest wynikiem mojej złej woli, wszystko jest wynikiem tego, że zwyczajnie jestem złym człowiekiem. Ale najgorsze jest to, że ta moja wola życia wciąż jest zbyt silna by przynieść innym ulgę.

04 września 2013   Komentarze (3)
et4gt4r  

Bozon Higgsa

Tak to to mi mija, że ciężko się zorientować ile to czasu minęło od ostatniego posta, a już wręcz niemożliwe wydaje się znalezienie jakiegoś tematu. Od czasu ostatniej notki 3 razy postanawiałam zacząć nowe życie i 6 razy mi się to nie udało. Aktualnie zawieszam moje sprawy olsztyńskie i z prędkością 80 km/h zmierzam do oddalonej o ponad 400 km wsi w województwie lubelskim, gdzie rzekomo ma mnie spotkać zrozumienie i miłość. Ale ja to chyba jednak głupia jestem i bardziej już z przyzwyczajenia czy może jakiegoś wrodzonego masochizmu wciąż i wciąż, niemal tydzień w tydzień jeżdżę te 800 km (w obie strony) tylko po to by siedzieć w obcym pokoju i bać się wyjść do łazienki, a później jeszcze być obrzuconą pretensjami dlaczego nic nie robię ze swoim życiem. Ja wiem, że złej baletnicy to coś tam, ale mam wrażenie, że gdybym każdego tygodnia nie rozpoczynała w innej miejscowości to może łatwiej byłoby mi się pozbierać. Może gdyby nikt mnie nie rzucał na głęboką wodę i nie kazał się przyjaźnić z jego matką i całym środowiskiem (podczas gdy z własną matką nie zamieniłam słowa już od kilku miesięcy po tym jak okazało się, że mnie szpieguje w internecie i w jednej z rozmów na gg z Maćkiem nazwałam ja kurwą, a właściwie głupią kurwą, bo zabrakło mi brokułów w lodówce - nie jestem z tego dumna, ale z tego szpiegowania mniej więcej zdawałam sobie sprawę stąd też wziął się mój gniew sformułowany w tych konkretnie słowach. To właściwie takie typowe dla niej. Takie bezpieczne orientować się w sytuacji bez konieczności tworzenia jakichś więzi. Oj tak, tak włąśnie charakteryzuję głupie kurwy. I już mam wyjebane po całości czy kiedykolwiek z nią jeszcze porozmawiam. Nigdy nie była dla mnie matką, w najmniejszym stopniu nie nauczyła mnie co to znaczy być kobietą, z upodobaniem za to starała się i wzbudzić we mnie poczucie winy, że spotykam się z Maćkiem. Gdy przypadkiem na niego wpadła, gdy pewnego razu wróciliśmy znad jeziora spojrzała na niego od góry do dołu i na moje nieśmiałe(pierwszy raz przyprowadzałam jakiegoś chłopaka do domu, więc było to dla mnie dość poważne wydarzenie)"to jest Maciek", rzuciła obojętne "aha" i sobie poszła.) to miałabym szansę opracować plan działania i się go trzymać. Niestety musiałam sobie wymyślić miłość na odległość, w którą inwestuję 80% energii życiowej a w zamian mam chłopaka narkomana-alkoholika-patologicznego kłamcę na psychotropach bez wykształcenia utrzymującego całą rodzinę co wyklucza jakiekolwiek nasze plany przyszłości "bez rodziny". A rodzinę to ma przeuroczą. Tak się składa, że wywodząc się z rodziny o silnych tradycjach szpiegowskich, bez większych rozterek moralnych udało mi się włamać na gg (ach to gg!) chłopaka siostry Maćka. W przypadku najnowszej wersji gg od jakiegoś czasu archiwum rozmów dostępne jest na serwerze gg, więc bardzo łatwo wejść w jego posiadanie. Wystarczy numer i przypisane do niego hasło. No, ale nie ma co wchodzić już w szczegóły techniczne. W każdym razie z rozmów Patryka (bo tak się nazywa ów chłopak, czy już może poważny 27 letni mężczyzna) z drugą siostrą Maćka (nazwijmy ją dalej Zuza. Zuza ma 19 lat, a Karolina - dziewczyna Patryka 28, ale Karolina tu akurat nie wsytępuje) dowiedziałam się, że jestem kaszalotem, głupią pizdą, złodziejką no i że zapycham kible. To z kiblem to w ogóle wieść się na całą wieś rozniosła i Patruś się chwalił kolegom. Spytacie się co trzeba zrobić żeby tak sobie u kogoś nagrabić, odpowiem wam, że nic szczególnego. Wystarczy nie chcieć interaktować z ludźmi i kryć się w pokoju swojego chłopaka udając nieśmiałą. No i jeszcze zapchać kibel, ale tutaj może nie wchodźmy w szczegóły. Uwierzcie mi, że zapchać kibel w obcym miejscu to prawdziwy dramat. Dobra, chyba na razie skończę te gorzkie żale bo jak tak dalej pójdzie to zamiast w Warszawie przesiąść się do autobusu jadącego na Lublin, schowam się w luku bagażowym autobusu do Pragi

30 sierpnia 2013   Dodaj komentarz
buhkh  

Takie tam pierdu pierdu

Przez ostatnie 2 lata wiele się zmieniło w moim życiu, rzuciłam studia, odizolowałam się od świata na ile tylko się dało i stałam się kimś kim nigdy być nie chciałam, ale pomimo tego zostało we mnie coś z tej dawnej śmiesznej dziewczynki. Nie chcę się rozwodzić nad tym co się ze mną działo, to raczej przykra historia i choć cierpiętnictwo to jedna z chętniej uprawianych przez mnie dyscyplin, to muszę się od tego odciąć. Gwoli wyjaśnienia tylko powiem, że wszelkie krzywdy zadawałam sobie osobiście i osoby trzecie nie miały w tym udziału. No, także jakiś wielkich tragedii też się nie spodziewajcie. Jeśli zaś chodzi o osoby trzecie, to ich udział polagał raczej na braku udziału, czyli umyciu rąk - co mnie powiem szczerze najbardziej zabolało.

 

Ostatnio na jakiejś głupiej stronce śmignął mi cytat z Marcina Luthera KInga:

 

Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód .

 

Nazwałabym go streszczeniem mojego problemu, czyli utknięcia w miejscu. Już we wcześniejszych latach miałam z tym problem, ale odkąd posypały się moje akademickie sprawy na dobre pożegnałam się z jakąkolwiek aktywnością i pozbyłam się wszelkich planów, które wymagałyby przekroczenia progu pokoju. Wiem, że miałam się nie żalić, ale chyba poczuję się bardziej zrozumiana jeśli naświetlę moją sytuacje.

 

Całymi dniami, które nagle stają się miesiącami siedzę w pokoju. Zazwyczaj czas upływa mi na graniu w literaki na kurniku (takie polskie scrabble), gdzie konsekwentnie się nie odzywam do współgraczy, w międzyczasie namiętnie odświeżam pudelka i kwejka, od czasu do czasu czytając coś minimalnie bardziej wymagającego wysiłku intelektualnego na wykop.pl no i oczywiście słynny karachan.org. Osatnio przeczytaną przeze mnią książką był "Gottland" Mariusza Szczygła. Czytałam to jakoś zimą, ale nawet nie wiem czy to był jeszcze 2012 czy już 2013, brak jakichkolwiek wspomnień eliminuje takie szczegóły. Na pewno zawęził mi się zasób słownictwa, dlatego jedyne o co proszę to wyrozumiałość. Obecnie niewyobrażalnym dla mnie sukcesem będzie zacząć się czołgać.

 

Największą nowością w moim życiu jest fakt bycia w związku. Nowością największą, ale nie jestem pewna czy też radością. No fajnie jest się mieć do kogo przytulić, ale jednocześnie przytłacza mnie poczucie stagnacji i kilka obowiązków wynikających z bycia w takiej relacji.
Pomimo rosnącego niezadowolenia nic nie zrobię, bo jestem tchórzem i w życiu kieruję się strachem. Sama zresztą nie jestem w stanie ocenić na ile to jedynie moje negatywne postrzeganie świata wyssane z mlekiem matki, a na ile niedopasowanie.

 

Maciej ogólnie jest ok. Jest takim misiem pluszanym, który strasznie lubi się przytulać i ma dobre serduszko chociaż często ciężko to dostrzec przez jego wybitną niedojrzałość. Wysoki, przystojny... i ze wsi. Zarówno w szkole jaki i domu zawsze słyszałam, że nie ma znaczenia skąd dana osoba pochodzi, ani kim są jej rodzice, że wszyscy ludzie są tak samo wspaniali. Wydawało mi się, że w dobie internetu tym bardziej nie ma mowy o jakichś wielkich różnicach pomiędzy ludźmi mieszkającymi na wsi a tymi z miasta, no, ale... No otóż... nie zrozumcie mnie źle, owszem mam problemy z wywyższaniem się, ale nawet biorąc na to poprawkę czasami tok rozumowania Maćka wprawia mnie w osłupienie.

 

Pierwsza sprawa to spędzanie wolnego czasu. Na wsi zazwyczaj młodzi ludzie nie mają zbyt wiele do roboty, owszem jest internet, ale chcąc się spotkać towarzysko jedyną gwarancją dobrej zabawy stają się alkohol i marichuana. Osobiście nie przepadam za alkoholem, a marichuana jawi mi się równie źle jak heroina, więc zazwyczaj na tym polu dochodzi między mną a Maćkiem do konfliktu i w rezultacie, gdy do niego przyjeżdzam zazwyczaj siedzimy osobno każde przy swoim komputerze. Jest w tym też trochę czy nawet dużo mojej winy, bo w sumie moglibyśmy wychodzić na jakieś spacery, ale tutaj pojawia się moja nerwica w duecie z fobią społeczną i druga sprawa charakterystyczna dla środowiska wiejskiego.

 

Na wsi większość ludzi zna się bardzo dobrze i jeśli akurat nie spędzają czasu wolnego na piciu i paleniu, to bez reszty oddają się plotkowaniu i jak się łatwo domyślić najłatwiejszym celem w tym polowaniu na temat stają się "obcy" czyli ludzie spoza danej wsi. Pewno nie ruszałoby mnie to wcale gdybym była zwykłą dziewczyną, ale tak się składa, że mam nadwagę, ogromne kompleksy i zdiagnozowaną nerwicę, więc każde ludzkie spojrzenie w moją stronę jest dla mnie katuszą, bowiem uruchamia machinę domyślania się jak bardzo muszę obrzydliwie i dziwnie wyglądać skoro ktoś się na mnie spojrzał. Gdy sobie pomyślę, że ktoś mógłby mnie obmawiać i śmiać się ze mnie dostaję ataku paniki i chowam się w kącie. Brzmi to śmiesznie, ale śmieszne nie jest. Jestem zwyczajnie wyczerpana. W każdym razie na wsi już samo nie pokazywanie się jest przyczyną do plotek także tak czy inaczej jestem na językach.

 

Właściwie mogłabym jeszcze długo pisać o kulisach mojego związku, ale myślę, że będzie jeszcze na to czas. To nie jest tak, że chcę w ten sposób pokazać swoją wyższość. Od zawsze tak mam, że męczą mnie kłamstwa wciskane samej sobie być może stąd ten mój krytycyzm. Ja się właśnie boję, że staram się ukryć przed samą sobą, że nie pasujemy do siebie, a mną kieruję jedynie strach przed samotnością. Nie mam, ale to zupełnie nie mam osoby, której mogłabym się zwierzyć z tego co się działo przez ostatnie 2 lata. Bardzo potrzebuję kogoś, kto z boku spojrzy na mnie i powie mi co się dzieje, doradzi i doda trochę otuchy, bo ja nie wiem co się dzieje, ale czuję, że nie dzieje się dobrze.

21 sierpnia 2013   Komentarze (2)
hbub  

ifefq

Wrócić tutaj to niesamowite uczucie, trochę jakby przejść do innego wymiaru lub conajmniej wrócić z długiej zamorskiej podróży. Choć od czasu ostatniego wpisu minęły ledwo jakieś 2 lata, czuję się zupełnie obca wobec osoby przedstawionej w tym blogu. Zmieniłam się nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim całkowicie odcięłam się od świata. W zeszłym roku rzuciłam studia i uciekłam z domu chcąc zerwać całkowicie kontakt z rodziną. Sfiksowałam mocno. Po kilku miesiącach wróciłam, ale już nic nie jest jak było i nie będzie. Wszystko jest gorsze, zewsząd atakuje mnie rozczarowanie. Nie mam pracy ani planów na przyszłość. Mam za to chłopaka alkoholika i byłego ćpuna. NIe mam pojęcia jak dałam się w to wszystko wplątać.

20 sierpnia 2013   Dodaj komentarz
feqfwq  

Jeden bilet na powrót do krainy czarów...

Obawiam się, że muszę wrócić na ten szlak, Myszku. Teraz jest czas mojej wolności. Na miłość przyjdzie czas albo nie przyjdzie, ale jak się okazuje nie jest mi ona do życia niezbędna.

NIECH ŻYJE WOLNOŚĆ !

 

...tylko czy mam prawo do zadawania Tobie cierpienia? Czyja krzywda będzie bardziej usprawiedliwiona moja czy Twoja? Niedźwiadku kochany, a co jeśli się mylę? Półbiedy, że jesteś jaki jesteś, ale ta Twoja rodzina... to Twoje otoczenie... Ta twoja przeszłość. Nie wiem czy jestem w stanie to unieść. Sama.

20 sierpnia 2013   Komentarze (2)
hhbb  

To był bez

BOOM, kurwa.

 

Mówią, że jestem szalona

a to szalony jest wiatr

 

Tym pesymistycznym akcentem zaczynam się brać za siebie.

13 listopada 2011   Dodaj komentarz

Goodbye doesn't mean forever... I wish...

Może wrócisz?

 

Na chwilę chociaż, co?

 

Zrobiłbyś mi naleśniki.

 

Tęsknię za nimi.

 

Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek będę pisać aż tak przesłodzone bzdury, które zwykły u mnie wywoływać zduszony śmiech i poczucie wyższości. Ilona Łepkowska czeka na kontakt.

 

A ty juz zawsze będziesz taka chłodna i wyniosła, co?

Idź się lepiej pokundlić, w końcu to lubisz, szczególnie teraz, gdy możesz się usprawiedliwiać złamanym sercem.

 

Tak mi coś mówiło, że to kiepski pomysł puszczać tą piosenkę w Twoim towarzystwie. To była taka ładna piosenka. A teraz to jest taka smutna piosenka.

 

Alaaaaaaaaa ! ! ! On nie wróci, zrozum to kobieto, to była przygoda! Nie umiesz się bawicz. Żenujesz ludzi. Ja cie proszę, ty skończ już, bo obie przecież wiemy, że dobrze się stało. Jesteś uparta, ale są pewne materie, w których tupanie nic nie pomoże. Taka duża z ciebie dziewczynka, a ciągle trzeba ci to powtarzać. Tej histerii też nie udawaj, to nie jest sposób na zwracanie uwagi. ZRÓB COŚ KREATYWNEGO W KOŃCU. Przestań rozpaczliwie szukać alibi dla swojego nieróbstwa, kobieto!

 

Terefere...

 

Do lasu bym poszła... ale w Olsztynie.

Idę.

06 listopada 2011   Dodaj komentarz

jijijijijijijijijijijijijijijijijijijjijijijijijijij...

To óczócie, gdy od wczesnych lat dojrzewania wszelkie swoje plany na przyszłość opierałaś na toposie matki polki, lecz pewnego dnia odkryłaś, że nie masz jakichkolwiek predyspozycji do stworzenia rodziny. Nie musisz zatem już szukać miłości życia, nie jest ci ona do niczego potrzebna. Przyznaj, że wcale nie czujesz się samotna, jest ci z sobą dobrze. Masz talent dziewczyno, mnie samą nabrałaś skamląc, że chciałabys kogos pokochać. Tak już zawsze będzie wyglądać twoje życie.

 

Na takich ludzi jak ja mówią: "wampiry energetyczne".

 

04 listopada 2011   Dodaj komentarz

Niedopalony most.

Sytuacja staje się komiczna, gdy Ala Krymska proponuje spotkanie całej ekipy w Toruniu. Co ty na to Alicjo? Co ty na to M.? (o którym miałam już nigdy nie wspominać)

 

Bo ja mam wyraźną ochotę na odrobinę życia.

03 listopada 2011   Dodaj komentarz

Wio-wiolo-wiolonczelista.

 

 

Chciałabym być wiolonczelą. Może wtedy moja skłonność do przedmiotowego traktowania ludzi byłaby bardziej uzasadniona. Co ja plotę?! Chciałabym być wiolonczelą, bo jestem napalona i bezwstydna, a mężczyźni z tego filmiku zdają się lubić wiolonczele i wiedzą jak się z nimi obchodzić.

 

Więc twierdzisz, że lubisz facetów z padaczką?

 

Ah gdzie, gdzie się podziałam? Czemu zgubiłam korale? Czy kiedykolwiek byłam inna? Czy ktoś zaradzi tej nieuchronnej katastrofie? Nie. Nikt temu nie zaradzi. Wiesz, nie obraź się, ale tak naprawdę ludzi nie obchodzi, że znowu ubolewasz nad swoim zdemoralizowaniem. W życiu każdy odpowiada za siebie. Ludzie mówią: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Jeśli chcesz spać pośród porozrzucanej bielizny i brudnych kubków po kawie, to sobie śpij. Z pewnością nie powinnaś liczyć jednak na to, że pewnego wieczoru przez twój balkon wpadnie ksiaze z workiem na śmieci, posprząta twoj pokój i zostanie do rana celem wyprawienia cię na zajęcia (obowiązkowo całując na do widzenia). Zastanów się czy ty sama kiedykolwiek marzyłaś o tym żeby wpaść do kogoś i sprzątać mu pokój. No chyba nie. Dlaczego więc żyjesz w przekonaniu (tak, tak jak słusznie zauważyła któraś z komentatorek), że ktoś zajmie się twoim życiem, rzeczą skądinąd dużo bardziej poważniejszą niż zaśmiecony pokój.

 

Oh, skończ już z tymi umoralniającymi gadkami, bo ci nie wychodzi.

Więc co masz zamiar zrobić?

Śmiecić i czekać na rychły koniec świata.

 

Ty, posłuchaj. Może zafunduj sobie kiedyś dzień bez myślenia o sobie? Bez interpretowania swoich zachowań i polowania na mężczyzn. Przeczytaj jakąś książkę, wejdź w nowy świat, poszerz horyzonty, bo jesteś nudna. Niedługo sama ze sobą zaczniesz się nudzić. W perspektywie kolejnych 60 lat w samotności, nuda może okazać się dla ciebie niebezpieczną dolegliwością. Ty się śmiejesz, bo wierzysz, że ten ktoś przyjdzie jednak, a ja mówię poważnie. Bo oglądałam seriale i piękniejsze od ciebie marły w zgorzknieniu i zapomnieniu. A teraz powiem ci jeszcze poważniej. To ostatni rok, góra dwa, gdy jesteś w szczytowej formie. Dorastanie się skończyło, zaczęło się starzenie. Rynek się kurczy.

 

Cały ten twój blog jest jak jedno wielkie ogłoszenie: WEŹ MNIE! To niedobrze.

29 października 2011   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 ... 17 18 >
Pewna_dziewczynka | Blogi